ten, w którym ktoś zapukał do drzwi

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Big Time Rush... Big Time Rush!- powtarzał ciągle Brad odkąd zobaczył moją ostatnią wiadomość, a jego mina była bezcenna- Kiedy ty ostatnio w ogóle oglądałaś Big Time Rush?

Jeśli chodzi o mojego przewspaniałego chłopaka to denerwowały go we mnie chyba dwie rzeczy. Pierwszą z nich, jak już zdążyłam wspomnieć było kazanie mu sprzątać. Przeważnie nie odzywał się do mnie przez dobre dwie godziny. Zastanawiałam się, czy on się kiedyś w tej kwestii zmieni.

Drugim powodem, o który, załóżmy, fochał się Brad, była moja miłość do wszystkich innych zespołów, oprócz jego własnego, rzecz jasna. Zawsze, gdy starałam się stworzyć Ashtona Irwina na jednym ze świątecznych pierniczków, ten zjadał mu głowę. Po tym już nie próbowałam się przekonywać, że Brad Simpson był normalny.

Pomimo całkowitego braku prądu, postanowiliśmy spędzić jeszcze trochę czasu razem przy świecach i blasku kominka i musiałam przyznać, że to też miało jakiś swój urok. Moja mama twierdziła oczywiście, że to pewnie przez moje wszystkie komplety lampek, a wiedząc ile ich w tym roku rozłożyliśmy, trudno było się z nią nie zgodzić. 

- Na przykład wtedy, gdy miałeś mi pomóc ubrać choinkę za pierwszym razem, a usnąłeś grając w gry. Albo wtedy, gdy wszystkie kanały były poblokowane, bo umyśliłeś sobie nagrywać swój własny występ na MTV, a to było jedynym co miałam zgrane na laptopa.

- Może my też powinniśmy postarać się o własny serial- zastanowił się, a ja spojrzałam na niego z przerażeniem

Oczami wyobraźni widziałam już The Vamps w swoim najlepszym wydaniu w każdy piątek na kanale drugim. Brad pewnie udawałby super fajnego i szczycił się tym, że zjadł cały kalendarz adwentowy pierwszego grudnia. ,,W końcu jeden kalendarz na jeden dzień'', jak potem stwierdził. James pewnie mówiłby jak ważne jest zdrowe żywienie,  potem przygotowałby jakiś "pożywny" posiłek, a wyszłoby tak samo jak z betonikami. Już wtedy czułam, że będę mu to wypominać do końca życia. Connor pewnie przysypiałby w różnych miejscach i chodził wszędzie z Rexem, przynajmniej dopóki ten się nie znudzi i nie ucieknie podczas jednej z drzemek chłopaka. Tristan prawdopodobnie byłby ulubieńcem telewizji. Rzucałby sarkastyczne teksty i chodził w ubraniach ze wzorem panterki. 

-Może lepiej nie- pokręciłam głową i postarałam się zapomnieć o wszystkim co przed chwilą pojawiło się w mojej głowie

- Błagam cię, Holly, broń go przed telewizją- mama Brada spojrzała na mnie poważnym wzrokiem i chwilę potem zaczęłyśmy się śmiać

- Bardzo zabawne- skwitował Brad- Ale wracając do tego Big Time Rush...

-Naprawdę masz zamiar to ciągnąć? 

Brad prawdopodobnie miał już odpowiedzieć twierdząco, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Odwróciliśmy głowy w stronę przedpokoju i wydawało mi się, że wszyscy poczuliśmy się nieco zaniepokojeni. 

Było dość późno i nigdzie, nawet na ulicach, nie było prądu. 

Oczywiście Jessie od razu podbiegła do drzwi i zaczęła szczekać, więc nawet nie było mowy o udawaniu, że nikogo nie ma w środku.

-Spodziewacie się kogoś?- spytał Sam patrząc na nas

-Ni...- miałam zaprzeczyć, ale wtedy włączył się Brad

-Nie mów, że zaprosiłaś Kendalla... Albo Jamesa... Albo Logana, albo Carlosa...

-Tobie już nie polewamy- stwierdziła Natalie i odsunęła butelkę wina od chłopaka

- Właściwie to zaprosiłam ich wszystkich wiesz? Kurde, nie myślałam, że pojawią się tak wcześnie...

Pokręciłam głową i podniosłam się z kanapy.

-Chyba nie myślisz, że pójdziesz sama

- Przecież tam nie ma żadnego Big Time Rush- wywróciłam oczami

- Nie mogę uwierzyć, że dalej o tym mówimy... Chodzi mi o to, że jest ciemno i nie wiadomo kogo tu poniosło

W tym samym momencie, ktoś ponownie zapukał do drzwi, przypominając nam, że w dalszym ciągu tam jest i czeka, aż ktoś się nim zajmie. 

Spojrzeliśmy na siebie, ja chwyciłam jedną ze świec i wyszliśmy z pokoju. Jessie, jako pies "obronny" podążyła za nami, choć przeważnie była raczej skora do zabawy,  niż do rzucania się na kogokolwiek.

-Okej, trzymaj to

Gdy znaleźliśmy się w korytarzu, Brad chwycił długą łyżkę do butów i mi ją podał. 

Spojrzałam na niego, marszcząc brwi i zastanawiając się, czy sobie żartuje w tym momencie.

-I co? Mam w razie wypadku kogoś pobić tą łyżką?

-No przecież mojej gitary nie poświęcę...

-Czasami, to uważam, że kochasz ją bardziej niż mnie- szepnęłam, gdy już miał otworzyć drzwi

-Czasami to uważam, że wolisz BTR od The Vamps...

-Wiesz to od jakiś 5 minut!

Pukanie rozniosło się jednak jeszcze raz, a my zrozumieliśmy, że to może być coś ważnego i Brad wreszcie uchylił drzwi.

Jako, że na dworze panowała niemal kompletna ciemność, chwilę zajęło mi zilustrowanie osoby, która stała przed nami. Przesunęłam świece przed siebie, żeby widzieć nieco lepiej.

Myślałam, że to jakiś żart, gdy zauważyłam, że dobijał się do nas święty Mikołaj.

Dokładnie. 

Facet ubrany w czerwono- biały strój, przepasany szerokim czarnym pasem ze sztuczną, białą brodą na twarzy i charakterystyczną czapką na głowie. Jedyne co mi nie pasowało w tym wyglądzie, to to, że jak na Mikołaja, był trochę za chudy.

Staliśmy z Bradem kompletnie bez słowa, patrząc przed siebie i zastanawiając się, co powinniśmy zrobić.

-HO HO HO, a wy byliście grzeczni w tym roku?

Gdy jednak "Mikołaj" tylko się odezwał, wiedziałam, że padliśmy ofiarą bardzo, ale to bardzo prymitywnego żartu.

A jednak na krótką chwilę daliśmy się nabrać.

- TRISTAN JA TO CIĘ KIEDYŚ UDUSZĘ!- wrzasnął Brad, a ja odłożyłam łyżkę do butów na bok kręcąc głową

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro