ten, w którym zabrakło cynamonu

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wcale nie byłam zaskoczona widząc liczbę samochodów na parkingu dwudziestego trzeciego grudnia.
Wszyscy chcieli załatwić ostatnie zakupy w jak najszybszym czasie, ale nigdy nie sądziłam, że ja będę jedną z nich. Jak zdążyliście zauważyć, święta przeważnie miałam zaplanowane na ostatni guzik i wszystko było załatwione na kilka dni przed.
W tym roku jednak wszystko wyglądało to inaczej. A wszystko przez to, że Brad nie pozwolił mi się za nic brać dopóki nie skończą trasy po Wielkiej Brytanii.

I skończyli ją. Pięć dni temu...

-DWA OPAKOWANIA BOMBEK..... CZTERY LITRY COCA-COLI................... CUKIER PUDER............. ŚPIEWAJĄCY RENIFER!

-BRADLEY STOP!

Widocznie musiało się stać tak, że cały mój "świąteczny duch" przeszedł na Brada. Zdążył tylko chwycić wózek, wejść do środka sklepu i ogarnęło go całkowite szaleństwo. Zaczęłam się w środku cieszyć, że w sklepach nie dają mandatów za przekraczanie prędkości. Brad naprawdę stanowił zagrożenie. 

Nawet nie poczekał na mnie i  jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie, zaczął brać z półek, wszystko co tylko wpadło mu w ręce. Z tego co widziałam po pierwszych pięciu minutach koszyk był prawie pełny i stwierdziłam, że muszę wejść do akcji. Inaczej, musielibyśmy zadzwonić po przyczepę, a  ludzie byliby całkowicie pozbawieni niektórych produktów.

Dogoniłam go, chociaż zdążył przebrnąć już niemal przez pół sklepu i szybko wyrwałam mu zabawkę z rąk. Śpiewający renifer to ostatnie czego potrzebowaliśmy.

-Nie bierzemy tego- oznajmiłam i spojrzałam na niego znacząco- Tą cole też odłóż, potem nie będziesz spał całą noc

-A co przeszkadza ci to?- spytał i się uśmiechnął

-Radzę ci uciekać- mruknęłam i nim zdążyłam zrobić cokolwiek Brad ponownie ruszył z wózkiem zostawiając mnie samą przy półce z zabawkami.

Z westchnięciem spojrzałam na niego i założyłam ręce. Co ja miałam z nim zrobić?

-To twój chłopak?

Zmarszczyłam brwi i odwróciłam głowę. Zauważyłam, że za mną stała dziewczyna nieco niższa ode mnie. Musiała być kilka lat młodsza, a przynajmniej na taką wyglądała.

-Nie. W życiu go nie spotkalam- odparłam sarkastycznie

-Oh- westchnęła, a ja nie wiedziałam jak na to zareagować

Uśmiechnęła się i szybkim krokiem zmierzyła przez środek sklepu i jak przypuszczalam, zaczęła gonić Brada.
Kolejna fanka, westchnęłam i pokrecilam głową. Nawet nie wyobrażacie sobie w ilu niekomfortowych sytuacjach zostałam postawiona przez kilka ostatnich lat. 

Szybko jednak oprzytomnialam i spojrzałam na nią. Dostrzegłam, że miała długie, błyszczące brązowe włosy i radziła sobie w botkach na obcasach milion razy lepiej niż ja.

-O cholera, nie ma mowy

I chociaż włożylam buty, które zupełnie nie nadawały się do biegania, ruszyłam za nią. Nie wiedząc tak naprawdę czemu, dostrzegłam w niej potencjalne zagrożenie i stwierdziłam, że ściganie się z nią to dobry pomysł.

W końcu dostrzegłam Brada i wpadłam na niego z takim impetem, że uderzyliśmy w przeciwległą ścianę. Całe szczęście nie stało na niej nic co mogło by się stłuc. 

-Co jest?- spytał nieco zdziwiony moim nagłym ruchem

-Musze cię bronic- odpowiedziałam całkiem poważnie

Bradley uśmiechnął się, a potem spojrzał na mnie jak na dziecko, które mówi coś niezrozumiale, ale za wszelką cenę starasz się dowiedzieć o co mu chodzi.

-Okej, a przed kim?

-Przed dziewczyną, która się lepiej porusza na obcasach niż ja kiedykolwiek będę...

W końcu stanęłam na równe nogi i rozejrzałam się wokół, starając się ją dostrzec, ale nie nie było jej nigdzie wokół.

Zmarszczyłam brwi i zaczęłam się zastanawiać, czy nie zwariowałam, a ta dziewczyna nie była tylko wyobrażeniem mojego zmęczonego umysłu.

W końcu jednak Brad skinął głową w stronę sekcji z ciastami.

-Przed tamtą?

Objęłam miejsce wzrokiem i od razu rozpoznałam brunetkę. Kiwnęłam pewnie głową i spojrzałam wymownie na Brada.

No dobra, dziewczyna wcale nie wyglądała jakby miała zamiar odbić mojego chłopaka, chociaż tak mi się zdawało jeszcze dwadzieścia sekund temu. Wybrała jakieś ciasto, a po chwili widocznie zauważyła, że na nią patrzymy, bo uśmiechnęła się, a potem jakby nigdy nic, poszła dalej.

Chyba powoli zaczynałam wariować...

-Faktycznie straszna- stwierdził sarkastycznie Brad, a potem pocałował mnie w policzek- Ty zazdrośniku...

-Dziwnie się zachowywała, okej?- odparłam- Dobra, nieważne, mamy misje- przypomniałam sobie

Nie do wiary, że minęło tyle czasu, a ja nie dość, że nie dojrzałam, to wręcz stało się odwrotnie. Zaczynałam sądzić, że przebywanie z Bradem źle na mnie wpływa. Tristan co prawda ostrzegał mnie przed tym wcześniej, ale zaczynałam go rozumieć dopiero teraz.

Pokręciłam głową i skierowałam do alejki ze wszelkimi przyprawami i tego typu produktami. Musiałam ubezpieczyć się w pewną ilość cukru waniliowego, cynamonu i przyprawy do ciastek korzennych. Do tej pory zawsze miałam ich pod dostatkiem, ale gdy ostatnim razem zajrzałam do odpowiedniej szafki, byłam bardzo zdziwiona, gdy ostało się ostatnie opakowanie cukru. Byłam pewna, że Brad po prostu go wyjada w nocy, ale on nie chciał się do tego przyznać. 

-Nie wierzę- mruknęłam po dobrych dwóch minutach przyglądaniu się całemu asortymentowi 

Miałam wrażenie, że wszystkie opakowania wyglądają tak samo, a kolejne napisy rozbiegały mi się przed oczami. 

-Co jest? Nie możesz czegoś znaleźć?- spytał Brad wyglądając zza mojego ramienia

Wyciągnęłam puste pudełko po cynamonie i spojrzałam na niego z przerażeniem.

-Bradley, nie ma cynamonu- oznajmiłam śmiertelnie poważnie- Świąt nie będzie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro