30.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


- Co mu powiedziałeś? – pytam kiedy wracamy drogą do hotelu.

- Po prostu powiedziałem że Cene i ty mnie po niego wysłaliście, bo wszyscy są już na miejscu, oprócz naszej dwójki. Szybko mi uwierzył, chociaż był nieco zaskoczony, że sam Cene nie przyszedł. – zachichotał Richard. Powiedziałem też że Tilen kazał mu zostawić klucz. I tyle.

- No i super.

- Ej, a właściwie to skoro Timi był u Tilena, a Tilen u Timiego to gdzie oni są?

- No jak to gdzie. – parsknąłem. – U głównego solenizanta, czytaj Jurija Tepesa. Grają w Fifę, a imprezę mu zrobimy po powrocie do kraju. On już o tym wie.

- Boże Domen, nie wiedziałem że jesteś takim mistrzem organizacji.

- Mam tylko nadzieję, że zrobili tak jak obiecali i przenieśli swoje rzeczy do jednego pokoju. – mruknąłem popychając drzwi wejściowe. Niemal na zawołanie dostałem esemesa od Timiego.

Timi: Wszystko ok. Jesteśmy w pokoju Anze, przeniosłem tam swoje rzeczy, a rzeczy Anze są u Cene.

- No i super. Teraz tylko trzeba im ten pokój ogarnąć.

A to nie było łatwe zadanie. Co prawda mój brat nie należy do bałaganiarzy ani nic w tym stylu, ale zajęło nam dobrą godzinę zanim poukładaliśmy wszystko tak jak powinno być. Poustawialiśmy świeczki – oczywiście tak żeby nic się nie zajęło – na stole postawiliśmy szampana i inne drobiazgi, oraz wspaniałomyślnym gestem poobrywaliśmy płatki róż z kwiatów i porozrzucaliśmy je na podłodze i łóżkach. Co prawda kilkakrotnie się pokłułem próbując oderwać to badziewie, ale w ostateczności wyszedł całkiem ładny efekt. Na nic więcej nie było nas stać, dlatego przysłoniliśmy jeszcze okna oraz ponownie schowaliśmy klucz pod wycieraczką.

Następnie podreptaliśmy do pokoju Freitaga, żeby na spokojnie umówić resztę planu, bo znając życie u mnie był Peter z Kamilem.

- I co teraz? – zagadnął mnie Niemiec.

- Oprócz wysłania esemesa do Anze i Cene że nagle mają wspólny pokój? Zostało nam czekanie.

- Znowu się będę stresował. – jęknął Niemiec padając na łóżko. Lellingera oczywiście nigdzie nie było. – Co jak nam to nie wyjdzie?

- Trzy pary wyszły, to i oni nam wyjdą. – uciąłem dyskusję. Jak do Kraftboecka mogłem mieć wątpliwości tak do własnego brata nie mam. Poza tym może na początku się trochę stresowali, ale teraz... - popatrzyłem na zegarek, który wskazywał 21. – Teraz już pewnie dobrze się bawią.

- Mam nadzieję, że naprawdę się teraz zejdą. – westchnął Richard. – Bo balują za moje pieniądze.

- To był twój pomysł z restauracją. – wzruszyłem ramionami. – Ja to tylko podłapałem.

- Oj Domen, Domen. Jak twoja rodzina z tobą wytrzymuje?

- Normalnie. Chociaż Peter czasem nie. Jak byłem mały i rozwaliłem jego Puchar to złapał mnie za nogi i wywiesił przez balkon głową w dół. Trzymał mnie tak przez jakąś minutę, a ja się darłem jak głupi.

- Jezus Maria. – roześmiał się mój towarzysz. – Gratulacje Domen. I jak widać dowiaduję się tutaj o jakichś kolejnych 50 twarzach Prevca.

______________

Po dobrej godzinie dotarłem w końcu do własnego pokoju. Aż byłem zdziwiony, że do tej pory nie mam żadnych esemesów. Podejrzewałem że przynajmniej na początku Cene będzie chciał mnie zabić. Ale to chyba tylko dobrze świadczy. W pokoju zostałem owszem Petera, ale o dziwo z Zigą Jelarem, którzy konspiracyjnie oglądali coś na laptopie.

Mam nadzieję, że Pero wziął sobie moje słowa do serca i dał coś Kamilowi.

____________

Odwołali mi jedne zajęcia na uczelni, więc łapcie rozdział!

Jeśli przeczytałeś - zostaw gwiazdkę!

Ola

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro