ten jeden z potłuczonymi bombkami

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Miałam wrażenie, że nie spałam od miesięcy. Byłam taka zmęczona, że żeby zregenerować własne siły potrzebowałabym chyba pół roku.

Zdążyłam się wygodnie ułożyć, zabrać Bradowi kołdrę i powoli usypiać, kiedy niemiłosierny huk postawił mnie na nogi. Cholera...
Jęknęłam niezadowolona i usiadłam na łóżku.

-To nic dobrego nie wróży- stwierdziłam, przecierając oczy

Bradley, który smacznie sobie już spał od dobrych kilku godzin, także się przebudził i odgarniając loczki z twarzy, spojrzał na mnie. Nawet w ciemnościach mogłam dostrzec jego brązowe, błyszczące oczy. Wolałabym poświęcić trochę więcej czasu na wpatrywanie się w nie, a nieco mniej na byciu wszędzie. 

-Jeszcze nie śpisz?- spytał, a ja myślałam, że go rozszarpię.

-Jasne, że nie śpię. Sen jest dla słabych...

Jessie, która upodobała sobie miejsce tuż przy łóżku podniosła się ze swojego legowiska i natychmiast pobiegła w stronę, z której dochodził hałas.

Przewróciłam oczami i wygramoniłam się z łóżka, oczywiście zaplątując się w koc i prawie łamiąc sobie kręgosłup.
Bradley tylko się zaśmiał, a ja w odwecie zabrałam mu kołdrę i opatulajac się nią, wyszłam z pokoju. Też potrafiłam być okrutna...

-Holly, ty demonie, nie pozwalam ci więcej oglądać Sailor Moon!- krzyknął prawdopodobnie wstając z łóżka, ale ja byłam już w połowie drogi do salonu.

Miałam źle przeczucia co do tego hałasu. Trochę podejrzewałam co mógł on oznaczać, jednak mała iskierka nadziei, którą JESZCZE w sobie nosiłam w dalszym ciągu we mnie płonęła. 

Zapaliłam światło, a salon wypełniła taka jasność, że aż musiałam zmrużyć oczy. Przesłoniłam je ręką i rozejrzałam się wokoło.

Masa świątecznych ozdób zajęła już swoje miejsce i na pierwszy rzut oka wszystko wydawało się w porządku.
Dopiero kiedy zerknęłam w miejsce, gdzie powinna stać majestatyczna choinka, najładniejsza jaką udało nam się wybrać i zauważyłam, że jej tam nie ma, krzyknęłam tak głośno, że prawdopodobnie usłyszało mnie całe sąsiedztwo.

-Co się stało, Holls?

Brad wszedł do pokoju dosłownie chwilę po mnie, wcale nie przejęty moja miną ani dźwiękiem który przed chwilą wydalam. Być może po wszystkim, co już się wydarzyło zdążył się przyzwyczaić.

Spojrzał na mnie, a dopiero potem wzrok swój skierował w stronę, w która się wpatrywałam.

-O cholerka- powiedział i potarł dłonią czoło.

-TE SWIETA NIGDY NIE WYPALA!- wrzasnęłam i opadłam na kolana prawie wybuchając płaczem.

Przecież to było niespotykane, żeby choinka łamała się w pół. Z drugiej strony, może nie powinniśmy jej przycinać, a potem oklejać taśmą izolacyjną, gdy nam to nie za bardzo wyszło. Wiedziałam, że nie powinnam słuchać Brada.

Tymczasem on podszedł do choinki, a raczej czegoś co kiedyś ja przypominało i bacznym okiem ocenił straty, które były o wiele większe niż bym sobie tego życzyła.

Chwilę patrzył na nią, a potem się wyprostował i z uśmiechem spojrzał w moją stronę.

-To tylko jakieś dziesięć bombek, pojedziemy jutro do sklepu i kupimy nowe...

-Choinkę też?

-Zawsze mamy jeszcze ta sztuczną...

-TY SAM JESTES SZTUCZNY, SIMPSON! - wrzasnęłam i opatuliłam się szczelniej kołdrą, którą zabrałam ze sobą z pokoju-  Czego nie rozumiesz w te święta mają być idealne?

-One nie "mają być", one są- odparł- wiesz, że im bardziej próbujesz tym będzie gorzej?

-Wziąłeś ten przykład ze swojej kariery, czy....?

Spojrzałam na niego, a ten tylko zmienił swój uśmiech w minę typu: jeszcze raz zrobisz aluzje do mojej kariery a pożałujesz.
Tym razem to ja się uśmiechnęłam, bo wreszcie udało mi się wymierzyć idealną ripostę. Nic nie drażniło tak Brada, jak wypominanie mu jego zespołu. Chociaż musiałam przyznać, że w ciągu ostatnich kilku lat udało im się całkiem nieźle wybić.

Podciągnęłam kołdrę, żeby nie szorowała po ziemi i skierowałam się z powrotem do sypialni.

-Co masz zamiar z tym zrobić?- spytał zza moich pleców

-Nie wiem, chyba się popłaczę. Planowałam te święta całe swoje życie, a choinka leży złamana w pół!

-Odłóżmy ten płacz na jutro i idźmy spać, bo z tego co widzę, przyda ci się trochę odpoczynku

-Ale choinka...

-Nie chcesz mnie denerwować o 4 rano...

Spojrzałam na niego, a potem kiwnęłam głową. Faktycznie, z tego co już zdążyłam się dowiedzieć, nie warto było złościć tego chłopaka, tak wcześnie rano.

Rzuciłam więc ostatnie tęskne spojrzenie w stronę zrujnowanej choinki i dodałam ją do listy rzeczy, którymi dalej musiałam się zająć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro