13. Tail90 - ,,Cumberland"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Recenzja napisana przez IngiS20

Autor książki: Tail90

Kiedy w grę wchodzą uczucia, wszystko inne traci sens – zdaje się, że to zdanie idealnie pasuje do jednego z głównych motywów przewijających się w przeczytanej przeze mnie historii. Mam takie wrażenie, że każde kolejne opowiadanie, które przychodzi mi przeczytać i zrecenzować, jest lepsze od poprzedniego. Oczywiście nie umniejszam talentu pozostałych osób – każda z historii była wyjątkowa i pamiętam je wszystkie (nawet do tego momentu, w którym piszę te słowa) – ale ta historia jest tak świetnie rozplanowana, iż uważam, że jak najbardziej zasługuje na jej wydanie. Żałuję tylko, że nie posiadam wystarczającej wiedzy, aby doradzić w każdej kwestii (a bardzo bym chciała), ale będę się starać napisać to, co czuję, jakie mam przemyślenia po lekturze i mam nadzieję, że perspektywa osoby, która nie jest zakorzeniona w tego typu gatunku też będzie pomocna.

Cumberland jest opowiadaniem (w zasadzie to mogłabym napisać, że książką, gdyż takie sprawia wrażenie) napisanym przez Tali90. W telegraficznym skrócie – jest to historia pięknego uczucia (jakim jest miłość) lorda Berkley'a do panny Elizabeth Burton. Oczywiście w opowieści przeplata się wiele wątków. Nie jest to romans jak wiele osób mogłoby pomyśleć.

Zacznę zatem od samego początku, czyli od opisu. Bardzo dobrze skonstruowany i nie mam wobec niego zastrzeżeń. Tekst ujawnia tyle ile może, równocześnie zachęca czytelnika do zapoznania się z opowieścią. Pierwsze brawa dla Autorki.

Zaglądając, tak to ujmę do wnętrza książeczki (taki mianem będę ją określać) napotykamy na wprowadzenie. Autorka umieściła w nim wiele ważnych wyjaśnień dotyczących samej fabuły, co jest niezwykle przydatne przy tak rozbudowanych historiach – a ta z pewnością do takich należy. Dużym atutem jest również umieszczenie drzew genealogicznych, które ułatwiają czytelnikowi kolokwialne ,,połapanie się" w opisywanych rodzinach oraz bohaterach – mamy czarno na białym, kto od kogo pochodzi itd. O tytułach rozdziałów chyba nie muszę wspominać – zawsze je pochwalam, ponieważ odnoszę wrażenie, że dzięki nim historia staje się jeszcze bardziej poukładana. Tak właśnie było w tym przypadku. Przez cały czas towarzyszyło mi właśnie takie uczucie. O tempie akcji i jej rozplanowaniu wspomnę jeszcze w dalszej części recenzji.

W tej recenzji nie będę zanadto skupiać się na opisywaniu postaci i zdradzaniu fabuły – zainteresowanych odsyłam do dzieła. Ja od razu przejdę do części opiniującej. Postaram się wskazać wszystkie mocne strony tej historii oraz to, nad czym można by było jeszcze nieco popracować.

Najpierw skupię się na ogólnym wrażeniu. Pomysł na opowieść – oryginalny. Wykonanie – z dokładnością o każdy najmniejszy detal. Tekst – zadbany i oczywiście sam wygląd książki (włącznie z okładką) – przyciągający i profesjonalny. Cumberland jest jedną z niewielu pozycji na Wattpadzie, która wizualnie prezentuje się w tak dopieszczony i zadbany sposób. Podejrzewam, że Autorka włożyła dużo czasu i pracy w tę historię i gratuluję powziętego trudu, bo efekt końcowy jest naprawdę powalający.

Opowieść – jak wspomniałam wcześniej – jest wielobarwna i wielowątkowa. Każdy rozdział zawiera w sobie inną historię z zachowanym ciągiem przyczynowo-skutkowym. Jedno wydarzenie wynika z innych. W książce zapoznajemy się z miejscem akcji, z różnymi rodami, ich codziennym życiem, zwyczajami i co najważniejsze z charakterami poszczególnych bohaterów i ich interesami. Jedni bohaterowie zostali wykreowani dokładniej – czytelnik może przyjrzeć im się z bliska. Polubić ich, bądź znienawidzić. Drudzy natomiast zostali pozbawieni szczególnych cech charakteru, niknąc gdzieś w tle i rozmywając się. Myślę, że na ten temat napiszę jeszcze przy okazji wspomnieniu o głównych bohaterach. Zakończenia rozdziałów budzą zainteresowanie. Autorka umieściła w nich zaskakujące elementy, a nawet pytania otwarte, którymi zachęca do myślenia i wskrzesza w czytelniku chęć do zapoznania się z dalszymi losami bohaterów.

Język – niebanalny i niecodzienny, ale dzięki takiej a nie innej konstrukcji, kreuje klimat opowiadanej historii. Pojawiło się w nim kilka drobnych błędów, a niektóre z nich mogą być zwykłymi niedopatrzeniami. Do tych błędów należą: kilka literówek (ale jak na tak obszerny tekst nie było ich dużo), połączenie czasownika z partykułą nie, dywizy zamiast pauz, problemy z czasownikami dokonanymi i niedokonanymi oraz przestawiony szyk wyrazów (chociaż wydaje się, że w niektórych przypadkach świetnie współgrał on ze staromodnym stylem, w którym utrzymano całą historię). W moim ogólnym odczuciu opisy bardzo dobrze się ze sobą łączą. Nie są nachalne, a gdy już się pojawiają, wprowadzają pewne poczucie harmonii i uporządkowania. Są bardzo plastyczne i nawet pomimo tego, iż wydaje się, że nie jest ich zbyt wiele, są wystarczające, aby ukazać zawarty w nich potencjał i obrazowość. Właśnie takie elementy zasługują na dłuższe pochylenie się nad nimi. To, co z pewnością przyciąga do tego typu opowieści to czytelnicza świadomość tego, że tekst został napisany przez osobę, która dobrze zna się na prezentowanej przez siebie rzeczywistości – w uproszczeniu chodzi o to, że Autorka posiada niesamowitą wiedzę historyczną. Bardzo pochwalam wtrącanie różnego rodzaju ciekawostek i tutaj pozwolę sobie wypisać kilka z nich, ponieważ uważam, że zasługują na ich wspomnienie. Autorka zapewniła nam dostęp do ujrzenia oczami wyobraźni ubrań arystokracji, wyglądu mebli, wnętrza budynków, związanych z nimi historii, zwyczajów, czy nazw tańców. Te elementy w sposób szczególny ubogacają tekst i co więcej zmuszają czytelnika do indywidualnych poszukiwań. Sama również nauczyłam się kilku ciekawych słów oraz zainteresowana tematem bali, przeczytałam o nich kilka artykułów. Nawet nie miałam pojęcia, że istniało coś takiego, jak karneciki, które panie udostępniały dżentelmenom do wpisywania się do nich. Takie karneciki wyznaczały porządek tańców. Równie ważnym jest zachowanie kontekstu, w jakim prowadzona jest historia – w tym przypadku Autorka zadbała o ukazanie kontekstu politycznego, czy prawnego. Historia zawiera także pewnego rodzaju elementy komizmu – jak chociażby moment, w którym jedna z bohaterek cały czas przemawiała do swojego męża, który w ogóle się nie odzywał, po czym ona oskarżyła go o to, że ją zagadywał. W tym momencie naprawdę szeroko się uśmiechnęłam. Opowieść obfituje też w wiele niespodziewanych zwrotów akcji.

Z tym akcentem chciałabym przejść do następnej kwestii, jaką są opisy zachowania angielskiej arystokracji. Czasem – w wattpadowych powieściach – brakuje tego typu elementów. Nie uwzględnia się ich, bo po co? Na co są one komu potrzebne? Najważniejsi są tylko główni bohaterowie, a nie jest to prawdą, ponieważ należy dobrze skonstruować przestrzeń, która będzie tych bohaterów otaczała. Zachowanie jest niezwykle istotne i to bardzo mi się podobało, że Autorka przedstawiła mentalność tamtejszych ludzi, ich podejście do majątku, do biednych ludzi, podejście kobiet do mężczyzn – którzy w ich oczach jawią się jako sponsorzy, utrzymujący rozkapryszone żony. Trąci to mocnym materializmem, ale nie oszukując się, właśnie w taki sposób myślały i postępowały ówczesne społeczeństwa. Autorka pokazała także tę bardziej okrutną i mroczną stronę arystokracji – plotki i intrygi, o których nie będę się rozpisywać. Zachęcam do zapoznania się z historią.

Na osobne miejsce w tej recenzji zasłużyli także bohaterowie – jest ich wielu – lecz zanim przejdę do ich ogólnej charakterystyki, napiszę jeszcze kilka słów o uczuciach i dialogach – bo to kolejne bardzo ważne elementy budujące całokształt opowiadania. Uczuć w tej historii było naprawdę wiele – zresztą można by było napisać, że głównym motyw został na nich oparty. Wystąpiła tutaj prawdziwa mozaika, tak samo jak w prawdziwym życiu. Dialogi zbudowane poprawnie. Wyczułam w nich pewną lekkość. Na pewno zostały bardzo dobrze przemyślane. Dzięki nim możemy bardziej odczuć aurę opisywanych miejsc i sytuacji. W tym miejscu, chciałabym uczynić drobne wtrącenie, dotyczące momentu, w którym Charles wyznał Beth, że darzy ją głębokim uczuciem. Przyznaję, że te dialogi bardzo mi się spodobały z wielu względów. Jednym z nich jest to, że były one dosyć naturalne. Miałam wrażenie, że nie były one wymuszone. Nawet reakcja Beth była realistyczna, jak na okoliczności. Takich przemyślanych elementów często brakuje w wattpadowych powieściach.

Tak jak wcześniej było to wspomniane w opowiadaniu występują różni bohaterowie – arystokrackie rodziny, wiodące spokojne życie w miasteczku Cumberland. Oczywiście tylko do pewnego momentu, ponieważ to z pozoru spokojne życie arystokracji zostaje zakłócone przez pojawienie się tajemniczego jegomościa – Charlesa Berkleya. Cóż mogę napisać na temat tej postaci? Wydaje się, że jedynym słowem, które idealnie podsumuje cały charakter tego bohatera, będzie niejednoznaczność, taka wręcz można by było napisać, że ambiwalentność. Charles jest bardzo tajemniczym bohaterem. W zasadzie przez większą część opowieści w ogóle go nie znamy. Autorka nie ujawnia zbyt wiele na jego temat, tylko kilka budzących zainteresowanie faktów, natomiast sama sylwetka bohatera jest kreowana jakby z zewnętrznej perspektywy – to znaczy, że zaznajamiamy się z nią poprzez oczy innych bohaterów. Mężczyzna czasem wydaje się być szorstki i obcesowy – zwłaszcza na początku – lecz im bliżej go poznajemy, przekonujemy się, że tak naprawdę tlą się w nim pozytywne uczucia i coś w rodzaju empatii do innych ludzi (przyjemnie wspomina swoją zmarłą żonę, zanosi zmarłego wieśniaka do wsi, nawet pomaga jednej z sióstr Burton i chroni ją przed zniesławieniem i pomimo wewnętrznych oporów ratuje pana Wentwortha – można by było napisać, że konkurenta w miłosnych zakusach pana Berkleya). Te czyny udowadniają, że Charles jest inny, niż mogłoby się wydawać. W końcowych rozdziałach Autorka ujawnia skrawek jego brudnej przeszłości. Mimo wszystko nawet ona nie jest w stanie przytłumić dobroci, którą emanuje ten bohater. Błędy błędami, liczy się to, co tu i teraz. A w czasie teraźniejszym (opisywanej historii) Charles poznaje jedną z córek lorda Burtona – Elizabeth Burton, w której zakochuje się bezgranicznie. Oczywiście na samym początku jest nią zauroczony. Nie dopuszcza do siebie myśli, że mógłby się zakochać, bowiem przybył do Cumberland w zupełnie innych celach, jednak – jak to słusznie mawiają – serce nie sługa i Charles ulega urokowi rudowłosej Elizabeth. Widać, że w końcowych rozdział jest w stanie wiele dla niej zrobić, lecz równocześnie demony przeszłości dopadają go i sprawa nieco się komplikuje.

Wspomniałam już o drugiej bardzo ważniej postaci, czyli o Elizabeth Burton. Nie wiedzieć, czemu od razu ją polubiłam. Beth jawi się jako silna i zdecydowana kobieta. Taka, która nie życzy sobie dominacji mężczyzny w związku. Znacząco różni się od panien dworu. Ma swoją własną pasję i przekonania. Jako wolna kobieta zamierza się kształcić i nie zważać na opinię innych ludzi i ta cecha podoba mi się w niej najbardziej – bez względu na zdanie arystokracji, Beth z uporem dąży do celu i zachowuje się, lub czyni to, czego naprawdę chce i co uważa za słuszne. Niewiele panien (żeby nie napisać, że żadna) było przyzwyczajonych do takiego sposobu zachowania. Beth jest też typem buntowniczki. Nie lubi prztyków dotyczących jej kobiecości. Szczególnie upodobała sobie słowne dręczenie pana Berkleya (zwłaszcza na początku). Być może już wtedy próbowała zatuszować wzrastające w niej uczucie do mężczyzny. Potem, gdy jest już pewna swoich uczuć, nie wyznaje ich, gdyż obawia się, że zraniłaby swoją siostrę (Charlotte zakochała się w panu Berkley'u). Panna Burton jest też trochę typem detektywa. Analizuje i stara się rozgryźć istotę Charlesa Bekley'a. Stara się dowiedzieć na jego temat, jak najwięcej, gdyż przeczuwała, że mężczyzna mógł mieć jakieś tajemnice, o których nikt nie miał pojęcia. Jej silna osobowość niestety przysparza jej wielu nieprzyjemności. Arystokracja jawnie ją krytykuje – w historii pojawia się wzmianka pastora, który mówi o nieodpowiednim prowadzeniu się dziewczyny. Zresztą pada nawet propozycja, by Elizabeth wyszła za młodego pastora, lecz jej ojciec odrzuca tę propozycję.

Jest to idealny moment, aby przejść do napisaniu paru słów o rodzinie Burton – to bardzo interesująca rodzina, pozostająca na językach tamtejszej, londyńskiej społeczności. Wydaje się, że państwo Burton podążają troszeczkę innymi drogami, niż ich sąsiedzi. Jest to szczególnie zauważalne w przypadku lorda Burtona i jego stosunku do zamążpójścia córek. Nie nalegał i nie planował szybkiego ożenku swoich córek za pierwszych i lepszych kandydatów – zależało mu na tym, by jego córki spotkały naprawdę wartościowych mężczyzn. Myślę, że taki sposób myślenia raczej był dosyć mocno niekonwencjonalnych wśród bogatych rodzin, w których ojcom zależało na tym, żeby wydawać za mąż swoje córki.

Co do kreacji pozostałych bohaterów, to muszę przyznać, że wywołuje ona we mnie mieszane uczucia. Odniosłam lekkie wrażenie, że ich charaktery, sposób bycia zostały nieco rozmyte na rzecz uwypuklenia dwójki głównych bohaterów. Jednak z drugiej strony, wcale nie musi to być błędem. Drugoplanowe postaci nie muszą za bardzo wbijać się w oczy, a przecież pojawiało się kilka postaci, które zostały na tyle dobrze scharakteryzowane, że mogliśmy trochę bliżej się im przyjrzeć. Jedni bohaterowie budzą naszą szczerą sympatię od samego początku (jak chociażby pułkownik Leonard, który za wszelką cenę pragnął pozyskać względy Margharet Burton) inne z kolei wywołują antypatię, której nie możemy zaprzeczyć (zachowanie Margharet, która – ujmując to w oględne słowa – jest panną rozwiązłych i lekkich obyczajów). Samo zakończenie również budzi zainteresowanie. Szczerze pisząc nie spodziewałam się takiego obrotu spraw i zakończenia akcji.

Zbliżamy się do końca tej recenzji – muszę przyznać, że Cumberland podobało mi się pod wieloma względami. Widzę w tej opowieści ciężką pracę Autorki. Wiem, że włożyła w nią dużo czasu, dużo sił i poświęcenia. Podziwiam za historyczną wiedzę, ubranie pewnych zdarzeń, czy zwyczajów w odpowiednie słowa. Na sam koniec wspomnę jeszcze, że opisów w tym opowiadaniu nie było aż tak wiele, ale wydaje mi się, że były one wystarczające. Miałam okazję obejrzeć ten świat poprzez pryzmat uczuć – zresztą podobnie jest w świecie rzeczywistym, bowiem zawsze, gdy na coś patrzymy, wiążemy z tym pewne odczucia. Opowieść ciekawa, na pewno nieszablonowa, a pomysł rzadko spotykany, jak na wattpadowe standardy. Pracę oceniam bardzo wysoko i wierzę, że Autorce uda się wydać kiedyś tę opowieść – a jeśli nie tę, to na pewno inną, ponieważ Autorka zdecydowanie posiada pisarski talent. Życzę mnóstwo weny i cierpliwości do literackich zmagań (czasem bywają naprawdę trudne).

Pozdrawiam
IngiS20

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro