Śpisz?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

      Od spotkania mafiosy i detektywa minął tydzień i właściwie nie działo się nic nadzwyczajnego. Zbrojeniówka rozwiązała parę jakichś mniejszych spraw, a Portówka kończyła sprzątanie po ostatniej, większej akcji, ostatecznie bałagan wywołany przez Korupcje zawsze sprzątało się dłużej, niż taki spowodowany kulami.

      W międzyczasie Osamu przeprowadził również poważną rozmowę z Atsushim na temat, dlaczego woli, by jego spotkanie z Nakaharą zostało tajemnicą.

~~~~

- Atsushi-kun~ - powiedział Osamu z tym jednocześnie przyjaznym, jak i przerażającym uśmiechem, po którym Nakajima od razu wiedział, że mężczyzna albo coś od niego chce, albo coś się spierdoliło.

- O co chodzi Dazai-san? - zapytał odrobinę zestresowany.

- Pamiętasz, jak parę dni temu widziałeś mnie w towarzystwie Chuuyi~? - zagadnął, a białowłosy niepewnie skinął głową w geście potwierdzenia - Świetnie~. Chciałem właśnie o tym z tobą porozmawiać~. - dodał, kładąc rękę na ramieniu chłopaka i ciągnąc go w jakieś bardziej ustronne miejsce.

- Nie powiedziałem o tym nikomu, jeśli to pana martwi. - powiedział z zakłopotanym uśmiechem, wyczuwając dziwnie gęstą i nieprzyjazną atmosferę, mimo względnie pogodnej postawy jego mentora.

- Bardzo dobrze Atsushi-kun, właśnie chciałem cię prosić, byś zachował to w tajemnicy. - przyznał, opierając się plecami o ścianę i krzyżując ręce na piersi - Wolałbym żeby moje ostatnie spotkanie, jak i możliwe kolejne, z Chuuyą pozostały sekretem. - dodał, precyzując.

- Uhm... Jasne, a mógłbym wiedzieć... dlaczego? - podrapał się w zakłopotaniu po karku i poprawił jedną z szelek, która się poluzowała.

- Dlaczego ma to pozostać tajemnicą, czy dlaczego się z nim spotkałem? - dopytał szatyn spokojnie.

- To drugie. Po prostu myślałem, że pan nie lubi Chuuyi-san, a ostatnio wydawało mi się, że świetnie się razem... dogadujecie. - powiedział powoli i ostrożnie dobierając słowa - I wydaje mi się to nieco... nielogiczne. - dokończył speszony.

- Och ależ to nic skomplikowanego. Po prostu dobrze go wytresowałem, a pan nie może nienawidzić własnego psa. - wyjaśnił Dazai, totalnie nic nie wyjaśniając właściwie. Przynajmniej nic nie tłumaczyło to Nakajimie, który teraz był nawet bardziej skołowany, niż przed tą rozmową.

- Wytresowałeś..? Psa? - dwukolorowe tęczówki patrzyły tępo w wyższego mężczyznę, spod przymrużonych powiek - Nie ważne, nawet nie wiem, czy chcę pytać dalej... - westchnął po chwili namysłu, widząc jak przełożony otwiera usta, by kontynuować swój wywód - Jeszcze dowiem się czegoś, co nie koniecznie chciałbym wiedzieć. - uśmiechnął się zakłopotany z nieznacznym rumieńcem paniki na policzkach na to, co przyniosły jego własne myśli i spekulacje.

- Może tak nawet będzie lepiej~. - zaśmiał się starszy detektyw - Cieszę się, że rozumiesz Atsushi-kun~. Ale teraz może już wracajmy. Kunikida-kun kończy przerwę za jakieś 3 minuty i będzie się boczył, że nie siedzimy w papierach. - zaśmiał się pod nosem i wrócił z młodszym do głównego biura.

~~~~

       Chuuya z kolei sporządził raport i przedstawił go Moriemu, oczywiście trochę przekręcając fakty, ale jedynie odrobinę, tak jak poradził mu Osamu. Może i pozostawał wierny Portowej Mafii, ale nie zamierzał zostać posądzony o zdradę, której nawet nie było. Powoli jednak zaczął darzyć Boss'a rosnącą niechęcią i dystansować się od jego osoby, zwłaszcza kiedy wspomnienia przywiewały stary kontener w opustoszałym porcie...

      Nakahara załatwił też sprawę z handlarzem bronią, który na nazwisko "Dazai" faktycznie od razu zaczął być inaczej nastawiony i wrócił wręcz z podkulonym ogonem do współpracy z Mafią.

      Kiedy emocje po ostatnim spotkaniu opadły, oboje mieli za wiele na głowie, by myśleć o skontaktowaniu się z drugim i dopiero po tygodniu nadarzyła się jakakolwiek okazja, by Nakahara zadzwonił po byłego partnera.

- Śpisz? - zapytał rudy, kiedy telefon został odebrany po trzech sygnałach. Ostatecznie było już około drugiej w nocy, więc zakładał, że jego ex-partner mógł już spokojnie spać u siebie.

- Gdzie? - padło od razu w słuchawce. Szatyn nie odpowiedział na pytanie mafiosy, uznając, że domyśli się po jego zaspanym głosie, iż faktycznie, jeszcze chwilę temu, był w stanie spoczynku.

- Fiołkowa. - i po tej krótkiej odpowiedzi detektyw rozłączył się, od razu wyruszając we wspomniane miejsce, by odebrać Nakaharę w stanie upojenia alkoholowego i zająć się tym, z czymkolwiek niższy się borykał.

***

- Sądziłem, że będziesz w gorszym stanie. - powiedział, kiedy przyjrzał się niebieskookiemu. Pachniał alkoholem i wzrok miał lekko nieobecny, ale wyższy nie musiał, jak zwykle, ciągle go podpierać przy chodzeniu.

- Chciałem dziś nieco więcej zapamiętać. - burknął pod nosem, idąc obok mężczyzny, jedynie nieznacznie się chwiejąc i, co zadziwiało detektyw jeszcze bardziej, składając całkiem logicznie brzmiące zdania.

- Dlaczego? - zdziwił się brązowooki, nie do końca wiedząc, co drugi chce mu przekazać tym niecodziennym stwierdzeniem.

- Cóż. Mam problem z planem misji, która niebawem się odbędzie, ale przecież nie mogę wiecznie polegać na twoich karteczkach. Chcę dziś trochę inaczej to zrobić. - powiedział i zaczął siłować się z butami po wejściu do środka. Sznurówki jednak okazały się zbyt potężnym przeciwnikiem dla jego, co najmniej, podwójnej wizji i to Osamu klęknął przed nim, by pozbawić go obuwia.

- Trochę inaczej, czyli? - uniósł brew ex-mafiosa, odkładając buty na półkę, nie kryjąc niezadowolenia z żadnej zmiany w ich, przecież idealnym, systemie.

- Chcę z tobą przedyskutować własne pomysły, co byś w nich zmienił, albo co ci się w nich podoba. Chciałbym spróbować naśladować twój sposób myślenie. - powiedział, siadając na kanapie i ściągając swój krawat, a następnie odpinając dwa guziki koszuli.

   Osamu spojrzał na niego w zamyśleniu, po czym parsknął krótko śmiechem, nieco tym pijanego chłopaka stresując.

- Czyli chcesz, żebym nie był ci już potrzebny? - Osamu przyłożył w dramatycznym geście dłoń do czoła i udał, że omdlewa, następnie opadając "bez życia" na kanapę, przygniatając swoim ciężarem egzekutora.

- Co. Nie! O czym ty znów pierdolisz? I złaź ze mnie! - oburzył się rudy nieco sfrustrowany, ale też odrobinę zakłopotany, próbując zepchnąć z siebie wyższego. Nieznaczna niepewność obudziła się gdzieś z tyłu jego głowy. Ostatecznie, mimo że doskonale wiedział, że Osamu teraz się po prostu wydurnia, nigdy nie był w stu procentach pewien, co też temu dziwakowi chodzi po głowie, a nie chciał być źle odebrany - Wiesz, o co mi chodzi durna makrelo. - powiedział już bez krzyku i pociągnął wyższego za krawat, tak by ten na niego spojrzał.

- Hmm no nie wiem Chuuya. Co będę z tego miał~? - uśmiechnął się niczym kot z Krainy Czarów. Nie chciał wprawdzie niczego i był skłonny zrobić to, czego oczekiwał jego ex-partner, ale był ciekaw, co ten rudy mafiosa wymyśli - To zupełnie, jakby mechanik, zamiast naprawić ci motocykl, nauczył cię jak to robić? Czy gdybyś sam potrafił go naprawić, chodziłbyś dalej do tego mechanika, by on to robił? - wytłumaczył, widząc, że Nakahara nie do końca rozumie skąd jego wahanie w tej kwestii.

- Nie lubię mechaników. Sam naprawiam motocykl. - burknął, nie do końca łapiąc sęk wypowiedzi wyższego mężczyzny.

- Mnie też nie lubisz. - zauważył brązowooki, z pustym spojrzeniem zaczynając się bawić ognistymi loczkami.

- To nie to samo. - wywrócił błękitnymi oczyma, udając, że nie widzi, co robi szatyn - Ich nie lubię, nie lubię. Ciebie lubię, nie lubię. - dodał, co wywołało łagodny uśmiech na ustach jego rozmówcy.

- Nie wierzę, czyżby małe, wredne Chibi w końcu przyznało, że merda dla mnie ogonem? - przejechał palcem po krawędzi chokera niższego.

- Zaraz cię pogryzę, jak nie przestaniesz mi ubliżać. - prychnął, łapiąc go za nadgarstek i odsuwając od zdobiącej jego szyje "obroży".

- Nie masz poczucia humoru... Buuu. - dramatycznie przyłożył wierzch dłoni do czoła z niezadowoleniem wymalowanym na twarzy.

- Może przejdźmy już do konkretów. - rudy poprawił się i usiadł prosto.

- Jasne, jasne. - westchnął - To pokarz, co tam nabazgrałeś za plan. - oparł policzek na dłoni, widocznie niezadowolony z obrotu sytuacji.

- Oj no nie pusz się tak. - mruknął ryży, kiedy rozłożył kartki na szklanym stoliku.

      Osamu podniósł parę kartek ze stolika i zaczął je przeglądać w milczeniu z nieodgadnionym wyrazem na twarzy. Kiedy więc on zapoznawał się z wszelkimi zaprezentowanymi mu danymi i planami, Chuuya stał i najpierw pokazując, by jego ex-partner nie ruszał się za nim z miejsca, udał się do kuchni.

- Nie zrób sobie tam krzywdy. - powiedział jedynie, kiedy jego uszu dobiegł łoskot z pomieszczenia obok.

- Skup się Makrelo. - zawołał, podnosząc z ziemi garnek, który spadł na niego z wysokiej szafki.

- Hai, Hai. - niewielki uśmiech zagościł pod nosem brązowookiego.

      Kiedy Nakahara krzątał się po kuchni, Dazai zaczął robić sobie małe notatki na boku różowym długopisem, doskonale wiedząc, że mafiosa nie ma kopii i będzie musiał przedstawić te papiery przed swoim teamem z jego bazgrołami. Toteż pokusił się o parę serduszek na boku niektórych kartek.

- Proszę. Mój specjał. - oznajmił niebieskooki, stawiając na stoliku dwa spore kieliszki z parującym, czerwonym winem.

- Nie wiedziałem, że umiesz zrobić grzańca. - spojrzał na chłopaka znad papierów zaciekawiony.

- Umiem zrobić wszystko, co zawiera wino. - uśmiechnął się dumnie, wyraźne zadowolony z siebie - I tak, wiem, nie jesteś fanem wina. Ale to ci zasmakuje. - dodał, podsuwając w stronę rozmówcy napój, sam biorąc swój w dłoń.

      Detektyw bez słowa uniósł naczynie do ust i spróbował. Ciepło rozlało się przyjemnie po jego ciele wraz z lekko cierpkim, acz wciąż pełnym aromatu smakiem w jego ustach i przełyku. Uśmiechnął się nieznacznie, co nie umknęło uwadze niższego, który uważnie go obserwował, wyczekując właśnie takiej reakcji. Nie otrzymał co prawda słowa pochwały, ale ten niewielki grymas, wystarczył mu za wszystkie słowa świata.

- Więc? Co z moim planem? -zagadnął, widząc, jak wyższy odkłada kartki na stół.

- Cóż, zespół dobrałeś całkiem nieźle, to przyznaje. Pamiętam, że miałeś tendencje do zabierania za dużej grupy ludzi, ale tym razem naprawdę przemyślałeś, kto się przyda. - powiedział spokojnie, wskazując na kartkę z profilami zaangażowanych - Największy problem mam jedyne z ułożeniem jednostki na terenie. - wyciągnął ze stosu mapę terenu, który miał zostać podbity przez Portówkę - Ci dwaj nie powinni iść razem, zwłaszcza jeśli ma to być atak z zaskoczenia. Nie nadają się na pierwszą linię. Są głośni, jak my, ale nie tak silni, jak my byliśmy, żeby nadrobić brak elementu zaskoczenia. - zaznaczył, jeżdżąc palcem o mapie - Nie mówię, że nie jesteś w stanie później przejąć przewagi, kiedy sam wkroczysz do gry, bo zdecydowanie wyjdziesz z tego obronną ręką, sugeruje jednak zmianę, bo dzięki temu zyskasz na cennym czasie. -

- Sugerujesz kogoś konkretnego? - zapytał spokojnie, popijając domowy grzaniec.

- Mógłbyś zamienić ich na Gin. Zajmie się tym świetnie solo. - zaproponował.

- Nie biorę jej ze sobą. Jest przypisana do innej misji. - poinformował z wyraźnym niezadowoleniem.

- Zamień się z prowadzącym tamtej misji. Na co to w ogóle atak, że im Gin potrzebna? -

- Na Zbrojeniówkę. - odparł lekko, dopiero po chwili, kiedy zobaczył zaskoczenie na twarzy Osamu, dotarło do niego, że przecież tam teraz pracuje jego ex-partner - Cholera, na chwilę zapomniałem, że odszedłeś. - pokręcił głową zażenowany - Zapomnij, co powiedziałem. - mruknął z westchnieniem, ale bez specjalnego przekonania.

- Jaaasne, wracając do naszego oryginalnego toku rozmowy. - powiedział, starając się nie parsknąć śmiechem - Tym bardziej ją zamień. My i tak was pokonamy, w twoim teamie się bardziej przyda. - wzruszył ramionami, ale po krytycznym spojrzeniu rudzielca, dodał - Albo zamień te dwie pary stanowiskami, to też załatwi sprawę. - wywrócił oczyma.

- Jasne. A co sądzisz o przebiegu całej akcji, jaki starałem się przewidzieć? - wskazał na parę kartek skryptu, leżących na osobnym stosiku.

- Właściwie to jestem zaskoczony, jak wszystko przemyślałeś. Jedyną uwagę, jaką mam to na przyszłość, odrzucaj więcej mało prawdopodobnych zdarzeń, albo zachowaj je dla siebie, jeśli jesteś w stanie je spamiętać. Zapewniam cię, że twoi podwładni przy takiej ilości alternatywnych planów będą bardziej zagubieni, niż przygotowani. - przewertował kartki, przed nosem rudzielca - Zaznaczyłem ci części, które powinieneś przedstawić, a które powinieneś pamiętać sam. -

- Och, jasne. Zastanawiałem się właśnie, dlaczego nie przekazywałeś nam nigdy całości, ale to faktycznie brzmi sensownie. - przyznał niższy, zbierając kartki do teczki.

- Jednak po coś każdy ma przypisaną rolę. Jeśli zajmujesz się taktyką, to się plątasz we wszystkich tych alternatywnych możliwościach, ale jak jesteś na froncie, to masz się skupić na walce, więc rozkazy muszą być jasne i proste. - wzruszył ramionami, dopijając grzaniec.

- Przyznaje, to nie głupie. - powiedział nieznacznie zamyślony rudzielec, na nowo wygodnie rozwalając się na kanapie koło ex-partnera.

- Tak, tak, ale skoro to już mamy z głowy. - wstał, przeciągając się - Do spania. - zadecydował bez większych emocji w głosie.

- Cooo, nie jest jeszcze tak późno... - powiedział z przeciągłym jęknięciem niezadowolenia.

- Chibi... Jest piąta rano... - zauważył szatyn, odnosząc puste kieliszki do kuchni.

- Naprawdę? - niebieskie oczy podążyły za nim i chociaż godzina szczerze go nie obchodziła, był wyraźnie zaskoczony, że tyle minęło.

- Naprawdę. - potwierdził spokojnie, wracając do pomieszczenia.

- Wciąż. Możemy jeszcze porozmawiać, nie jestem śpiący. - powiedział, prostując się i ziewając sennie.

- Ta, właśnie widzę. - uniósł nieznanie jeden z kącików ust ku górze, widząc, jak rudzielcowi lepią się już oczy - Idziesz spać, ale już, odpuścimy sobie na teraz prysznic, weźmiesz go rano. - zarządził, dłońmi lekko go przeganiając w geście, tak wymownym, że aż można było usłyszeć "szu szu" lub "kysz kysz".

- Tssh. Nie jestem dzieckiem, żebyś mi wyznaczał godziny snu. - nadął policzki, marszcząc brwi, wyraźnie niezadowolony z takiego obrotu spraw.

- Masz jutro poważną misję przed sobą, a dziś masz zaprezentować plan. - zaznaczył spokojnie Osamu - Musisz być w pełni sił. - brązowe oczy przeszywały niższego, łapiąc kontakt z niebiańskimi szafirami, w których dało się dostrzec, słabnącą determinację. Ostatecznie herszt wiedział, że jego rozmówca ma rację.

- ... Okej. - wstał chwiejnie, ale kiedy wyższy chciał go podtrzymać, odsunął się, niemo, acz stanowczo odmawiając pomocy w dotarciu do łóżka.

- No, Grzeczny piesek. - zagadnął lekko szatyn, z zabawowym uśmiechem na ustach, wciąż podążając za nim, na wszelki wypadek, gdyby ten się bardziej zachwiał.

- Zamknij się, bo ci wpierdole. - burknął, padając na miękkie łóżko, pozwalając na pokazanie po sobie, jak bardzo faktycznie był już senny i zmęczony.

- Jasne, bo byś dosięgnął. - parsknął pod nosem, ściągając z mężczyzny jego bolerko i sięgając do guzików grafitowej kamizelki.

- Tak nisko upadłeś, że będę musiał się schylić. - prychnął, nawet już nie otwierając oczu.

- Za dużo wypiłeś, mieszają ci się kierunki, patrzysz w górę nie w dół ~. - zaszczebiotał, skory do kontynuowania potyczki słownej, rozpinając już guziki, białej koszuli bez rękawów.

- Dureń. -

- Hobbit. -

- Cymbał. -

- Niziołek. -

- Bosz, cholera, zostaw mój wzrost w spokoju! - mruknął sennie, jego głos zdawał się być coraz bardziej odległy, przez miarowo cichnący głos, usypiającego mafiosy.

- Dobra. Śpij, śpij, bo jeszcze ci żyłka pęknie. - zaśmiał się pod nosem i ruszył z ubraniami rozmówcy do łazienki, by wyprać je na szybko.

- Tssk. - fuknął w poduszkę - Dobranoc Dazai. - ziewnął jeszcze i już Osamu wiedział, po tym, jak wyrównał się oddech chłopaka, że ten zasnął.

- Dobranoc Chuuya. - szepnął, a jego spojrzenie nieznacznie pociemniało.

***

       Popołudniowa pobudka przyniosła lekki ból głowy i nieznaczne szumienie w uszach, ale znacznie mniejsze niż to zazwyczaj. Ostatecznie nie wypił wiele, nic wysoko procentowego, też nie było nawet w jego ręce.

      O wiele większy ból przyniosła chwila, kiedy wstał, wsunął stopy w papcie i zauważył karteczkę na stoliczku przy łóżku, wiedząc już, że jest w mieszkaniu sam. Wypił napój pozostawiony przy kartce, który do półgodziny uśmierzy, chociaż ból głowy.

      Skierował się do łazienki i wziął szybki prysznic, następnie ubierając się w świeże ubrania, na koniec jedząc szybki śniadanio-obiad pozostawiony dla niego do odgrzania. Wszystkie te czynności były mechaniczne i jedynie wywołały u rudzielca napływ melancholii zmieszanej z osamotnieniem.

      To nie tak, że nie mógł liczyć na Dazaia. Wręcz przeciwnie, wiedział, że jeśli tylko zadzwoni, niezależnie od sytuacji, jego ex-partner rzuci wszystko inne i zjawi się przy nim. To, co ciążyło na sercu hersztowi Portowej Mafii, to fakt, że Osamu najwyraźniej nie czuł, że ta relacja może działać w dwie strony, że Nakahara też jest w stanie rzucić wszystko inne i wysłuchać jego problemów, spróbować im zaradzić, wesprzeć go w trudnym czasie.

     Dlatego tak bardzo chciał zmiany w tym ich na pierwszy rzut oka idealnie działającym systemie. Bo może sprawdzało się to, kiedy oboje pracowali w jednej drużynie, kiedy częściej się widzieli, ale teraz...

    Rozważał jednej nocy usunięcie numeru, wyrzucenie telefonu, by nie kusiło go więcej po pijaku wydzwanianie i zawracanie dupy brązowookiemu, ale nie potrafił. To nie było wyjście, którego chciał, którego oboje by chcieli. I zdawał sobie sprawę, że jeśli Dazai nie chciałby przychodzić, nie przychodziłby. Znał tego przebiegłego demona na tyle, by wiedzieć i być spokojnym, że wyższy nie przychodzi z jakiegoś poczucia obowiązku, czy współczucia.

Wciąż;
jego serce wypełniało rozgoryczenie i irytacja, kiedy myślał nad ich relacją. Przepełniała go bezsilność, gdy zaczynał się zastanawiać nad tym, że przecież Osamu też na pewno miewa gorsze chwile, też te wszystkie próby samobójcze, mniej, czy bardziej poważne, nie biorą się znikąd, że coś jego ex-partnerowi też leży na sercu, ale ten najwyraźniej nie ufa mu na tyle z własnymi emocjami, by się przed nim otworzyć.

      I kiedy teraz pił poranną kawę przed wyjściem, znów poczuł się niezmiernie słaby i bezsilny. Ufali sobie nawzajem z własnym życiem, ale emocje były najwyraźniej poza ich porozumieniem. Spojrzał na stojące w szklanej szafce whisky. Nie zamierzał się poddawać, co to, to nie. Ta opcja w ogóle nie wchodziła w grę. Jednak postanowił nie popędzać detektywa.

      Ostatecznie ten demon nie pokazywał emocji nikomu. Więc może po prostu potrzebuje więcej czasu, by otworzyć się przed... nim. Może to właśnie on powinien się pierwszy otworzyć. Bo może i często nosił własne serce na rękawie, ale to nie to samo. Po prostu miał wybuchowy temperament, więc emocje mu często puszczały, jednak to nie równało się z otworzeniem własnego serca przed drugą osobą.

     Fakt, że jednak nic się w ich relacji nie zmieniało, nie pocieszał go. Bo chociaż cieszył się, że nadal mają tę dziwną, nienazwaną więź, sprzed ich "rozstania", ale to brak jej rozwoju, był dołujący. Jakby nie byli zdolni do niczego innego, jak utrzymywanie przy życiu drugiego. A to zdecydowanie nie było wystarczające dla niskiego mafiosy. To nie była relacja, której chciał z wyższym mężczyzną... nie był co prawda pewien, jakiej konkretnie relacji chce, jak to nazwać; to co czuł; ale to co było między nimi teraz, zdawało mu się jedynie wyniszczać go powoli, odbierając nadzieję na coś bardziej... bardziej.

- Kurwa, Dazai, dlaczego z tobą wszystko musi być taki skomplikowane... - burknął pod nosem, po zmyciu naczyń i wziął się za ubierania butów - Dlaczego wciąż musisz być tą kupą gówna, którą kocham. - warknął ściszonym głosem, zaciskając pięści, wychodząc z mieszkania z impetem, jakby zamierzał wywarzyć te Boga ducha winne drzwi, które wdziały go w najróżniejszych stanach upojenia alkoholowego.

      Wziął głęboki oddech, poprawiając się po zamknięciu mieszkania, jakimś cudem to jedyne klucze, których nigdy nie zdarzyło mu się zgubić, czy zapomnieć. Przybrał nieodgadniony wyraz twarzy i wyruszył w kierunku kwater głównych Portowej Mafii.

.....

FH:

Yo, czas zacząć nowy rok, w bardziej produktywny sposób, czyli od pisania ;) 

Dziś trochę smutno(chociaż to może za duże słowo), acz spokojnie, a ten klimat się tu jeszcze trochę utrzyma. 

Do Następnego~~

=)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro