lullaby || d. kubacki

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dedykowane dla Krzemiona , dosyć późny prezent z pewnych okazji :>

Achtung: Długi w ciul.



Pamiętał przerażony wzrok Marty, gdy mówiła mu, że odeszły jej wody.

Pędzili jak szaleni byleby zdążyć na porodówkę. Pamiętał, jak żona cholernie mocno ściskała jego rękę, ale nie przejmował się tym bólem. Ich synek miał przyjść dopiero za trzy tygodnie, lecz najwidoczniej śpieszyło mu się do rodziców. 

Sama akcja porodowa trwała trzy godziny. Miał na uwadze pot spływający po czole swej lubej, kręcący się wokół personel medyczny, polecenia położnej, krzyki ukochanej. To wszystko jednak przyciemnił fakt, gdy po walce i trudzie usłyszał najpiękniejszy dźwięk, jakikolwiek mógł usłyszeć - płacz zdrowego, całego synka, jego i Marty. Ucałował żonę w czoło, nie mając pojęcia że zrobił to po raz ostatni. 

Nagle Marta zaczęła słabnąć, a aparatura szaleć. Pamiętał te ostatnie słowa jego ślubnej skierowane do niego.

- Kocham Cię i pamiętaj o mnie, zaopiekuj się naszym synem, proszę...

Został wyproszony z sali, nie wiedząc co się stało z ukochaną. Zadzwonił do swojej siostry, prosząc aby ona pojawiła się w szpitalu. W tym samym czasie lekarze walczyli o życie Marty Kubackiej, świeżo upieczonej matki, która powinna teraz cieszyć się z tego jakże pięknego momentu, jakim były narodziny syna, a nie umierać.

Dagmara, siostra Dawida pojawiła się w szpitalu z swym mężem najszybciej jak tylko mogła. Przyjechała bez dziadków, gdyż rodzice jej i brata zostali w domu, opiekując się wnukiem, dzieckiem jej i Łukasza.  Szybko dotarli na oddział ginekologiczny, poszukując Kubackiego. Znaleźli go siedzącego pod salą i niewiedzącego co się działo z jego żoną. 

- Dawid, co się stało? - spytała Dagmara, będąc zainteresowana stanem zdrowia swej bratowej.

- Ja nie wiem, Marta urodziła a potem... Aparatura zaczęła szaleć, lekarze mnie wyprosili, ja nie mam pojęcia... - blondyn schował głowę w dłoniach, a łzy zaczęły się gromadzić w kącikach oczu. Siostra objęła go ramieniem, okazując wsparcie, które było w tym momencie bardzo ważne.

- Zobaczysz, Marta da radę, silna z niej kobieta jest... - rzekła kobieta do blondyna.

- Obyś miała rację siostrzyczko, bo ja bez niej sobie po prostu nie poradzę... - Kubacki wtulił się bardziej w siostrę. 

Czekali tak razem kolejną godzinę, aż w końcu lekarz wyszedł z sali porodowej. Wyglądał na zmęczonego i padniętego. Miał niestety złe informacje dla Dawida i reszty towarzyszących mu osób.

- Z pańskim synem jest dobrze, dziewięć na dziesięć punktów Apgar, wszystko się prawidłowo rozwija - rzekł doktor, pocierając palcami o skroń.

- Ale co z moją żoną? - dopytywał Kubacki, wciąż niespokojny o stan małżonki. 

- Bardzo mi przykro... Robiliśmy wszystko w naszej mocy, ale niestety pańska żona nie żyje... - westchnął medyk.

-Nie... To niemożliwe, ona tam jest... Nie, nie, nie, pan kłamie, ona tam jest! - Dawid wręcz rzucił się na lekarza, jednakże szybka interwencja jego szwagra pozwoliła na brak wyrządzonych szkód przez niego. 

- Nie... Dlaczego ona?! Nie... - z oczu blondyna zaczęły płynąć gorzkie łzy a on sam upadł z bezradności na ziemię, nie mogąc pojąć, dlaczego Bóg odebrał mu osobę którą kochał...

***

- Tatusiu, a pójdziemy jeszcze na lody? Ploooosę - mały blondynek z dużymi, niebieskimi oczyma trzymał mocno rękę swojego taty, patrząc na niego wzrokiem proszącym, wręcz od którego Dawid nie mógł się powstrzymać, aby spełnić małe pragnienie swojego syna. 

- A nie za dużo dzisiaj? Kino, spacer, a teraz lody? Hmm... - udawał zastanowienie starszy Kubacki.

- Będę grzeczny! 

- Niech Ci będzie, mały przekupniku - przewrócił oczami Dawid, ciągle patrząc na swojego synka. Antek był i z jednej strony bardzo podobny do niego, a z drugiej do zmarłej Marty. Tęsknił za nią bardzo mocno i gdyby nie to, że miał dziecko oraz rodzinę na którą mógł zawsze liczyć, to nie wiedział co by miał zrobić. Chciał porzucić skoki, bo bał się połączyć samotne rodzicielstwo z pracą, która wymagała od niego bardzo częstych wyjazdów. Po śmierci żony "wziął" półtoraroczną przerwę w Pucharze Świata, by uporządkować sprawy prywatne i zająć się synem. Na całe szczęście miał i swoich rodziców i teściów, którzy zawsze chętnie zajmowali się na zmianę wnukiem.  Dawid oczywiście każdą wolną chwilę przeznaczał na czas spędzony z dzieckiem. Starał się jak najlepiej pogodzić rolę ojca i matki jednocześnie, ale wiedział że nigdy nie zastąpi mu matki.

Udał się z Antkiem do pobliskiej lodziarni, będącej zaraz obok małego parku, w którym kręciło się wiele ludzi. Niektórzy z nich byli rodzinami spacerującymi sobie po tym terenie, niekiedy były to zakochane pary, również spędzające czas na spacerze. Wśród nich znajdowała się jedna dziewczyna, siedząca samotnie pod drzewem. Jej brązowe włosy sięgające do ramion były delikatnie rozwiewane przez lekki wiaterek, powodując że musiała przełożyć kosmyk włosów za ucho. 

Zajmowała się właśnie rysunkiem krajobrazu przed sobą. Z reguły była samotniczką, zbytnio nie miała potrzeby posiadania większej ilości przyjaciół, mała garstka jej w zupełności wystarczała. Bardzo interesowała się skokami narciarskimi, chociaż prawie wszyscy wokół powtarzali, że jest to sport, który jest dla "infantylnych kujonek i pedałów". Dziewczyna nie przejmowała się tym i dalej kibicowała swym ulubionym skoczkom w jej ukochanej dyscyplinie. 

Antek stał przy swoim tacie, rozglądając się po parku. Dla małego czterolatka wszystko było ciekawe, nawet leżący na chodniku patyk. Wtedy jego uwagę przykuła siedząca pod drzewem szatynka, próbująca dokończyć swój szkic. Oddalił się od ojca niepostrzeżenie, ale nie aż tak daleko niego, by ten mógł go w każdej chwili zauważyć. Udał się w kierunku dziewczyny, zaciekawiony co robiła.

- Plosę pani, co pani lobi? - pytanie chłopca wyrwało szatynkę z koncentracji, a także zaszokowało, bo od dłuższego czasu, kiedy przyszła do parku, nikt z nią nie rozmawiał.

- Emm, rysuję, a ty czasami nie powinieneś być z mamą albo tatą? - zapytała go, delikatnie się do niego uśmiechając.

- Tata stoi, o tam! - wskazał palcem na Dawida, który teraz się zorientował, że nie ma jego syna przy sobie. Przeraził się i zaczął nerwowo rozglądać za Antkiem, przeklinając w duchu swą nieuwagę. Jednakże gdy zobaczył syna stojącego przy drzewie, poczuł ulgę i podbiegł do niego.

- Antek, co ja mówiłem o oddalaniu się? - powiedział spokojnie, by nie straszyć syna ani nie sprawiać wrażenia jako okropny i nieodpowiedzialny ojciec.

- Pseplaszam tatusiu - rzekł chłopiec - Ale byłem ciekawy, co ta pani lobi - wskazał na szatynkę, nadal siedzącą pod drzewem.

- Potwierdzam, chciał wiedzieć co robię i pokazywał mi, gdzie pan przebywał - dziewczyna nieco nieśmiało przyznała rację maluchowi.

- No dobrze, przepraszam panią, jeżeli Antek coś zrobił...

- Nie, skądże. A i nie jestem pani - dziewczyna stała z ziemi, otrzepując się. - Jestem Klementyna - wystawiła rękę do blondyna.

- Dawid Kubacki - mężczyzna odwzajemnił uścisk i wtedy Klementynie coś zaświtało w głowie. Przecież to był Dawid Kubacki! Ten, któremu zawsze dmuchała wiatr pod narty i ten, w którym kiedyś się podkochiwała, jednakże zrozumiawszy, że raczej nie będzie stać przy jego boku, przestała o nim myśleć. A tu proszę, wystarczyło przyjechać na studia w Nowym Targu i spotkać Dawida i jego syna. Gdy słyszała o śmierci jego żony, bardzo mu współczuła, tak samo jak większość kibiców na portalach społecznościowych. Pisali mu wyrazy współczucia, życzyli zdrowia i trzymali kciuki za niego.

Przez dłuższą chwilę patrzyli na siebie, dopóki chłopiec nie zapytał Dawida:

- A kupileś te lody tatuś?



                                                                               ***

- Ja tam uważam, że powinieneś jej o tym powiedzieć - rzekł Kamil do blondyna, kiedy siedzieli na tarasie w domu szatyna, obserwując jak siedmioletni Antek i sześcioletnia Paulina, córka Stocha, bawili się w piaskownicy na dworze.

- I co mam powiedzieć? "No wiesz Klementyna, znamy się trzy lata, a ja od pół roku jestem w Tobie zakochany, ale kocham jeszcze zmarłą żonę". Serio? - Kubacki pokręcił głową.

- Nawet to mógłbyś powiedzieć. Klementyna jest fajną dziewczyną i jak ktoś Ci ją sprzątnie sprzed nosa, to wtedy nie przychodź do mnie z płaczem.

- Kamil... - westchnął Dawid, ale wiedział, że Stoch ma rację. "Klemi" - jak na nią mówił jego syn, była naprawdę cudowną dziewczyną, akceptowała ten fakt, że oprócz niego był też Antek, czasami się nim zajmowała i miała z nim świetny kontakt. 

- To co, powiesz, czy nie? 

- To nie takie proste Kamil. Nadal kocham Martę i...

- Ona zrozumie, Dawid. Jestem tego pewien.

                                                                                                ***

Klementyna była cała zestresowana, jak Dawid zadzwonił do niej z pytaniem o spotkanie w parku. Niby to mogło być nic wielkiego, ale dziewczyna przeczuwała, że to spotkanie mogło zaważyć o losy ich przyjaźni. Nie wiedziała jeszcze, że jej miłość do Dawida jest odwzajemniona.

Od dłuższego czasu zaczęła myśleć o blondynie nie jako o przyjacielu, ale kimś więcej, jednakże nie była w stanie mu to wyznać. Bała się, że może zniszczyć to, co budowali wspólnie przez te trzy lata. On dla niej był inspiracją, muzą, ona - powierniczką jego sekretów i osobą, której mógł zaufać.  Mimo iż rozum mówił jej, że nie powinna mu mówić o uczuciach, to serce podpowiadało odwrotnie. 

Gdy zobaczyła Kubackiego, była jeszcze bardziej zestresowana, ale przybrała maskę opanowanej. Dawid podszedł bliżej, również będąc zakłopotanym i zestresowanym z tej okazji.

- Cześć - dziewczyna przywitała się, ściskając blondyna na krótko. - Coś się stało, że chciałeś się spotkać?

- W zasadzie tak. Chodzi o to, że... Cholera.

- Dawid? Wszystko w porządku? Czy coś się dzieje...- nie zdążyła dokończyć pytania, gdy poczuła, że blondyn ją pocałował. Na początku nie zareagowała, jednakże chwilę później z chęcią odwzajemniła pocałunek i pogłębiła go, zarzucając mu ręce na szyję. Obydwoje byli zadowoleni z obrotu spraw.

- Czyli to była ta sprawa? - zapytała go, gdy przerwali pocałunek.

- Tak, bo od dłuższego czasu taka myśl mi siedziała na temat ciebie i tak... Nie wiem, zakochałem się. Ale ciężko było mi to samemu sobie uświadomić, bo myślałem, że po śmierci Marty nikogo znów nie pokocham i... Cholera, wiem, że Marta chciałaby dla mnie jak najlepiej ale...

- Boisz się? To nic takiego, Dawid. Ciągle kochasz Martę, a boisz się, że jak się zakochałeś to popełniłeś jakąś zbrodnię wobec niej. Myślę, że chyba tam z góry nie obraziła się. 

- Nie będzie Ci przeszkadzać, że...

- Że Marta będzie ciągle obecna? Jest, znaczy była matką Antka i twoją żoną, więc to logiczne. Będzie dobrze - dziewczyna położyła rękę na policzku mężczyzny i uśmiechnęła się do niego. - Kocham Cię - szepnęła mu, a on znów ją pocałował.

Wiedzieli, że będzie ciężko. Wiedzieli, że to będzie skomplikowane. Jednak wierzyli w to, co będzie im dane. A ich miłość była ostatecznym dowodem.





Znowu zjeb**am końcówkę, ale to jest już tradycja.

Ten shot jest dla mojej kochanej Krzemiona z okazji wielu rzeczy. 

Jest też spóźniony, bo miał być z okazji zakończenia szkoły przez nią, ale jestę lenię :P 

Więc ten shot jest z okazji zdania szkoły, półrocznej już znajomości dzięki tej cudownej aplikacji i zapewne wielu okazji o których pewnie już nie pamiętam (xD) Chciałam Ci droga Krzemiono podziękować, bo dzięki Tobie poznałam cudo zwane SOAD, dzięki Tobie też poznawałam wielu świetnych ludzi (Skakajce moje pozdrawiam <3), za nocne ekscytowanie się "Srpskim Filmem", nocne głupawki i wyznania, porady dotyczące pisania czy też poznawanie wielu ciekawych aspektów z książek i muzyki o których nie miałam pojęcia <3

Mam nadzieję, że Shot się Wam spodobał ^^

Życzę Wam miłej nocy/dnia! <3

PS Zapraszam na moją tablicę, gdzie jest ważna informacja dotycząca jednej z moich książek a także profilu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro