Miło Oglądać Jak Ktoś Kopie Ci Dupe

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

      Kiedy Nakahara Chuuya obudził się, na jego nadgarstku nie było już dłoni Osamu. Poczuł lekki ból, gdzieś w klatce piersiowej i zacisnął dłoń na kołdrze, tylko po to by po chwili zmarszczyć brwi, czując przyjemnie słodki zapach i słysząc trzaski, dobiegające z kuchni.

      Wstał, lekko krzywiąc się , bo wciąż był jeszcze nieco obolały po Korupcji i poszedł do kuchni, mieszczącej się w pokoju obok. W pomieszczeniu zastał szatyna, krzątającego się przy garach.

- No w końcu śpiąca królewna łaskawie wstała. - powiedział sarkastycznie, odwracając się do rudego z głupawym uśmieszkiem.

- Od rana chcesz dostać po mordzie? - niebieskooki z nonszalancją oparł się o ramę drzwi.

- Dobra, dobra, lepiej patrz, czego się nauczyłem. - powiedział i zaczął manewrować w skupieniu patelnią z naleśnikiem na niej, by następnie szybko unieść ją i opuścić, tak że naleśnik zrobił fikołka - Tadaa~! - powiedział i skłonił się, odsuwając rękę z patelnią i przypadkiem ustawiając ją tak, że ów naleśnik spadł mu na głowę.

     Mafiosa parsknął śmiechem - No widać, że ćwiczyłeś. - powiedział wskazując na naleśniki przylepione do sufitu - Mam rozumieć, że ich tajny składnik to tynk? - parsknął sarkastycznie, na co tym razem oboje się zaśmiali.

- Nie, tajny składnik to cyjanek. - wzruszył ramionami i zrulował naleśnika z własnej głowy, by następnie go ugryźć z wyraźny zadowoleniem.

- Bleh, jesteś obleśny. - mruknął niższy, chociaż nie wyglądał na jakoś szczególnie zniesmaczonego - To ja wezmę sobie te normalne, bez żadnych tajnych składników. - dodał biorąc jeden z talerzy, na którym naleśniki nie wyglądały nazbyt podejrzanie.

      Osamu wzruszył ramionami i odwrócił się z powrotem do kuchenki, dzięki czemu ryży mógł zauważyć płomień pożerający pas od płaszcza wyższego. Spiął się nieznacznie, kiedy nagle pasek został mu zabrany i wrzucony do zlewu.

- Nie ma za co. - powiedział ze znudzeniem. Dla mafiosy takie widoki nie były niczym obcym, ostatecznie w młodości Dazai robił mu śniadania i kuchnie nie raz trzeba było remontować przez pożary lub zalania.

***

     Ostatecznie oboje siedzieli na dwóch końcach kanapy, pochłaniając naleśniki, każdy pogrążony w swoim świecie. Osamu wciąż zastanawiający się nad wczorajszym incydentem, a Nakahara zbierający się w sobie do podjęcia interesującego go tematu.

- Ne, Dazai. - zagadnął w końcu Nakahara, przeciągając się - Dlaczego wynajmujesz to mieszkanie? - spojrzał zaciekawiony na wyższego, który jedynie wzruszył ramionami.

- Moje jest mniejsze, plus jest za blisko Zbrojeniówki. - powiedział spokojnie - Byłoby za dużo zamieszania z przemykaniem się z tobą, zwłaszcza po pijaku, kiedy stawiasz na nogi całą ulicę swoim zawodzeniem~. - wyszczerzył się w rozbawieniu, a oczy zabłysły mu nieznacznie na wspomnienie pijackich lamentów rudzielca.

- Oi, przesadzasz. Mam przypomnieć jak się darłeś na karaoke? Beztalencie jak cholera, a od mikrofonu nie chciałeś odejść. Gdzieś mam nagranie jak odciągają cię ochroniarze. - parsknął pod nosem, kręcąc głową lekko na boki.

- Nagrałeś to? - uniósł brew z rozbawieniem. Teraz oboje nieznacznie się uśmiechali, kiedy przez myśli przeleciał tamten dzień i nawet oczy detektywa wydawały się mafiosie jakieś jaśniejsze.

~~~~

      Był zwykły wieczór, wczesnym latem, kiedy było już na tyle ciepło, by spacerować do późna, ale słońce wciąż szybko znikało z horyzontu. Dazai wraz z Nakaharą wracali z jednej z bardziej krwawych misji, sądząc po tym jak wyglądało pobojowisko, jednak nie byli szczególnie zmęczeni, ani poobijani.

- Widzisz, mówiłem, że przy "Summer Night in the City" nie będziesz miał na sobie nawet kropli krwi. - szatyn uśmiechnął się z wyraźnym samozadowoleniem.

- Tss, nie wiem jak to możliwe. - burknął pod nosem, idąc z rękoma w kieszeniach i kopiąc leżące przy drodze kamienie.

- A wiesz co to znaczy~. - wyszczerzył się diabelnie do rudzielca, idąc obok niego wesoło - Wy-gra-łem~! - zaszczebiotał z ekscytacją.

- Ugh. Nie znoszę cię. - mruknął rudzielec z wyraźnym niezadowoleniem.

- Hmm, co by ci tu wymyślić tym razem. - Dazai udał, że zastanawia się nad tym i rozejrzał się po okolicy.

- Jak znów każesz mi szczekać, to cię pogryzę. - prychnął, krzyżując ręce na piersi, a wyższy zaśmiał się rozbawiony.

- Jaki groźny ten Chihuahua, może powinienem następnym razem kupić ci kaganiec, zamiast obroży. - szesnastolatek zamyślił się, unikając kopnięcia wymierzonego w jego głowę.

- Jeszcze raz porównasz mnie do psa, to urwę ci głowę Makrelo! - zagroził zirytowany.

- Tym razem sam to zacząłeś, Chibi~. - zauważył niewinnym tonem brązowooki - O! - dodał, nim drugi zdążył odpowiedzieć - Już wiem. Pójdziemy tam i zaśpiewasz mi cokolwiek wybiorę. - powiedział ciągnąc za nadgarstek niższego w stronę klubu  karaoke.

      Niebieskooki nie protestował specjalnie, zwłaszcza, że Osamu powiedział, że on stawia tego wieczoru, co znaczyło darmowe napicie się, w rezultacie czego nie będzie musiał pamiętać swojego upokorzenia.

- Tylko pamiętaj, śpiewasz do mnie, więc oczy tu~! - zaszczebiotał rozbawiony chłopak, wskazując na swoje oczy, a później na Nakaharę. Młody mafiosa pokazał mu jedynie środkowy palec przed wejściem na scenę i sięgnięciem do mikrofonu.

      Odczekał chwilę, wsłuchując się w melodię i zaczął występ, łapiąc kontakt wzrokowy z partnerem. Procenty przyjemnie uderzały mu do głowy, ale wypił zdecydowanie za mało by zapomnieć później ten wieczór.

- When I walk on by, girls be looking like 'Damn he fly'
I pay to The beat, walking on The street with my new L.A Freak,
Yeah
This is how i roll, animal print pants out control.
It's RedFoo with a big afro,
They like Bruce Lee rock In The club Yo - śpiewał pierwszą zwrotkę, wciąż mordując wzrokiem szatyna stojącego pod sceną, który chichrał się co chwila i robił ukradkiem zdjęcia. Pod koniec jednak dokończył szklankę whisky jednym haustem i wszedł do Chuuyi na scenę w połowie refrenu.

- Źle to robisz Chibi. Wczuj się bardziej. - powiedział przyciągając go w pasie i kładąc drugą dłoń na jego, tej która spoczywała na mikrofonie.

- When I walk in the spot, this is what I see
Everybody stops and staring at me
I got passion in my pants and I ain't afraid to show it show it
show it! - Osamu śpiewał płynnie się przy ty poruszając, z wyraźnym zadowoleniem, widząc rosnącą irytację rudzielca - I'm sexy and I know it. I'm sexy and I know it. - puścił mu oczko i wystawił język.

- When I'm at the moss, purity just can't fight them up
When I'm at the beach, I'm in a Speedo trying to tan my cheeks
This is how I roll, come on ladies it's time to go
We hit to the bar, baby don't be nervous
No shoes, no shirt, and I still get service, watch! - Młodzi mafiosi zaczęli się przekrzykiwać, wyrywając sobie mikrofon, jakimś cudem wciąż całkiem nieźle śpiewając.

      Kiedy skończyła się piosenka, Dazai oznajmił, że zaschło mu w gardle i przed kolejną piosenką powinni się jeszcze napić. Chuuya podążył za nim uznając, że im więcej darmowego alkoholu tym lepiej, a po za tym wcale nie bawi się najgorzej. Zwłaszcza, że spodziewał się po partnerze, że jedynie wypchnie go na scenę, nagra i będzie go wyśmiewał lub szantażował, przez następny miesiąc aż się nie znudzi, a tym czasem rudowłosy mógł śmiało powiedzieć, że całkiem nieźle spędzają czas i może w pewien sposób świętują kolejną wygraną bitwę.

      Po paru wspólnych piosenkach, przerywanych spożywaniem alkoholu, szatyn oznajmił, że chce zaśpiewać coś pierwszy i ryży ma słuchać uważnie. Nie trzeba chyba mówić, że oboje byli już zlani w trzy dupy.

- If you ever find yourself stuck in the middle of the sea,
I'll sail the world to find you
If you ever find yourself lost in the dark and you can't see,
I'll be the light to guide you - zaczął, podskakując wesoło, tylko troszkę gubiąc rytm przez to jak świat dookoła mu się kręcił; ale tylko trochę.

      Nakahara spojrzał na niego ze zdumieniem, kiedy brązowe jeziora głębokiej, gorzkiej czekolady zdawały się wpatrywać w niego zadziwiająco świadomie przy takiej ilości procentów.

- You can count on me like 1 2 3
I'll be there
And I know when I need it I can count on you like 4 3 2
You'll be there
Cause that's what friends are supposed to do, oh yeah
Wooooh, Wooooh
you can count on me cause I can count on you - kiedy piosenka się skończyła, niższy wyciągnął dłoń do wyższego, by pomóc mu zejść ze sceny. 

- To jak, jeszcze po jednym? - zagadnął zabawowo Osamu, ewidentnie świetnie się bawiąc i nie zdając sobie sprawy z tego, że to wcale nie sprawka alkoholu, że policzki jego partnera zaczerwieniły się o wiele bardziej.

- Jasne. - powiedział, czując jak szatyn łapie go pod ramię, starając się nie nadinterpretować doboru piosenek młodszego. Nie protestował jednak, zadziwiając tym bardziej siebie niż swojego towarzysza.

      Po kolejnych paru wspólnych piosenkach, Demon Portowej Mafii ponownie chwycił mikrofon solo. Chwiejąc się pokazał drugiemu, by wszedł do niego na scenę w połowie piosenki, która doprowadziła niższego do łez rozbawienia. Na dodatek Osamu zdjął mikrofon ze stojaka i powalił Nakaharę na ziemię, by następnie usiąść na nim i zaśpiewać, wyginając się jak jakaś napalona laska:

- When I start drinking
My dick does all my thinking
Hoes want to be seen with me
And I like their big, fake titties
D-cups with extra filling
Take it out, let me lick it quickly
Calm down, it's just a hickey
I'll blame it on this whiskey sipping, gets me tipsy - i zaraz po tym zwymiotował Chuuyi przez ramię na mikrofon i panele.

       Tak o to oboje zostali wykopani z klubu, a Osamu, jako, że awanturował się, chcąc dokończyć piosenkę to dostał dosłownego kopa w dupę. I Chuuya nie wiedział jak mógłby wyrazić radość, jaka płynęła z faktu, że zdążył wyciągnąć telefon by to uchwycić.

~~~~

- Ta. - wyciągnął telefon i pokazał Osamu nagranie. Oboje co jakiś czas podśmiewywali się - Nawet mam jak śpiewasz parę piosenek solo.  - dodał pokazując kolejne nagrania.

- Nie myślałem, że będziesz miał takie rzeczy w telefonie. - wyższy, wyciągnął się wygodnie na kanapie, tak, by mieć głowę na ramieniu ex-partnera, a by nogi nie wychodziły za ciepłe koce ułożone na kanapie.

- Czemu miałbym nie mieć? To świetna pamiątka. - niebieskooki uniósł brew, widząc jak detektyw się wierci - Miło oglądać jak ktoś kopie ci dupę~. - wyszczerzył się wrednie i poprawiając się tak, by wyższy nie wbijał mu aż tak brody w bark.

- No nie wiem, myślałem, że po moim odejściu spalisz wszystko co ci się ze mną kojarzy, jak nastolatki po zerwaniu robią z rzeczami chłopaka. - posłał starszemu cwany uśmieszek, za co oberwał poduszką prosto w twarz.

- Ugh, jesteś niemożliwy. - burknął i odwrócił się do niego tyłem, przyjmując karykaturalnie obrażoną pozę. 

      Chwilę tak milczeli, oparci o siebie plecami. Cisza między nimi nie należała jednak do żadnej z tych niekomfortowych. Wręcz przeciwnie, oboje czuli się zrelaksowani, po smacznym śniadaniu i porannych przekomarzankach, przeplatanych wspólnymi wspominkami. To był idealny moment, na chwilę oddechu i zrelaksowanie się, przed podjęciem jakiejś poważniejszej rozmowy.

—To całkiem miłe...— pomyślał Chuuya i zerknął przez ramię na szatyna.

      Detektyw leżał bokiem, patrząc gdzieś w przestrzeń zamglonym wzrokiem, ale nie totalnie opustoszałym. Wyglądał po prostu jakby się zamyślił lub wspominał coś - całkiem spokojnie, może nawet melancholijnie. Jednak rudzielec nie miał zamiaru dać mu spokoju.

- W takim razie, po co wynajmowałeś je kiedy pracowałeś w mafii? - zagadnął, wracając do uprzednio rozpoczętego tematu.

      Brązowe oczy przeniosły się na niego, a ich właściciel lekko zmarszczy czoło, jakby nie zrozumiał z początku pytania. Nim jednak niższy zdążył doprecyzować, uzyskał zaskakującą odpowiedź.

- Przecież u mnie nie było warunków do spędzania kaca i picia na umór. - powiedział lekkim tonem, ale widząc zdziwienie na twarzy byłego partnera, dodał - Nie wiesz gdzie mieszkałem? - zapytał niepewien, jak odczytać ekspresje wymalowaną na lekko piegowatej twarzy.

- Nie? - I dopiero teraz mafiosa zdał sobie z tego faktycznie sprawę. W sumie jeszcze do niedawna myślał, że mieszkał tutaj, więc to chyba logiczne, że w takim razie nie znał prawdziwego adresu szatyna

- Mori ci nie powiedział? - w ciemnobrązowych oczach przemknęło zmęczenie - Pokażę ci. Ostatecznie to nie była jakaś wielka tajemnica. - wstał, wyciągając dłoń do niższego, by następnie szybko pociągnąć go do pionu - O ile tego już nie sprzątnęli to dalej tam jest. - wzruszył ramionami przeciągając się.

- Co? Co masz na myśli? - zdziwił się, ale podążył za nim nie stawiając oporu.

- Po prostu chodź. - westchnął, nie chcąc tłumaczyć, kiedy uznał, że o wile prościej będzie pokazać i dać rudemu samemu się domyślić.

      Szli dobre parę minut mniej uczęszczanymi drogami, a Nakahara z czasem zauważył, że zbliżają się do jednego z terytoriów Portówki, mieszczącego się na obrzeżach miasta w porcie. Problem polegał na tym, że nie pamiętał by były tu jakieś nawet ukryte przed cywilami mieszkania...

- Jesteśmy. - oznajmił Dazai, rozkładając ręce, prezentując... stary, metalowy kontener.

- Świetny żart debilu, naprawdę, tym razem to się popisałeś. - prychnął Nakahara, nieznacznie poirytowany. Przecież szatyn mógł powiedzieć wprost, że nie chce mu zdradzać dawnego adresu. Nawet jeśli Chuuya nie rozumiał, dlaczego miałby to ukrywać.

- Czy to sarkazm? - brązowooki udał szok, przykładając dłoń do otwartych ust.

- O, a jaki spostrzegawczy! Szok. - odgryzł się niższy, jednak kiedy Osamu nie odezwał się więcej, rudzielec z marszczył brwi - Oi, to żart, nie? - tym razem w jego głosie dało się wysłyszeć wahanie i ponownie spojrzał na zardzewiały kontener.

      Dazai  nie odpowiedział, jedynie podszedł do drzwiczek. Otworzył je bez słowa z przeciągłym skrzypnięciem. W jego oczach Nakahara nie dostrzegł najmniejszej iskierki światła, cała jego postawa nagle wydała się cholernie apatyczna i mało wyrazista.

      W starym kontenerze mieścił się stary, podarty futon, jakiś stoliczek bez jednej nogi i dziurawe krzesło. W rogu stała też mała lodówka, wokół której latały muchy. Z wnętrza wydobywał się też zapach stęchlizny o mocno rybim zabarwieniu na tyle intensywny, że niebieskooki krzywiąc się zatkał nos, obserwując scenerię z istnym przerażeniem. Oczywiście nie chodziło o sam fatalny wystrój i stan pomieszczenia, ale świadomość, że Dazai faktycznie tu kiedyś mieszkał.

      To brzmiało wręcz głupio i śmiesznie. Demon Portowej Mafii, najlepszy strateg, jaki przez nią przeszedł, żył w kontenerze gdzieś w opuszczonym porcie na obrzeżach. Teraz przynajmniej niższy wiedział, że odór ryby, nie był personalnym wyborem jego ex-partnera.

- Ty nie żartujesz... - stwierdził w szoku, przenosząc wzrok na w tej chwili cholernie irytująco spokojnego detektywa - Dlaczego? -

- Och to właściwie bardzo proste. Mori bał się trzymać mnie bliżej. - wzruszył lekko ramionami, tonem zupełnie jakby rozmawiał o pogodzie - Plus czego więcej mogłem potrzebować. Jest miejsce do spania, jakaś lodówka. Światło. - wymieniał, wyliczając na palcach.

- Dazai, kurwa, nie pierdol. - warknął Chuuya, chwytając go a kołnierz. W jego głosie było słychać mieszankę wściekłości i zdesperowania - To nie są warunki do życia. - jedną ręką wskazał na wnętrze kontenera, a drugą wciąż zaciskał na kołnierzu wyższego.

- Nie dramatyzuj Chibi. - brązowe oczy zrobiły fikołka, jedynie podsycając gniew w oczach niższego.

- Nie dramatyzuje debilu. Ugh, nie obchodzi mnie jak kurewsko wkurwiającym szczylem byłeś, to nie są warunki dla dziecka. - uderzył w ścianę kontenera przy głowie szatyna, tym samym tworząc spore wgłębienie w metalu.

       Widząc jednak brak zrozumienia w ciemnych oczach, sam coś pojął. Osamu musiał żyć tak odkąd wstąpił do Portówki, a może nawet na długo przed tym, nie miał najlepszych warunków do życia. Co za tym szło, za pewne przywykł do takiego stanu rzeczy, więc równie dobrze mógł... Chuuya z trudem przełknął ślinę na tę myśl, czując dreszcze przebiegające wzdłuż jego kręgosłupa.

-Oi, ty chyba nie...- zacisnął pięści i wziął go dość mocno za nadgarstek, idąc znów w stronę miasta, już bez słowa prowadząc ex-partnera.

***

      Ostatecznie dotarli do aktualnego mieszkania Osamu, który nie był specjalnie zaskoczony tym, że Nakahara zna tę  lokacje, ostatecznie wywiad Portówki nie był w jakiejś strasznej kondycji nawet po jego odejściu.

- Po co tu przyszliśmy? - szatyN nie o końca rozumiał, do czego dążył mafiosa.

- Otwórz. - powiedział stanowczo niższy, wskazując sugestywnie na drzwi.

- Nie jestem pewien, czy rozumiem o co ci chodzi. - brązowooki uniósł brew, chcąc wpierw ogarnąć co się dzieje.

- A myślałem że demon Portówki wszystko wie i rozumie. - prychnął sarkastycznie - Otwórz, bo je wywarze. - zagroził.

       Osamu miał ochotę się jeszcze podroczyć, ale wiedział doskonale, kiedy jego były partner był poważny i ta chwila zdecydowanie do takich należała. A jako, że kupowanie nowych drzwi, wydało mu się bardzo nie opłacalne, otworzył je.

      Chuuya uwielbiał mieć rację. Zwłaszcza w kwestiach okołodazaiowych, kiedy mógł mu wytknąć błąd lub pomyłkę. W tym przypadku jednak, nie potrafił się cieszyć. Najmniejsza satysfakcja z posiadania racji nie przeleciała przez jego umysł, ani serce. Wręcz przeciwnie, czuł się z tym fatalnie. Dobijał go stan jaki zastał, a jeszcze bardziej przygniatało go poczucie winy, wręcz paraliżując go na moment. Bo może nie było w tym jego winy bezpośrednio, ale kiedy patrzył w przeszłość... naprawdę pominął parę cholernie oczywistych wskazówek, jak chociażby smród jego ówczesnego partnera, jakby nie brał kąpieli nawet raz w tygodniu.

     Mieszkanie było w kiepskim stanie. Może po podłodze nie biegały szczury, ale to wciąż nie było nawet minimum warunków, jakie powinien mieć człowiek. Pomijając już ogólny brud, kurz i pajęczyny, zadziwiająco śmiałych pająków. Wszędzie walały się puste butelki po tanich alkoholach, puszki po krabach i jakieś randomowe papierki po cukierkach. Pachniało tu też nie najlepiej, ale wciąż nie tak fatalnie jak w tamtym kontenerze. 

       Najbardziej przytłoczył Nakaharę jednak wystrój, tak cholernie przypominający ten w tym ciemnym i obskurnym kontenerze, jakby Dazai nie wiedział o istnieniu innych mebli i specjalnie skołował praktycznie identyczne.

      Zacisnął pięści z bezsilności. Może jeśli zamiast śmiać się z szatyna, pomyślał wtedy chwile i zastanowił się nad przyczynami takiego stanu rzeczy, mógłby coś zaradzić. Ale teraz było już za późno i był świadom, że mleko się rozlało, a szklanka stłukła.

      Nakahara jednak nie wierzył w coś takiego jak "za późno", a już na pewno nie w "za późno na zmianę". Był typem podejmującym działanie, a nie stojącym z boku liczącym, że problemy rozwiążą się za niego same. Dlatego po chwili, kiedy wróciło mu czucie w nogach, ruszył w głąb mieszkania, prosto do najbliższego okna i otworzył je.

     Postanowił zacząć od wpuszczenia odrobiny światła i świeżego powietrza, by móc myśleć bardziej przejrzyście i zastanowić się dobrze od czego tu zacząć.

- Zapytałbym, jak możesz tu żyć ,ale patrząc na twoje poprzednie warunki, to to pewnie wydaje ci się jakiś luksus. - prychnął, wyraźnie zniesmaczony, przeglądając pomieszczenia. —Tutaj przynajmniej miał łazienkę.—  pomyślał, ale jakoś wciąż, nawet w jego głowie, brzmiało to po prostu smutno.

- Znów Dramatyzujesz. Mam tu wszystko czego mi trzeba. I jak widzisz dalej żyje. - powiedział, krzyżując ręce na piersi, niezadowolony z bycia osądzanym w ten sposób, pod jego własnym dachem.

- Wiesz, jest różnica między życiem, a przeżyciem. - burknął rudzielec, szukając czegoś z widocznym podenerwowaniem - I wydaje mi się, że jak dotąd praktykowałeś jedynie to drugie, z takimi spartańskimi warunkami. - dodał, wręczając wyższemu, w końcu, znalezioną miotłę -Chyba nie myślałeś, że będziesz się stał i patrzył. Rusz dupe i do roboty. - prychnął, samemu idąc do łazienki by napełnić wiadro wodą i jakimś płynem, by wziąć się za mycie okien. A właściwie jednego okna.

- Chuuuya Noooo. Jesteś okrutny...  Nie tak cię wytresowałem... - zawołał przeciągle, za co oberwał z kija od mopa - Aj tatata!!! - chwycił się za bolące miejsce i spojrzał ze skwaszoną miną na niższego, który akurat wydawał się całkiem zadowolony z rzutu.

      Nakahara w międzyczasie włączył jakąś żywszą playlistę na swoim telefonie, dzięki czemu czas wydawał mu się lecieć szybciej. O dziwo sprzątanie i Dazaiowi wydało się przyjemniejsze, kiedy robili to razem. Zerkał co jakiś czas na rudego, by przyjrzeć się temu żywemu ogniowi w jego oczach, temu, jakże ludzkiemu, zapałowi z jakim wszystko robił, które te 7 lat temu tak go zaintrygowały. Znów chciał mieć błękitnookiego przy sobie, drażnić go, tylko po to by ten ożywiał się jeszcze bardziej, obserwować, jak znów przeobraża się w pięknego anioła i pilnować, by ten ogień w jego oczach nie zgasł, tak długo, aż oboje się wypala.

- Tss. Co tak stoisz? Nie ma ociągania się. - burknął niższy, spoglądając na drugiego, tylko po to by zobaczyć, jak brązowe oczy połyskują wesoło. Odwrócił się szybko, czując jak pieką go policzki - Wracaj do sprzątania. - powiedział, samemu też wracając do mycia podłogi. — Co jest z nim dzisiaj? Humor mu się dziś tak zmienia...— pomyślał, starając się skupić na zajęciu — Ale... Ten błysk w oczach... Cholera.

- Hai, hai. - powiedział lekko wyższy, z wesołym uśmieszkiem i wziął worki, by wyrzucić je do kontenera na zewnątrz.

      Skończyli po ponad trzech godzinach. Może i mieszkanie Dazaia nie było duże, ale przez jego stan, sprzątanie było nie lada wyzwaniem. Kiedy jednak skończyli, było nie do poznania.

- Łoł, naprawdę ta podłoga miała taki kolor? - powiedział ze szczerym zaskoczeniem Osamu, a Nakahara przyłożył dłoń do czoła w geście załamania.

- No, teraz jest lepiej. Tylko dbaj, żeby to się więcej nie powtórzyło! - prychnął, spoglądając stanowczo na detektywa, otwierając sobie drzwi i spoglądając w niebo - Będę się już zbierał, muszę napisać raport dla Bossa. - powiedział, przeciągając się.

- Jasne, w razie jakichś problemów, dzwoń. - szatyn stanął w progu i oparł się bokiem o ramę drzwi.

- Ta, ty też. - odpowiedział, praktycznie automatycznie.

- Huh? - brązowooki uniósł brwi, zaskoczony taką ofertą na trzeźwo. Dopiero w tej chwili ryży sam zorientował się co powiedział, nie zamierzał jednak się wycofać, więc kontynuował.

- Ogłuchłeś? Jak będziesz potrzebował wsparcia, też możesz zadzwonić. - wywrócił oczyma, krzyżując ręce na piersi - No chyba, że walczysz z Portówką, wtedy po tobie - dodał z wrednym uśmieszkiem.

- Ta, jakbyście byli w stanie nas pokonać~. - Osamu powiedział lekceważąco, uśmiechając się z rozbawieniem, kiedy zobaczył jak niższy czerwienieje z irytacji.

- Sam byłbym w stanie was pokonać. - warknął, robiąc krok w stronę szatyna i ciągnąć go za kołnierz do swojego poziomu - A już w szczególności ciebie. - powiedział, marszcząc brwi.

- Jaaasne~. Straszne małe Chibi~. - wyszczerzył się szeroko, mrużąc oczy w typowy dla siebie sposób. Coś w zniżonym tonie i cieple oddechy na ramieniu, wywołało u Chuuyi dreszcze, ale nie strachu jak mogłoby się stać, gdyby był to ktokolwiek inny... Chuuya poczuł dziwną ekscytację i dopiero uświadomienie sobie tego go spłoszyło.

- Dureń. - prychnął, puszczając go i odsuwając się na odpowiednią odległość i odwrócił się z zamiarem odejścia, tylko by zobaczyć Atsushiego z torbą zakupów, który parzył na nich w szoku, ewidentnie nie wiedząc jak zareagować.

- D-dazai-san!. - odstawił zakupy i zaczął biec w ich kierunku, zaaferowany. — Czyżby Mafia Napadła nas, kiedy byłem w sklepie?  myślał - To atak Mafii? - zapytał, rozglądając się uważnie i aktywując zdolność.

      Nakahara uniósł brew, stojąc spokojnie, kiedy pierwsze zaskoczenie minęło totalnie się uspokoił, w końcu nie zamierzał się bić bez powodu, zwłaszcza teraz, kiedy coraz lepiej się mu układało z ex-partnerem.

- Spokojnie Atsushi-kun, tylko rozmawiamy~. - powiedział z pogodnym uśmiechem wyższy, chcąc uspokoić młodszego.

- A-ale przecież Nakahara-san jest z Portowej Mafii... - powiedział skołowany, ale posłusznie dezaktywował zdolność.

- Owszem, ale to nie znaczy, że nie możemy porozmawiać. - odpowiedział maniak samobójstwa, jakby była to najoczywistsza oczywistość, tym samym wywołując jeszcze większy mentlik w głowie białowłosego.

- To wy się nie... nienawidzicie? - zapytał, patrząc po dwójce mężczyzn, którzy na moment również spojrzeli po sobie, jakby sami nie znali odpowiedzi.

- To... bardziej skomplikowane. - westchnął zabandażowany - Ale nie, nie nienawidzimy się.- dodał, ale ukradkiem zerknął na niższego, jakby szukając jakiegoś potwierdzenia i zapewnienia, że ten też go nie nienawidzi. Ich oczy spotkały się, bo błękitnooki czekał na jego odpowiedź, sam cholernie niepewien jak to widzi drugi.

- Dokładnie. Nie żywiłbym czegoś tak silnego jak nienawiść, do tej wyrośniętej Makreli.  powiedział, z wrednym uśmieszkiem, chcąc zamaskować, jaką ulgę przyniosły mu słowa szatyna.

- Och... chyba. Chyba dalej nie rozumiem. - powiedział kolorowooki chłopak, totalnie gubiąc się w tym jaka relacja ich łączyła. Wiedział, że kiedyś współpracowali, ale z tego co miał okazję widzieć i usłyszeć, ciągle sobie dogryzali, kłócili się, obrażali. Więc jak to w ogóle możliwe, że na polu walki tworzyli tak niepowstrzymane duo...

- Kiedyś ci wyjaśnię Atsushi-kun. - westchnął Osamu z pobłażliwym uśmieszkiem - Muszę jeszcze zanieść raporty do szefa, bo Kunikida-kun mnie zabije, niestety wątpię, że bezboleśnie. - powiedział z niezadowoleniem.

- O, mam nadzieję, że będzie cię przed tym długo torturował, za to twoje nieróbstwo. - powiedział mafiosa oddalając się.

- Nie miło Chibi, gdzie te lata tresury się podziały? - przybrał dramatyczną pozę z udanym bóle na twarzy.

- Idiota! - zawołał znikając za rogiem. Nakajima w między czasie wycofał się po zakupy, wciąż cholernie skołowany.

......

FH:

I znów mam spadek motywacji, więc jakby ktoś chciał to może popisać komentarze:

Miejsce na komentarze o tym co was rozbawiło w tym ff --->

Miejsce na komentarze o tym co was jakoś poruszyło w tym ff --->

Miejsce na komentarze o tym co wam się najbardziej podobało/podoba w tym ff --->

Miejsce na komentarze o tym co wam się nie podobało w tym ff --->

UwU

Do Następnego~~

=)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro