hit and run || p. wąsek x a. stękała

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mężczyzna żwawym krokiem kroczył do jednego z najciemniejszych miejsc w Zakopanem. Wiedział, że miał ostatnie chwile by odpuścić to  pewne przedsięwzięcie, ale nie mógł tego zrobić. Wiedział, że to co robi, nie zwróci życia jemu ukochanemu, jednakże sprawiedliwość musiała być osiągnięta.  

Stał przed budynkiem, ściskając w ręce zdjęcie swego lubego uśmiechającego się na tejże fotografii. Łzy cisnęły mu się do oczu, mimo to dzielnie je powstrzymywał. Miał świadomość, że to co robił, było nielegalne oraz jego luby najprawdopodobniej nie zgodziłby się z nim, ale akurat on był martwy i za wiele do gadania nie miał.

Gdy podjął decyzję, wszedł do lokalu i automatycznie uderzył go zapach wódki mieszanej z papierosami. Rozglądał się, widząc skąpo ubrane tancerki, tańczące na rurach, zabawiające klientów tego budynku swymi ponętnymi ciałami, czarujące kuszącymi i skąpymi ubraniami. Mężczyzna nie był jednak nimi zainteresowany. Przyszedł tu tylko i wyłącznie w jednym celu - pomścić ukochanego.

Ale zanim będzie mógł to zrobić, musiał iść po najważniejszą rzecz. Skierował swe kroki ku głównemu pokojowi - biurze należącym do szefa tego budynku. Chciał wejść do niego, ale przy nim stał ochroniarz. 

- Umówiony? - spytał hardo ochroniarz, patrząc z góry na młodzieńca.

- Tak - powiedział mu, rozglądając się, czy aby może przypadkiem nie ma tutaj nikogo znajomego.

- Och, tutaj jesteś. Szczygła, puść go tutaj, byliśmy umówieni z tym panem - nieco starszy, grubszy mężczyzna uśmiechnął się ironicznie do młodszego chłopaka. 

Szczygła puścił młodzieńca bacznie go obserwując aż do zamknięcia drzwi. 

- No to słucham, czego pragniesz? - starszy mężczyzna usiadł przy starym, lekko spróchniałym biurku. - Może koniaczku? 

- Nie, dziękuję. Przyszedłem tutaj tylko po jedną rzecz - rzekł pewnie.

- Ach, no tak - grubszy mężczyzna spojrzał na niego spod byka. - Ale masz pieniądze?

- Mam, ale najpierw to - arogancko warknął.

- Już, już, śpieszy Ci się?

- Tak.

- No dobrze, dobrze, złość piękności szkodzi kochaniutki - prychnął ironicznie nie pierwszej młodości człowiek, wyciągając spod szuflady czarnego Glocka 19 Gen 4, zawiniętego w specjalny papier. Młodszy wyciągnął z kurtki zawinięty w również specjalny papier i położył na biurku, biorąc pistolet do kieszeni płaszcza.  Leciwy człowiek wziął pieniądze i przeliczył mamonę, patrząc mu prosto w oczy i myśląc czy go nie okłamał. Na szczęście młodzieńca, nie doszukał się oszustwa. 

- Miło robi się interesy, co nie? A może jednak koniaczku? - spytał znów ironicznie.

- Nie. Dziękuję. Będę się zbierał. 

- Kiedyś przyjdź na koniaczek.

- Nie, dzięki.

Młodszy mężczyzna wyszedł z budynku, zaczynając się trząść z przerażenia. Teraz nie mógł się wycofać. Noc dopiero się zaczynała, więc miał dużo czasu. Pora była na sprawiedliwość, której nikt oprócz niego nie mógł wyrównać.

Spojrzał jeszcze raz na zdjęcie swego oblubieńca i ponownie łzy napłynęły mu do oczu. Tak bardzo pragnął jeszcze raz przytulić się do niego, pocałować jego piękne usta, siedzieć razem na kanapie i oglądać Netflixa, czy spacerować w lesie, bezkarnie trzymając się za ręce. 

Zdecydowanym krokiem wsiadł do samochodu, kierując się na znany tylko sobie kierunek. Zamierzał dopaść tego, co odebrał mu najważniejszą rzecz  - miłość.  Północna część Zakopanego była tym celem. 

Gdy tylko pomyślał o tym, co musiał przechodzić jego ukochany podczas śmierci, nagle wszystko przestało mieć znaczenie. Najważniejsze było teraz dopiąć swego celu. 

Opuszczony, niewyremontowany domek wydawał się być strasznym miejscem, jednakże dla niego nie miało to sensu. Przyszedł tu i tylko wyłącznie w jednej intencji. Trzymając za pistolet, czuł jak niewyobrażalnie serce mu szybko bije oraz fakt, że jego rodzina a również zmarły kochanek nigdy mu tego wybaczą. 

Gdy wchodził do środka, ponownie uderzył w niego zapach wódki, tym razem mocniejszy. Drzwi były otwarte, więc tym bardziej swobodniej dawał kroki, szukając jednej osoby, która zniszczyła mu życie. Wtedy zobaczył go. Leżącego beztrosko na starym, rozwalonym tapczanie, paląc prawdopodobnie kolejną działkę marihuany, mającego wszystko gdzieś. Zagotowało się w nim i bez zbędnego gadania wparował do "pomieszczenia", wystawiając pistolet w jego kierunku.

- Pojebało Cię?! - usłyszał te słowa, jednakże wypowiadający je przeraził się, widząc pistolet wystawiony w jego kierunku.  - C-co ty robisz? - dodał, wystawiając ręce w akcie poddania się.

- A jak myślisz, co?! Odebrałeś mi go! Odebrałeś mi miłość! Zabiłeś go i zostawiłeś bez szans na przeżycie! 

- Pierdolony gejuch. Sam mi się wpakował!  I co, zabijesz mnie ot tak?! - winny śmierci jego kochanka wypowiedział te słowa, chwiejąc się na nogach. 

Już chciał strzelić w jego kierunku, ale zatrzymał się. Przecież gdyby od razu go zastrzelił to by umarł szybko, nie czując bólu. A on chciał, aby odpowiedzialny za zabójstwo cierpiał tak samo, jak cierpiał zmarły kochanek. Najpierw strzelił w kolano, przez to chwiejący upadł, wydając jęk. Znalazł w zasięgu swego wzroku stary śrubokręt, po czym z impetem wbił mu w rękę. Usłyszał kolejne lamenty, ale nie obchodziło to go.  Następnie wziął butelkę wódki i wylał na niego. 

- Nie, co ty robisz! Błagam! - winowajca próbował go przekonać do zmiany racji, jednak było za późno. Wyciągnął zapalniczkę i  odsunął się na bezpieczną odległość. Zapalił fojercojga i wyrzucił ją na podłogę, uciekając przed płomieniami. Słyszał jęki i cierpienia sprawcy swego nieszczęścia. Udało mu się umknąć przed śmiertelnym pożarem, wnet upadając przed swym samochodem. Spojrzał na swe dzieło, znowu ściskając zdjęcie umiłowanego w ręce. Wiedział, że teraz już wszystko wyrównał. Ucałował fotografię lubego i wsiadł do pojazdu oraz wyruszył z miejsca zbrodni, słysząc już głośne sygnały wozów strażackich. Jechał po zakopiańskim lesie, przyspieszając co raz bardziej swój pojazd. Teraz, kiedy wszystko zostało zakończone, mógł połączyć się z ukochanym.

Jednakże zanim utracił oddech na zawsze, wypowiedział ostatnie słowa.

- Niech wszyscy mi kiedyś to wybaczą. I ty Pawełku też. Do zobaczenia kochanie.

I zginął na miejscu, wciśnięty pomiędzy dwa drzewa, teraz mogąc się na zawsze złączyć się z ukochanym Pawłem.















Tak, wiem, bardzo creepy.

I tradycyjnie spieprzyłam końcówkę, jednakże jestem dumna z tego shota.

Mam nadzieję, że shot się Wam spodobał <3

Życzę miłego dnia/ nocy! <3

Pozdrawiam!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro