Cholerny Dazai...

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

      Nakahara Chuuya siedział w niewielkiej kuchni w swoim mieszkaniu. Popijał wodę z rozpuszczoną saszetką na ból głowy i wypełniał dokumenty dane mu parę dni temu przez Moriego.

     Mruczał coś pod nosem z niezadowoleniem co jakiś czas, przeklinając się w myślach za słabą głowę. Nie zamierzał jednak stronić od wina, za bardzo uwielbiam ten cierpki, aromatyczny smak, by zrezygnować z niego przez byle migreny.

     Jego praca została jednak przerwana pukaniem do drzwi. Złożył plik papierów w równą kupkę i wstał. Otworzył drzwi bez chwili namysłu, domyślając się, kto to może być.

      Nie mylił się, w drzwiach stał Ryunosuke Akutagawa, niższy stopniem mafijny pies, którego wezwał do siebie około godziny wcześniej.

- Chciał mnie Pan widzieć, Nakahara-San. - czarnowłosy skłonił się lekko w wyrazie szacunku do wyższego stopniem, i wszedł do środka, kiedy niższy przepuścił go w drzwiach.

- Tak. Będę potrzebował cię i Czarnych Jaszczurek dzisiaj wieczorem. Poinformuj ich. Jeśli mają już jakieś plany związane z organizacją, powiedz, że to nagła sytuacja i ja wszystko ureguluje z Morim. - powiedział, kierując się do niewielkiego salonu, wystrojonego w ciepły, przytulny, ale wciąż elegancki sposób.

- Jeśli wolno mi spytać. Co to za misja? - zapytał Ryunosuke i odkaszlnął w dłoń cicho. Podążył parę kroków za hersztem w głąb mieszkania.

- Szukamy i likwidujemy francuską mafię, która wtargnęła na nasz teren. Kiedy się spotkamy, wyjaśnię plan dokładniej. Bądźcie o 19 w magazynie C09. -

     W odpowiedzi Akutagawa skinął głową i opuścił mieszkanie, kierując się do sali treningowej, gdzie spodziewał się zastać co najmniej dwie z trzech Jaszczurek.

      Kiedy drzwi za szarookim się zamknęły, Nakahara stał przy dużym oknie, sięgającym od podłogi do sufitu i spoglądając na Jokohamę w zamyśleniu. Z tej wysokości ledwo widział ludzi, którzy teraz zdawali się jedynie poruszającymi się ulicznych niciach punkcikami. Nie zamierzał jednak zastanawiać się teraz na żadne społeczno-poetyckie tematy. Jego myślami zawładnęły wspomnienia, które od samego rana starał się odepchnąć od swojej świadomości.

    Wspomnienia nocy, która miał nadzieję, że zakończy się inaczej. Która chciałby, by potoczyła się inaczej. Ale nie mógł już nic zrobić, popełnił błąd, z którym teraz musiał żyć.

     Spojrzał na lewą dłoń i zdjął z niej czarną, aksamitną rękawiczkę, chwilę wpatrywał się w nią, zastanawiając się, co by się stało, gdyby wtedy złapał nią, chociażby skrawek płaszcza Osamu. Czy ten zatrzymałby się? Cofnął swoje przeklęte słowa? Czy te ciemne oczy znów tak pięknie by zabłysły, jak w chwili, gdy skosztowali tego zakazanego owocu?

    Nie znał odpowiedzi i zdawał sobie sprawę, że gdybanie nic już nie da. Byli młodzi, głębsze emocje od zawsze były im obce, więc nie dziwne, że nawet w chwili tak namiętnego uniesienia, żaden z nich nie potrafił nazwać ich relacji i zabrakło im tych paru prostych słów, mimo że oboje mieli je na końcu języka.

     Chuuya uchylił okno i wyciągnął cienkiego papierosa ze srebrnego, elegancko zdobionego pudełeczka na fajki. Następnie sięgnął po lufkę, stojącą na drewnianej, wiszącej szafce. Była kunsztownie przyozdobiona, czarna ze srebrzystym uchwytem na fajkę i widocznie zadbana. Herszt miał w zwyczaju dbać o swoje rzeczy i ogólną czystość w swoim mieszkaniu, którą można by nazwać właściwie już sterylnością.

    Włożył fajkę w odpowiedni koniec fifki i zapalił ją, następnie zaciągając się spokojnie. Po chwili wypuścił sporą chmurę szarawego dymu. Otoczyła go czerwona poświata i zawisł w powietrzu w siadzie skrzyżnym, spoglądając za okno, ale nie widział już za nim Jokohamy za dnia.

     Widział wieczór, rozbijany jedynie światłem palących jego oczy latarni ulicznych, kiedy to jego ówczesny partner prowadził go z baru do tego totalnie nie dazaiowego mieszkania.

     Słodkogorzka noc, którą mimo bolesnego zakończenia, widniał w swoich wspomnieniach jako jedną z najlepiej spędzonych. Gorycz rozrywała jego serce z nieludzką gorliwością, kiedy myślał o tym, że powinien był coś powiedzieć. Ale nie potrafił żałować nocy spędzonej z tym maniakiem samobójstwa. Jak mógłby, kiedy ten dotykał go z takim uwielbieniem; na samą myśl przechodziły go ciarki.

     Przymknął na moment oczy i odpłynął w przeszłość. Do nocy, w której wino zmieszało się z whisky...

     Tej nocy chciał jedynie świętować swój awans wraz z Osamu, który nawet miał w swoim mieszkaniu specjalnie przygotowane wino. Nakahara wiedział, że było tylko dla niego, bo szatyn go nie lubił i jedynie polewał sobie złocisty trunek z piersiówki.

     Pamiętał brzdęk kieliszka i szklanki, kiedy wznieśli toast; "Za wieczory jak te".

     Pamiętał, jak opowiadał ówczesnemu partnerowi, jak to Tachihara zasłonił Gin własnym ciałem, kiedy na misji znaleźli się w ogniu ostrzału, a ciemnooki wyśmiał to, mówiąc, że to nic nadzwyczajnego i sam przyjąłby kulkę za Chuuye. Z początku zbył to, ale alkohol robił rudzielcowi humorzastą papkę z mózgu i błękitnooki nawet rozpłakał się, kiedy w jego głowie pojawił się obraz ówczesnego herszta leżącego w Portowej łazience z ledwo wyczuwalnym pulsem i pustym opakowaniem leków nasennych, które podkradł Moriemu. Nawet wypomniał to wyższemu ze łzami w oczach...

~~~~

- Nie przyjmuj za mnie kulki, moja zdolność zrobi to za ciebie, a ja potrzebuje cię żywego, kretynie. - ciężkie westchnienie opuściło jego usta i dopił jednym haustem pozostałe pół kieliszka wina. Przeciągnął się i wywalił na kanapę, tak że głowę miał na kolanach herszta, a nogi nieco wyższej, na podłokietniku - Kto będzie mnie znosił po pijaku, co? Kto mnie wyciągnie z Korupcji? Kto mnie pokieruje na polu bitwy? - patrzył w ciemnobrązowe jeziora spod przymrużonych powiek. Zacisnął usta w wąską linię, zbierając myśli w słowa, co przychodziło mu z niemałym trudem, przez spożyte procenty - Kurwa, Dazai, nie każ mi znów patrzeć jak stygniesz, jak ucieka z ciebie życie. - uderzył go z pięści w klatkę piersiową, a po policzkach spłynęły potoki łez. Osamu westchnął ciężko, wiedząc, że ta nagła emocjonalność u rudzielca, wywołana jest alkoholem, dlatego starał się jego słowa wpuszczać jednym uchem, a wypuszczać drugim. Nie chciał, by pijackie wyznania coś dla niego znaczyły, ale między "chcieć", a faktycznym stanem rzeczy, była ogromna przepaść, której dna nie mógł się doszukać - Kto będzie mnie karmił słodkimi kłamstwami o moim człowieczeństwie..? - Rozbrzmiało cicho, prawie niesłyszalnie, ale z taką siłą, że wprawiło nieczułe serce młodszego w przyspieszone tempo. Spojrzał na rudzielca w szoku i zacisnął dłonie na kanapie.

- Nie mów tak Chuuya, jesteś stuprocentowym człowiekiem. - powiedział poważnie, biorąc w dłonie jego policzki i utrzymując intensywny kontakt wzrokowy.

- A nie twoim psem~? - Nakahara uśmiechnął się cwaniacko, z zadowoleniem obserwując malujące się skołowanie na twarzy partnera.

- Kurwa, nienawidzę tych twoich nagłych zmian nastroju po alkoholu. - westchnął Osamu, puszczając policzki rudzielca i odsuwając dłonie z niezadowoleniem.

~~~~

     Parsknął cicho w rozbawieniu, mimo że wygłoszony monolog był naprawdę szczery... Żałował, że nie potrafił powiedzieć tego samego na trzeźwo; za bardzo przerażało go możliwe odrzucenie.

     Później, przez spowalniający jego myślenie alkohol zorientował się, co tak naprawdę Dazai miał na myśli, mówiąc, że przyjąłby za niego kulkę. Kiedy jednak tylko poruszył temat ponownie, z zapytaniem, czy szatynowi na nim zależy, ten zaczął go zbywać. Rudzielec jednak nie dawał za wygraną i z determinacją kontynuował temat, ale...

    Kiedy patrzył w te oceany gorzkiej czekolady, wstrzymał powietrze, nie potrafiąc się wysłowić, a oczy zjechały niżej, na lekko zarumienione od alkoholu usta rozmówcy.

      Wtedy wykonał pierwszy ruch, zbliżając się do partnera, w dość jednoznaczny sposób obserwują jego spierzchnięte usta; wciąż pamiętał każde ich najmniejsze drgnienie.

     Kiedy Osamu również się lekko przysunął, nie wytrzymał i przyciągnął go za krawat do spragnionego pocałunku.

Był on gorący, nie tylko przez rozgrzewający ich obu alkohol, ale i za długo tłumione emocje, które teraz wybuchy i dały o sobie znać. Był gwałtowny i pełen pasji. Zachłannie smakowali swoich ust, jak gdyby oboje długo na to czekali, a czas gonił ich nieubłaganie.

Wino zmieszało się z whisky.

     Późnej niby Dazai zasugerował pójście dalej, ale to Nakahara podjął decyzję, że chce skosztować tego zakazanego owocu.

    Ubrania stopniowo lądowały na podłodze, ale Chuuya nie pamiętał, kiedy skończyli praktycznie nago w łóżku. Wszystko, co działo się później, było lekko zamglone. Namiętne uniesienie jednak zdecydowanie należało do przyjemnych przebłysków pamięci. W pewnym momencie opadły nawet bandaże z rąk i oka Osamu.

Ten moment szczególnie zapadł w pamięć błękitnookiemu. Ostatecznie nie miał jednak odwagi zapytać o powód ich noszenia, mimo że brak szczególnych ran pod nimi zrodził w nim istny ocean niewiadomych.

    Zarumienił się nieznacznie, wspominając wesołe iskierki, jakie świeciły w zwykle ciemnych i pustych oczach herszta; które wydawały się istnieć jedynie przy nim.

    Chociaż może mu się jedynie wydawało... Ostatecznie Osamu zostawił go, bez słowa, nawet małej, pierdolonej karteczki...

     Zacisnął wolną dłoń w pięść i zmarszczył brwi w niezadowoleniu.

- Cholerny Dazai... - mruknął z goryczą.

***

     Dwudziestodwuletni detektyw o samobójczych zapędach cały dzień za biurkiem spędził z głową w chmurach. Jego aktualny partner, Kunikida, zaczął się nawet nieco martwić, kiedy ten od rana nie rzucił nawet jednego kąśliwego komentarza. Oczywiście nie zrezygnował z ostrych upomnień w kierunku mężczyzny, kiedy ten siedział, patrząc przed siebie nieobecny, zamiast wypełniać dane mu dokumenty.

- Dazai-san, czy wszystko w porządku? - zagadnął Atsushi, kiedy Doppo już dziesiąty raz z pulsującą na czole żyłką oddalił się po zrobieniu krótkiej awantury Dazaiowi - Jest pan bardziej nieobecny niż zwykle... - dodał szczerze zaniepokojony.

- Oooh, Atsushi-kuuun, jakiś ty kochany, tak się o mnie martwisz~? - szatyn uśmiechnął się głupawo, na moment wyrywając się z sieci wspomnień na powrót do rzeczywistości.

- Uhm... Tak. - odpowiedział szczerze białowłosy, a Osamu na moment wydał się zaskoczony, jednak szybko wrócił do swojej rozbawionej pozy.

- Ach, jesteś za niewinny Atsushi-kun~. - poklepał chłopaka po ramieniu z rozbawieniem.

- Chodzi o wczorajsze spotkanie? To była ważna osoba, prawda? - zapytał nieśmiało i na moment zapadła cisza.

- Bardzo ważna. - odpowiedział z łagodnym uśmiechem ciemnooki, a Nakajima odwzajemnił gest, w duchu czując pewną radość, że jego mentor wydaje się bardziej... szczęśliwy po wczorajszym spotkaniu. Bo chociaż wzrok miał nieobecny, oczy nie ciemniały mu przy tym, jak zwykle, a wręcz przeciwnie, pobłyskiwały lekko słodkim rozmarzeniem.

- To może weź się za te papiery, bo nie wypuszczę cię stąd, puki tego nie dokończysz, a chyba chcesz się jeszcze spotkać z tą osobą? - wtrącił się Kunikida dość ostrym tonem, patrząc krytycznie na stertę dokumentów na biurku ciemnookiego.

- Nah i tak muszę czekać na telefon, żeby się spotkać. - oparł się o oparcie krzesła i splótł palce na karku, lekko odchylając się w tył.

- Huh, dlaczego? - młodszy detektyw spojrzał na mentora zaskoczony.

- Mamy dość... skomplikowaną relację. - beztroski uśmiech zagościł na ustach szatyna, jednak pomimo swoich słów, oczywiście nie bez ociągania się, sięgnął po pierwsze dokumenty. Chciał już wrócić do swoich rozmyślań, a nie odpowiadać na bezcelowe pytania.

     Nakajima faktycznie nie pytał o więcej tak jak i Doppo. Uznali, że skoro Osamu sięgnął już po papiery to lepiej go od nich nie odrywać, bo jeszcze im się uda i kolejne dwie godziny spędza na zaciąganiu go do nich ponownie.

     Dazai jednak, pomimo pozoru wykonywania jakiejkolwiek pracy, znów odleciał myślami we wspomnienia i tym razem wylądował w tym jednym, którego nie powinien pamiętać; którego w ogóle nie powinno być.

      Przynajmniej takie miał przekonanie.

     Mimo wszystko nie potrafił nie uśmiechnąć się, kiedy w jego głowie przelatywały obrazy słodkiego uniesienia, a były one cholernie wyraźne. Zapamiętał wszystko starannie; każde słodkie sapnięcie, najmniejsze muśnięcie ich ciał, cierpko palący smak ich pocałunków i dzikość szafirowych oczu, w których wtedy utonął.

     Nie mógł wtedy uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Że to nie jedynie jakiś zbereźny sen, który nawiedził go nocą, a prawdziwy, żywy Chuuya - jego partner, rywal; jego największą słabość, do której nie przyznawał się nawet sobie.

     Zacisnął dłoń mocniej na długopisie i przygryzł lekko dolną wargę. Po słodkim uniesieniu przyszła pora na gorzkie pożegnanie. Oczy pociemniały mu bardziej niż zwykle, bo pojawiła się przed nimi ta bolesna część.

     Słowa, którymi przekreślił wszystko, co wydarzyło się tamtej nocy. Słowa tchórza, który bał się odpowiedzialności, tłumacząc się dobrem partnera.

      Ale jeśli byłaby to dobra decyzja, dlaczego teraz, po tych wszystkich latach, dalej go to dręczyło. Dlaczego żałował?

~~~~

     Rankiem Nakahare obudził pulsujący ból głowy i palące pieczenie w dolnych partiach. Cierpiętnicze westchnienie, bardziej przypominające warknięcie, opuściło jego usta, kiedy mozolnie podniósł się do siadu.

      Rozejrzał się po łóżku przymrużonymi oczyma, ale dopiero po chwili zorientował się, że jest sam. Na pomiętej pościeli pachnącej wciąż incydentem poprzedniego wieczoru nie było z nim nikogo.

      Zacisnął dłonie w pięści a skrawku kołdry i przysunął bliżej kolana, zaciskając mono szczękę. Poczuł targające jego wnętrzności rozgoryczenie i żal. Chciał krzyczeć, ale w pomieszczeniu nie było osoby, na którą aktualnie miał ochotę najbardziej się wydrzeć.

- Cholerny Dazai... - wydusił przez zaciśnięte zęby czując powoli spływające po jego policzkach łzy - Dupek, kretyn, pierdolony kurwa idiota... - mamrotał coraz bardziej zrozpaczony niżeli wkurzony.

    Jego złowrogi lament został jednak przerwany przez kliknięcie klamki i ciche skrzypnięcie drzwi od łazienki.

- Ne Chuuya, masz gotową kąpiel, pomóc ci przejść do łazienki?- Chuuya poczuł, jak jego serce staje na moment, kiedy uniósł oczy i zobaczył stojącego w drzwiach szatyna - Płakałeś? Aż tak cię boli? - w taflach espresso zabłysło poczucie winy zmieszane ze zmartwieniem, choć ewidentnie starał się to ukryć, bo ton miał wyprany z emocji jak zwykle.

- Zamknij się. - burknął rudzielec i szybko przetarł oczy wierzchem dłoni, pozbywając się dowodów na chwilę słabości.

- Cóż moim widokiem się nie nacieszysz. - wyjątkowo Osamu nie postanowił się z nim podroczyć, chociaż miał na to ochotę i zmienił temat spokojnie - Mam dziś pewną misję do wypełnienia, teoretycznie jestem spóźniony od godziny, ale cóż, Mori poczeka, to nie tak, że może mnie zastąpić. - wzruszył ramionami, podchodząc do łóżka.

- Ta, może to da mu do zrozumienia, że jesteś fatalny na to miejsce i zamieni nas pozycjami. - błękitnooki pokazał wyższemu język.

- Ha, zabawne. Miałby zastąpić mnie takim małym wieszakiem na brzydkie kapelusze? Aż takim idiotą nie jest. - odgryzł się młodszy i wyszczerzył wrednie, na co starszy wywrócił oczyma.

- Od rana prosisz się o to, by zamknąć tę twoja durną mordę, co? - spojrzał na Dazaia morderczo, ale poluzował chwyt na kołdrze, nieco spokojniejszy.

- O ile załatwisz mnie jednym ciosem, to wal śmiało~. - odparł sarkastycznie z wyzwaniem w oczach.

- Dureń. - skrzywił się niższy, krzyżując ręce na piersi.

- Niziołek. - odciął się drugi, w coraz bardziej figlarnym nastroju.

- Uhg, zaraz naprawdę cię walnę. - fuknął.

- Oh, jesteś pewien? Bo ja nie wiem, czy w ogóle ustoisz na nogach~. - na te słowa Chuuya lekko poczerwieniał i odwrócił wzrok na moment, następnie kierując go w dół na pościel, czując lekkie zażenowanie - Oj no nie rób takiej miny, wyglądasz jak jakaś nastolatka z telenoweli. - parsknął Dazai i podszedł do niższego i nim ten widocznie oburzony owym komentarzem zdążył się odgryźć, dodał - Chodź, pomogę ci z kąpielą, zanim wyjdę. -

     Nakahara westchnął i skinął głową, wyciągając ręce do partnera, który od razy nachylił się i podniósł go bez większego problemu. Uniósł szafirowe oczy na niosącego go chłopaka, skupił się na ciemnych, czekoladowych oczach, w których skrywały się wszelkie emocje tego chłodnego mafiosy. Nie zobaczył w nich jednak tego, czego szukał.

     Szatyn posadził niższego w wannie pełnej przyjemnie ciepłej wody spokojnie. Nie musiał go rozbierać, po wczorajszym zbliżeniu dalej nie miał na sobie nic. Żadnemu z nich to jednak nie przeszkadzało, chociaż może bardziej prawidłowym stwierdzeniem byłoby, że żaden nie zwrócił na to po prostu uwagi.

     Ognistowłosy poruszył się, siadając wygodniej, jednak przez zbytnią gwałtowność, nieco wody wylało się poza wannę i ochlapało szatyna, który usiadł pod ścianą obok, by przypilnować partnera, w końcu przez słabe czucie w nogach miał większe szanse na poślizgnięcie się, a tego widoku wyższy nie mógł przegapić.

- Chuuya, będę mokry! - Osamu zasłonił się, chociaż jego głos wskazywał na lekkie rozbawienie.

- Wczoraj ci to nie przeszkadzało~. - odparł lekko Nakahara i uśmiechnął się z teatralną niewinnością, kątem oka obserwując, jak ciemnooki krztusi się powietrzem i patrzy na niego szoku z lekkim czerwieniem na policzkach.

- Jesteś niemożliwy, Chibi. - westchnął, przejeżdżając dłonią po twarzy w wyrazie zażenowania i uspokajając swoją mimikę.

- I kto to mówi. - wywrócił oczyma rudzielec, chociaż jeden z kącików jego ust pozostawał w górze. Zaczął powoli i spokojnie się myć.

***

      Nakahara kończył się ubierać, kiedy Dazai w przedpokoju pisał SMS'a do Bossa, że się spóźni. Błękitnooki przygryzł dolną wargę, podchodząc do wyższego.

- Gotowy? - zapytał szatyn, dostrzegając ruch kątem oka, nie odrywając wzroku od treści, totalnie nie przejmując się faktem, że ów SMS'a powinien wysłać najpóźniej dwie godziny temu.

- Tak. - skinął głową, jednak kiedy drugi sięgnął do klamki, chwycił go za rękaw - Ne, Dazai... - zagadnął, w sekundzie tracąc całą swoją pewność siebie.

- Hm? - oczy w kolorach espresso w końcu spojrzały w kierunku rozmówcy.

- My wczoraj..? - niższy stopniem ewidentnie nie wiedział jak zacząć temat.

- Tak. - odpowiedział szybko, stosunkowo poważnym tonem i prawie niezauważalnie zacisnął dłonie, wbijając paznokcie we własną dłoń.

-Uhm... - Nakahara nie wiedział zbytnio, co powinien w tej sytuacji powiedzieć. Miał mieszane uczucia. Z jednej strony cholernie mu się wczoraj podobało, z drugiej bał się, co Dazai o tym myśli. On też w końcu był pijany, poza tym dla niego mogło to nie mieć tak wielkiego znaczenia, jak dla Chuuyi...

      Osamu westchnął, analizując sytuację, w jakiej obaj się znaleźli. To wahanie w zachowaniu i tonie niższego nieco odjęło mu pewności w tej sprawie. Myśl, że to, co zrobił wczoraj, było błędem, wezbrała na sile i uznał, że lepiej dla nich obojga będzie, jeśli nazwą to "pijacką wpadką".

- To nie powinno się wydarzyć. Może będzie lepiej, jeśli uznamy to za pijacki incydent i zapomnimy o tym. - powiedział chłodniejszym tonem niż zamierzał i odwrócił się do wyjścia, wyrywając rękaw z uścisku dłoni Chuuyi.

    Nie mógł w tamtej chwili spojrzeć w te dwa szafiry. Bał się, że znów w nich utonie, że przejrzą go na wylot i to będzie niepotrzebnie trudniejsze. A przede wszystkim bał się zobaczyć w nich smutek i zawód. Nie spodziewał się tego, nie wierzył, że Nakahara traktował to inaczej niż błąd, byle pijacki wypadek. Po prostu obawiał się cienia szansy, że rudzielcowi faktycznie zależało, a on w tym momencie łamał serce tego wspaniałego anioła, którego tak bezczelnie zbrukał zeszłej nocy.

    Jaka szkoda, że wtedy się nie odwrócił, bo Nakahara cholernie chciał zajrzeć w te ciemnoczekoladowe oczy i nie wierzyć w to, co słyszał. Chciał wyczytać z nich chociaż jedno słodkie kłamstwo, by nie czuć się tak użytym, wykorzystanym. By chociaż mieć wątpliwość, że nie był dla Osamu jedynie pijacką przygodą...

~~~~

      Chuuya spojrzał na zegarek na ścianie w kuchni i westchnął cicho. Powinien się już zbierać na spotkanie z Akutagawą i Jaszczurkami. Spojrzał w lustro, ale w odbiciu dostrzegł jedynie siebie sprzed wielu lat. Patrzącego w lustro, starającego się pozbierać po tym nieświadomym odrzuceniu.

     Zacisnął pięści, a czerwona poświata otoczyła go. Zamachnął się, jednak jego pięść zatrzymała się tuż przed lustrzaną taflą. Parę ciężkich oddechów później i krótkie spojrzenie we własne oczy, a znów stał wyprostowany, gotów zmierzyć się z całym światem.

      Zdeterminowany wyszedł z mieszkania. Demony przeszłości go nie złamią, nie pozwoli na to. Nie dadzą rady. Nie teraz, kiedy na nowo ma przy sobie Dazaia. Ma go dosłownie w kieszeni, pod telefonem, gotowego przybiec z drugiego końca świata, jeśli tego będzie wymagała sytuacja.

*

    Osamu spojrzał na niewielki zegarek, który wyciągnął z kieszeni płaszcza, a następnie w rozgwieżdżone niebo. Zmierzał już do swojego mieszkania, dość spokojnym krokiem, nucąc pod nosem ulubioną piosenkę o podwójnym samobójstwie.

    Bolesne wspomnienie rozmyło się, kiedy w drugiej dłoni zacisnął telefon przeznaczony jedynie dla Nakahary. Nie zamierzał nigdy więcej zawieść tego cholernego rudzielca, chociaż tak mógł spróbować odkupić swe winy. Spłacić ten dług krzywdy, mając nadzieję, że kiedyś będzie mu wybaczone.

.......

FH:

Yo, ja tak tylko wtrącę, że dla zainteresowanych za niecałą godzinę pojawi się rozdział +18 właśnie dotyczący tego wspomnienia.

Mam nadzieję że nie wyszedł za nadto creengowy i że przypadnie wam do gustu.

Wrobiłam w sprawdzanie go mojego kota, więc mam nadzieję, że niszczenie jej niewinności nie poszło na marne xD

Do następnego!

=)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro