Rozdział 28

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

SOBOTA ~Dzień 40

Spanie na podłodze po dniu na nartach jest najgorszym pomysłem jaki mieli. Obydwoje rano są obolali i nawet gorący prysznic nie zmniejsza napięcia w mięśniach Louisa. Harry stoi przed łazienką, kiedy kończy, jego oczy są zmęczone, a ugryzienie wielkości ust szatyna znajduje się nad jego tatuażem jaskółki. Louis uśmiecha się, kiedy się mijają, a Harry przewraca oczami. Nie są już w bańce, ale również nie chodzą po szkle. Przynajmniej nie teraz.

Louis ubiera się i sprząta ich zmasakrowane wędliny oraz serowy chleb, a potem prostuje pokój, kiedy Harry bierze prysznic. Składa ich ubrania do odpowiednich walizek, zabiera swój wibrator z łóżka z lekkim śmiechem i ściąga pościel z łóżka, więc może pokojówki wybaczą zastanawiające plamy.

Na kilka godzin przed czasem wymeldowania, idą do małej restauracji poleconej przez recepcję. Przez cały poranek niewiele rozmawiali i chociaż Louis chciał to zwalić na zmęczenie, ale jest przekonany, że ich wczorajsza rozmowa, a właściwie jej brak jest oficjalnym końcem noszącym największą wagę.

To bardziej zauważalne, kiedy idą ścieżką do restauracji, kiedy cisza jest ostra jasnym rankiem, a dźwięk ich butów jest jedynym odgłosem. Komfortowa cisza to jedna rzecz, ale ostra cisza jest czymś innym. Louis myśli nad rzeczami do powiedzenia, ale wszystkie jego pomysły upadają, nim opuszczają jego usta. W końcu robi jedyną rzecz, którą z pewnością wie jak robić i łączy ich palce, by trzymać się za ręce. Ściska dłoń Harry'ego, kiedy idą dalej. Zauważa, że wstrzymuje oddech przez całą pauzę, nim w końcu Harry oddaje uścisk.

Restauracja jest małym domem w stylu bistro z obrusami i wazami z kwiatami na każdym stole. Ściany są białe z boazerią oraz wielkimi oknami dającymi perfekcyjnie jasne i naturalne światło. Hostessa wydają się zadowoloną, widząc ich, kiedy prosi ich by usiedli, a potem wręcza im menu. Louis i Harry dziękują jej i znowu zapada cisza. Louis nie zdaje sobie sprawy z tego, że przygryza wargę, kiedy czyta menu, póki kciuk Harry'ego delikatnie jej nie uwalnia. Wygląda na lekko zaskoczonego, kiedy brunet zabiera swoją rękę. - Tak? - Pyta. Jego głos żenująco się łamie od tak długiego nieużywania.

Harry wzrusza ramionami, a potem pochyla się, by pocałować Louisa, powoli i delikatnie. Ich wargi są rozchylone z delikatnym westchnieniem, kiedy się odsuwają. - Przypomniało mi się, że dzisiaj rano cię nie pocałowałem - mówi z małym uśmiechem, nim wraca do swojego menu. Louis musi się powstrzymać od przebiegnięcia palcem po ustach. Tył jego umysłu się wywija, zastanawiając się czy to będzie ich ostatni pocałunek. Kręci głową, aby pozbyć się tych myśli, mając nadzieję, że Harry nie zauważy.

Kelnerka przynosi dwa kubki kawy, nim mogą zapytać, a potem odbiera ich zamówienia, wafle dla Harry'ego i tosty francuskie dla Louisa, a potem znika w tle. Louis bierze powolny łyk swojej kawy, desperacko próbując coś powiedzieć, ale Harry go pokonuje. - Wiem, że nie rozmawiamy o pracy, ale muszę zapytać. Kontaktowałeś się w ogóle z Ellą? - Louis pochyla głowę, zmieszany. - Z New Yorkera?

Zrozumienie szybko pojawia się na twarzy Louisa. Nie wydaje się żeby tydzień temu dostał kartę biznesową od Zayna, kiedy Harry spał w jego łóżku. To wydaje się być dawno temu, kiedy on i Harry spędzili cały dzień w różnych formach rozebrania, kiedy oglądali telewizję i odpoczywali. W porównaniu do teraz to naprawdę dawno temu, odkąd nad wszystkim co zbudowali pojawiły się czarne chmury, ale nie o to pytał Harry.

- Tak - mówi. - W zeszłym tygodniu wysłałem jej e-maila i ustaliliśmy połączenie na ten tydzień z edytorem, z którym chciała żebym porozmawiał. - Nie może ignorować błysku w oczach Harry'ego, jego uśmiech jest zarażający.

- I nic mi nie powiedziałeś? - Nie ma żadnego jadu w jego głosie, kiedy podnosi kubek z kawą.

- Nie chciałem zapeszyć - mówi Louis. - Ale powiedziałbym ci.

- Z niepokojem bym na to czekał. Kiedy to jest?

- W środę - mówi Louis. To pierwszy konkretny dzień, o którym rozmawiają po dniu czterdziestym i nie jest stracony.

Harry mruczy i kiwa głową. - Cokolwiek się stanie wiedz, że jestem z ciebie dumny. Jesteś wspaniały w swojej pracy.

Obydwoje się śmieją a Louis przewraca oczami. Nie może przestać analizować 'cokolwiek się stanie' części. Miał na myśli telefon czy ich? Louis nie może myśleć o tym dłużej niż przez uderzenie serca albo straci oddech.

Potem rozmowa staje się prostsza, chociaż Louis wydaje się być nieźle rozproszony. Żuje gryz francuskiego tosta i prawie go wypluwa, chcąc zapytać 'Hej, naprawdę to robimy? Powiemy tak?', ale nie robi tego. Chociaż po świeżej kawie prawie krzyczy. 'Co chciałeś wczoraj powiedzieć zanim odszedłeś? O co w tym chodziło', ale tego również nie robi. Kiedy Harry płaci rachunek, zdaje sobie sprawę z tego, że nie wie co brunet by odpowiedział, a lęk jest zbyt duży dla jego delikatnie bijącego serca.

- Spieszy nam się do powrotu? - Pyta Harry, odkładając długopis po podpisaniu rachunku. - Myślałem, że miło byłoby się przejść.

Louis kręci głową. - Bez pośpiechu - mówi, uśmiechając się delikatnie. - Byłoby świetnie.

- Jeszcze jedna filiżanka kawy - mówi Harry, a Louis myśli, że mógłby płakać, kiedy kiwa głową. Za swoim małym uśmiechem i delikatnym kiwnięciem głową, wariuje. Traci zmysły przez pytania, wątpliwości, odpowiedzi, których nie chce znać.

Nim zbierają się do wyjścia, Harry przesuwa przez swoje e-maile, a Louis patrzy na niego, jego oczy wyglądają na znudzone. Wykrzykuje pytanie cichym szeptem w swojej głowie: 'Wybierzesz mnie? Jestem tym? Na to czekamy? Czy o tym wszyscy mówią, czy tak się powinno odczuwać miłość?' Ale Harry nie unosi wzroku.

~*~

Chodzą w dużym kółku wokół ośrodka i zakopują się w śniegu, ale to jedyne co mogą zrobić przed wymeldowaniem z hotelu i pojechaniem do domu. - Poprowadzę - mówi Louis, kiedy rzucają swoje torby na tylne siedzenia.

- Jesteś pewien? - Pyta Harry. Zakłada swoje okulary przeciwsłoneczne i poprawia je na koniuszku nosa. - Założę się, że mógłby się nauczyć jeździć po śniegu.

Louis prycha. - Zostawmy to na następny raz. Chciałbym dzisiaj dojechać do domu.

- Myślałem, że nam się nie spieszy - mówi Harry z zabawnym uśmiechem, kiedy wsiada na miejsce pasażera.

Jeśli Louis miałby decydować, nigdy nie dojechaliby do domu. Dzień czterdziesty nigdy by się nie skończył i nie musieliby stawać twarzą w twarz z dzisiejszym wieczorem, jednak mile między Windham i Nowym Jorku mijają w niedzielne popołudnie na otwartej drodze. Jedzie dokładnie z wyznaczonym limitem prędkości, a czasami nawet pod nim, ale to nie zatrzymuję ich stabilnej drogi do miasta. Harry mruczy razem z playlistą, ale nie próbuje go zagadywać, kiedy wpatruje się w przeciwne okno. Ponownie Louis chcę się go zapytać o czym myśli, ale gryzie się w język. Poczeka do wieczora, będzie grał według zasad, nawet jeśli to go zabije.

W połowie Louis próbuje zracjonalizować scenerię przed nimi i idzie to tak:

Obydwoje mogą zdecydować, że zostają ze sobą i obydwoje mogą zdecydować się odejść. Może znieść te możliwości. Inną opcją jest jeśli obydwoje zadecydują inaczej, opcja o której dwa tygodnie temu mówiła Julia. Powiedziała żeby o tym pomyśleli, ale Louis zamknął to niczym zły sen.

Myśli, że byłby w stanie to znieść, gdyby Harry powiedział nie, a on tak. Myśli, że mógłby się po tym pozbierać jak po każdym złamanym sercu i ruszyć dalej bez gorzkich uczuć. Prawie śmieje się głośno na to krzykliwe kłamstwo. Otworzył się na Harry'ego w każdy możliwy sposób, dla Harry'ego, który zdecyduje, że nie lubi tego co widzi, łamiąc jego serce na kawałki. Myślenie o nim sprawia, że bierze głęboki wdech, a potem zaciska swoje palce na kierownicy.

Harry odwraca się na ten ruch, uśmiechając się, kiedy podśpiewuje 'The Louvre'. Louis także się uśmiecha i kiwa głową, jakby Harry zadał pytanie, nim z powrotem skupia się na drodze. Harry nie ma wyrazu twarzy, jakby ktoś go zranił, ale znowu, nikt zazwyczaj nie pokazuje tak swojego bólu. Czasami ranimy ludzi, nie próbując tego robić.

Louis przełyka, kiedy myśli o ostatniej możliwości: szansa, że Harry powie tak, a on sam odejdzie. Nie może sobie wyobrazić tego inaczej niż Harry ze złamanym sercem, taka samo jak Harry mówiący nie złamałby jego. Najgorsza część jest taka, że wie, iż Harry udawałby, że wszystko jest w porządku. Harry piękny, wspaniały Harry uśmiechnąłby się i to przyjął. Odsunąłby na bok swoje złamane serce tak jak zawsze i tylko wytrenowane oko wiedziałoby jak bardzo go to zabolało.

Niestety, myśli Louis, kiedy podnosi się na swoim siedzeniu, on ma wytrenowane oko; jeśli zrani Harry'ego będzie dokładnie wiedział jak źle jest. Pytanie czy mógłby żyć z tym co by zrobił.

O wiele za wcześnie wracają do Manhattanu i przed mieszkanie Louisa. Obydwoje wysiadają z samochodu i spotykają się na chodniku, Louis musi się powstrzymywać z całych sił, aby się nie odwrócić i ucieknąć. Z jakiegoś powodu ucieczka wydaje się być łatwiejsza niż to, stanie twarzą do Harry'ego, by powiedzieć ciche pożegnanie, nim pójdą oddzielnymi drogami, by dowiedzieć się co wyprawiają.

- Cóż, zrobiliśmy to - mówi Louis z przyklejonym uśmiechem. - Czterdzieści dni.

- Prawie - mówi Harry z uśmiechem pasującym do Louisa, ale nie sięgającym jego oczu.

- Prawie - zgadza się Louis, kiwając głową. Utrzymują kontakt wzrokowy, ale Louis jako pierwszy odwraca wzrok w razie gdyby Harry był w stanie z niego wyczytać jego niepewności. - Dziękuję ci za ten weekend. Było - kręci głową. - Naprawdę dobrze.

- Naprawdę dobrze - zgadza się Harry z uśmiechem. - Dziękuję za to, że ze mną pojechałeś. Za tą całą rzecz. Czterdzieści dni, weekend, wszystko.

- Oczywiście - mówi Louis, nagła gula w jego gardle sprawia, że słowa trudniej wychodzą. - Do zobaczenia wieczorem?

Harry kiwa głową, jego usta są zaciśnięte. - W Central Parku o siódmej.

Louis uśmiecha się. - Ty dziwaku. - Nie czeka, by zobaczyć co Harry zrobi jako następne, po prostu podchodzi do niego. Jego dłoń wślizguje się na bok szyi bruneta, kiedy go całuje, jego kciuk przechodzi po jego żuchwie. Pocałunek zbyt szybko się kończy, a Louis stara się zbytnio nie analizować powolnego tempa w jakim Harry oddawał jego pocałunek.

- Do zobaczenia - mówi, machając, kiedy stawia krok w stronę budynku. Zarzuca swoja torbę, a Harry jedynie stoi tam, obserwując go. Louis zatrzymuje się, by zobaczyć czy zamierza coś powiedzieć, ale nic nie nadchodzi, więc kieruje się do lobby. Kiedy wchodzi do windy, Harry wciąż stoi na chodniku, ale jego oczy nie są na Louisie. Patrzy w niego, ma dłonie w kieszeniach. Gdyby Louis był wierzący, przyrzekłby, że wygląda jakby się modlił.

~*~

Wewnątrz swojego mieszkania Louis jest jak uwięziony kot. Nie może myśleć i siedzieć przez więcej niż kilka sekund, a chodzenie po kuchni szybko mu się nudzi. Rozpakowuje swoją torbę i pije piwo, robi łóżko i sprząta łazienkę, nim bierze swoją kurtkę oraz kluczyki, zostawiając swoje mieszkanie.

Jego instynkt mówi: 'idź do Harry'ego' Harry jest jego domyślnym wyborem. Gdyby to był jakikolwiek inny dzień poszedłby tam bez pytania. Jedno połączenie i byłby w drodze.

Nie dzisiaj.

Nie może o tym rozmawiać z Harrym, nie może dać Harry'emu znać jakie stres w jego sercu wywołuje myśl o decyzji. Harry musi podjąć decyzję bez Louisa w swoim progu, więc idzie do następnej najlepszej opcji, kiedy idzie na stację metra. Dzwoni do Zayna.

~*~

Nialla nie ma popołudniu i Louis jest jednocześnie wdzięczny jak i jest mu przykro. Kocha Nialla jak brata, tak samo jak kocha Zayna, ale potrzebuje kogoś kto będzie z nim całkowicie szczery i wie kto to będzie z ich dwójki.

Zayn otwiera drzwi z telefonem przytkniętym do ucha i odsuwa się, kiedy Louis wchodzi. - Niall - wyjaśnia, gdy się rozłącza. - Powiedziałem mu żeby został trochę dłużej i że masz kryzys.

- Dzięku - mówi Louis, przebiegając dłonią po włosach i pozwalając im opaść. - Hej - mówi do Zayna. - Nie mam kryzysu.

Zayn przechyla głowę. - Jasne.

Louis unosi się na kanapie z łokciami na swoich kolanach. W żołądku odczuwa jakby spadał, ale nawet się nie porusza. Nie wie dlaczego myślał, że Zayn pomoże, potrzebuje kogoś innego i wie, że to prawda.

- Jak było na nartach? - Pya Zan, kiedy siada na fotelu zdala od kanapy. - Wszyscy wrócili do domu w jednym kawałku?

- Myślę, że zakochuję się w Harrym - mówi głośno Louis, słowa wybiegają szybko niczym wyrzucane noże.

- Zakochujesz się? - Powtarza Zayn.

Louis otwiera usta, a potem je zamyka. Ma sucho w ustach. - Mogłem już się zakochać.

Zayn osuwa się na fotelu w tym samym czasie, gdy Louis zakrywa swoją twarz dłońmi. - Chcesz zacząć od początku?

Louis nie ma czasu, by zacząć od początku, więc zaczyna gdzieś od środka, ale wypowiedziane na głos nie ma to większego sensu. Tak wiele się między nimi wydarzyło w tak krótkim odstępie czasu, to jak Harry się śmieje i patrzy na niego, jak się dotykają, jak czytają swoje myśli i kończą swoje zdania, ich wszystkie wewnętrzne żarty. To jak Harry jest ostatnią osobą o której myśli wieczorem i pierwszą z rana, wszystkie sekrety, które sobie powiedzieli, to jak wywrócili siebie do góry nogami. Te sekretne momenty, o których nikt inny nie wie, uśmiechy wbite w szyję i obietnice złożone na obojczykach. To wszystko na raz i nic z tego nie może być zsumowane słowami.

Do czasu nim Louis kończy swoje wyjaśnienie nie wie czy to ma sens. Nie wie jak wyjaśnić, że zakochał się bez próbowania, znalazł się w tym po uszy, nie mając się czego trzymać. Niczego prócz Harry'ego.

- I dzisiaj musisz mu powiedzieć?

Zmieszanie w głosie Zayna mówi Louisowi, że nie udało mu się odpowiednio przekazać historii. Kiwa głową. Zayn zaciska wargi, a jego oczy są ostrożne. - Nie sądzę, by w tej sytuacji ktokolwiek mógłby powiedzieć ci co robić, Lou. To musi być twoja decyzja.

- Wiem - mówi Louis. - I myślę, że wiem co chcę mu powiedzieć. - Nagle wie to z każdym uderzeniem swojego serca.

- Racja. - Zayn bierze głęboki wdech. - Wiesz co on zamierza powiedzieć? Chce się z tobą spotykać?

Louis trochę smutnieje. - Myślę, że wiem, ale nie jestem pewny. Kiedy powiedziałem, że nie rozmawialiśmy o tym, mówiłem prawdę.

Zayn ponownie kiwa głową. Klepie dłońmi o swoje uda, a Louis od razu myśli o Julii. - Powiem ci dokładnie to co powiedziałbym Harry'emu gdyby to on tutaj siedział i powiedział wszystkie te rzeczy, które ty mi powiedziałeś.

- Dobrze - mówi Louis powoli i z zawahaniem.

- Musicie się odnaleźć - mówi, powtarzając swój sentyment z nocy urodzin Harry'ego. To nie tego spodziewał się Louis. - Wiem, że obydwoje weszliście w to razem i chcesz, aby z tego było coś prawdziwego, ale musisz myśleć o chronieniu siebie przed, cóż, samym sobą.

- Co? - Louis kręci głową. To nie gra wideo, nie potrzebuje obrony.

- Wszystko się skomplikuje, Louis. - Zayn wzrusza ramionami i ponownie wzdycha. - Są w to zaangażowane emocje, których się nie spodziewałeś. Naprawdę przemyślałeś wszystkie możliwości?

- Tak - mówi obronnie Louis. - Dwa razy przebiegłem każdy scenariusz.

- Myślałeś o dniu czterdziestym trzecim?

- Co? - Louis przewraca oczami. - Nie. To czterdziestodniowy eksperyment.

- Wiem - mówi Zayn, jego głos traci swoją stałą cierpliwość. - Ale musiałeś myśleć o powiedzeniu dzisiaj tak i zerwaniu w czterdziestym trzecim dniu? Ocaliłeś swoją przyjaźń, by zrujnować ją w środę?

Louis mruga w ciszy, jego żołądek szaleje. W samochodzie miał jedynie cztery scenariusze, nie pozwolił sobie myśleć o piątym. Co się stanie, jeśli dzisiaj powiedzą sobie tak, a potem to się rozpadnie? Ich zerwanie jest nieuniknione, prawda? Nie są dobrzy w utrzymywaniu rzeczy, żaden z nich nie był. Wiedzą te, przyznali to głośno, więc co z tego, że przedłużą to po czterdziestym dniu, jeśli i tak to stracą. To tylko przedłuży nieuniknione.

- O mój Boże - mówi Louis, jego serce opada, kiedy przyciska pięści do oczu. - Co myśmy zrobili?

- Nie zrobiłeś niczego źle, Lou. Żaden z was nie zrobił. Jeszcze nie. - Głos Zayna jest delikatny, ale Louis boi się spojrzeć mu w oczy. - Ale musisz pomyśleć o ryzyku i zdecydować czy jest to warte.

Louis ponownie unosi wzrok, emocje wypełniają jego płuca. Zayn wygląda na smutnego, jakby nie chciał być tym przekazującym złe wiadomości, ale Louis wie, że tego potrzebował. Potrzebował kogoś, by otworzył mu szerzej oczy, po prostu nie zdawał sobie sprawy z tego co znajdzie.

- Przykro mi, Lou.

Louis kręci głową i pozostaje cicho. Julia próbowała ich ostrzec, a teraz Zayn powiedział im to jeszcze raz: nie byli dobrzy w związkach, a fakt, że są najlepszymi przyjaciółmi niczego nie zmienia. Zranienie siebie jest nieuniknione, czy zrobią to teraz czy później. Prawda zawisa, a Louis myśli, że może się załamać tu i teraz na kanapie, jeśli tylko nie będzie ostrożny.

Niebo już zaczyna robić się ciemne, kiedy Louis wstaje i wie, że nie ma już czasu na przemyślenia. Musi iść spotkać się z Harrym.

- Louis - mówi Zayn również wstając. - Nie chcę być tym, który decyduje za ciebie, dobra? Nie pozwól temu co mówię zmienić twoich myśli. Po prostu chcę abyś miał wgląd na wszystkie możliwości.

Louis kiwa głową, jego oczy ciemnieją. - Nie, dobrze jest mieć więcej perspektyw, tak sądzę. - Próbuje się uśmiechnąć, ale wyprostowany grymas Zayna mówi mu, że nie wyszło.

Bierze swój płaszcz z kuchennej lady i zakłada go na siebie, jego myśli są kompletnym bałaganem, kiedy jego serce sporadycznie bije. Niall otwiera drzwi, kiedy Louis ma pociągnąć za klamkę i szatyn patrzy jak jego zaskoczony uśmiech zmienia się w alarm, kiedy Louis przeciska się obok niego bez słowa. - Co mu powiedziałeś? - Niall syczy do Zayna, ale Louis nie może nawet znaleźć w sobie chęci do zaśmiania się. Naciska przycisk windy bez oglądania się za siebie, już z pewnością jego serce rozpada się głęboko w jego klatce piersiowej.

~*~

Wykorzystuje swój słodki czas, chodząc po Central Parku. Mogłoby być jak w filmie, myśli. Powolny spacer jest perfekcyjnym czasem na przemyślenia na temat ostatnich sześciu tygodni z Harrym, ale nie pozwala sobie na robienie tego. To nie jest film, który ktokolwiek chciałby zobaczyć.

Specjalnie utrzymuje swoje myśli zajętymi, wpatruje się w chodnik. Wciąż wraca do tego co powiedział Zayn o chornieniu siebie nawzajem. Jak, zastanawia się, mogą się chronić przez powiedzenie dzisiaj tak, a potem pozwolić na rozstanie za dzień, tydzień, miesiąc, ile to tam zajmie. To nieuniknione. Koniec jest nieunikniony, to tylko kwestia czasu nim to zakończą. Ktoś musi okazać im łaskę, nim odcięcie będzie bolesne i zainfekowane. Muszą być czyści.

Z kierunku, z którego Louis wchodzi do parku, może zobaczyć Harry'ego podrygującego przed łąwką. Zmierzch tworzy cienie wokół, ale światła uliczne są wciąż wystarczająco jasne, by powstrzymać chodnik od całkowitego zmroku. Louis spowalnia swój chód, kiedy patrzy jak Harry idzie w przód i w tył, mając ręce za plecami. Louis próbuje zobaczyć jego twarz, a kiedy mu się to udaje, widzi, że Harry zagryza uśmiech. Zna ten uśmiech, tak wygląda, gdy ma wielkie wiadomości albo coś ekscytującego do powiedzenia.

W tej chwili, zdaje sobie sprawę z tego, że już wie co Harry zamierza wybrać. Louis może to z niego wyczytać jak słowa na papierze. Harry zamierza powiedzieć, że powinni to kontynuować, będzie patrzył na Louisa jasnymi oczami i uśmiechał się z dołeczkami. Będzie mówił o tym jak łatwe to było, to jak nigdy nie był z nikim innym w takiej relacji. Przez chwilę Louis chce na to pozwolić. Chce posłuchać tego co Harry ma do powiedzenia i bez pytania pozwolić sobie wpaść mu w ramiona.

Nie może. Teraz to wie.

Bierze głęboki wdech, kiedy przygotowuje do tego, by wyjść za róg, w pole widzenia Harry'ego. Jedyny sposób, by to przerwać jest taki, że to on musi mówić jako pierwszy. Musi złamać serce Harry'ego, udając że jego własne w tym samym czasie się nie rozrywa. To rola życia, a on właśnie został zatrudniony w głównym akcie.

Unosi swój podbródek, kiedy Harry go zauważa, jego twarz się rozjaśnia, tak jak Louis wiedział, że będzie. Nie pasuje do jego uśmiechu, który nie jest taki jak zwykle, utrzymuje swoją twarz pasywną i znudzoną. Uśmiech Harry'ego się zmniejsza i jest to pierwsza rysa na sercu, jakby wiedział co Louis zamierza z nim zrobić.

Louis nie wie co ma powiedzieć, dopóki nie jest tuż przed Harrym, a potem słowa formułują się na tyle jego krtani. Bierze oddech przerwy, gdzie wciąż może zatrzymać tą całą rzecz, ale pozwoli temu minąć. 'Przepraszam, kochanie' mówi cicho, nim otwiera usta, by powiedzieć głośno.

- Powinniśmy w ogóle to robić? - Uśmiech nie pojawia się na jego ustach. To smutne otwarcie, kiedy mogłoby być lepiej 'Potrzebujemy tego?' - powinien zapytać. 'Musimy stać tutaj jak w kawalerach do wzięcia, by zdecydować czy właśnie na to czekaliśmy?' Harry przełyka, jego brwi się marszczą, a Louis nadal się uśmiecha niczym maniak, jakby napił się energetyka. - Czy powinniśmy po prostu przyznać, że było zabawnie, ale nie ma możliwości, by to zadziałało?

Patrzy jak każde słowo spływa po Harrym, zaskoczenie w jego oczach, ponieważ tego nie rozumie. - Co?

- My, H. - Louis czuje kwas podchodzący mu do gardła. - Nie zadziałamy, To było... - kręci głową, więc jego głos się nie łamie, ale i tak to robi. - To było niesamowite. - Póki co to pierwsza szczera rzecz, którą powiedział. Unosi swój podbródek i używa ostrzejszych słów. - Ale musimy patrzeć na to realistycznie. Nie powinniśmy się spotykać tylko dlatego, bo jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Daliśmy temu szansę. - Nie zadziałało. Nie może zmusić się do wypowiedzenia tej części, ponieważ to kłamstwo smakuje najgorzej. Oczywiście, że działało; zakochali się w sobie. Mógł czytać z Harry'ego tygodnie temu, ale nigdy nie dał sobie szansy na zaznajomienie.

Zmieszanie w oczach Harry'ego zamienia się w ból, kiedy zaczyna to rozumieć, jego usta się rozwierają, ale potem wszystko się zaciska i wygląda na wypompowanego. Louis cieszył się swoją odpowiedzialnością za śmiech, przyjemność, wesołość Harry'ego przez ostatnie sześć tygodni, ale tej części nienawidzi. - Cholera cię, Louis - mówi z obrzydzeniem w swoim głosie, imię szatyna jest bardziej prychnięciem.

Louis patrzy w ziemię, ponieważ nawet teraz myśli, że jeśli teraz spojrzy Harry'emu w oczy to ten będzie mógł dostrzec prawdę.

- Dlaczego to robisz?

Louis zaciska swoje tylne zęby. Harry jest książką, którą niektórzy ludzie potrafią czytać i on zalicza się do tych kilku szczęściarzy, nigdy nie zdawał sobie sprawy z tego, że Harry też potrafi czytać z niego. Powoli, unosi wzrok. - Tak jest łatwiej - mówi. - W innym przypadku będzie bałagan, wiesz?

Twarz Harry'ego się marszczy, a potem ponownie kręci głową. Rękę, którą trzymał na plecach, wkłada w swoje włosy i odrzuca je na bok. Wygląda jakby zamierzał walczyć i bez zbytniego pozwolenia Louis mówi. - Racja? Jesteśmy po tej samej stronie, prawda? - Może usłyszeć desperację w swoim głosie i nienawidzi tego. Wciąż, daje Harry'emu linę, żeby ją złapał.

Harry patrzy na niego, zielone oczy są ciężkie, a szczęka zaciśnięta. Powoli kiwa głową i jak gaszone światło, Louis wie, że się poddał. Była iskra, która chciała walczyć, ale coś ją odciągnęło. - Ta sama strona - mówi cicho. - Tak.

Louis zaciska swoje pięści, aby nie krzyknąć "Żartowałem! Oczywiście, że żartowałem', przełyka. To trudna część. Jeśli przejdzie przez to, będzie w porządku. Oderwanie plastra. Początek jest zawsze najgorszy. - Wciąż będziemy się widzieć - mówi Louis. - To nie tak, że nasza przyjaźń jest skończona czy coś.

Harry kiwa głową, ale nie ma niczego w jego oczach. Louis również może wziąć za to odpowiedzialność. - Racja.

Louis kiwa głową i to, myśli, może być najgorsza część z najgorszych części. Stanie tutaj w ciszy, kiedy zapada ciemność i jest zimno. Gdzie się to wszystko zaczęło, tam się i kończy. Nie myślał, że poetyczna ironia tak będzie ranić.

- Sądzę...

Louis unosi wzrok na głos Harry'ego, jest w tym coś dziwnego.

Harry oczyszcza swoje gardło. - Sądzę, że potrzebuję kilku dni.

Louis kiwa głową, a Harry szybko odwraca wzrok. To wtedy, kiedy Louis widzi jak jego rzęsy mrugają, zdaje sobie sprawę z tego, że jego głos jest cienki i próbuje nie płakać. Louis przełyka i dochodzi do wniosku, że gula w jego gardle znajduje się tam z tego samego powodu. Harry znowu na niego zerka, jego usta są rozwarte, jakby planował powiedzieć coś innego. Louis czeka cierpliwie w razie gdyby coś miałoby nadejść, ale jest cicho. Louis mógłby powiedzieć coś więcej, ale sądzi, że powiedział wystarczająco. Nie chce słuchać więcej swojego głosu, jeśli może to pomóc.

Bez żadnego słowa Harry odwraca się i odchodzi. Żadnego 'pa' ani 'do zobaczenia jutro'. Jedynie cisza wędrująca za nim niczym mgła. Louis jest przekonany, że zasługuje na coś gorszego. Stoi tam jeszcze chwilę, nim odwraca się w stronę, z której przyszedł i zaczyna wracać do swojego mieszkania. Nie zdaje sobie sprawy z tego, że płacze, dopóki jedna łza nie spływa na jego wargi, słona i gorzka. Wyciera ją szybko i pociąga nosem. Idzie dalej.

Powiedzieli, że pod koniec będzie dobrze. Cokolwiek się nie stanie będą przyjaciółmi. 'To ty i ja' Jak wiele razy Louis to powiedział w ciągu ostatnich czterdziestu dni? Przygryza swoją wargę, kiedy idzie po zatłoczonym chodniku. Nic nie może na to poradzić, ale czuje, że to kłamstwo. Sposób w jakim kawałki jego złamanego serca się od siebie odsuwają, to jak ciężko jest mu złapać oddech, nie sądzi, że będzie dobrze. W ogóle.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro