R1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

<Taylor>

Wróciłam ze szpitala cała obolała, za kilka godzin ma przyjechać do mnie Setty, nie mogę się już doczekać. Rodzice mają dla mnie jakąś niespodziankę nazajutrz, ale ważne jest co będzie dzisiaj. W szpitalu powiedzieli mi że to wyniki stresu i przemęczenia. Wszystko możliwe. Bardzo boję się tego jak wypadniemy, nasza szkoła wierzy w mój układ, że poprowadzi nas do zwycięstwa.  Zaraz po wejściu do domu udałam się do mojego ukochanego pokoju, jest duży i przytulny, ma zielono niebieskie ściany, duże okno z balkonem, szafy z moimi ubraniami oraz sporą gablotkę z moimi osiągnięciami. Na miejscu rzuciłam się jak kłoda na łóżko, z szafki nocnej wzięłam do ręki książkę opisującą życie dziewczyny z jednym pięknym marzeniem. Chciała wygrać chorobę z nowotworem i udało się jej. Właśnie czytałam ostatnie zdanie kiedy mama zawołała że Setty już jest, pospieszyła się miała być za kilka godzin. Schodząc na dół przed oczyma miałam jedno zdanie: "Jeśli chcesz wszystko może być możliwe". Ciekawe. Zza drzwi wyskoczyła rozpromieniona blondynka z dwoma balonami na kształt cyfry "1" i "6" oraz ogromnym pudełkiem. Śpiewała sto lat, a rodzice się dołączyli, moje oczy przepełniły się łzami. Kiedy skończyli śpiewać rzuciłam się na nich i mocno przytuliłam, kocham ich. Weszliśmy do salonu i zaczęli składać mi życzenia które przyjmowałam z uśmiechem, dostałam też wspaniałe prezenty.
Od Setty otrzymałam strój, taki jak ubierają mechanicy i piloci moich ukochanych maszyn, a od rodziców tajemne zaproszenie. Nie otworzyłam go bo zaczęliśmy  świętować, zdmuchnęłam świeczki z mojego pięknego tortu w kształcie F-117 i pokroiłam go ładnie, rozdałam każdemu po kawałku i zajadałam się pysznościami. Takie coś to tylko cztery lub pięć razy na rok, bo przez cały czas mam dietę ścisłą. W miłej atmosferze zjedliśmy ciasto, później porozmawialiśmy i rodzice zostawili nas samych. Obie ciekawe otworzyłyśmy kopertę. Przeczytałam zawartość niej i zapiszczałam.

- Tie? Co ci? - zapytała z uśmiechem blondynka
- Set! Zobaczę transfromery! To nie bajka! One żyją! Wiedziałam - odparłam śmiejąc się i nie kryjąc łez ze szczęścia
- Tylko wiesz, nie podrywaj ich, przed osiemnastką miałyśmy nie mieć chłopaków pamiętasz? - na jej pytanie w odpowiedzi parsknęłam śmiechem
- To kosmici Set, nie będę się w żadnym z nich podkochiwać! To nie dla mnie
- Tylko cię uprzedzam Tie, dobrze wiesz że na facetów działasz jak magnes - na jej komentarz skrzywiłam się
- Lecz się - po mojej uwadze parsknęłyśmy śmiechem - Chcesz się wybrać tam ze mną?
- Chętnie Tie ale muszę zając się siostrą, no wiesz o co chodzi
- Tak wiem - zrobiło mi się nieco przykro ale ją rozumiem, jej siostra jest niepełnosprawna pomimo to jej poczucie humoru i duch walki jest niezwyciężony. Podziwiam ją, ja poddałabym się od razu. Kilka godzin minęło nam na śmiechu, opowieściach i planowaniu przyszłości. Mimo tego iż pochodzi ona z biedniejszej rodziny jest dla mnie ważna, nie rozumiem jak ludzie mogą patrzeć w tych kategoriach.. Biedny zły, bogaty fajny. Ci którzy tak myślą są potworami. Koło siedemnastej  wyskoczyłyśmy jeszcze na miasto i tutaj wszystko się zaczęło. Idąc drogą Tie zaczęła pokazywać mi na przejeżdżające samochody, w moje oczy wpadły konkretnie dwa. Czarny Top Kick i żółte Camaro. Momentalnie załapałam o co chodzi, powiedziałam dziewczynie o co chodzi a ta popatrzyła na mnie zaskoczona, naszą cichą rozmowę przerwał ogromny huk, zaczęłyśmy uciekać jednak chwila później obie znalazłyśmy się w powietrzu trzymane przez ogromne roboty. Setty krzyczała i wyrywała się ale na marne, ja patrzyłam na czarną twarz z zaciekawieniem i zachwytem.
- To ty jesteś Ironhide, prawda? - popatrzyłam na jego niebieskie optyki, on w odpowiedzi coś prychnął
- Skąd mnie znasz?!
- Z telewizji
- Mów prawdę albo zastrzelę cię moim działkiem - warknął a ja ani trochę nie drgnęłam, Set prawie mdlała ale dla mnie najważniejsze było to że właśnie teraz, w tym momencie jestem trzymana przez Wice-lidera Autobotów Ironhide'a.
- Mówię prawdę mistrzu broni - popatrzył na mnie dziwnie ale po chwili ledwo widocznie się uśmiechnął.
- Bumblebee zwijamy się - zwrócił się do żółtego robota a ten odpowiedział mu przez radio z pół żywą dziewczyną w ręce. Kilka sekund później transformowali się a my znaleźliśmy się w ich wnętrzu, z moich ust wydostało się ciche "Wow". Chciałam dotknąć kierownicy ale pojazd odezwał się i kazał mi o tym zapomnieć. Wywróciłam oczami i usiadłam wygodnie.
- Daj mi prowadzić błagam - zrobiłam słodkie oczka
- Nie
- Dlaczego
- Chyba mówię po ludzku - warknął - Nie!
- Nie bądź ciota, dziewczyna cię prosi
- Zaraz cię wywalę - mruknął i zaczął jeździć slalomem po drodze a ja śmiałam się jak dziecko, w końcu musiał zajechać drogę camaro bo to szybko się transformowało a blondynka zemdlała ze strachu. Zaczął nadawać coś na komunikator czarnego jaki to z niego przygłup że powinien jeździć bezpiecznie zwłaszcza że znajduję się w jego wnętrzu. Wice-lider tylko coś na niego fuknął i wrócił do normalnej jazdy. Zaczynało robić się już późno, napisałam do rodziców SMS że właśnie jadę we wnętrzu transformera gdzieś i nie wiem kiedy wrócę, oni odpisali że mam się nie martwić bo obiecali że nic mi nie zrobią. Wyłączyłam telefon i włożyłam do kieszonki przy spodenkach, siedziałam wyprostowana, nie opierałam się o fotel i patrzyłam przez boczną szybę na zapadający zmrok, zaczynało robić się nieco chłodno ale nie chciałam się odzywać. Po jakimś czasie bezcelowego wpatrywania się w widoki za oknem bot przerwał panującą ciszę.
- Nie bój się mnie nie ugryzę jak normalnie się oprzesz - jego głos był już w miarę spokojny, mimo to przechodziły mnie ciarki.
- Nie trzeba - mruknęłam cicho
- Droga jeszcze daleka do bazy więc lepiej to zrób bo inaczej będą boleć cię wasze kości
- Dzięki za troskę
- Dbam o twoje bezpieczeństwo więc z łaski swojej oprzyj się o fotel
- Nie musisz się produkować
- Co? - zapytał z nutką irytacji w głosie
- Nic - westchnęłam i wtuliłam się w fotel nadal patrząc na zewnątrz, miedzy czasie lekko się kuliłam z zimna.
- Zimno ci jest?
- Tak trochę - odpowiedziałam cicho a ten włączył ogrzewanie i lekko poluzował mój pas
- W razie gdybyśmy mieli o coś uderzyć złapie cię, możesz być spokojna
- Dzięki Ironhide
- Jak ci w ogóle na imię?
- Taylor
- Jesteś tą dziewczyną która miała przyjechać do naszej bazy żeby się wszystkiego o nas dowiedzieć?
- Najwidoczniej
- Mnie już znasz, jak sądzę wszystkich nas znasz
- No tak - odpowiedziałam ziewając
- Masz jeszcze jakieś życzenia?
- Możesz włączyć mi piosenkę Wind of change? Dobrze mi się przy niej zasypia
- Nie ma sprawy - odparł i włączył moją piosenkę nie za głośno ale i nie za cicho, w sam raz do snu, obniżył też mój fotel. Wtuliłam się w niego, uśmiechnięta oraz zmęczona.
- Dobranoc Hide - mruknęłam jeszcze cichutko
- Dobranoc Taylor - odpowiedział spokojnie po czym z dużym uśmiechem zasnęłam.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro