31. I Will Follow You Into The Dark

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Było już popołudnie, kiedy Louis obudził się. Był cały obolały i miał wrażenie, że jego głowa zaraz pęknie, ale mimo to od razu rozpoznał miejsce, w którym się znalazł. Jak najszybciej wstał z łóżka, kiedy zorientował się, że jest nagi.

Błyskawicznie znalazł swoje ubrania i wyszedł z sypialni. W salonie siedziała Briana, z jakąś dziewczyną, popijając kawę.

– Obudziłeś się, kochanie?

– Briana, co ja tutaj, kurwa, robię? – spojrzał przerażony na dziewczynę, ubierając koszulkę.

– Aktualnie się ubierasz, chociaż w nocy robiłeś coś odwrotnego... – wzdrygnął się, kiedy to powiedziała.

Zaczął szukać telefonu. Musiał jak najszybciej zadzwonić do Harry'ego, żeby go przeprosić. Nie wierzył, że upił się na tyle, że znalazł się u Briany. Był pewien, że z nią nie spał, musiała zaciągnąć go tutaj siłą. Po ilości alkoholu jaką wczoraj wypił, nie był w stanie chodzić, co dopiero uprawiać seks.

– Kochanie, napijesz się ze mną i Cher kawy? – zagadała, gdy Louis próbował włączyć swój telefon. Niestety, był rozładowany.

– Nie mów tak, kurwa, do mnie – warknął.

– Wczoraj ci to nie przeszkadzało – uśmiechnęła się słodko.

– Briana, nawet po pijaku bym cię nie dotknął – odpowiedział, a dziewczyna zamilkła, nie wiedząc co na to odpowiedzieć. – Poza tym, pamiętam wszystko.

– Nie bądź tego taki pewien, wczoraj nawet nie zauważyłeś, że spędziłam cały wieczór z twoim chłoptasiem – wtrąciła przyjaciółka Briany. – Harry był takim miłym chłopakiem, aż szkoda, że był w tobie zakochany.

– Nadal jest – mruknął, gdy był już przy drzwiach.

– On jeszcze nic nie wie, prawda? – zaśmiała się Cher, a Briana kiwnęła głową.

– Co masz na myśli? – spytał.

– Miłego dnia, kochanie! – zamknęła za nim drzwi.

– Nie mów tak do mnie.

Wyszedł, chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu. W drodze analizował, co pamięta z poprzedniej nocy i doszedł do wniosku, ze praktycznie nic. Najbardziej przerażała go myśl, że naprawdę mógł przespać się ze swoją byłą. Szybko odrzucił to od siebie, nie chciał kolejny raz ranić Harry'ego.

Ω

W domu podłączył telefon do ładowania, napił się i poszedł pod prysznic. Powoli zaczynał przypominać sobie imprezę i to jak znalazł się w domu Briany. Pamiętał, że Josh go tam zawiózł i Louis od razu poszedł spać, więc na pewno z nią nie spał.

Chciał zadzwonić do kolegi, żeby upewnić się, co do swojej wersji wydarzeń, ale po włączeniu telefonu, zobaczył mnóstwo nieodebranych połączeń i SMS-ów od swoich przyjaciół. Najpierw jednak chciał zadzwonić do Harry'ego, żeby przeprosić go za to, jak się wczoraj zachował. Naprawdę nie powinien był go zostawiać i upijać się, jest jego chłopakiem i miał przy nim być. Po prostu nie mógł oprzeć się zabawie z kolegami. Miał teraz ogromne wyrzuty sumienia.

Niestety, włączyła się poczta, więc od razu oddzwonił do Liama, który pewnie też się o niego martwił.

– Hej, wszystko w porządku, jestem już w domu – powiedział, gdy przyjaciel odebrał telefon. – Jesteś może z Harrym?

– Och, żyjesz, ale super – w jego głosie czuć było sarkazm. – Mam nadzieję, że świetnie się bawiłeś w chuj-wie-gdzie.

– Liam, nie praw mi morałów – jęknął. – Wiem, że nie powinienem tego zrobić, ale rozumiesz, wygrany mecz, moja bramka...

– No racja, przecież Zayn tak samo imprezował – prychnął. – Och, albo jednak nie, zamiast upicia się postanowił spędzić wieczór ze swoim chłopakiem.

– Dobra, wiesz co z Harrym? – zignorował jego wcześniejszą wypowiedź.

– Próbowałeś do niego zadzwonić?

– Nie jestem głupi – był pewien, że Payne mruknął coś co brzmiało jak „kłóciłbym się". – Liam, chcę go przeprosić za wczoraj.

– Jeśli chcesz, to przyjedź i go przeproś. Chociaż wątpię, że śpiąc, cokolwiek usłyszy.

– Harry jeszcze śpi? – zdziwił się, bo młodszy zwykle wstawał bardzo wcześnie.

– Z tego co wiem, to ze śpiączki nie budzisz się w kilka chwil – Liam brzmiał poważnie.

– Dobra, okej, łapię. Jestem chujem, zasługuje na karę, ale czy możesz mi po prostu powiedzieć gdzie jest Harry i odłożyć bycie niemiłym na potem? zaśmiał się nerwowo.

– W porządku, więc Harry jest w szpitalu, bo miał mały wypadek na imprezie i teraz leży w śpiączce, a jego chłopak zamiast z nim być, to ma to gdzieś – Payne brzmiał wyjątkowo spokojnie, akcentując kolejne wyrazy, jakby myślał, że Louis jest za głupi, żeby zrozumieć.

– Wypadek? Na imprezie? Przecież wy z nim byliście cały czas – odezwał się i pomyślał, że jego ton brzmiał oskarżycielsko. – Naprawdę sobie nie żartujesz?

– Nie musisz mi wierzyć, rób co chcesz.

– Już jadę – odpowiedział, czując jak jego serce robi się niebywale ciężkie. Nie mógł uwierzyć w to co się stało. – Spotkamy się na miejscu.

– My właśnie od niego wróciliśmy, jego mama jest jeszcze w szpitalu. Ma do nas zadzwonić, gdy jego stan się polepszy – po chwili dodał: – Albo pogorszy.

– Jadę. – pożegnał się z Liamem, po czym jak najszybciej zbiegł na dół.

Postanowił zadzwonić do Anne, kobieta powiedziała, że przekaże lekarzowi, żeby wpuścił Louisa do środka.

Jego mama siedziała w kuchni, Louis nie spotkał jej wcześniej, bo wszedł do domu tylnym wejściem. Kobieta uśmiechnęła się i powiedziała:

– Synku, dobrze wiem, że wczoraj byłeś na imprezie, mogłeś wejść normalnie – chciał coś powiedzieć, gdy zauważył, że Charles jest w ich salonie.

– Hej, Louis! – przywitał się zadowolony, a chłopak przewrócił oczami.

Mimo że minęło już kilka miesięcy, nie potrafił przekonać się do niego. Nie chodziło o to, że go nie lubił, Charles był miły, kulturalny, a co najważniejsze, Jay była z nim szczęśliwa. Louisowi raczej chodziło o to, że mężczyzna za wszelką cenę chciał mu się przypodobać, robił wszystko, żeby on i jego siostry uważali go za fajnego. Chłopak powoli zaczynał zauważać, ze jego jedyny sprzymierzeniec, Lottie, zaczyna się łamać i lubić Charlesa. Dziewczynki uwielbiały, gdy on zabierał je na zakupy, opowiadał o Paryżu i obiecał, że tuż po egzaminach końcowych Louisa znowu tam pojadą.

Nie, dzięki.

– Skarbie, wszystko okej? – spytała jego mama. – Gdzie się wybierasz?

– Harry jest w szpitalu – mruknął. – Coś mu się wczoraj stało na imprezie. – właśnie zorientował się, że nie spytał Liama, dlaczego Harry jest w śpiączce.

– Przecież byliście cały czas razem – przestraszyła się kobieta, a chłopak poczuł jeszcze większe wyrzuty sumienia.

– Zawiozę cię. – oznajmił Charles, a Louis nie chciał protestować, bo było mu to na rękę. – Jay, zostań z dziewczynkami.

– Uważajcie na siebie – powiedziała, całując ukochanego w policzek.

Louis wsiadł z Charlesem do samochodu, mając nadzieję, że mężczyzna nie zacznie rozmowy. Nie miał na to ochoty, martwił się o Harry'ego. Dodatkowo jeszcze ta akcja z Brianą sprawiła, że chłopak był maksymalnie zdenerwowany.

– Więc, co się stało twojemu przyjacielowi? – Louis mógł przysiąc, że mężczyzna dziwnie zaakcentował ostatnie słowo.

– Jest w śpiączce, nie wiem nic więcej – odpowiedział szybko, stukając palcami w szybę. Zawsze to robił, gdy był zestresowany. – Mógłbyś jechać trochę szybciej?

– Jasne, jeśli też chcesz wylądować w szpitalu – Chwilę później zatrzymali się na czerwonym świetle. – Merde*.

– Czy mógłbyś tak nie mówić? – mruknął niezadowolony Louis.

– Naprawdę irytują mnie tutaj korki – powiedział, gdy wreszcie ruszyli. – Wiesz przecież, że rzadko przeklinam.

– Po prostu nie mów przy mnie po francusku – odpowiedział. Kilka minut później znaleźli się pod szpitalem. – Dzięki za podwiezienie.

– Wejdę z tobą – zamknął drzwi do samochodu, a Louis nie miał ochoty się sprzeczać.

Tomlinson zorientował się, że nie licząc swoich narodzin, nigdy nie był w szpitalu. Nie miał problemów ze zdrowiem, złamań, nawet nikogo nie odwiedził. Dlatego, gdy znalazł się na izbie przyjęć, nie miał pojęcia, gdzie iść i po raz pierwszy przydała mu się obecność Charlesa. Mężczyzna podszedł z nim do rejestracji.

– W czym mogę pomóc? – spytała kobieta w średnim wieku, niewyglądająca na zbyt miłą.

– Został tutaj przywieziony Harry Styles – odezwał się Louis, a pielęgniarka zaczęła wpisywać nazwisko na komputerze, po czym kiwnęła głową. – Jego mama miała przekazać lekarzowi, że przyjdę.

– Poczekaj chwilę – zadzwoniła do kogoś, tłumacząc, kto przyszedł, po czym uśmiechnęła się delikatnie. – Louis Tomlinson, tak? – potwierdził ruchem głowy. – Możesz wejść, twój przyjaciele został przeniesiony do sali nr 128.

– Które to piętro? – spytał Charles, a kobieta spojrzała na niego podejrzliwie.

– Pan jest ojcem Louisa, tak?

– Tak, przywiozłem go tutaj – chłopak powstrzymał się od przewrócenia oczami. – Mogę też wejść.

– Oczywiście, drugie piętro, pierwsza sala na prawo – grzecznie jej podziękowali i poszli w stronę windy.

– Nie musiałeś mówić, że jesteś moim ojcem – powiedział cicho Louis, gdy zostali sami.

– Inaczej by mnie tutaj nie wpuścili.

– Nie udawaj, że zależy ci na moich przyjaciołach.

– Louis, nic ci nie zrobiłem, czemu traktujesz mnie jak wroga? – nie odpowiedział, wyszedł szybko z windy i poszedł na prawo, tak jak kazała pielęgniarka.

Znalazł się pod drzwiami z nr 128 i zapukał. Usłyszał „proszę", ale minęło trochę czasu zanim wreszcie nacisnął klamkę. Nie wiedział czego się spodziewać, bał się w jakim stanie jest Harry.

Gdy w końcu wszedł do środka, poczuł, jak nogi się pod nim uginają. Harry leżał na łóżku, w ręce miał wenflon, doprowadzający kroplówkę. Na jego ciele widać było kilka siniaków, a oczy miał mocno podkrążone.

– Dzień dobry – usłyszał jak Anne i Charles się witają i dopiero teraz spojrzał na kobietę. Jej makijaż był rozmazany, a twarz spuchnięta, widocznie musiała dużo płakać. Dodatkowo wyglądała na okropnie zmęczoną, ale siedziała przy swoim synu, trzymając go za dłoń.

– Co z nim jest? – spytał, kobieta tylko pokręciła głową, nie będąc w stanie nic powiedzieć.

Charles podszedł do łóżka chłopaka i wziął jego kartę. Przejrzał ją dokładnie, podczas gdy Louis patrzył na Harry'ego, czując, że kamień na dnie jego brzucha robi się coraz cięższy i ciągnie go w dół. Styles wyglądał tak biednie, ale równocześnie nadal był piękny. Oddychał spokojnie, jego włosy lekko spadały mu na czoło. Usta miał spierzchnięte i rozchylone. Louis powoli wyciągnął dłoń i dotknął policzka chłopaka, uważając, żeby ominąć wszelkie małe ranki i zadrapania.

– Został pobity i odurzony – powiedział Charles, patrząc na kruche ciało chłopaka. – Bardzo mi przykro.

– Co się dokładnie? – spytał Louis, nie odrywając wzroku od Harry'ego. Nie mógł wyobrazić sobie, że jego mały chłopiec został pobity.

– Znalazła go jego koleżanka, Cher, na tyłach klubu i zadzwoniła po karetkę – odpowiedziała kobieta, po czym jej głos się załamał.

Louis jednak przeraził się na dźwięk imienia tej dziewczyny. Tak samo nazywała się koleżanka Briany, którą widział u niej rano. Przez chwilę pomyślał, że to zbieg okoliczności, ale szybko złączył wszystkie fakty.

Najpierw jego była dziewczyna grozi, że coś stanie się jego ukochanemu, jeśli Louis do niej nie wróci, a kilka godzin później Harry zostaje pobity. Szatyn był przekonany, że Briana za tym stała, ale jednocześnie nie miał żadnych dowodów.

Nie wiedział, ile czasu spędził u Harry'ego, patrząc na niego i mając nadzieję, że się obudzi. Cała trójka milczała, Louis nie chciał męczyć pytaniami Anne.

Do pokoju wszedł lekarz, który spojrzał na nich pobłażliwym wzrokiem i pokręcił głową.

– Pani Cox, czego pani nie zrozumiała w zdaniu „proszę iść do domu odpocząć, powiadomimy panią o wszelkich zmianach w stanie pani syna"?

– Jestem pewna, że brzmiało to raczej jak „jeśli nie wróci pani zaraz do domu, wezwę ochronę i wyniosą panią stąd siłą" – odpowiedziała uśmiechając się do mężczyzny, ale posłusznie wyszła. – Miło, że jesteś, Louis.

– Carter? – spytał Charles, z niedowierzaniem, patrząc się na lekarza. – Nic się nie zmieniłeś!

– Wciąż taki sam z ciebie kłamca, Lemaire! – mężczyźni uścisnęli się krótko.

– Masz rację, jesteś dwadzieścia lat starszy i dwadzieścia kilo grubszy, odkąd ostatnio się widzieliśmy – zaśmiali się.

– Och, nie przesadzaj, staram się trzymać wagę – poklepał się po brzuchu. – Czyli co, mieszkasz na stałe w Anglii?

– Przykro mi, wciąż Francja – mruknął, a doktor Carter spojrzał na Louisa.

– Louis – powiedział na głos, po czym zwrócił się do Charlesa. – Mam nadzieję, że nauczyłeś swojego syna angielskiego, bo nie mam zamiaru ośmieszać się przed tobą moim francuskim.

– Na studiach całkiem nieźle ci szło.

– Nie jestem jego synem – powiedział zdenerwowany Louis. – To po prostu chłopak mojej mamy.

– Czyli masz dziewczynę? – zaśmiał się Carter. – Nieźle, mój drogi, teraz czuję się staro przez ten trzydziestoletni staż małżeński.

– To już tyle? – zdziwił się. – Pamiętam, jak się dopiero co poznaliście.

– Od początku nie wierzyłeś w nasz związek.

– Przyszły lekarz i początkująca artystka? – pokręcił głową. – Ogień i woda.

– Na szczęście mój syn poszedł w medycynę – Charles zmarszczył brwi. – James nawet tutaj pracuje, został ginekologiem.

– To się chłopak ustawił! – przyznał mężczyzna. – Louis, może weźmiesz z niego przykład?

Przewrócił zirytowany oczami. Miał dość tego wszystkiego.

Ω

Ten dzień był zdecydowanie zbyt słoneczny. Na dworze było ciepło, na niebie nie widać było chmur. Ludzie chodzili uśmiechnięci, spacerowali, nie martwiąc się niczym.

Kiedy osoba, którą kochasz umiera, nie wiesz co czuć. Nie możesz nic zrobić, pomóc jej, a siedzenie przy niej boli jeszcze bardziej. Jednak nie możesz płakać, nie potrafisz się do tego zmusić, mimo że tak bardzo tego potrzebujesz. Louis patrzył w sufit ze ściśniętym gardłem. Nie był pewien, jak długo leżał, ale tej nocy nie mógł zasnąć.

Louis wyszedł z łóżka i wziął zdjęcie z biurka. Drżącymi placami dotknął twarzy Harry'ego i zamarzył, żeby jeszcze raz go dotknąć. Potrzebował jego bliskości w tej chwili tak bardzo. Louis go kochał. Harry był dla niego najważniejszą osobą w życiu.

To wszystko było jego winą.

Ω

– Czekać i mieć nadzieję – powiedziała Kate kilka godzin wcześniej, gdy mijał trzeci dzień śpiączki Harry'ego. Godziny odwiedzin się skończyły i teraz siedzieli w Tenerife Sea. – Pieprzony chuj. W dupie mam to, że to twój ojciec, James, mam dość skurwiela.

– Przecież nic nie powiedziałem – mruknął chłopak, szukając czegoś w internecie na laptopie.

Doktor Carter był ojcem Jamesa, chociaż zarówno w pracy jak i w życiu prywatnym traktował go dość ozięble. Młody lekarz bardzo przejął się stanem Harry'ego i za wszelką cenę chciał dowiedzieć się wszystkiego o wydarzeniu z tamtej nocy.

– Jesteś pewien, że twój ojciec się nie pomylił? – spytał niepewnie Liam. Wszystkich przerażała myśl, że zostało Harry'emu kilka godzin, po których nie będzie już miał szans na obudzenie się. Co gorsze, doktor Carter uważał, że jego stan się pogarsza.

– On się niestety nigdy nie myli – westchnął. – Ostatnio z dokładnością co do dnia przewidział, kiedy umrze pacjent chory na raka.

– Naprawdę nie da się nic zrobić? – spytała Kate, której głos się trząsł. James ze smutkiem pokręcił głową.

Louis po prostu się im przyglądał. Nie mieli do niego już pretensji o tę imprezę, mówili mu, że nie winią go za stan Harry'ego, ale on znał prawdę. Wszystko co się dzieję, jest przez jego głupotę i nieodpowiedzialność.

– Czyli Harry nigdy się nie obudzi? – przeraził się Zayn.

– To nie do końca tak wygląda – odsunął laptopa i zaczął im wszystko tłumaczyć. – Carter nie powiedział wam wszystkiego dokładnie, ale to, że Harry ma trzy dni na obudzenie się, wcale nie oznacza, że po tym czasie tego nie zrobi. To możliwie, że wyjdzie ze śpiączki, to może trwać lata, ale po upływie 72 godzin zacznie zapominać niektóre rzeczy.

– Jak to zapominać? – zdziwiła się Kate.

– Jeśli obudzi się po tygodniu, może na przykład zapomnieć co mu się stało, po miesiącu nie będzie pamiętał kilku dni, a jeżeli potrwa to dłużej... – przerwał na chwilę i wbił wzrok w Louisa. – może zapomnieć nawet o was.

– Jak to zapomnieć o nas? – prychnął Louis, po raz pierwszy się dzisiaj odzywając.

– Pacjenci po dłuższym czasie zapominają o najważniejszych rzeczach, bo w czasie wypadku myślały o nich najintensywniej. Coś jak amnezja, rozumiecie? – odpowiedział z powagą. – Dlatego często zapominają o rodzinie, przyjaciołach, ale pamiętają jak nazywali kota, gdy byli dziećmi.

– Mam ochotę się napierdolić – powiedziała zdenerwowana Kate.

– Kitty, wiesz, że nie możesz – odezwał się Niall, a James spojrzał na niego lekko zdziwiony. – To zaszkodzi dziecku, prawda James?

– Tak – przyznał, wyglądając na lekko zawiedzionego. – Który miesiąc?

– Właściwie, nie byłam jeszcze u lekarza, wiesz cała ta sprawa z Harrym... – odpowiedziała, po czym ją olśniło. – Ej, przecież jesteś ginekologiem. Mogłabym się zapisać do ciebie?

– Nigdy w życiu – wtrącił się Niall.

– Pewnie, przyjmę cię poza kolejnością – uśmiechnął się. – Mogę nawet zostać twoim lekarzem prowadzącym ciąże.

Ω

Spędzili w Tenerife Sea czas aż do jej zamknięcia. Ed kazał im jechać do domów i przespać się. James miał nocną zmianę w szpitalu.

– Co ty tam w ogóle robisz? – zapytała Kate. – To chyba nie jest tak, że każdej nocy ktoś rodzi?

– Nie jestem tylko od odbierania porodów, doglądam kobiety na oddziale – odpowiedział. – Ale przez większość czasu nie robię nic i po prostu chodzę po szpitalu. Czuję się wtedy jak bohater jakiegoś thrillera czy filmu sensacyjnego.

– Ty naprawdę nie powinieneś być lekarzem – zaśmiała się, zanim James wsiadł do samochodu, machając im.

– Ty naprawdę nie powinnaś z nim flirtować – warknął Niall. Wszyscy spojrzeli na niego zszokowani. – Nosisz moje dziecko.

– Masz rację, już nigdy nie odezwę się do żadnego mężczyzny oprócz ciebie – powiedziała sarkastycznie. – Może w ogóle zamkniesz mnie w lodówce w piwnicy i nie pozwolisz wychodzić?

– Przestańcie się kłócić – jęknął Zayn. – Będziecie się zamykać w lodówkach, jak Harry się dzisiaj obudzi, a to się na pewno stanie.

Zayn jednak się mylił.

Ω

Louis żył w stresie i tej nocy nie mógł zasnąć. Wspominał każdą chwilę spędzoną z Harrym, chciał mu za wszystko podziękować. Być może i przeprosić za kilka rzeczy.

Nad ranem obudził go telefon. Było jeszcze przed piątą, na zewnątrz robiło się jasno. Spał bardzo krótko, mimo to od razu wstał z łóżka i odebrał.

– Halo? – jego głos brzmiał niewyraźnie przez poranną chrypkę.

– Harry się poruszył – usłyszał głos Jamesa. – Powiedział twoje imię.

– Czekaj, co? – otrząsnął się. – Obudził się?

– Przyjedź szybko do szpitala, wpuszczę cię do niego. Weź ze sobą jakąś niewypraną koszulkę – powiedział szybko. – Harry cię potrzebuje, Louis.

Rozłączył się. Louis przez chwilę analizował, czy to nie sen, zanim nie zdecydował się wyjść. Po cichu ubrał się i wyszedł z domu. Wziął auto mamy i pojechał do szpitala. Jechał zbyt szybko, ale naprawdę chciał jak najszybciej tam dotrzeć. Harry, jego Harry go potrzebował.

Słońce powoli wschodziło, kiedy dotarł na miejsce. Wchodząc do środka, zadzwonił do Jamesa, który szybko odrzucił połączenie. Stanął w izbie przyjęć, nie mając pojęcia co robić. Nie było na niej nikogo, oprócz pielęgniarki, która zmęczona siedziała przy komputerze. Nagle poczuł, jak ktoś od tyłu ciągnie go za ramię. Odwrócił się gwałtownie i zobaczył Jamesa, przykładającego palec od ust. Louis nie odezwał się, tylko pozwolił się mu poprowadzić.

Dopiero, gdy znaleźli się w pokoju, w którym leżał Harry, usłyszał głos Jamesa:

– Dobrze, że jesteś. Masz ze sobą koszulkę? – kiwnął głową. – Niedawno skończyłem zmianę, chciałem jeszcze do niego zajrzeć. Louis, on się poruszył.

– To znaczy, że się budzi? – spytał z nadzieją.

– Nie do końca – przygryzł wargę. – To jest bardzo niebezpieczne, ale to nasza jedyna szansa. Możemy go wybudzić.

– Więc, zróbmy to – odpowiedział i podszedł do łóżka, ale James go zatrzymał.

– Louis, on jest teraz bardzo niestabilny – spojrzał mu w oczy. Chłopak zauważył, że był zdenerwowany, pomimo spokojnego tonu. – Jeśli zrobimy to zbyt gwałtownie, może nawet dostać ataku serca.

– Dlatego wziąłeś mnie do pomocy? – zdziwił się. – Przecież wiesz, że go kocham, nie mogę być spokojny w takiej chwili.

– Właśnie o to chodzi. Kochasz go, dlatego jesteś w stanie zaryzykować wszystko, żeby go odzyskać – powiedział, poprawiając włosy. – Poza tym, wymruczał coś, co przypominało twoje imię; Lou.

– Kurwakurwakurwa... – szeptał, chodząc nerwowo po sali i szarpiąc się za włosy. Czuł, że wariuje, łzy napływały mu do oczu i czuł, że kręci mu się w głowie.

– Zrozumiałem, że nasze konwencjonalne próby wybudzania go ze śpiączki były strata czasu – wytłumaczył James, chwytając go za rękę i sadzając na krześle. – Harry potrzebuje silnego bodźca, a ty jesteś najlepszą opcją.

– Dobra, co mam robić? – spytał, zastanawiając się, co ma na myśli mężczyzna, mówiąc „bodziec".

– Podaj mi koszulkę – Louis wykonał jego polecenie, patrząc na niego niepewnie. James powąchał ją i kiwnął głową. – Jest okej. Podłóż mu ją pod nos, ale go nie uduś.

Położył materiał przy twarzy Harry'ego, pozwalając mu ją powąchać. Nic się nie stało.

– Co dalej? – niecierpliwił się, siadając na łóżko chłopaka.

– Mów coś do niego, a ja poświecę mu w oczy latarką – Louis spojrzał na niego, marszcząc brwi. – Nie mówiłem, że to normalna metoda, ale tylko to nam zostało.

– Nie wiem co mam powiedzieć – przyznał, gdy James wyciągnął z kieszeni latarkę.

– Przywołaj jakieś miłe, intymne wspomnienia – poradził. – Nie wstydź się, to będzie tajemnica lekarska.

Wcale go to nie przekonało. Nie czuł się komfortowo, mówiąc takie rzeczy przy Jamesie. Nigdy mu nawet nie powiedział, co czuje do Harry'ego, a ten każe mu się teraz otworzyć.

– Em, cześć Harry, tutaj Louis – wyjąkał, a lekarz poświecił przez chwilę latarką jego oczy, po czym ją zgasił. – Wziąłem ze sobą koszulkę, pachnie jak ja... Wiem, że lubisz mój zapach... chyba. – Szatyn zaśmiał się nerwowo. – Nie rozumiem, co jest w nim takiego ładnego, ale ważne, że tobie się podoba – spojrzał na Jamesa, który ruchem ręki, kazał mu kontynuować i ponownie zaświecił w oczy Harry'ego. – To głupie, co teraz powiem, ale wyglądasz ślicznie, gdy śpisz. Nigdy ci tego nie mówiłem, ale zawsze gdy śpimy razem, lubię zasypiać drugi, żeby patrzeć na ciebie. Czasami nie wierzę, że mam takie szczęście i mogę budzić się, przy twoim boku. Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało. Wiem, że często cię ranię i prawdopodobnie nigdy, nawet w najmniejszym stopniu nie będę na ciebie zasługiwać, ale po prostu... obudź się dla mnie, proszę – załkał. – Nie wyobrażam sobie bez ciebie życia. Kocham cię, Motylku.

Louis płakał, te wszystkie uczucia go przytłaczały. Jednak nic się nie stało. Harry nie obudził się, nawet nie drgnął. James zgasił latarkę i pokręcił głową ze smutkiem. Obaj mieli nadzieję, że to pomoże. Louis czuł, jakby uleciało z niego powietrze. Chciał, żeby Harry się do niego odezwał, liczył, że ten dziwny sposób naprawdę działa.

– Chodźmy już – polecił James.

Louis jednak przysunął się do twarzy Harry'ego i pocałował go w policzek. Spojrzał jeszcze raz na jego spokojną twarz i odsunął się. W momencie, w którym próbował wstać z łóżka, poczuł jak ktoś delikatnie muska jego dłoń.

Spojrzał zszokowany na Jamesa, który szybko do niego podbiegł.

– Mów coś – powiedział, ponownie podkładając koszulkę pod jego nos.

– Harry, obudź się. Motylku wiem, że mnie słyszysz – powieki Harry'ego drgnęły. – Wróć do mnie, błagam. – położył głowę przy jego szyi, drugą ręką, dotykając jego piersi. – Kocham cię.

Harry zachłysnął się powietrzem i otworzył oczy. Oddychał szybko i wyglądał na przerażonego.

– Lou... – było pierwszym, co wyszeptał, mocno zachrypniętym głosem.

Louis płakał. Chociaż to nie był zwykły płacz, on nie mógł kontrolować łez, które skapywały mu z twarz, prosto na Harry'ego. Zbliżył swoją twarz do jego i pocałował go. Nie przejął się tym, że pierwsze co posmakuje chłopak, po wyjściu ze śpiączki, to jego słone łzy. Tęsknił za nim i nie mógł znieść myśli, że jeszcze chwilę temu stracił wiarę.

– Tak bardzo cię kocham, nie rób mi tego więcej – odsunął się na chwilę, żeby to powiedzieć, po czym znowu go pocałował.

– Louis, nie męcz go teraz, Harry musi odpocząć – mruknął James, ale nie szatyn przejął się tym. Wciąż przytulał do siebie swojego chłopaka. – Dobra, nieważne, zadzwonię do reszty.

Wyszedł z pokoju, dając im chwile dla siebie. Louis nie mógł nacieszyć się Harrym, jego smakiem, zapachem, dotykiem. Wszystko poznawał na nowo, czuł, jakby te trzy dni trwały wieczność.

– Lou... – Harry wziął głęboki oddech, gdy wreszcie się od siebie oderwali. – Co mi się stało?

– Nic nie pamiętasz? – zaprzeczył ruchem głowy.

– Zaraz wszyscy powinni być, włącznie z Carterem, więc uważajcie – James wszedł do pokoju i podał Harry'emu szklankę wody, którą łapczywie wypił. – Jak się czujesz, Harry?

– Jestem trochę zmęczony – jego chrypka zmniejszyła się. – Pan jest moim lekarzem?

– Nie do końca. – James usiadł na krześle. – Ale to długa historia.

– Wydaję mi się, że nie prędko stąd wyjdę, więc mamy dużo czasu – uśmiechnął się chłopak. – Przy okazji, fajne włosy panie doktorze.

– Dziękuję, ale wystarczy James – zaśmiał się, poprawiając swoje włosy. Louis był pewien, że Harry zazdrościł mu tego, jak długie były.

Ostatnią rzeczą, jaką pamiętał Harry było wyjście do klubu. Opowiedzieli mu prawie wszystko, co stało się w klubie, potem dowiedział się, jak poznali Jamesa („Naprawdę Kate przebrała się za pielęgniarkę?") aż do dzisiejszego dnia.

Kilka minut później do sali wszedł doktor Carter, który marszcząc brwi, spojrzał na uśmiechniętego Harry'ego.

– Jakim cudem wyglądasz tak dobrze zaraz po wyjściu ze śpiączki? – spytał z niedowierzaniem. – Twoja mama zaraz tutaj będzie, powiadomiłem ją.

– Zadzwoniłem do twoich przyjaciół – powiedział James.

– Doktorze Carter, to mój pacjent i raczej ja powinienem decydować, kto może go zobaczyć – powiedział z przekąsem do syna. – Już i tak ty i twoje niekonwencjonalne metody...

– Pragnę przypomnieć, że to dzięki moim niekonwencjonalnym metodom pacjent się obudził – przerwał mu. – Doktorze Carter.

– Czy oni są spokrewnieni? – spytał Harry, a Louis kiwnął ze śmiechem głową. – James musiał odziedziczyć włosy po matce.

– Co ty masz z tymi włosami? – spytał szatyn, gładząc jego dłoń.

– Kiedyś takie zapuszczę – obiecał.

Gdy do sali weszła mama Harry'ego, był cała zapłakana i tylko szlochała, przytulając syna. Chwilę później doktor Carter wezwał ją do gabinetu, żeby wyjaśnić, jak powinna teraz opiekować się synem.

Kate i Niall weszli do szpitala jako drudzy i dziewczyna rzuciła się na łóżko Harry'ego, ściskając bruneta.

– Tęskniłam, Harry, tak się o ciebie martwiłam. Już nigdy cię nie zostawię, to moja wina, mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz, nie...

– Kate, bądź cicho – uspokoił ją. – Ja też cię kocham i na pewno to nie jest twoja wina.

– Wiesz, kto ci to zrobił?

– Nie pamiętam prawie nic z klubu – przyznał. – Ale nie winię nikogo z was, okej? To raczej moja wina, mogłem bardziej uważać.

– Nie będę się z tobą kłócić, ale wiesz, że teraz nie zostawimy cię już nigdy samego? – spytał Niall, a Harry roześmiał się. Wszyscy naprawdę zatęsknili za tym dźwiękiem. – Nie żartuję, nawet do łazienki sam nie pójdziesz.

– Możecie mi kupić gaz pieprzowy – zaśmiał się. – Właściwie, to kiedy będę mógł stąd wyjść? – chłopak zwrócił się do Jamesa.

– Nie jestem twoim lekarzem, ale myślę, że spędzisz na obserwacji jeszcze kilka dni – odpowiedział po chwili. – Zależy od twoich wyników.

Drzwi ponownie się otworzyły i do pokoju wbiegli Liam i Zayn. Byli zdyszani, szybko rozejrzeli się po sali i ze zdziwieniem wpatrywali się w uśmiechniętego Harry'ego.

– Harry! – wykrzyknął Liam i obaj do niego podeszli. Zayn zmierzwił jego włosy. – Nigdy więcej mi tego nie rób!

– Nam – poprawiła go Kate. – A tak przy okazji, zajebię tę sukę.

– Kogo? – zdziwił się Harry.

– Cher – prychnęła. – Wy nic nie wiecie?

– Nie wiem czy pamiętasz, ale ostatnie kilka dni spałem, mogło mnie ominąć parę rzeczy – powiedział Harry. – Co takiego zrobiła?

– Zaczęła rozgadywać wszystkim, jak bardzo się o ciebie martwi i tak dalej. A nawet cie nie odwiedziła w szpitalu – przewróciła oczami. – Nie żebyśmy tego chcieli, ale jak ma zamiar zgrywać taką dobrą, to chociaż mogłaby się tutaj pokazać.

– Nie lubiłem jej od tej akcji z całowaniem Harry'ego – wtrącił zirytowany Liam.

– Czekaj, ty się z nią całowałeś? – spytał zaskoczony Louis. Przypomniał sobie, jak podczas ich pierwszego spotkania Harry wspominał o jakimś pocałunku, ale nigdy dogłębniej się nad tym nie zastanawiał.

– Em, nie – wyjąkał. – Ona próbowała, ale ją odepchnąłem. Poza tym, ty byłeś pierwszy.

– Ale przecież mówiłeś mi, że się całowałeś – zastanowił się.

– Tak jakby cię okłamałem – spojrzał na niego niepewnie. – Było mi głupio, że ty miałeś tyle dziewczyn, a ja...

– Harry, jesteś idiotą – Louis przewrócił oczami. – Czyli byłem twoim pierwszym...

– Pierwszym wszystkim.

– Ja cię kręcę! Zajebałeś mu wszystkie wianuszki! – wtrąciła się Kate, a wszyscy posłali jej mordercze spojrzenie. – Zepsułam moment, nieważne.

3O



******

A ja wam powiem, że zbliżamy się do końca i ja już zaczynam płakać. Będę tęsknić!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro