Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*6 tygodni później*

*Bellamy*

Byłem właśnie w trakcie szykowania się do wyjścia na randkę, kiedy usłyszałem pukanie do drzwi. Zdziwiłem się nieco, bo nikogo się dzisiaj nie spodziewałem, jedyną osobą, która wpadała bez zapowiedzi była moja siostra, ale z tego co było mi wiadomo, to dzisiaj wieczorem miała być w pracy. Za drzwiami zastałem ostatnią osobę, której bym się spodziewał : Clarke. 

-Zgubiłaś się w drodze na zamek Księżniczko? - spytałem ją. Nie obrzuciła mnie morderczym spojrzeniem. Nawet nie prychnęła. Coś było nie tak, dziwnie wyglądała. 

-Możemy pogadać? - spytała. Zamrugałem gwałtownie. 

-Pogadać? - spytałem. Nie byłem pewien czy dobrze słyszę. 

-Tak pogadać, ogłuchłeś do cholery? - warknęła. I to jest Clarke, którą znam. - pomyślałem. Przesunąłem się tak, by mogła wejść. 

-Byle szybko, bo mam randkę. - powiedziałem. Clarke stanęła na środku pomieszczenia i skrzyżowała ręce na piersi. Przyjrzałem się jej twarzy, miała czerwone i napuchnięte oczy, jakby płakała. -Hej, co się stało? - spytałem, tym razem z całkowitą powagą. Może ktoś jej umarł, a ja sobie żartuję. - pomyślałem przerażony. Clarke wzięła głęboki wdech i wydusiła : 

-Jestem w ciąży. 

~~~

Zatkało mnie. Wbiło mnie w ziemię. Nie wiedziałem co mam powiedzieć, gapiłem się tylko na nią, a ona na mnie, czekałem aż wybuchnie śmiechem i powie, że tylko sobie ze mnie żartowała i że mam zabawną minę. Nie doczekałem się. 

-Co? - zdołałem jedynie wykrztusić. 

-Słyszałeś. 

Jak się powinno reagować w takiej sytuacji?!

-W ciąży? Jesteś pewna? - spytałem drżącym głosem, podchodząc bliżej niej. Kiwnęła głową. Nerwowo przeczesałem włosy palcami. Skoro ci to mówi to raczej jest pewna kretynie, jest lekarzem, nie może się mylić.  -Ze mną? 

Spojrzała na mnie jakbym był niespełna rozumu. -Nie, z duchem świętym! - prawie krzyknęła. - A niby z kim do cholery?! Z nikim innym nie spałam w przeciągu ostatnich 4 miesięcy!

Wypuściłem gwałtownie powietrze, które nawet nie wiedziałem, że wstrzymywałem. -Ale jesteś pewna na sto procent? Byłaś u lekarza? 

Clarke pokręciła głową. -Jutro tam idę. Ale zrobiłam chyba z milion testów, wszystkie pozytywne.

-Ale testy mogą się mylić tak? 

Clarke uniosła jedną brew. -Wszystkie? 

-No pewnie!

-To raczej niemożliwe Bellamy. 

-Nadzieja matką głupich, czyż nie? - powiedziałem nieco ostrzej niż zamierzałem. Clarke skrzywiła się, ale zignorowałem ją. Nie wierzyłem w to co się działo. Będę ojcem? To jakiś absurd! To był tylko jeden pijacki wybryk, a teraz całe moje życie sypało się jak domek z kart. To się nie mogło dziać naprawdę. 

-Zanim zaczniesz obwiniać mnie, to przypomnę ci, że miałeś w tym taki sam udział jak ja. - warknęła na mnie Clarke. 

-Nie zamierzałem cię obwiniać. 

-Nie wiem czego mogę się po tobie spodziewać Bellamy. - powiedziała, tym razem głos jej zadrżał. -Słuchaj.. wiem, że mnie nie znosisz, z wzajemnością zresztą. Dlatego nie oczekuję od ciebie, że mi pomożesz, że będzie cię to obchodzić, czy cokolwiek. Twoich pieniędzy też nie chcę. Wychowam te dziecko z tobą czy bez ciebie. Żegnam. - po tych słowach Clarke zaczęła się kierować w stronę drzwi. Poczułem ukłucie w sercu. 

Chwyciłem ją za nadgarstek, żeby ją powstrzymać. -Co? - warknęła na mnie, w jej oczach widziałem łzy. Czułem, że powinienem coś powiedzieć, cokolwiek. Ale nie mogłem nic z siebie wydusić. Ponieważ nie odezwałem się ani słowem Clarke wyrwała mi się. -Gdyby jakimś cudem jednak cię to obchodziło, to wizytę mam na 12:30, z domu wychodzę pół godziny wcześniej. - dodała na odchodne, po czym wyszła, zostawiając mnie samego i kompletnie przerażonego z moimi myślami.

~~~

Zapukałem do drzwi Clarke za pięć dwunasta. Poprzedniej nocy w ogóle nie spałem, nie byłem w stanie. Myślałem o tym co teraz będzie. Co powinienem zrobić. Przeklinałem się w duchu za to wszystko co wcześniej powiedziałem, lub też czego nie powiedziałem. Zachowałem się jak szczeniak. Mogłem nie znosić Clarke, ale była w ciąży, a to było moje dziecko i musiałem wziąć za nie odpowiedzialność. 

Dziewczyna wyglądała jeszcze gorzej niż wczoraj. Nigdy nie widziałem takiego smutku na jej twarzy i pierwszy raz poczułem do niej coś innego niż odrazę, a mianowicie - współczucie. 

-Gotowa do wyjścia? - spytałem. Clarke nie odpowiedziała, tylko wzięła torebkę i klucze. Całą drogę w dół po schodach nie odezwaliśmy się ani słowem. Dopiero w samochodzie zdobyłem się na to by coś powiedzieć. -Jak się czujesz? - spytałem. 

-Zabawne. 

-Co jest niby zabawne? 

-Martwisz się o mnie. A raczej udajesz, że się martwisz. 

Zgrzytnąłem zębami. -Odpowiesz mi czy nie? 

-A jak myślisz jak się czuję? Do bani. - Clarke prychnęła. 

-Nie dziwię ci się. 

-Ty jesteś jednym z powodów, dla których się tak czuję. 

Westchnąłem. Nawet nie miałem siły jej odpyskować. -Wiem. - odpowiedziałem. Widziałem kątem oka, że Clarke spojrzała na mnie zaskoczona, ale starałem się skupić na drodze. -Wiem, że zachowałem się wczoraj jak dupek okej? Przepraszam. - to były szczere przeprosiny, naprawdę. Ale Clarke ponownie tylko prychnęła. Ponieważ nie odpowiedziała, kontynuowałem mój wywód. -Nie zamierzam zostawiać cię z tym samej. 

-Jak to miło z twojej strony. - głos blondynki wręcz ociekał sarkazmem. 

-Nie robię tego dla ciebie. - odpyskowałem. -Tylko dla dziecka. 

Przez resztę drogi żadne z nas się nie odezwało. 

~~~

Kiedy dotarliśmy na miejsce, Clarke nadal stroiła fochy i powiedziała, że wejdzie do gabinetu sama. Spytałem ją po co w takim razie mówiła mi, o której idzie do lekarza skoro mnie tu nie chce. Odpowiedziała mi tylko, że mogę sobie jechać do domu. Miałem ochotę to zrobić, ale postanowiłem nie być już takim dupkiem (przynajmniej dopóki Clarke nie przekroczy granicy mojej cierpliwości), więc zostałem na korytarzu.

Wyszła stamtąd jakieś 15 minut później i skinięciem głowy potwierdziła to, czego w sumie była już praktycznie pewna wcześniej. Usta miała zaciśnięte w wąską kreskę i wyglądała jakby miała się zaraz rozpłakać. Nie mam pojęcia dlaczego to zrobiłem, ale podszedłem do niej i przytuliłem ją. Zrobiłem to instynktownie, nie myślałem, nie zastanawiałem się. Z początku Clarke nie zareagowała w żaden sposób, ale po dłuższej chwili odwzajemniła uścisk. Staliśmy tak dobre klika minut, żadne z nas nawet nie drgnęło. Wtuliła twarz w moją klatkę piersiową, ja natomiast oparłem brodę na czubku jej głowy. 

-Co my teraz zrobimy? - głos Clarke był nieco stłumiony, ledwo ją zrozumiałem, w dodatku zaczęła płakać. 

-Wszystko co w naszej mocy, żeby to dziecko wyrosło na w miarę normalne. - odparłem po chwili zastanowienia. 

-Czyli żeby nie było takie jak my? 

-Dokładnie. - zaśmiałem się. 

-To nie będzie łatwe. 

-Wiem. Ale poradzimy sobie. - zapewniłem ją, mimo że sam nie do końca wierzyłem we własne słowa. Nie miałem pojęcia czy sobie poradzimy, ale chyba nie mieliśmy innego wyjścia. 

Clarke nie odpowiedziała. Odsunęła się tylko ode mnie i kiwnęła głową. W drodze powrotnej napisała do naszych przyjaciół żeby przyjechali do jej mieszkania, bo musi im coś ważnego przekazać. Wszyscy mieli się zjawić za godzinę. Spytałem Clarke czy nie chciałaby najpierw przekazać wiadomości swojej mamie, ale stwierdziła, że nie jest jeszcze na to psychicznie gotowa. Nie zadawałem więcej pytań. 

Godzinę później wszyscy zebrali się już w salonie Griffin. Nie ukrywam, było nieco ciasno. Mieliśmy dosyć sporą paczkę, na którą składali się : Octavia, Lincoln, Jasper, Monty, Harper, Murphy, Raven, Miller no i ja z Clarke. Każda kolejna osoba, która przychodziła dziwnie na mnie patrzyła, raczej się mnie tu nie spodziewali, bo z oczywistych powodów unikaliśmy się z Księżniczką jak tylko mogliśmy, nie znosiliśmy się. Ale nikt o nic nie pytał, tylko grzecznie zajmował jakieś miejsce (oprócz Jaspera, on akurat udał się do lodówki). 

Clarke zajęło dobrą minutę zebranie się w sobie i powiedzenie czegokolwiek. 

-Pewnie zastanawiacie się dlaczego was tu ściągałam. - zaczęła. Wszyscy wyglądali na mocno zaciekawionych, ale także zmartwionych, widać było po Clarke, że była w nie najlepszym stanie i że płakała, Octavia próbowała wyciągnąć od niej informacje, gdy tylko się zjawiła, ale Clarke uparła się, że powie dopiero gdy zjawią się wszyscy. -Mam wam do przekazania.. nowinę. Nie jestem pewna czy jest dobra czy zła, ale... 

-No powiedz wreszcie Clarke, straszysz mnie. - przerwała jej Octavia. Skarciłem ją wzrokiem, ale mnie zignorowała. 

-Jestem w ciąży. - Griffin wydusiła z siebie. Wszyscy zamarli, Jasper aż przestał jeść kanapkę, którą do tej pory spożywał bez skrępowania. 

-Jak to... w ciąży? - moja siostra jako pierwsza odzyskała głos. Niemal mogłem usłyszeć jak Clarke przewraca oczami. 

-Chyba nie muszę ci tłumaczyć jak się robi dzieci O? 

-Nie ale... kto jest ojcem? 

Wiedziałem, że Clarke tego z siebie nie wydusi, dlatego to ja odpowiedziałem. 

-Ja. - powiedziałem krótko. Jeśli wszyscy zamarli na to co powiedziała Clarke, to naprawdę nie mam pojęcia jak nazwać to co stało się teraz. Dosłownie każdy gapił się na mnie, jedynie Clarke wpatrywała się w swoje stopy. 

-Co?! - Octavia podniosła się gwałtownie z kanapy i zaczęła błądzić wzrokiem to na mnie to na Griffin. -Przecież wy się nienawidzicie, jak do tego niby doszło?! Kiedy?! 

-Octavia, nie drzyj się z łaski swojej. - warknąłem na nią. 

-Jak mam się nie drzeć?! Właśnie się dowiaduję, że mój brat będzie miał nieplanowane dziecko z moją najlepszą przyjaciółką! 

Pewnie darła by się tak do jutra rana, na szczęście Lincoln wkroczył do akcji i nieco ją uspokoił. Kiedy już wszyscy przestali gadać jeden przez drugiego, wyjaśniłem jak to się stało i kiedy. Nawet nie wiem kiedy chwyciłem Clarke za rękę. A co najdziwniejsze - nie odsunęła się, a ścisnęła moją dłoń z wdzięcznością. 

~~~

Pół godziny później wszyscy prócz Octavii zmyli się do domów. Nie dlatego, że chcieli a dlatego, że im kazałem, uznałem że Clarke potrzebowała teraz spokoju, żeby sobie wszystko przemyśleć i poukładać w głowie, a obecność tylu osób wcale tego nie ułatwiała. Moja siostra postanowiła posiedzieć z nią nieco dłużej, ale nie dziwiłem jej się. 

Teraz siedziały razem na kanapie, Clarke z głową na ramieniu Octavii, podczas gdy ta głaskała ją po głowie i pewnie mówiła rzeczy w stylu "wszystko będzie dobrze", mimo że były to tylko puste obietnice, których nie mogliśmy dotrzymać, bo nigdy nie wiedzieliśmy co przyniesie jutro. 

Już miałem się po cichu wymknąć do siebie, kiedy zatrzymał mnie głos Clarke. 

-Bellamy? 

Odwróciłem się na pięcie i spojrzałem na nią. Wyglądała już nieco lepiej niż wcześniej, dalej była przygnębiona, ale przynajmniej już nie płakała. 

-Tak? 

-Dziękuję. 

Zdziwiłem się nieco. Nie często słyszałem te słowa, a już na pewno nie z ust Księżniczki. 

-Za co? - spytałem. Clarke wzruszyła ramionami. 

-W sumie to nie sama do końca nie wiem. Ale.. dziękuję. 

Byłem nieco zbity z tropu, podobnie jak Octavia. Nie powiedziałem już nic więcej, tylko uśmiechnąłem się lekko i wyszedłem.

~~~

Czułem, że potrzebowałem drinka. Może nawet więcej niż jednego. W celu upicia się i zapomnienia o problemach udałem się do baru naprzeciwko. Pracował tam całkiem miły facet o imieniu Roan. Czasami przychodziłem tam, gdy miałem gorszy dzień i zwierzałem mu się z moich problemów. Tak było i tym razem. Na początek opowiedziałem mu o tym jak przespałem się z Clarke tej feralnej nocy ponad miesiąc temu. 

-Wiedziałem, że tak naprawdę skrycie na nią lecisz. - skomentował Roan. Pokręciłem gwałtownie głową i przewróciłem oczami. Czemu wszyscy byli przekonani, że ta nasza wzajemna nienawiść to jakiś chory rodzaj gry wstępnej?!

-Nie nie nie, nic z tych rzeczy, nie lecę na nią. Byliśmy pijani, bardzo pijani, nawet tego nie pamiętam. - broniłem się. 

-Jaaasne. - odparł tylko mężczyzna i puścił mi oczko. Spojrzałem na niego pobłażliwie. -I to dlatego jesteś taki załamany? Przez coś co wydarzyło się ponad miesiąc temu? 

-Sam fakt, że wylądowaliśmy w łóżku mnie jakoś specjalnie nie ruszył, jeżeli mam być szczery. Nie powiedziałem ci jeszcze najlepszego. - powiedziałem, po czym dopiłem drinka. Roan nie pytał, tylko zrobił mi kolejnego. -Wczoraj się dowiedziałem, że Clarke jest w ciąży. 

Roan gwizdnął w odpowiedzi. -No to nieźle się wpakowałeś. 

-Dzięki za słowa otuchy. 

-Nie będę cię okłamywał.. wygląda to nieciekawie. 

-Mów mi jeszcze. 

-Ale na pewno sobie z tym poradzisz. Oboje sobie poradzicie. Jesteście dorośli, macie stabilne prace. To nie tak, że macie po 16 lat i nie skończyliście szkoły! To się zdarza setkom ludzi każdego dnia i dają sobie radę, wy też dacie, wiem co mówię, zaufaj mi. 

Nie sprawiło to, że przestałem się martwić, ale przynajmniej nieco się uspokoiłem. 

-A cała ta sytuacja tylko was do siebie zbliży i przestaniecie skakać sobie nawzajem do gardeł. - dodał Roan po chwili. 

Nie byłem pewny czy mnie to cieszyło czy może przerażało jeszcze bardziej. 

____________________________________________________________

Dum dum dum duuuuuuum! Kto się domyślił? Pewnie wszyscy xD . 

Jak myślicie jak nasza parka sobie z tą sytuacją poradzi? Roan ma rację? A jak to przyjmie Abby? Jestem ciekawa waszych przemyśleń :) 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro