48.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Powiem Wam. - odchrząknąłem, kiedy tylko skończyli śpiewać i umilkły wspólne brawa i okrzyki. - że jestem mile zaskoczony i wzruszony. Nie spodziewałem się czegoś takiego i mimo waszego braku warsztatu wyszło to naprawdę uroczo.

- Umiesz podnieść człowieka na duchu, Domen. - roześmiał się Kamil, klepiąc mnie po plecach. Chciałem coś odpowiedzieć, ale szczerze to w moim bogatym teatrze ról brakło jeszcze tej dumnego szwagra, dlatego spojrzałem na niego moim rasowym spojrzeniem, którym obrzucam fanów pod hotelami oraz odsunąłem się zachowując bezpieczną przestrzeń osobistą. W końcu muszę wyraźnie zaznaczyć kto tu jest królem, prawda?

- Nie przyznam ci tego publicznie, ale jestem z ciebie dumny, mały szkodniku. - rozległ się przy moim uchu szept Petera. Z trudem zatuszowałem uśmiech, prychając w typowy dla mnie sposób.

- Czyj to był pomysł w ogóle? - przybrałem swoją standardową, zdegustowaną minę.

- A jak myślisz? - Pero unosi brwi, patrząc na mnie wzrokiem pod tytułem „jesteś ostatnim debilem." Nawet miny mi już kradnie. - Oczywiście że twojego partnera w zbrodni, czyli Richarda Freitag.

- I wyście się na to zgodzili? Ty też?

- Mam dzień dobroci dla zwierząt. - Peter przewrócił oczami. - A teraz żegnam ozięble, mam do załatwienia pewną sprawę. - tutaj popatrzył znacząco na Kamila i ruszyli razem w nieznanym mi kierunku.

- Dajcie mi chociaż znać jeśli mam nie wracać do pokoju! - krzyknąłem za nimi. Miałem niejasne przeczucie że coś kombinują.

- Dlaczego masz nie wracać do pokoju? - odwróciłem się w stronę Richarda, któremu najwidoczniej jakoś nie spieszyło się do swoich kadrowych towarzyszy. Nawet go rozumiem, na jego miejscu też by mi się do nich nie spieszyło.

- Kamil z Peterem gdzieś poszli i mam nadzieję, że uprzedzą mnie jak coś, żebym nie wypalił sobie oczu albo coś w tym rodzaju, kiedy wrócę się pakować. - wzruszyłem ramionami sięgając po tosta i sok, o których kompletnie zapomniałem podczas tych wcześniejszych ekscesów.

- Dlatego ja nie mam ochoty na spędzanie czasu z Lellingerem, bo co zobaczyłem już to nie odzobaczę. - westchnął Niemiec, a ja prawie zakrztusiłem się kanapką.
- O fuu, nie chcę nawet o tym słyszeć. - teatralnie przytkałem uszy, powodując śmiech Freitaga.

- Żebyś wiedział. - przez chwilę żaden z nas się nie odzywał, w główniej mierze przez to że jak najszybciej próbowałem skończyć swoje śniadanie, gdyż pani z kuchni już trzeci raz pytała mnie czy może posprzątać, oraz przez jakże atrakcyjną kłótnię Norwegów. Oboje nie rozumieliśmy nic a nic, ale przynajmniej zabawnie to brzmiało.

- Powiem ci Domen. - odezwał się Freitag po chwili. - Że ty to masz jednak gadane.

Na chwilę przestałem przeżuwać bułkę.

- Teraz się zorientowałeś? - z pełnymi ustami nie zabrzmiało to tak groźnie jakbym chciał.

- W sensie to zawsze miałeś, ale jak walnąłeś tę przemowę to serio byłem pod wrażeniem. Myślałem że trochę spanikujesz, albo coś, a ty... no byłem pod wrażeniem.

- Ja nigdy nie tchórzę. - odezwałem się dumnie, po czym dodałem już nieco bardziej poufale.

- Ale to jak mnie ci kretyni wkręcili.... Ja chyba tego nie przeżyję.

- Taaa, trzeba przyznać że nie doceniliśmy ich. Prawie się udławiłem jak się przyznali.

- Weź, to jeszcze większe dla mnie upokorzenie niż to nieszczęsne zdjęcia z pomidorem. - aż skrzywiłem się na samą myśl o powstałych po tym memach.

- Ale jak widzisz wszyscy są ci wdzięczni. Nawet oni.

- I tak miało być. - skończyłem pić sok i niechętnie dodałem. - Ja pierdole, jak mi się nie chce pakować... dramat. Najgorsze jest to, że niedługo się trzeba będzie rozpakować, a za trzy dni znowu spakować...

- Pomyśl sobie jakie to szczęście że za nieco ponad 2 tygodnie kończy się sezon. I będą wakacje. Krótkie bo krótkie i okraszone treningami, ale przynajmniej bez podróży, opóźnionych lotów i pakowania. I z większą ilością spania.

- Marzę o tym. - jęknąłem, opierając się o ścianę. - Nie ma nic piękniejszego niż wyspanie się we własnym łóżku.

- No powiem ci że po tych akcjach należy nam się odpoczynek.

- I jakaś nagroda. - wymruczałem. - Jeszcze nie wiem jaka, ale będą musieli spłacić u mnie ten dług za tak ogromną przysługę jaką im wyświadczyłem. Wszyscy, co do jednego.

_______________

Teraz już tak serio zbliżamy się do końca... 2 rozdziały plus epilog!

Jeśli przeczytałeś - zostaw gwiazdkę!

Ola

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro