Odebrałeś...

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

      To był zwykły, letni dzień w Jokohamie; słońce świeciło, ludzie spacerowali w parku z dziećmi i kochankami, morze lśniło w promieniach słońca, a w Zbrojnej Agencji Detektywistycznej pewien wysoki mężczyzna, o dość nietypowej prezencji migał się od wypełniania raportów, cholernie irytując tym swojego partnera.

- Dazai! Do jasnej Anielki! Zalegasz z raportami już ponad tydzień. - mężczyzna o przydługich włosach związanych w kucyk, tupał w zirytowaniu nogą, nachylając się nieco nad biurkiem, na którym, jak gdyby nigdy nic, wyciągnął się niszczący jego plan dnia szatyn.

- Kunikida-kuuun, jak będziesz tak ciągle podnosił głos, to w perspektywie roku całkiem go stracisz. - odparł, nawet nie unosząc na rozmówcę wzroku, nie musiał tego robić, by wiedzieć jaki wyraz właśnie przybrała jego twarz.

- Huh? Naprawdę? - zapytał, poważniejąc nieco, z nutą zmartwienia w głosie.

- Zdecydowanie, no dalej, powinieneś to sobie zapisać~. - mężczyzna jedynie uniósł rękę owiniętą po nadgarstek bandażami i ruchem dłoni ponaglił współpracownika, który posłusznie wyjął swój "Ideał" i zaczął w nim pisać. - Żartowałem~. - oznajmił po chwili z wrednym uśmieszkiem pod nosem i cicho parsknął na dźwięk łamanego pióra.

- Ugh, TY! - Kunikida aż trząsł się z nerwów - Te raporty mają zaraz leżeć na moim biurku pięknie uzupełnione! - zażądał, a widząc, jak szatyn powoli obraca się w stronę chłopaka z krzywo obciętą fryzurą, który starał się wypełniać swoje papiery i nie zwracać uwagi na nich, dodał - Wypełnione przez ciebie. - Dazai jęknął przeciągle w niezadowoleniu, ale podniósł się z drewnianego biurka.

- Dazai-san, powinien się pan tym zająć, jeśli będzie pan to odkładał, ta sterta będzie tylko rosła... - powiedział białowłosy, na chwilę przestając notować, spoglądając na mentora w zakłopotaniu.

- Widzisz, nawet dzieciak jest bardziej pracowity niż ty. Bierz się do roboty, masz to dziś skończyć, jak nie to skonfiskuje wszystkie twoje liny. - zagroził blondyn, a Osamu poczuł, jak po jego karku przebiegają zimne ciarki.

- Hai, Hai... - westchnął smętnie, sięgając po pierwszy papier, kiedy nagle zastygł w bezruchu, na dźwięk dobiegający z kieszeni jego płaszcza, wiszącego na wieszaku. Czas w tej chwili wydał mu się zwolnić, a rzeczywistość oddalać bardziej niż zwykle.

     Dazai podniósł się gwałtownie i ignorując zdziwienie współpracowników, ruszył w stronę, z której po całym pomieszczeniu niosła się rockowa piosenka, której nie słyszał od paru dobrych lat. Wyjął z kieszeni lekko wibrujący, czarny telefon z klapką, który ewidentnie miał już swoje lata. Nie mówił o tym, tylko przestarzały model, ale liczne rysy i przetarcia na obudowie. Otworzył go, przez chwilę nie mogąc uwierzyć w to, co widzi na wyświetlaczu.

- Dazai? - Kunikida wydawał się być nieco wybity z codziennego rytmu, przez odstające od "normy" zachowanie Osamu - Co to za telefon? - zmarszczył brwi, nie rozpoznając przedmiotu; czy jego partner miał go ze sobą cały czas?

      Szatyn zignorował to pytanie i uśmiechnął się pod nosem, wciąż wpatrując się w świecący ekran, a jego wzrok złagodniał, napełniając się pewnym melancholijnym rozczuleniem.

- Już myślałem, że się nie doczekam... - szepnął pod nosem, przykładając telefon do ucha.

- Dazai-san, kto dzwoni? - zapytał niepewnie Atsushi, unosząc dwubarwne oczy znad wydruków. Szatyn zdawał się jednak nie rejestrować tego, co dzieje się dookoła, skupiając się w pełni na telefonie. Wcisnął zieloną słuchawkę.

- Jest południe, a ty już pijesz, alkoholiku. - powiedział, nawet nie myśląc, by przywitać się po ludzku. Jego głos był dziwnie ciepły, jakby zatroskany. To jedynie pogłębiło skołowacenie pozostałych członków Agencji, ale on w ogóle się nimi nie przejmował. W telefonie jakiś czas dzwoniła jedynie cisza, nim lekko zachrypnięty od alkoholu głos w końcu rozbrzmiał cicho.

- Odebrałeś... - właściciel ów głosu, zdawał się nie dowierzać w to jedno, jakże krótkie słowo, które sam wypowiedział.

- Bar przy Miedzianej czy Fiołkowej? - Dazai się dłużej nie rozczulał, wiedział, że rozmówca wypił już co najmniej jedną butelkę wina i sam nie dotrze do mieszkania, a przecież nie mógł sobie pozwolić, by ktoś z jego podwładnych widział go w takim stanie. Kolejna, nieco trwająca cisza, w której czasie dzwoniący zbierał z trudem myśli, wydała się przeciągać godzinami.

- Fiołkowa... - wyjawił w końcu, a Osamu uśmiechnął się triumfalnie. Zarzucił jasnobrązowy płaszcz - Nie mam kluczy... - dodał jakby automatycznie, na co szatyn pokręcił lekko głową z rozbawieniem.

- Będę do dwudziestu minut. - oznajmił i nie czekając na odpowiedź, rozłączył się.

- E-ej! A ty dokąd?! - oburzył się blondyn, wracając do rzeczywistości i krzyżując ręce na piersi.

- Odebrać swoją drugą szansę~. - odparł, wesoło się szczerząc. W czekoladowych oczach zabłysły iskierki ekscytacji, kiedy wychodził w pośpiechu z agencji.

- Tsh! Co on sobie wyobraża? - prychnął Doppo, patrząc na zamknięte już drzwi, za którymi zniknął jego partner.

- Kunikida-san... - zagadnął Atsushi - Może tym razem mu odpuśćmy... - powiedział nieśmiało, poprawiając krzywo ścięty kosmyk - Wypełnię te raporty, za niego. - dodał, sięgając po stertę z sąsiedniego biurka.

- On nie może sobie ot, tak wychodzić w czasie pracy i nic nie robić. - powiedział stanowczo Kunikida i poprawił okulary.

- A widział pan go kiedyś tak podekscytowanego..? Może to jakaś dziewczyna, która mu się podoba? - Nakajima zasugerował nieśmiało.

- Tym bardziej mnie to martwi... Biedna, jeszcze nie wie, co ją czeka... - westchnął z rezygnacją i udał się do swojego biurka - Ale w porządku, jeśli nie masz nic przeciwko wypełnieniu tych raportów. - dodał z westchnieniem i zajął się stukaniem w klawiaturę.

~~~~

      To była stosunkowo przeciętna, jesienna noc. Po wieczorze pełnym planowania i załatwiania mafijnych interesów Dazai siedział z Odą i Ango w Lupinie, popijając whisky z dużą kostką lodu i rozmawiając wszystkim i niczym.

- Odasaku, a jak trzymają się dzieciaki? - zapytał spokojnie szatyn, chociaż aktualny stan tej małej gromadki wcale go nie obchodził. Ale uwielbiał jak oczy mężczyzny o szorstkim zaroście i bordowych włosach rozświetlały się, kiedy o nich wspominał.

- Mają się świetnie. Wczoraj pierwszy raz graliśmy w piłkę nożną na łące i Kousuke chyba odnalazł powołanie. Katsumi trochę się z nim pokłócił o to, co lepsze baseball czy nożna. Ale Sakura ich pogodziła. - mówił z łagodnym uśmiechem. Osamu zdecydowanie lubił głos starszego mafiosy, był ciepły i spokojny, w pewien sposób Dazai miał wrażenie, że tak właśnie brzmi głos typowego ojca.

- Ja się będę już zbierał. - powiedział z westchnieniem Ango, płacąc za swój drink - Mam jeszcze przed sobą nieco papierologii, a chciałbym się wyspać. Wam również radzę odpocząć. - poprawił okulary, schodząc z krzesła barowego.

- Dzięki, śpij dobrze Ango. - Uśmiechnął się pogodnie Sakunosuke, unosząc otwarta dłoń w geście pożegnania.

- Kolorowych snów, Ango-san~. - zaświergotał zabandażowany siedemnastolatek i już otwierał usta, z lekkim uśmiechem, by kontynuować pogawędkę z przyjacielem, kiedy jego telefon mu przerwał.

     Pomieszczenie wypełniła rockowa melodia, a Osamu sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki, wyciągając z niej czarny telefon z klapką.

      Odasaku znów zobaczył w tych ciemnych oczach niewielki błysk, którego źródła nie potrafił odkryć. Jedyne co wiedział, że pojawiał się zawsze, kiedy zadzwonił ten drugi telefon. Widział go zaledwie parę razy. Nie wiedział kto dzwoni, ani dlaczego Dazai ma dla tej osoby osobny numer i dlaczego zawsze tak szybko wychodził, po tak krótkiej rozmowie o praktycznie zerowym sensie. A kiedy go o to pytał, Mafijny Demon z łatwością wykręcał się od odpowiedzi, zbywając go jakimiś ogólnikami, aż zrezygnował z dociekania prawdy.

- Będę za dziesięć minut, nie zarzygaj nic. - powiedział i rozłączył się, nie dając dzwoniącemu nawet zacząć swojej wypowiedzi.

- To ten twój tajemniczy kochanek? - zagadnął Oda, dopijając swój bursztynowy trunek. Osamu spojrzał na niego i uśmiechnął się pogodnie.

- Chciałbym. - powiedział, sprawiając, że starszy zakrztusił się napojem - Ale to nie możliwe... - nieco się zwiesił.

-Huh? Dlaczego? - Sakunosuke nieznacznie zmarszczył brwi, w końcu dostał jakiś skrawek informacji, więc może młodszy mafiosa w końcu postanowił mu się z tego zwierzyć...

Potwory nie zasługują na szczęśliwe zakończenia. — pomyślał, posępniejąc, ale w żaden sposób nie dając tego po sobie poznać - Nie mam teraz czasu, dziękuję za dzisiaj i mam nadzieję, że znów się niedługo spotkamy, Odasaku. - posłał przyjacielowi nieznaczny uśmiech, zostawiając parę banknotów na blacie, miażdżąc tym samym nadzieje starszego na szczerą pogawędkę.

- Ja również, musisz mi w końcu o nim opowiedzieć. - uniósł szklankę z trunkiem, uśmiechają się ciepło do odchodzącego chłopaka.

      Mężczyzna upił kolejny łyk rozgrzewającego trunku, zastanawiając się, kim jest tajemniczy rozmówca Protegowanego Bossa. Jak dotąd udało mu się ustalić jedynie, że to chłopak i dzwoni najczęściej po pijaku...

***

      Dazai wszedł do baru na przy Fiołkowej, rozglądając się spokojnie w poszukiwaniu niewielkiego, pijanego rudzielca. Chwilę mu zajęło, nim zlokalizował wzrokiem niskiego mafiose, który leżał w połowie na stoliku, przed nim mamrocząc coś pod nosem, a w dłoni wciąż miał kieliszek po winie.

- Chuuya znów doprowadza się do tak żałosnego stanu. - powiedział z teatralnym zażenowaniem, przykładając dłoń do czoła, kiedy stanął nad partnerem - Może powiesz mi czemu tym razem? - dodał, kiedy szafirowe spojrzenie uniosło się na niego.

- Zamknij się i zabierz mnie stąd, cholerna makrelo. - wywarczał, nieco przeciągłym tonem i wyciągnął rękę do młodszego chłopaka.

      Osamu zachichotał i chwycił rękę rudego, ciągnąc go do pionu. Obrócił się i nieco przykucnął, by ułatwić niższemu wdrapanie się na jego plecy. Kiedy tylko poczuł dłonie zaciskające się na jego ramionach, sięgnął rękoma w tył, aby wsunąć je pod uda niebieskookiego i podnieść się z nim do pionu.

- Lekki jak zwykle. Powinieneś jeść więcej, inaczej na zawsze pozostaniesz tylko małym Chibi. - uśmiechnął się sarkastycznie, ruszając do wyjścia. Przecież nie mógł odpuścić sobie drażnienia starszego, zwłaszcza po pijaku. Dazai uważał, że wtedy złości się w najbardziej uroczy sposób, czego również nie raz nie omieszkał skomentować.

- Uważaj, przypominam, że po pijaku też mogę ci nieźle wpierdolić. - warknął, chowając twarz w płaszczu szatyna, starając się zebrać myśli w logiczną całość.

- Tak, tak, to w którą stronę? - zapytał, kiedy wyszli przed budynek, ale nie czekał na instrukcje i ruszył w tę samą stronę co zawsze, doskonale wiedząc, jak to się skończy.

- Nie wziąłem kluczy... - wyznał, jak zawsze, zażenowany. Osamu uśmiechnął się nieznacznie pod nosem; to była tak oczywista i głupia wymówka. Po pierwsze, jego apartament w takim razie powinien być otwarty. Po drugie, w recepcji zawsze są zapasowe i w końcu; po trzecie, brązowooki doskonale czuł je w kieszeni rudzielca. Ale nie zamierzał mówić tego Nakaharze ani wcześniej, ani teraz, ani w przyszłości. Bo wtedy nie miałby powodu zostawać z nim do rana ani poznać powodu jego pijaństwa, tylko odprowadziłby go pod drzwi apartamentu i na tym by się skończyło - Możemy więc... do ciebie... - mruknął, bardziej stwierdzając, niż pytając.

      Nakahara też już przywykł do tego, że gorsze noce spędza u Dazaia i stała się to dla nich pewna tradycja. Niepisana umowa między nim a tym Mafijnym Demonem, jednak dość jednostronna. To zawsze on dzwonił pierwszy, to zawsze on był tym "w potrzebie", to zawsze on budził się w mieszkaniu sam, ale z czekającym już na niego śniadaniem i liścikiem, ze wskazówką od młodszego, która zawsze rozwiązywała jego problemy.

     Zacisnął dłonie na materiale czarnego płaszcza, ostatnio coraz częściej nachodziła go myśl, czy może Osamu też się czasem upija, jak w ogóle odreagowuje gorszy dzień; czy w ogóle to robi..? Miał wrażenie, że jego partner wiele w sobie tłumi, ale za bardzo się obawiał, że ten go wyśmieje lub się spłoszy i ograniczy ich kontakt, jeśli rudzielec skonfrontowałby go z tymi swoim przemyśleniami.

- Jesteśmy na miejscu, możesz mnie puścić. - powiedział Osamu, a Chuuya ze zmęczenie rozejrzał się po pomieszczeniu. Było ładne, zadbane i dość ciepło wystrojone, co za każdym razem jednocześnie go uspokajało i niepokoiło. Bo było ono w cholerę przytulne i czuł się w nim dobrze i bezpiecznie, ale... coś w tym mieszkaniu wydawało mu się sztuczne, nieprawdziwe i takie niedazaiowe. Jasne ściany, ciepłe odcienie mebli, dobrane z gustem ozdoby i kolory, tak — zdecydowanie nie było dazaiowe... - Czyżby Chuuya nie chciał się ode mnie oderwać~? - dodał z sugestywnym uśmieszkiem, kiedy Nakahara dalej trzymał się mocno na jego plecach.

- Zamknij się, to obleśne. - prychnął rudzielec, a mina Osamu nieznacznie zrzedła.

- Ta, masz racje. - głos miał wypruty z emocji, co wywołało u rdzawowłosego lekkie wzdrygnięcie. Pomimo trwającego już parę lat partnerstwa, nie potrafił przywyknąć do tej strony chłopaka. Nie bał się go, o dziwo nigdy nie poczuł się zagrożony w jego towarzystwie, jak znaczna część mafijnych psów. Ten melancholijny ton wywoływał w nim jednak zmartwienie, do którego nie chciał się przyznawać. Szatyn puścił go na kanapę - Opowiadaj lepiej, co tym razem się dzieje. - i znów w ciągu sekundy prezencja Osamu nabrała energii jak gdyby nigdy nic. Chuuya westchnął i chwycił się za głowę, jakby to miało mu pomóc w zebraniu myśli.

- Jutro jest spotkanie z jakimiś szychami biznesowymi... Wiesz z tej firmy, o której cały czas nawija Boss.- Mruknął, siłując się ze zdjęciem bluzy. Szatyn uśmiechnął się nieznacznie z politowaniem i pomógł mu z pozbyciem się uciążliwego najwyraźniej ubioru - Kouyou chce, żebym ją zastąpił... - dodał z wyraźnym niesmakiem.

- I? Co w związku z tym? - Dazai uniósł brew, mimo że domyślał się już, czego obawia się jego partner.

- Dobrze wiesz, jak ostatnio skończyło się moje spotkanie z biznesmenami - warknął zirytowany, odwracając głowę nieco zażenowany wspomnieniem tamtego zdarzenia.

- Faktycznie, było dość... Wybuchowe ~. -Osamu powiedział, z pewnym rozbawieniem imitując dłońmi eksplozję.

- Ugh, morda... - warknął, przeczesując włosy - Najgorsze jest to, że teraz już nawet Kouyou nie idzie ze mną. - dodał po chwili, patrząc bezsilnie w bok.

- Hmm.. - Dazai udał, że się zamyśla, po czym zaczął szukać czegoś w szufladzie drewnianej komody - A co powiesz na to, ślimolu? - pokazał mu małe, czarne urządzonka.

- Na cholerę mi podsłuch. - Burknął, mrużąc oczy, by lepiej przyjrzeć się przedmiotom na wyciągniętej w jego stronę dłoni, alkohol wciąż nieco zaburzał jego percepcję.

- Ja słyszałbym waszą rozmowę i podpowiadał ci w razie problemów. - oznajmił spokojnie i położył sprzęt na niskim, drewnianym stoliczku.

- Z tobą na odsłuchy wkurwiałbym się nawet bardziej. - Prychnął, krzywiąc się lekko - Pewnie znów byś mnie drażnił. - dodał z niezadowoleniem, posyłając wrogie spojrzenie wyższemu.

- Słowo, że nie, Chibi ~. - uśmiechnął się szeroko, przyjmując karykaturalną maskę aniołka i przykładając dłoń do klatki piersiowej w geście obietnicy.

- Nie nazy... - zaczął, jednak brązowooki przerwał mu spokojnie.

- Ufasz mi? - pytanie zawisło w powietrzu, pozostając bez odpowiedzi. Ostatecznie oboje ją znali, więc nie było sensu w wypowiadaniu jej na głos. Dazaiowi wystarczyło jedno spojrzenie w szafirowe oczy, by na jego ustach pojawił się niewielki uśmiech zadowolenia.

- Cholerny demon. - burknął, zaciskając pięści w geście bezsilności, doskonale zdając sobie sprawę, że skoro Osamu mówi, że to zadziała, to tak będzie.

- Świetnie, więc ustalone~. - uśmiech na jego ustach poszerzył się w samozadowoleniu - Trzymaj się, pomogę Ci z dojściem do łóżka. - wziął go pod ramię i pomógł mu wstać, następnie pilnując chwiejnego kroku niższego, doprowadził go do sypialni.

      Nakahara usiadł na krawędzi i w milczeniu obserwował jak Dazai ściąga mu buty. Rzadko miał okazję patrzyć na szatyna z góry, a musiał przyznać, że było to w dziwny sposób całkiem satysfakcjonujące. Na jego usta wpełzł lekki grymas zadowolenia, a głowę nawiedziła myśl, że te brązowe kosmyki wyglądają na miękkie.

     Przez alkohol, wciąż przyćmiewający jego umysł i nagły przypływ pewności siebie, zapewne też spowodowany procentami, jego dłoń wylądowała na głowie zabandażowanego.

- Hmm... szorstkie... - mruknął pod nosem, jednak, wbrew swoim słowom i wymalowanego niezadowolenia na twarzy, wsunął palce głębiej między ciemnobrązowe kosmyki.

Dazai parsknął krótko, widząc z dołu skupienie na twarzy rudzielca, ale zrobił to w głównej mierze, by zamaskować rosnący na jego ustach uśmiech, wywołany gestem niższego. Skarcił się w myślach, za to, jak w pewnym momencie uległ pokusie i przysunął się, całym sobą mówiąc jasno: chcę jeszcze.

     Chuuya w pierwszej chwili uniósł brwi w zaskoczeniu i nawet zamierzał rzucić kolejnym wrednym komentarzem, ale widząc, jak Osamu patrzy pusto w ziemi, jakby już gotów na moment odrzucenia, poczuł dziwne ukłucie w środku.

- Głupi Dazai... - burknął, z dziwną delikatnością przejeżdżając dłonią po włosach partnera, co ten odebrał z bardzo miłym zaskoczeniem.

     Nakahara przyglądał się uważnie tej niecodziennej sensacji, jaką był Dazai tak zadowolony z kontaktu z drugim człowiekiem. Niebieskooko jednak nie wiedział, że to, co sprawiało szatynowi tak widoczną i bezwstydną przyjemność to nie kontakt z człowiekiem sam w sobie, a kontakt konkretnie z nim.

     Osamu przymknął oczy, napawając się tą chwilą, chcąc zapamiętać ten moment jak najdokładniej. Zazwyczaj to on inicjował kontakt fizyczny, zwłaszcza tak delikatny, i najczęściej miał do tego uzasadnienie w postaci Korupcji lub pijańskich eskapad partnera. Chuuya z kolei inicjował kontakt rzadziej i zdecydowanie nie delikatnie, bo jedynie, kiedy chciał Dazaia uderzyć. Przez to ten moment był dla szatyna jeszcze bardziej specjalny i tak wrył mu się we wspomnienia.

- Chuuya, powinieneś już się położyć. Jutro czeka cię potężny kac. - westchnął, wysuwając się spod dłoni niebieskookiego niechętnie. Nie chciał nadużywać stanu niskiego mafiosy do zaspokajania własnych potrzeb bliskości, które i tak już same w sobie wydawały mu się fatalną słabością.

- Nie mów mi co mam robić, dupku. - prychnął, ale położył się na pościeli z pomrukiem zmęczenia.

      Brązowooki uśmiechnął się z politowaniem na ten widok i wstał. Nakahara zasnął praktycznie w sekundzie, kiedy jego głowa opadła na miękką, pachnącą świeżością pościel. Mafijny Demon poprawił go nieco, by miał głowę na poduszce, następnie wysuwając ze spodni śpiącego pasek i rozpinając mu rozporek, dla komfortu. Uznał, że siłowanie się ze ściąganiem ich nie ma sensu, tym razem były one dość luźne w przeciwieństwie do tych, które drugi zwykle nosił, więc nie powinny wywołać szczególnego dyskomfortu. Nakrył go jeszcze kołdrą i zgasił światło, nim usiadł na stołku z boku i w milczeniu, wpatrując się w pogrążonego we śnie partnera, zaczął układać plan na następny dzień.

***

      Rano, kiedy Chuuya wstał, miał jedynie urywkowe wspomnienia z poprzedniej nocy. Jakby ktoś wylał wodę na kartkę i rozmazał tym cały obraz. Chwycił się za głowę, wsuwając palce między rude kosmyki; kac zdecydowanie był najgorszą częścią picia alkoholu. Nakahara jednak nie mógł znaleźć innego sposobu, by tak swobodnie spotykać się z Dazaiem, poza wspólnymi misjami.

      Protegowany Bossa był irytujący, rudzielec nie zaprzeczyłby temu, a wręcz wyśmiałby każdego, kto chociaż trochę by w to zwątpił. Był też arogancki, nietaktowny i zdecydowanie niestabilny psychicznie. Mimo tego to właśnie w jego towarzystwie odnajdywał komfort i bezpieczeństwo w najcięższych chwilach.

      Sięgnął na niewielką szafkę stojącą przy łóżku, gdzie jak zwykle stała szklanka wodą i jakieś proszki przeciwbólowe na kaca. Uśmiechnął się nieznacznie, czując zapach tostów. Nigdy nie wiedział jakim cudem Osamu udawało się wyjść idealnie przed jego pobudką, tak by pozostawiony dla niebieskookiego posiłek wciąż był ciepły i świeży.

     Wstał, zjadł, wziął prysznic, ubrał świeże ubrania, które na takie okazje zostawiał u szatyna, zgarnął sprzęt z niskiego stoliczka i wziął niewielką karteczkę, po przeczytaniu wsuwając ją do kieszeni spodni.

"Pamiętaj o włączeniu mikrofonu.

Do usłyszenia,
~Osamu."

~~~~

      Osamu uśmiechnął się pod nosem, widząc rudego mafiose, siedzącego w kącie baru z na wpół pełnym kieliszkiem w dłoni. Ów mężczyzna wydawał się skamieniały w jednej pozycji, z szafirowym spojrzeniem utkwiony w wyświetlaczu telefonu. Szatyn płynnym krokiem, z dłońmi w kieszeni ruszył właśnie w jego stronę.

......

FH:

Well, jako, że ten pomysł zdecydowanie wygrał przewagą głosów, a miałam go już dość szczegółowo rozplanowanego, to proszę bardzo.

Będę tę historię wolniej pisał, bo wciąż poprzednia nie jest skończona, ale tu też co jakiś czas pojawią się rozdziały.
Liczę, że się wam spodoba UwU

Do Następnego~~

=)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro