Kurwa... Nienawidzę Cię...

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

      Ostatni tydzień był dla Chuuyi co najmniej fatalny. Najpierw został zbesztany przez Moriego, bo pokłócił się ze sprzedawcą broni, przez co ten zerwał umowę z Portówką i zaszył się gdzieś w podziemiu. Potem dopadło go zatrucie pokarmowe i nie mógł uczestniczyć w misji. Zginęło trzech jego podwładnych, kiedy leżał w łóżku z bólem brzucha i temperaturą; nie mógł nic zrobić — niestety on sam tak nie myślał...

      Nie znaleziono ich zwłok, Kouyou powiedziałam, że nie powinien się tym obciążać, w tym starciu i tak nie uniknęliby strat. Przeciwnicy mieli paru obdarzonych, zawiódł plan Moriego, nie mieli nawet strzępka informacji o ich zdolnościach. Nakahara nie potrafił jednak się nie obwiniać...

      Z tego powodu Chuuya, mimo wczesnej pory, nalewał sobie pierwszy kieliszek z drugiej butelki wina, siedząc w rogu baru na Fiołkowej.

     Musiał odnaleźć i przeprosić handlarza, wyrównać rachunki z tamtą grupą, ale za główny cel obrał sobie znalezienie szczątków swoich kompanów, by ich rodziny nie musiały żegnać się z pustymi trumnami. Skoro nie było ich na polu walki, przeciwnicy najwyraźniej posprzątali...

     Wyciągnął telefon i spojrzał w wyświetlacz zamglonym spojrzeniem. Potrzebował pomocy, ale nie wiedział do kogo się po nią zwrócić. Ougai i Ozaki już robili wszystko, co się dało, ale to nie wystarczyło. Zmarszczył brwi i zaczął przeglądać kontakty, w pewnym momencie jednak zamarł.

- Dazai... - widząc dawno nieużywany numer o nazwie "Makrela", skrzywił się nieznacznie. Zacisnął pięści, szatyn na pewno wiedziałby co robić, ale nie był już jego partnerem... Zostawił go, porzucił. Wściekłość wewnątrz Nakahary narastała zmieszana z gorzkim posmakiem rozpaczy, z którą myślał, że parę lat temu już się pożegnał. Nadzieja matką głupich, ale ten przeklęty, owinięty w bandaże detektyw, mógł być jego ostatnią deską ratunku.

—Nie zaszkodzi spróbować i tak pewnie nie odbierze... Na pewno wyrzucił ten telefon, kiedy odszedł, po co miałby go dalej mieć...— pomyślał i wcisnął zieloną słuchawkę, gotów na kolejną falę bólu i ponowny zawód.

     Kiedy rozległ się pierwszy sygnał, jego serce przyspieszyło, rozszerzył oczy w niedowierzaniu  Nie, nie, nie. Nie nastawiaj się, nie odbierze, pewnie trzyma go gdzieś w szafie. Zapomniał go wyrzucić, to tyle. —

- Jest południe, a ty już pijesz, alkoholiku. - Nakahara poczuł ścisk w żołądku, słysząc głos dawnego partnera, dobiegający z przestarzałego modelu telefonu. Rudzielec chwilę milczał, nie potrafiąc się wysłowić.

- Odebrałeś... - powiedział w końcu zdławionym głosem, przesiąkniętym niedowierzaniem. Dłoń, w której trzymał telefon przy uchu, lekko mu drżała.

- Bar przy Miedzianej czy Fiołkowej? - padło pytanie, proste i dające Chuuyi jasny przekaz: Przyjdę. W tym momencie Nakahara podjął decyzję, chwilę mu to zajęło, ale tęsknota wygrała ze zdrowym rozsądkiem, możliwe, że przez ilość spożytego alkoholu.

- Fiołkowa... - odpowiedział - Nie mam kluczy... - dodał z pewną melancholią, pewien, że Osamu właśnie się uśmiechnął. Sam też wykrzywił nieświadomie usta w tym słodkogorzkim grymasie.

- Będę do dwudziestu minut. - usłyszał, nim połączenie zostało zakończone.

     Odsunął powoli telefon od ucha i spojrzał na wyświetlacz, wciąż nie potrafiąc uwierzyć, że ta rozmowa faktycznie miała miejsce. Czy jego były partner naprawdę zamierzał się pojawić? To wszystkie było dla Nakahary tak abstrakcyjne, że stracił kompletnie poczucie czasu i z zamyślenia wyrwał go dopiero widok, wysokiego mężczyzny, który po niecałych dwudziestu minutach naprawdę się zjawił.

      Chuuya uniósł dwa lśniące szafiry na stojącego przed nim detektywa, na którego ustach mieścił się zdecydowanie za szeroki uśmiech. Rudzielec jednak, pomimo buzującego w głowie alkoholu, dostrzegł w szatynie stres. Nie w jego gestach, czy mimice, Dazai był za dobrym aktorem, by w tłumie pozwolić sobie na pokazanie prawdziwych emocji, ale niski mafiosa od zawsze był wyjątkiem; wystarczyło jedno spojrzenie w te mroczne, ciemne oczy, by czytał z wyższego, jak z otwartej księgi.

- Naprawdę tu jesteś... - powiedział cicho na tyle, że prawie zagłuszyła go muzyka odbijająca się od ścian lokalu i głośne konwersacje pijanych klientów.

- Dlaczego jesteś taki zdziwiony? Zadzwoniłeś, więc jestem. - Dazai wzruszył ramionami z lekkością i zabrał ryżemu kieliszek sprzed nosa, samemu dokańczając trunek.

- Zostawiłeś mnie! - zacisnął pięści i podniósł się gwałtownie, procenty podkręcały emocje. Otoczyła go czerwona poświata, sugerująca, że za chwilę cały lokal, jak i nie okolica może znaleźć się pod drugiej stronie globu.

- Nie tutaj Chibi. - westchnął i klepnął go w ramię, dezaktywując jego zdolność. Oczywiście magicznie nie uspokoił tym niższego, wręcz przeciwnie, zmniejszając odległość ich dzielącą, dał mu idealną sposobność do pierwszego ciosu. Pięść Nakahara spotkała się z policzkiem szatyna w dość szybkim i gwałtownym geście, który nieco odrzucił starszego.

- Słuchaj dupku. - wziął detektywa za kołnierz i przyciągnął na swój poziom, nim ten zdążył otrząsnąć się po zadanym ciosie - Zniknąłeś z dnia na dzień, dowiedziałem się od Bossa, że odszedłeś, na dodatek wysadziłeś mi samochód. - mówił ostro, ale w głębi tych błękitnych tafli brązowooki widział wyraźny żal i ból - Dlaczego nie dałeś mi znaku życia? Dlaczego mnie zostawiłeś, myślałem, że..? - głos lekko mu się załamał, docierał do swojej granicy wytrzymałości, w dodatku wydarzenia ostatnich dni nie pomagały w utrzymaniu spokojnej maski.

- Nie zostawiłem cię Chuuya. - padło zadziwiająco spokojnie, kontrastowo do dynamiki całej tej sytuacji, jak i postawy jego rozmówcy.

- Co..? CO?! - spojrzenie niższego zapłonęło żądzą mordu - Masz tupet, ty..! - zaczął wściekły.

- Znałeś układ niziołku. - wywrócił czekoladowymi oczyma, poprawiając się i podtrzymując niższego, by ten nie wywrócił się przy kolejnym zamachu - Dzwonisz, kiedy jestem ci potrzebny. Przychodzę, nie masz kluczy, rozwiązuje twój problem. Nic się nie zmieniło. - wziął go spokojnie pod ramię, to jak jego ton był wyprany z emocji, wyprowadzało Chuuye z równowagi - Mówiłem ci już, to jedna rzecz, której możesz być pewien. - spuentował, a niebieskooki zacisnął pięści, chcąc dać ujście emocjom.

- Kurwa... Nienawidzę cię... - Mruknął z irytacją i pokręcił głową, czego od razu pożałował, bo kiedy przestał nią bujać, świat dalej odbijał mu się przed oczyma od lewej do prawej.

- Tak, tak, wiem. - poprawił go sobie i ruszył z nim do wyjścia - Skoro więc oczywistości mamy za sobą, może powiesz mi nieco o swoim problemie. - zaproponował spokojnie, co skutecznie, na parę chwil, zamknęło usta Nakaharze.

- W mieszkaniu... - zadecydował, a szatyn nie zamierzał się z nim o to kłócić. Przeczuwał, że sprawa, w której w końcu został wezwany, musiała być poważna. Bar na Fiołkowej zdecydowaniem nie był miejscem do takich rozmów, za wiele niewłaściwych osób mogłoby ich usłyszeć. Ostatecznie było to miejsce rozpusty wielu większych i mniejszych gangów w Jokohamie.

***

- Nie uważasz, że to nieco nierozsądne dalej tu rezydować? - skrzywił się Nakahara, kiedy stanęli przed tym samym mieszkaniem co dawniej, a Dazai wyciągnął z kieszeni płaszcza niewielki kluczyk.

- Co masz na myśli? Tylko ty wiedziałeś o tym miejscu. - wszedł z niższym ostrożnie, by ten czasem nie potknął się o wysoki próg.

- Boss nie wiedział, gdzie mieszkasz? - Chuuya uniósł brew, niedowierzając. Ten maniak posiadania kontroli nad wszystkim na około, nie wiedziałby, gdzie stacjonowała jego prawa ręka?  toż to jakaś bzdura.

- Nie, nie, Chibi, ja tu nie mieszkałem. - powiedział spokojnie Osamu, zamykając za nimi drzwi, z lekkim rozbawieniem w głosie.

- ...co? - ognistowłosy spojrzał na niego w szoku, z którego otrząśnięcie się zajęło mu dobrą chwilę.  Osamu tu nie mieszkał? Po cholerę mu drugie mieszkanie, skoro sam tu nie rezyduje..?— Nakahara nie potrafił znaleźć logicznego wyjaśnienia, zwłaszcza przy zamglonym procentami umyśle.

- To mieszkanie wynajmuje specjalnie na nasze spotkania, nie domyśliłeś się? - Dazai zręcznie odegrał zaskoczenie. Oczywiście, że wiedział o tej nieświadomości byłego partnera, przecież celowo wprowadził go w błąd. Ostatecznie nie mógł go zabrać do siebie, tam zdecydowanie nie było odpowiednich warunków dla człowieka, a tym bardziej dla tak mu cennego, jak Chuuya.

- Dlaczego wciąż..? - detektyw przerwał jego pytanie spokojnie, jakby czytał mu w myślach.

- Czekałem. - posadził Nakahare na kanapie i zdjął mu płaszcz. Odwiesił go wraz ze swoim na wieszak.

- Mogłeś... - zaczął kolejne zdanie, ale brązowooki ponowił sztuczkę, chcąc jak najszybciej skończyć niewygodny temat.

- Gdybym to ja zadzwonił, nakrzyczałbyś na mnie i się rozłączył. - Mruknął z przekąsem i usiadł na fotelu obok.

- Nie wiesz tego. - zacisnął dłonie na kanapie - Dlaczego w ogóle odszedłeś? - wlepił szafirowe spojrzenie w szatyna, przeszywając go nim na wskroś.

- Chuuya, zwolnij i zastanów się, czy w ogóle mamy na to czas. - westchnął, licząc, że przejdą do rzeczy jak najprędzej i uniknie rozmowy o przeszłości. To nie tak, że Chuuya według Dazaia nie zasługiwał na prawdę. Zasługiwał na o wiele więcej; więcej niż przeprosiny, więcej niż takie byle co jak Osamu; zasługiwał na wszystko, co najlepsze  uważał Dazai, bo kiedy wracał myślami do przeszłości, widział, jak wielkim błędem było odejście bez słowa.

- ...Nie mamy. - Nakahara przyznał z wyraźnym niezadowoleniem.

- W takim razie zajmijmy się najpierw tym, co nie może poczekać. - zarządził szatyn, zadowolony, że nie poruszą tematu dawnych lat od razu i będzie mógł się przygotować na tę rozmowę - Kiedy indziej spotkamy się na "ploteczki", dobra? - dodał, widząc, jak zawiedziony był tym jego były partner.

     Ognistowłosy skinął głową, choć od momentu usłyszenia pierwszego sygnału w telefonie, nie potrafił odpędzić od siebie nagromadzonych przez lata pytań i emocji, trzymanych pod kluczem, przez ostatnie cztery lata.

- W takim razie zamieniam się w słuch. - zachęcił go Osamu po chwili, kiedy niebieskooki patrzył w ziemię bez słowa. Ewidentnie sposępniał, zanurzając się między poduszki.

- Nie wziąłem ostatnio udziału w misji i trzech moich podwładnych zginęło... Organizacja uciekła i zabrała ich ciała... I spieprzyłem układ z handlarzem bronią... - wymieniał powolnym, monotonnym głosem, pusto spoglądając przed siebie - Nie obrażę się, jak powiesz, że spierdoliłem, bo spierdoliłem. - mruknął, nawet na moment nie podnosząc na rozmówcę wzroku.

      Dazai westchnął ciężko, widok tak przybitego rudzielca nie należał nawet odrobinę do przyjemnych. Wyglądał jak przegrany, jakby się już poddał. Wstał w milczeniu i przesiadł się obok niższego. Zdjął jego kapelusz i odłożył go na bok. Pociągnął mafiose ostrożnie w swoją stronę, a ten był zbyt zmęczony i pijany, by nawet spróbować się oprzeć, kiedy jego rude kosmyki kaskadami rozlały się na kolanach wyższego.

- Nie dobijaj się sam Hobbicie, to moje zadanie. - pstryknął go w nos lekko, na co ten skrzywił się - Lepiej podaj mi więcej szczegółów, żebym mógł coś zaradzić. - posłał starszemu ciepłe spojrzenie, pocierając dłoń o jego ramię w geście wsparcia.

      Nakahara zamarł na moment, dawno nie widział tego spojrzenia w czekoladowych tęczówkach. Jednak nie zwlekał zbyt długo i zaczął opowiadać. Przedstawił wszelkie znane mu dane dotyczące handlarza, nawet największe pierdoły jak ulubiony krawat. Odtworzył także ostatnią rozmowę, która zakończyła się kłótnią, wiedział, że dla Osamu nawet najmniejsze szczegóły były na wagę złota.

      Następnie przeszedł do przedstawienia tego, czego sam dowiedział się o przebiegu bitwy z raportów podwładnych i co im wiadomo o wrogiej organizacji. Była to Francuska mafia, która ostatnimi czasy poszerza swoje wpływy na innych kontynentach, z tego, co mówił Mori, zabieranie zwłok przeciwników jest dla nich dość typowym zachowaniem.

- Mhm... Wszystko jasne. - Mruknął Osamu, jego oczy były wyraźnie ciemniejsze niż zazwyczaj, jakby nad tymi stawami gorzkiej czekolady nie świeciła nawet jedna gwiazda - Teraz chodź, zaprowadzę cię do łóżka, żebyś odpoczął, jutro będziesz miał rozwiązanie na stoliczku. - wziął go pod pachę, jednak rudzielec nie chciał wstać i usilnie siedział miejscu.

- Jutro rano znów znikniesz..? - zapytał z niezrozumiała dla Osamu goryczą w głosie.

- Wiesz, jak to działa. - westchnął i poluzował uścisk. Odgarnął parę ognistych kosmyków z jego twarzy, by mieć lepszy widok na dwa wpatrzone w niego szafiry.

- Ale... Jeśli zadzwonię, znów przyjdziesz, prawda? - upewnił się, zaciskając palce na rękawie wyższego.

- Zadajesz coraz głupsze pytania, naprawdę powinieneś już się położyć. - na usta szatyna wpłynął niewielki uśmiech.

- Powiedz, że przyjdziesz. - zjechał dłonią na nadgarstek byłego partnera i zacisnął ją mocniej. Ciche westchnienie opuściło usta wyższego.

- Ale ty dziś wolno myślisz Ślimolu... - poczochrał jego włosy - Tak, przyjdę, mam ten telefon cały czas przy sobie, więc w każdej chwili możesz dzwonić. - wywrócił oczyma z rozbawieniem - Wiesz, że rzucę wszystko inne i przyjdę, nic się nie zmieniło. - uśmiechnął się smutno do niższego i wyciągnął do niego dłoń.

- Nie wiem co mam o tym myśleć. - burknął rudy, odwracając wzrok i nadymając policzki - Porzuciłeś mnie, jak mam Ci znów zaufać ..? - kątem oka spojrzał na wyższego i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.

- Przecież i tak już to zrobiłeś ~. - wyszczerzył się wrednie. Mafiosa zmarszczył brwi i zacisnął pięści tak mocno, że zbielały mu knykcie. Detektyw miał rację i to tak cholernie frustrowało starszego...

- Nie chcę Ci ufać. Znów mnie zranisz, dupku. Znowu wbijesz mi nóż w plecy, kiedy tylko poczuje się bezpiecznie! - uderzył pięścią w kanapę i wstał gwałtownie, przez co, gdyby nie szybkie, długie ramiona zabandażowanego, pewnie wywróciłby się na stolik - Puszczaj! - warknął, kiedy został przyciągnięty bliżej w pasie i objęty szczelnie od tyłu.

- Przepraszam... - Ciche słowo owiało ciepłem ucho Nakahary, który spiął się na to zszokowany. Nigdy nie słyszał, by Dazai przepraszał, na pewno nie poważnie, a w tej chwili nie potrafił się przekonać, że wyższy mówił nie szczerze, za dobrze go znał, by nie wierzyć tej pozycji.

      Osamu był osobą, która z łatwością kłamała w żywe oczy i najlepsi znawcy mowy ciała, nie potrafiliby odróżnić prawdy od fałszu w wykonaniu tego maniaka samobójstw. Nakahara jednak nie musiał go widzieć, wiedział, że były herszt ma problem z okazywaniem uczuć, tych prawdziwych, głęboko skrywanych. Dlatego to właśnie w tej pozycji go objął, dlatego nie patrzył mu w oczy, dlatego schował twarz w jego barku. Dlatego, że bał się okazywać emocje... Dlatego Chuuya mu uwierzył.

- No już, już. - mruknął i poklepał szatyna niedbale po głowie, uspokajając się nieco - Przy następnym spotkaniu mi wszystko wyjaśnisz, jasne? - obrócił się do wyższego przodem i przyciągnął go za pasek trzymający broszkę, nie zauważył, jak oczy Dazaia na moment spojrzały na jego usta.

- Hai, Hai. - westchnął, wywracając teatralnie oczyma, wracając do pozy niepoważnego cynika - Ale teraz idziesz spać, bez żadnych ale, przeszkadzasz mi w myśleniu karzełku ~. - przyłożył dłoń do czoła w teatralnym geście. Nakahara zastanawiał się czasem, jakim cudem Osamu potrafi tak szybko zmieniać swoje zachowanie i wręcz żonglować najróżniejszymi maskami.

- Zostaw mój wzrost w spokoju! - warknął, pozwalając brązowookiemu na podtrzymanie go w drodze do sypialni.

     Jak niegdyś usiadł na skraju łóżka i spojrzał z góry na wyższego mężczyznę, który spokojnie zaczął rozwiązywać mu buty. Uniósł dłoń z zamiarem położenia jej na głowie pełnej puchatych, brązowych kłaków, ale zatrzymał ją w pół ruchu. Odwrócił wzrok, zacisnął pięść i cofnął rękę z powrotem na pościel.

     Zapadła cisza, była nieznacznie krępująca, z początku nie do przesady, ale później zaczęła się wżerać w ich umysły i serca. Robiło cię coraz bardziej niezręcznie.

     Osamu podniósł się nagle, uporał się już z butami i z lekkim zawahaniem sięgnął do guzików żakietu niższego. Nie skomentował tego, jak w tym momencie policzki Nakahara się zarumieniły, bo czuł, że jego własne, zdradziecko go pieką, a on nie miał wymówki w postaci spożytego alkoholu. Domyślał się, że obojgu przypomniał się ten sam incydent, o którym oboje obiecywali zapomnieć...

- Śpij Chuuya, zajmę się wszystkim. - powiedział, kiedy pozbył się spodni mafiosy i zaczął składać jego ubrania w kostkę.

      Ryży ułożył się wygodnie na łóżku. Nic już nie odpowiedział, a jedynie na wpół już w krainie snów obserwował poczynania dawnego partnera.

***

      Rano, kiedy Nakahara powoli uniósł powieki, po Dazaiu zostało już jedynie ciepłe śniadanie, saszetka na niezbyt przyjaznego kaca i kartka z instrukcjami.

     Chuuya leżał chwilę, patrząc w sufit i oddychając miarowo, zaciągając się przyjemnym zapachem, roznoszącym się po pokoju i starając sobie przypomnieć jak najwięcej z poprzedniego wieczoru.

On naprawdę przyszedł... Odebrał i przyszedł... — wstał powoli, by przypadkiem nie spotęgować bólu głowy i przeczesał palcami włosy — Co dalej..? Cholerny Dazai...— przeklął byłego partnera w myślach parę razy, ale na jego usta wpłynął błogi uśmiech. Wstał i wziął kartkę ze stolika.

"W Podziemiu zapytaj kogoś o "Haru", to pseudonim tego przemytnika, a jak go znajdziesz, powołaj się na mnie. To ja wkręciłem go w układ z Portówką, więc przypomnij mu, że dług, który u mnie ma, nie został jeszcze spłacony.

Tylko weź przedtem meliskę, przygotowałem ci jedną, jest na stole w kuchni, raczej wiesz, jak się ją robi.

Co do francuskiej mafii, jako że są daleko od siedziby głównej, a od walki nie minęło za wiele, pewnie nie wrócili na swoje tereny, a przesiadują w jakiejś tymczasowej bazie. Wysłałem ci mapę z zaznaczonymi miejscami, które mogłyby im posłużyć za kryjówkę, sprawdź je. Weź niewielki oddział, będzie lepiej, jeśli załatwicie to po cichu i z zaskoczenia.

Polecałbym do tego zadania Akutagawe Ryunosuke i Czarne Jaszczurki, ale jeśli uważasz, że ktoś inny będzie lepszy... to i tak weź ich, wiesz, że mam rację.

Nie jestem pewien, po co im zwłoki przeciwników, mogę się jedynie domyślać, ale najprawdopodobniej to jedynie ich "wizytówka" i próba pokazania wyższości. Pewnie składują je na najniższych poziomach, ewentualnie przesłuchajcie szefa.

Tak, jestem pewien, że jest tu z nimi, po ich poczynaniach w ostatnich latach, wydaje się być typem lubiącym oglądać podwładnych w akcji z bliska.

Pamiętaj, by najpierw przeczekać kaca!

W razie wątpliwości lub problemów — dzwoń !

~Osamu"

     Nakahara uśmiechnął się pod nosem, czytając to. Złożył kartkę w niewielki prostokąt i parę godzin później schował je do szkatułki w swoim apartamencie z resztą podobnych karteczek, zapisanych tym śmiesznie ozdobnym, pochyłym pismem Dazaia. Ono, w przeciwieństwie do tamtego mieszkania, było prawdziwie Dazaiowe.

......

FH:

Wzięło mnie coś na tę historię hah, ale teraz biorę się już za "Trust", wleci niedługo trochę kontentu z sskk tam hah.

Mam nadzieję, że ta historia też się wam spodoba ^^

Do następnego~~

=)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro