R.36.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Any
   Za oknem, mrok otacza okolice. Trawa, ziemia, drzewa i okiennice pokrye małymi ktopelkami, to zanak że nie dawno deszcz dał o sobie znać. W patruję się przez zmoczoną, przezroczystą taflę, na widok po jej drugiej stronie. Zastanawiam się, czy iść i dotrzymać słowa, by mój przeznaczony mnie oznaczył. Ale co dalej będzie? Do czego to wszystko doprowadzi? Co się stanie potem? Podchodzę do okna, i uchylam jego jedną część. Wychylam się lekko i spoglądam na zachmurzone niebo, pełne gwiazd oraz księżyc w pełni. Następnie słyszę z oddali wycie, wiem do kogo Ono należy. To Naket mnie wzywa, prosi o przybycie. Iść czy złamać obietnice.

Camelia
- Idź dziecko. I tak, wcześniej czy później do tego dojdzie. To iż twój Mate ciebie oznaczy, nie znaczy odrazu iż będziesz mu uległa...wrecz przeciwnie to On będzie uległy tobie, mimo iż...bez tego lata za tobą jakby końca nie było.

Any
- Ale ja się boje matko...jeżeli On po tym, mnie odtrąci? Jeżeli ja jego odtrące? A, jeżeli mi go ktoś odbierze?

Camelia
- To naj pierw porozmawiaj z nim o tym. Oby dwoje się boicie i chamujecie...musisz zrozumieć iż...jesteście sobie przeznaczeni, jesteście bratnimi duszami i nikt, nikt nie zdołał was rozdzielić, jak byliście dziećmi i nikt nie rozdzieli was teraz...szczególnie że jesteście już co nie co, doświadczeni, dorośli i umiecie walczyć o swoje. Naket ciebie kocha córeczko, i ani ty, ani pradawni tego nie zmienią.

Any
- A ja...

Camelia
- Ty też go kochasz, tylko się boisz...do tego przyznać. Idź, wiem że chcesz.

Any
- Dobrze idę. Tylko proszę, gdyby coś się tu działo informuj mnie, odrazu. Dobrze?

Camelia
- Dobrze.

   Przez mokre runo leśne, przedziera się dziewczyna. Kroczy przed siebie, zmierza na przód. Prowadzona myślami, obietnicą daną, prowadzona pragnieeniem i miłością. Skrytą, nie wypowiedzianą ale prawdziwą, dziką żądzą. Robiąc krok na przód, ma więcej wątpliwość niż miała dotąd. A jednak, staneła pewnie robiąc krok ostatni. Staneła przed łąką, na której znajduje się, " Strumień prawdy". Rozgląda się na boki, najpierw na prawo lecz nie dostrzega nikogo. Potem jej głowa skręca na lewo, jej dobry wzrok rozpoz naje sylwetke czarnego wilka, który zaczął oddalać się ze spuszczoną głową. Odrazu dopadły ją wyżuty sumienia, iż pozwoliła mu tyle na siebie czekać. Odwróciła się pewnie w stronę którą odchodził. I biegnąć w jego stronę, krzyczała.

Any
- Stój! Czekaj! Zatrzymaj się do cholery, uparty kundlu! Naket!!! Proszę, zatrzymaj się mój futszaku!!!

  Nagle wilk czarny, przystanął i postawił uszy, strzyżąc nimi na boki. Usłyszał wołanie, odwrócił łep, w stronę, dobiegającego głosu, a jego oczy zabłysły...niczym gwiazdy na niebie. Any raptowniem , zatrzymała sie w miejscu i założyła ręce na piersi. Patrząc wymownie, na swojego przeznaczonego w swej deugiej postaci. Powiedziała.

Any
- Taki, podobasz mi się bardziej. Lecz w takiej postaci z tobą nie porozmawiam, a ty mnie nie oznaczysz. W tej chwili, masz się przemienić w ludźką postać...

  Dziewczyna przymkneła oczy, gdy usłyszała pierwszy chrzęst, łamanych kości. Odczekała chwilę aż otworzyła oczy. A Naket stał przed nią na wpół nagi.

Any
- Ubierz coś na siebie!-i szybko się odwróciła

Naket
- A, co. Boisz się, iż ciebie rozproszę kochanie?

Any
- Być może, skarbie. Ale bądź na chwile poważny dobrze. Przed oznaczeniem, musimy porozmawiać.

Naket
- Wiem. Dobrze ubiorw się, ale poczekaj chwilę.

Any
- Bez obaw, nie uciekne...w końcu obiecałam. A teraz, odpowiedź mi na pytanie. Dlaczego odchodziłeś?

  Chłopak ubrany już, stanął na wprost swej ukochanej, popatrzał w jej oczy i powiedział.

Naket
- Czekałem na ciebie, już półtorej godziny...wyłem, wołałem ciebie. Ale jak, po tym nie przyszłaś...pomyślałem że...myślałem że, nie przyjdziesz.

Any
- Wiem. Przepraszam, że tyle na mnie czekałeś ale szczerze mówiąc...prowadziłam wewnętrzną walkę, sama ze sobą. Naket wiem, że mogłeś pomyśleć iż się rozmyśliłam, że nie dotrzymałam słowa...przepraszam. Musisz wiedzieć, że jak coś obiecam, to dotrzymuje obietnicy...a ja tobie obiecałam. Poprostu się boję...no co, się tak gapisz? Boję się, nie chcę być jak te wszystkie dziewczyny...zamknięta przez swego życiowego partnera. Chcę podejmować własne decyzje i chcę byś mnie w nich wspierał. Byś mi doradzał, ale także. Kiedy trzeba miał swoje zdanie. Chcę byśmy razem rządzili naszymi watachami. Nie z osobna, lecz jako jedność.

  Wyznanie dziewczyny zdziwiło Alfe. Na prawde nie spodziewał się, takiego wyznania. Myślał że znowu znajdzie jakiś błachy powód, by nie dać się oznaczyć, ale takich słów się nie spodziewał. A to, co usłyszał z ust swojej mate jeszcze bardziej, go skruszyło.

Any
- Nie jestem idealna, i tak jak ty. Tak i ja mam swoje wady. Jestem uparta, złośliwa, zawzięta i kłutliwa. Czasami szukam byle jakiej wymówki, do czego kolwiek związanego z nami. Czy to spotkania, czy byśmy chwilę posiedzieli w swoim towarzystwie. Brzydzę się sobą, bo wiem że...zostałam zbrukana, przez innego...brzydzę się sobą i boję się bliskości...a nie chce, z całego serca pragnę, by moja nie czysta przeszłość...nie miała odzwierciedlienia, nie pojawiła się teraz i później. By to, co mnie spotkało...nie zaważyło na naszym partnerstwie i związku. Bo czy chcę, czy nie...jesteśmy bratnimi duszami. Jesteśmy sobie pisani i nie istotne ile razy, odejdę. Ile razy, będę chciała zerwać te więzi, one wrócą sto razy silniejsze i bardziej trwalsze. I tu, nawet nie chodzi o to, ile miałeś panienek przedemną, tylko chodzi o mnie...o moją nie pewność...nie ufność i, i...moje uczucia do ciebie, których tak bardzo się boję. Bo wiesz Naket, ja nigdy nie przestałam czuć...nigdy nie przestałam, ciebie darzyć uczuciem...zawsze, nawet w najgłębszej cząstce mnie. Te uczucie tam było , jest i będzie...nie ma znaczenia że, będę się go wypierać czy co innego. Ono tam będzie. Wiem, zdaje sobie sprawe z tego że...wyżądziłam tobie krzywde. I jeżeli po moich słowach, zdecydujesz iż...że nie chcesz mnie oznaczyć już, jako swoją mate...pogodzę się z twoją decyzją. Bo nie zasługuję na ciebie, po tym wszystkim co tobie zrobiłam. Teraz pozwól, że ja poczekam na ciebie. Posiedzę tam,- tu Any wskazała brzeg nad " Strieniem Prawdy"- a ty, przemyśl wszystko na spokojnie. Nawet jak twoja decyzja, będzie inna powiadom mnie o tym.

  Po słowach, dziewczyna odeszła we wcześniej wyznaczone miejsce. Usiadła, skrzyżowała nogi i watrywała się, w spokojną taflę, oraz odbijające się w niej niebo. Po krótce poczuła o ecność swego mate, koło siebie. Przykucnął koło niej i spojrzał na jej od bicie, tak jak Ona widziała jego.

Naket
- Wiesz, co,jest najgorsze? To że, nawet gdybym ciebie nienawidził, gardził tobą, czy nie kochał, nie chciał to ty...ty zawsze będziesz moja, a ja twój.

Any
- Nie rozumiem, teraz ciebie. Możesz mi to wyjaśnić?

Naket
- Gdy wyjechałaś jako dziecko. Wiedziałem że jesteś tylko moja...często tu przychodziłem...nie tylko czekałem, aż wrócisz. Ale tylko tu, w tej tafli...mogłem bez karnie patrzeć na ciebie. Bo ono mi pokazywało, kim jest moja bratnia dusza. A gdy wątpiłem że wrócisz, gdy traciłem nadzieje...spotykałem się z innymi panienkami, by zaraz wrócić tu i siedzieć całymi dniami i nocami, i patrzeć na twoje odbicie jak jakiś maso hista. Już wtedy, kochałem tylko jedną dziewczynę, tylko o jednej myślałem. I teraz...bez względu na wszystko, co było jest i będzie...kocham i będę kochał jedyną kobiete. Ale nie dla tego, że jest mi pisana, przeznaczona, czy moje drugie ja tego żąda. Kocham ją, bo ja tego chcę, tylko przez jej imię, zatyka mi dech w piersiach. Tylko przez jej głos, moje serce bije 100 razy szybciej niż powinno, tylko jej obecność przystważa mnie o, szybsze krążwnie krwi, mrowienie i ciarki...

C.D.N..

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro