4. W takim razie wierz w plotki.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Niebieskie niebo pokryte białymi obłokami lśniło w moich oczach, a ptaki szybujące ku górze sprawiały wrażenie, jakby to chciały wzbić się jak najwyżej. Uniosłam dłoń, która po chwili pojawiła się przed moją twarzą. Wzrok wbiłam w symbol srebrnego ptaka, który trzymał w dziobie dwa pęki roślin. Lśniący przedmiot był przyczepiony do zielonej bransoletki, która w prawdzie była zwykłą wstęgą podobną do sznurka.

Z ust wydobyło się ciche westchnięcie i jednocześnie z nim opuściłam rękę wzdłuż ciała. Wstałam z drewnianej ławki znajdującej się pod pięknym dębem. Rozprostowałam kości, a po paru sekundach zaczęłam zmierzać w stronę wyjścia z parku. Mimo że rachunki opłaciłam, musiałam czekać, aż przyłączą wodę, prąd i resztę. A mogło to potrwać kilkanaście godzin, może nawet dni. W tamtym momencie przez głowę przeszła wizja następnych dni w zimnym budynku bez prądu. Po ciele przeszedł dreszcz, jednak nie miałam zamiaru narzekać.

– A jeżeli nie chciałam, byś szperał w moim domu? – zadałam pytanie, układając dłonie na swoich biodrach oraz, unosząc brew do góry. Chłopak znacznie się speszył, a ja tylko krótko parsknęłam, dając mu znak, że tylko żartowałam.– To teraz ja znów muszę Ci się jakoś odwdzięczyć – zamyśliłam się, poszukując odpowiedniego rozwiązania. Aiden szybko pomachał rękoma w chaotyczny sposób.

– Nie musisz. Zresztą i tak nie zrobiłem za dużo – wyjaśnił krótko. Jednak ja tylko pokręciłam głową.

– Wiesz, ja zawsze mam tak, że to ja muszę ostatnia podziękować. Inaczej mi to spokoju nie da – wyżaliłam się, przecierając dłońmi twarz. – Wiem! – moja twarz nagle rozpromieniła się, a do głowy wpadł idealny pomysł. – Pomożesz mi sprzątać dom, a ja w zamian... Zrobię Ci jedzenie? – bardziej spytałam, niż odpowiedziałam.

– Wiesz, a czy to nie je-

– Wiem, że za mało! – wybroniłam się, kładąc dłoń na mojej skroni. – Wymyślę coś w międzyczasie. I nie waż się dyskutować – wskazałam na niego palcem z poważną miną. Zacisnęłam szczękę, a gdy Wiliams z niechęcią przytaknął, w duchu pisnęłam. – Tak! Nie będę musiała sama się męczyć!

Odchyliłam głowę do tyłu, zastanawiając się jak odwdzięczyć się chłopakowi. Przymknęłam na parę chwil powieki.

Miałam mu faktycznie coś ugotować? Coś kupić? Zagrać jakiś utwór?

Sama nie wiedziałam, co było odpowiednim rozwiązaniem.

Uchyliłam ociężałe powieki, zastanawiając się nad jednym aspektem.

Ja go skądś kojarzyłam.

Byłam wręcz przekonana, że gdzieś widziałam tamte zielone oczy, które przez światło mogły stawać się nawet turkusowe.

Tylko skąd?

Nagle przede mną pojawiła się grupa ludzi, którzy patrzyli na mnie swoimi ślepiami. Pomrugałam w zdziwieniu.

Violet Lee? – spytał jeden z nich z entuzjazmem w głosie. Zanim odpowiedziałam, przyjrzałam się tym ludziom. Za jednym mężczyzną stał statyw z kamerą, przez co jeszcze bardziej się speszyłam. Z gulą w gardle skinęłam głową, powracając wzrokiem do faceta o niebieskich oczach. Siwe włosy były zakryte przez beżowy kapelusz. Na zgarbionym nosie zobaczyłam okulary z czarną obramówką. Malinowe usta ułożyły się w szczery uśmiech. Roztaczał wokół nawet dobre odczucie. – Jestem Stanley Walls, dziennikarz. Chciałbym przeprowadzić z Tobą krótki wywiad na temat Twojej kariery pianistki. Chciałabyś odpowiedzieć na kilka pytań zadawanych przeze mnie i moich podopiecznych?

Otworzyłam na chwilę usta, jednak po chwili je przymknęłam. I chyba tę czynność uznali za jedną z pozytywnych odpowiedzi. I zanim się obejrzałam, coś mignęło, coś zatrzeszczało, a szum dostał się do moich uszu. Przełknęłam ślinę, by oczyścić gardło.
Czekałam na pytania, na które zapewne sama nie znałam odpowiedzi. Niebieskooki odchrząknął, przygotowując się do zadania pytania.

– Więc Violet, pozwól, że będę się do Ciebie tak zwracał. Dwa lata temu zakończyłaś swoją grę na fortepianie, postanowiłaś do tego wrócić? – stałam tam blada z drżącymi dłońmi. Szukałam w swoich odmętach rozumu, odpowiedniej odpowiedzi. Nie powiem, stresowałam się, zwłaszcza, że było to kompletnie nie zapowiedziane.

– Tak. Wczoraj zagrałam pierwszy raz od dwóch lat.

Dziennikarze rozszerzyli oczy i chyba próbowali stłumić niepotrzebne komentarze. Kątem oka spojrzałam na tył, czując się jeszcze bardziej skrępowana. Obserwowała nas całkiem spora grupa osób. I nie rozumiałam dlaczego. Nie rozumiałam, dlaczego oni zadawali mi pytania dotyczące mojej kariery, skoro nigdy nie byłam popularna. Nikt nigdy mnie nie zauważał. Miałam jedynie małą grupę fanów. Nic więcej. Więc czemu?

Rzecz jasna jako ja, a dawna ja, mogła być znacznie popularniejsza.

– Nagrałaś tamten utwór? – brązowooki szatyn zadał pytanie z dziwnym zaciekawieniem w głosie.

– Nie. Nie nagrałam, bo nawet o tym nie pomyślałam – wyjaśniłam z niepewnością w głosie. Podrapałam się po karku, czekając na kolejne pytania. Zależało mi, by to zakończyło się jak najszybciej.

– Był tam ktoś z Tobą, kto może opisać twoją grę? – do uszu dotarł spokojny, dziewczęcy głos. Blondynka o szarych oczach uraczyła mnie uroczym uśmiechem.

– Nie – odpowiedziałam, ale po chwili się poprawiłam. – Znaczy tak – pomachałam chaotycznie rękoma. – Był tam ktoś. Ale nie wiem, czy mogę ujawniać jego dane osobowe, ponieważ nie wiem, czy życzy sobie rozpowszechnienia jego osoby w Internecie.

– Na pewno, by sobie tego życzył – parsknął dziennikarz Walls, uśmiechając się chytrze.

– Przepraszam, ale nie znam jego odpowiedzi – uśmiechnęłam się w przepraszający sposób. Dziennikarze skinęli z niemałym rozdrażnieniem. Uniosłam brew ku górze.

– Plotki mówią, że musiała Ci się przyśnić śmierć kogoś bliskiego, byś znów zaczęła grać. Czy to prawda? – Stanley Walls uśmiechnął się znów w chytry sposób, a ja zmieniłam zdanie o jego charakterze. Roztaczał wokół dziwne odczucie. Na pewno nie spokoju ani nie strachu.

– Wierzy pan w plotki? – spytałam z nagłym przypływem odwagi. Uniosłam hardo głowę. I mimo że akurat wtedy plotki okazały się prawdą, byłam zła. Zła, że ktoś to rozprzestrzenił. Tylko kto? Mężczyzna znacznie się spiął, unikając mojego wzroku. Zacisnęłam dłonie w pięści.

– Wiesz, plotki są często prawdą... – odrzekł, wymijając moje pytanie.

– Wierzy pan w plotki? – zadałam ponownie pytanie, domagając się odpowiedzi. Lęk tak nagle zniknął. Tak na chwilę.

– Tak – uniosłam brew. Parsknęłam pod nosem, uśmiechając się uroczo.

– W takim razie, wierz w plotki – wychrypiałam słabo. Przez kilka sekund skanowałam jego tęczówki, jednak po chwili postanowiłam się wycofać. Nie odpowiadając, odwróciłam się i ruszyłam w stronę tłumu. Parę osób odsunęło się, dając mi tym szansę wyjścia z parku. Gdy zbliżyłam się do bramy, odetchnęłam z ulgą, łapiąc się za serce.

– Proszę poczekać! – do ucha dobiegł krzyk, na który nie zareagowałam. – Nie zadałem wszystkich pytań! Ależ, proszę poczekać!

I gdyby rozdrażnienie nie wróciło, zostałabym i odpowiedziałabym jeszcze na kilka pytań. Jednak wróciło. Dopiero gdy do domu dzieliło mnie ledwie sto metrów, poczyłam się spokojniej. Zacisnęłam szczękę i z determinacją ruszyłam w stronę budynku. Nie zwracałam uwagi na własne odczucia. Po prostu chciałam wrócić. Wrócić i sprawdzić, kto rozprzestrzenił plotkę.

Złapałam za klamkę i przekroczyłam próg domu. Zatrzasnęłam za sobą drzwi, ciężko oddychając. Rozbieganym wzrokiem szukałam miejsca, gdzie mogłam siąść. Podreptałam do sofy, na którą upadłam z głośnym stęknieciem.

– Violet? – usłyszałam słaby dźwięk. Momentalnie wyprostowałam się, nawiązując kontakt z barwą turkusu. I wiedziałam, że widział każdą emocję w moich tęczówkach. Mimo że go nie znałam, a on mnie. To widział. – Wszystko w porządku?

Skinęłam głową, wstając z kanapy. W niezdarny sposób podrapałam się po twarzy, uśmiechając się nerwowo. Przełknęłam ślinę, unikając jego wzroku.
Zrobił dwa kroki do przodu, przez co z automatu się cofnęłam. Prawie zawadziłam o stolik kawowy, przez co musiałam się zatrzymać. Blondyn zmarszczył brwi, zatrzymując się w miejscu.

Czułam się okropnie. Jakby jeden z moich sekretów poznał cały świat.

W mojej głowie panował tylko chaos.

– Co robiłeś? Był Benjamin? – wpatrywałam się uparcie w podłogę, oczekując odpowiedzi.

– Mówiłaś, żebym pomógł Ci sprzątać, więc szukałem jakichś rzeczy do oczyszczania tego brudu – odparł, zakładając dłonie na klatce piersiowej. Pomrugałam szybko, unosząc trochę wzrok. – Nie było Benjamina.

– Wie-

– Wiem, jak możesz mi się odwdzięczyć – przerwał mi, przez co ponownie nawiązałam z jego tęczówkami kontakt wzrokowy. – Oczywiście, jeżeli się zgodzisz. Za rok wyjeżdżam do innego kraju, na studia – zaczął, drapiąc się po karku. – I pomyślałem, że nie opłaca mi się kupować domu na tylko rok. Więc, czy mógłbym tu zostać? Na ten rok. Później zniknę. Postaram się nie stwarzać żadnych kłopotów – zaśmiał się pod nosem, unikając mojego wzroku. Z rozdziawionymi ustami, wpatrywałam się w jego twarz.

Próbowałam cokolwiek odpowiedzieć, ale nie mogłam.

– Ja... – zacięłam się w połowie, przywołując uwagę chłopaka. Mój mózg w tamtej chwili eksplodował. Byłam mu coś winna, ale czy to nie była za poważna decyzja? W sumie miał być to tylko rok. A jak sama wcześniej wspomniałam, z głupoty, nie lubiłam mieszkać sama. – Ja będę grać znów na fortepianie. Nie będzie Ci to przeszkadzać? Wiesz, fortepian może rozpraszać w pracy, czy w nau-

– Nie będzie przeszkadzać. Z muzyką lepiej mi się pracuje. Zresztą nie będę siedział w domu całe dnie. Więc w trakcie dnia, praktycznie nie będziesz mnie widywała. Mogę przez ten rok, jakoś dołączyć się do płacenia rachunków. O ile zarobię – przymknął na kilka sekund oczy, uśmiechając się w nieśmiały sposób.

Po chwili sobie coś uświadomiłam. Coś, co chyba zadecydowało o mojej decyzji. Przecież on nie miał się gdzieś podziać. Nie miał gdzie pójść. Zagryzłam wewnętrzną część policzka, czując presję.

Zwłaszcza, że skądś go kojarzyłam.

Wiedziałam, że moja odpowiedź miała zmienić moje dotychczasowe życie.

– Zgoda – wybełkotałam słabo. – Ale tak, jak mówiłeś. Dołączasz się do rachunków, bo ja nie mam pieniędzy.

Aiden Williams odetchnął jakby z ulgą. Uśmiechnął się, dziękując mi. Stojąc tam, zadałam sobie ważne pytanie.

Jak bardzo miało zmienić się moje życie przez tamten rok?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro