R.7.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  Dziewczyna pewnym krokiem, podążała szkolnym korytarzem w stronę powrotną. Przystanęła przy sekretariacie, i zapukała w drewnianą powłokę, która kryła pomieszczenie. Po usłyszeniu zaproszenia, weszła z uśmiechem na twarzy, i przystanęła bo do jej uszu, dobiegł donośny głos, dyrektorki. Za zamkniętymi drzwiami jego gabinetu.

DYREKTORKA

- Ty! Już lepiej, nic nie mów. Czy Cię do reszty, pogrzało? A ty, synu nie potrafisz, zmusić go, do znalezienia sobie stałej partnerki?

Samuel

- Ale..

Naket

- Zamknij się w reście...mało ci było? I, co z nim zrobisz? Wydalisz?

DYREKTORKA

- Nie. Wydalenie nie wchodzi w grę...Zawieszam go, na...trzy tygodnie. Po karze zawieszenia, do końca roku...będzie pomagał słabszym uczniom.

Samuel

- Co?! Ale...

Naket

- Zamknij tą mordę. I tak dobrze, zagrasz...

DYREKTORKA

- Nie zagra, w eliminacjach. Porozmawiam z trenerem.

Samuel

- Kurwa! Ja pier...

DYREKTORKA

- Słownictwo chłopcze. Naket, zobacz czy Any, już jest z powrotem.

  Chłopak otworzył drzwi, od gabinetu swojej matki. Przystanął i przyglądał się uroczemu widokowi. Dziewczyna opierała się o blat biurka sekretarki i śmiała się uroczo, i szczerze do starszej kobiety.

Matilda

- Chyba, czas na ciebie rybko- kiwnęła głową, na znak że ktoś przysłuchuje się ich rozmową.

Any

- Tylko, nie zapomnij i przekaż wujowi, że jest zaproszony na kolację dzisiaj. Oraz, że muszę omówić z nim, sprawy dotyczące watah.

Matilda

- Dobrze słoneczko, nie zapomną. Zaraz do niego zadzwonię i powiadomię o wszystkim. Alfa, z początku będzie psioczył, ale przyjedzie na pewno. A, Any...kiedy mają przyjechać, ci twoi goście?

Any

- Na dniach. Dałam tobie wszystkie papiery, możesz mi je dać. Od razu, osobiście załatwię ich przyjęcie, u dyrektorki. Trochę ich będzie, a ciebie od ciąże.

Matilda

- Proszę i zmykaj już.

   Chłopak przepuścił dziewczynę w drzwiach, i zaciągną się jej zapachem. Który przypominał jemu, dziecinne niewinne lata. Czasy gdy, jeszcze się przyjaźnili. Gdy spotykali się nad ''Strumieniem prawdy''.

DYREKTORKA

- Już jesteś Any, i co jest Mice?

Any

- Kilka zadrapań i siniaków. Wyliże się z tego. Chciałabym, usprawiedliwić  od razu, nie obecność swoją i członków mojego stada. Nie było nas w zeszłym tygodniu. Robiliśmy renowację terenu i domów mieszkalnych. 

DYREKTORKA

- Dobrze. Czy coś jeszcze, w czym mogę tobie pomóc. 

Any

- Ach tak, bym zapomniała. Tutaj mam papiery o przyjęcie, grupy osób. Na dniach powinni już przyjechać na miejsce. Była bym wdzięczna Pani, gdyby Pani zechciała ich przyjąć. To również wilki, tylko...

  Kobieta wzięła papiery i zaczęła przeglądać. Imiona, Nazwiska, wiek, partnerstwo, przynależność...BRAK. W każdym podaniu, tylko przynależności do watahy brakowało. Kobieta marszcząc brwi, spoglądała z kartki na kartkę.

Naket

- Co jest, matko?

  Kobieta uniosła głowę i w nikłym uśmiechu, popatrzała na osiemnastolatkę.

Anabella

- Any, czy to są...

Any

- Tak, proszę Pani. To grupa RENEGATÓW.

Naket

- RENEGACI?!

Samuel

- Renegaci?

Any

- Tak, a co w tym złego? To też wilki, tylko bez Alfy. Teraz członkowie mojego stada. Biorę, pełną odpowiedzialność za te osoby.

Naket

- Matko, nie możesz ich tu przyjąć!

Anabella

- Mogę, i to zrobię. Jeżeli bierzesz za nich odpowiedzialność, i zapewniasz że nie będą sprawiać kłopotów, to czemu nie. Szczególnie że...teraz należą do watahy ''Mglistych kłów''. Czyli mają, przynależność i Alfę. Rozumiecie! A, i jeszcze jedno Naket. Nie radzę tobie, prowokować kogokolwiek, bo będę zmuszona, wydalić ciebie ze szkoły. A zostały, dwa lata. Pamiętaj.

Naket

- Ale, Matko...

Anabella

- Nie ma, żadnego ''ale''. Powiedziałam raz i uszanuj moją decyzję. To wszystko, możecie chłopcy wyjść. 

  Dwóch męskich osobników, nie chętnie wyszło z pomieszczenia. A, dziewczyna usiadła na krześle przed biurkiem dyrektorki. Omawiały kwestie, przyjęcia i rozmieszczenia na skrzydła.

DYREKTORKA

- To wszystko, możesz już iść. Proszę to karteczka dla wykładowcy, by nie psioczył że przeszkadzasz spóźniona. Bo teraz masz zajęcia ze starszą klasą. Chemię organiczną rozszerzoną. Tak?

Any

- Tak i dziękuje Pani serdecznie. Pani Anabell, chciałabym przeprosić i złożyć słowa ubolewania, po stracie...

DYREKTORKA

- Dziękuję Any. Ale wiem doskonale, że to niczyja wina. Mój mate, tak jak twój ojciec, byli starymi upartymi osłami. Do końca, to nawet nie wiemy, o co był ten spór. Do tej pory, zastanawiamy się, c wywołało tą wojnę. Przepraszam za syna i jego zachowanie, oraz za Samuela...

Any

- Luno ''Mrocznych Wilków'', nie godzi się przepraszać, za coś co nie jest twoją wina. Odpowiadasz za dobro i siłę stada, ale nie za zachowanie poszczególnych jednostek. Gdybyś miała to robić, to życia by tobie nie starczyło, by wychować każdego z osobna. I zapewniam, że jeszcze nie raz...spotkamy się w podobnej sytuacji. Bo nie pozwolę, pomiatać swoimi wilkami. Jestem Alfą i Luną, dla watahy ''Mglistych kłów'', ma Matka Camelia również jest Luną. I nie pozwolę, by ktoś pozbawił godności kobietę, która wydała mnie na podły świat. Dziękuje i już idę. Niech Pani, nie zapomni, o późniejszym lunchu z moją Luną.

   Dyrektorka nawet nie wiedziała, jakich słów użyć. Bo słowa Alfy''Mglistych kłów'', nie dość że...zaskoczyły, zszokowały ją. To jeszcze, dziewczyna uświadomiła jej prawdę i odzywała się, z Alfią stanowczością i szacunkiem do Luny z innego stada.

Anabella

- Dziękuje, Alfo ''Mglistych kłów''.

Any

- Za prawdę...się nie dziękuję. Proszę Luno, ''Mrocznych Wilków'', przyjmij ja z godnością.

C.D.N

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro