§ 29.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Opuściłam centrum kongresowe z ulgą na sercu i uśmiechem na twarzy. Prawniczy maraton egzaminacyjny właśnie dobiegł końca. Cieszyłam się, że mam to już za sobą, bo to były naprawdę nerwowe cztery dni. Zwłaszcza że początkowo nie byłam pewna, czy w ogóle zostanę do tego egzaminu dopuszczona. Na szczęście nikt nie kazał wykreślić mnie z listy.

Patrząc na całokształt, wydawało mi się, że poradziłam sobie całkiem nieźle. Nie liczyłabym na piątki poza częścią z prawa karnego, ale miałam cichą nadzieję na czwórki z prawa cywilnego i etyki zawodowej. Z prawa gospodarczego i administracyjnego nigdy orłem nie byłam, ale na trójki powinnam się załapać. Byłam pewna na dziewięćdziesiąt procent, że wynik egzaminu będzie pozytywny.

Przed budynkiem czekał na mnie komitet powitalny. Widok Ksawerego mnie nie zdziwił – w końcu jako mój osobisty szofer miał mnie odebrać. Nie spodziewałam się jednak zobaczyć mecenasa Dziurowicza. Sądziłam, że tak jak przez ostatnie trzy dni napisze tylko SMS z pytaniem, jak mi poszło. Jego obecność miło mnie zaskoczyła.

– No i jak tam, pani adwokat? – spytał narzeczony, przyciągając mnie do siebie.

– Z tymi tytułami, to poczekaj do ogłoszenia wyników – mruknęłam. – Lepiej nie zapeszać.

– Ja tam nie mam wątpliwości, że zdałaś. – Uśmiechnął się szeroko. – I to śpiewająco.

– Ja również żywię głęboką nadzieję, że już niebawem będziesz więcej niż tylko panną Pestką – dodał z pełną powagą mój patron.

– No panną to na pewno nie będzie, już ja tego dopilnuję – stwierdził Ksawery. – Zobaczysz, za niedługo będziemy się do ciebie zwracać „pani mecenas Dziurowicz" – dodał ze śmiechem.

– Jeśli już to mecenas Brańska-Dziurowicz – przypomniałam.

Od samego początku zaznaczałam, że w kwestiach oficjalnych, a szczególnie zawodowych, będę posługiwać się nazwiskiem dwuczłonowym. Przede wszystkim dlatego, aby uniknąć nieporozumień. Klienci, słysząc „mecenas Dziurowicz" na pewno od razu pomyśleliby o moim patronie. A potem czekałoby ich rozczarowanie, gdyby zamiast starszego dystyngowanego pana pojawiła się młoda kobieta. Wolałam oszczędzić problemu im i sobie.

– Ale do oficjalnej zmiany zarówno nazwiska, jak i tytułu zawodowego został jeszcze miesiąc, więc na razie pozostańmy przy pannie Pestce – zaproponowałam po chwili.

– No dobrze, skoro się tak upierasz. – Ksawery przewrócił oczami. – Muszę się jednak ostrzec, że mama zamierza już dziś świętować koniec twojej aplikacji. Uważa, że należy ci się nagroda za wytrzymanie trzech lat z ojcem, tak więc zaprosiła nas na uroczystą kolację.

Nie czułam potrzeby, aby cokolwiek dziś świętować, ale pani Eli się nie odmawiało. Wiedziałam, że na pewno włożyła wiele serca w przygotowanie tego, jak miałam nadzieję, skromnego przyjęcia, więc nie zamierzałam robić jej przykrości. Zresztą chyba przyda mi się porządny posiłek, bo przez ostatnie dni miałam z nerwów tak ściśnięty żołądek, że ledwo co byłam w stanie przełknąć. A przecież powinnam jeść za dwoje.

– Myślę, że to będzie także dobra okazja, aby w końcu poinformować ją o powiększeniu rodziny – zasugerował mecenas. – Ostatnio w rozmowie z koleżanką znów ubolewała na brak wnuków, więc wnioskuję, że jeszcze jej nie powiedzieliście.

– No jakoś tak się nie złożyło – przyznałam.

Chcieliśmy to zrobić osobiście, a w ostatnim czasie działo się tak dużo, że nie znaleźliśmy chwili, aby wpaść do domu Dziurowiczów i przekazać pani Eli dobrą wiadomość. Pewnie będzie niepocieszona, że tak długo to przed nią ukrywaliśmy. Liczyłam jednak, że radość z wieści o mojej ciąży przyćmi rozżalenie z powodu naszej zwłoki z przekazaniem tej nowiny.

– Powiemy jej dzisiaj – zadeklarował Ksawery. – Na pewno będzie wniebowzięta.

– Uważam, że Marka też powinnaś wkrótce poinformować o swoim stanie – dodał Dziurowicz, mając na myśli jednego z partnerów tytularnych kancelarii. – Nawet jeśli póki co nie wybierasz się na zwolnienie lekarskie.

– Chciałam zaczekać z tym do ogłoszenia wyników egzaminów – przyznałam. – Żeby wiadomość o czasowej niedyspozycji osłodzić pozytywnym rezultatem zakończenia aplikacji.

Miałam nadzieję, że nie tylko na panią Elę podziała ta taktyka. Choć pewnie żaden pracodawca nie byłby zadowolony z wieści, że pracownica, która ledwo co zdała egzaminy zawodowe, zaraz potem na ponad rok znika z firmy. Dlatego zamierzałam nie korzystać ze zwolnienia lekarskiego tak długo, jak będzie to możliwe. Chciałam udowodnić Karlickiemu, że mimo nie do końca sprzyjających okoliczności można na mnie liczyć. I że postaram się, aby urlop macierzyński się nie przedłużał. Przy dobrych wiatrach może uda mi się go skrócić do pół roku.

– W porządku, jak uważasz – mruknął mecenas.

– A ja uważam – wtrącił się Ksawery – że nie powinnaś zwlekać ze zwolnieniem. To stresująca praca i...

– Małemu Dziurkowi nic nie będzie – zapewniłam po raz chyba tysięczny w ciągu ostatnich tygodni. – Zwłaszcza że sprawa, która spędzała mi sen z powiek, właśnie zmierza ku szczęśliwemu zakończeniu. Właśnie, wydarzyło się coś nowego w ciągu tych kilku godzin, kiedy byłam odcięta od świata?

Dzisiejszy egzamin trwał osiem godzin, podczas których nie miałam oczywiście możliwości buszować po Internecie. A w tym czasie mogło się wydarzyć naprawdę wiele interesujących rzeczy. Liczyłam, że jeśli rzeczywiście tak było, panowie szybko wprowadzą mnie w temat.

– Do Marszałka Sejmu wpłynął wniosek o uchylenie Teresie immunitetu – poinformował mnie Dziurowicz.

– O proszę. – Uśmiechnęłam się lekko. – Kto zdecydował się na ten odważny krok? Bo chyba nie prokuratura.

Czy ktoś z tego kręgu był gotowy wystąpić przeciwko Prokurator Generalnej? Byłam przekonana, że Teresa zawczasu zadbała o to, aby jej podwładni nie zebrali się na taką śmiałość. Choć kto wie, może znalazł się jakiś szalony chojrak.

– Dębicki – odparł Ksawery. – Zbiera też podpisy posłów pod wnioskiem o wyrażenie wotum nieufności wobec Jezierskiej. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, może już wkrótce pani minister sprawiedliwości dowie się, czym ta sprawiedliwość faktycznie jest.

– O ile Sejm przegłosuje oba wnioski – zauważyłam. – A z tym może być ciężko, skoro jej partia wciąż dysponuje większością.

– A ja myślę, że panowie ministrowie, którzy zostali publicznie ośmieszeni i zmuszeni do dymisji, chętnie zemszczą się na koleżance, która wkopała ich w to bagno – stwierdził Dziura.

Musiałam przyznać szczerze, że wątpiłam w to, iż Krystian naprawdę upubliczni nagrania z pokojów uciech. Zrobił jednak tak, jak obiecał – najpierw zgłosił sprawę na policję, ale kiedy ta odesłała go z kwitkiem, poszedł do mediów. I tam rozpętała się taka gównoburza, jakiej dawno nie widzieliśmy. W ciągu godziny polityczna seksafera stała się głównym tematem wszystkich stacji telewizyjnych, radiowych oraz informacyjnych portali internetowych. I nawet teraz – tydzień później – wciąż zajmowała niechlubne pierwszej miejsce wśród codziennych newsów. Wystarczyło włączyć Internet i zalewała cię fala nowych doniesień w sprawie.

Ja, dzięki egzaminom, zdołałam trochę się od tego zdystansować, ale Ksawery śledził wiadomości, abyśmy mogli być na bieżąco. Początkowo kontaktował się też z nami Krystian i zdawał relację z kolejnych podejmowanych przez siebie kroków. Kiedy jednak, cztery dni temu, w jednym z artykułów gruchnęła wieść o jego orientacji seksualnej, media jeszcze bardziej oszalały. I to niestety w tym negatywnym sensie. W ciągu niecałej doby życie młodego Jezierskiego zmieniło się w piekło. Jego konta społecznościowe zalało morze hejtu. Pod jego domem koczowali dziennikarze, liczący na wywiad lub choć jedno zdanie komentarza. Przez trzy dni znosił to dzielnie – w końcu wiedział, że ujawnienie skandalu odbije się także na nim. Wczoraj jednak napisał mi SMS, że ma dość i na jakiś czas wyjeżdża zagranicę.

Nie dziwiłam się, że postanowił uciec. Ludzie potrafią być okrutni, a Krystian na to nie zasługiwał. No bo czym zawinił? Tym, że był sobą, i przez to nie wpasowywał się w obrazek idealnej prawicowej rodziny? Było mi naprawdę przykro z jego powodu. Zwłaszcza ze względu na to, kto prawdopodobnie wbił mu nóż w plecy, podając do publicznej wiadomości fakt, że Jezierski jest gejem. Oficjalnie news pochodził z anonimowego źródła. Osobiście przypuszczałam, że to sprawka Patryka. Wybrał sobie naprawdę podłą formę zemsty. Jak można zrobić coś takiego osobie, którą rzekomo się kocha?

– O tym, czy Teresa zachowa stanowisko i immunitet, przekonamy się zapewne podczas najbliższego posiedzenia Sejmu. – Z zamyślenia wyrwał mnie Dziurowicz.

– Byłoby nie fair, gdyby jej się upiekło, podczas gdy reszta zamieszanych w tę aferę ministrów straciła stołki – stwierdziłam.

Uwiecznieni na kompromitujących nagraniach członkowie rządu w większości dobrowolnie podali się do dymisji. A przynajmniej tak brzmiała oficjalna wersja. Wątpiłam jednak, aby ktokolwiek się łudził, że to wyraz prawdziwej skruchy, a nie tylko marna próba ratowania wizerunku partii. Jezierska natomiast kategorycznie odmówiła zrzeczenia się urzędu. Tak, jakby w tym wszystkim nie było absolutnie żadnej jej winy. Faktycznie nie widniała na filmikach, ale Krystian bardzo skrupulatnie przedstawił dowody na to, że to właśnie jego matka jest odpowiedzialna za ten skandal. W moim mniemaniu to ona pierwsza powinna pożegnać się z ministerialną teką.

– Niestety, panno Pestko, na to już nie mamy żadnego wpływu – odparł mecenas. – Teraz wszystko w rękach posłów. Miejmy nadzieję, że zagłosują zgodnie z sumieniem i finalnie podejmą właściwą decyzję.

Spojrzałam na patrona z powątpiewaniem. Naprawdę, po tym wszystkim, co wyszło na światło dzienne, on nadal wierzył w uczciwość naszych polityków? Nie rozumiałam, skąd to nagłe idealistyczne podejście, skoro do tej pory przyszły teść jawił mi się jako sztandarowy przykład realisty.

– Oby tak było, bo w innym razie może się okazać, że Krystian poświęcił rodzinę oraz ukochanego i zrobił sobie z nich wrogów na darmo – stwierdził Ksawery. – Szkoda mi faceta. Przestanę wierzyć w jakąkolwiek sprawiedliwość na tym świecie, jeśli on na tym wszystkim poważnie ucierpi, a Jezierskiej znów wszystko ujdzie płazem.

Miałam podobne odczucia. Bałam się, że mimo szlachetnych intencji Krystian wyjdzie z całej tej sytuacji jako przegrany. A to odebrałabym chyba także jako własną porażkę. Pozwoliłam, aby to on wziął na swoje barki cały ciężar wyjawienia prawdy. Może to był błąd?

– Syn Teresy sam zdecydował się uczynnie wyręczyć nas w ujawnieniu jej niechlubnych działań – odparł Dziurowicz. – Musiał zdawać sobie sprawę z konsekwencji, które z dużym prawdopodobieństwem mogły go dotknąć. A mimo to podjął ryzyko i postąpił słusznie. Pod tym względem okazał się znacznie odważniejszy od swojej matki.

Tak, w tym wypadku młody Jezierski nie wahał się działać i zmierzyć z pokłosiem tychże działań. Wydawało mi się, że to oskarżenie o tchórzostwo, które Patryk rzucił mu prosto w twarz, zadziałało jako motywacja, aby po latach bierności w końcu zrobić coś właściwego. I ta postawa była godna podziwu. Wreszcie ktoś wystąpił publicznie przeciwko Teresie Witt-Jezierskiej. I był to w dodatku jej własny syn.

– Najważniejsze, panno Pestko – mówił dalej mecenas – że rozwiązałaś sprawę, którą pierwotnie nam powierzono. I że wkrótce powinna ona dobrnąć do szczęśliwego finału.

Faktycznie, z całego tego zamieszania wynikał przynajmniej jeden, w miarę pewny pozytyw – uwolnienie Tatiany od zarzutów o kradzież. Jeszcze nic nie było przesądzone, ale przeczucie podpowiadało mi, wszystko zmierza w dobrym kierunku.

– O właśnie, skoro o tym mowa, to musimy się pospieszyć – oznajmił Ksawery, zerkając na zegarek na lewym nadgarstku.

– Gdzie? – zdziwiłam się, kiedy chwycił mnie za dłoń i skierował w stronę najbliższego parkingu.

– Skontaktował się ze mną minister Dębicki – wyjaśnił Dziurowicz. – Do ciebie nie mógł się dodzwonić, więc zatelefonował do mnie. Poprosił o spotkanie. Zapowiedział, że pojawi się w towarzystwie panny Andriyko, więc zapewne chce omówić kwestię jej uniewinnienia. Jesteśmy umówieni za czterdzieści minut w kancelarii.

Mimo że pierwotnie zatrudnił nas Jerzy Jezierski, obecnie za obronę Tatiany płacił nam właśnie Dębicki. Nic dziwnego, że chciał trzymać rękę na pulsie, skoro termin pierwszej, i miejmy nadzieję ostatniej, rozprawy wypadał w przyszłym tygodniu. Mimo to nie spodziewałam się, że znajdzie czas na konsultacje właśnie teraz, kiedy przeprowadzał szturm przeciwko Teresie. Ale dla nas to w sumie lepiej. Może dowiemy się z pierwszej ręki, jakie są szanse na wotum nieufności dla pani minister.

Nie zwlekając dłużej, udaliśmy się do samochodu Ksawerego, którym przyjechał razem z ojcem. Późnopopołudniowe korki sprawiły, że do kancelarii, która już niemal świeciła pustkami, dojechaliśmy z lekkim opóźnieniem. Olka z recepcji, która właśnie zbierała się do wyjścia, poinformowała nas, że klienci czekają w sali konferencyjnej. Jeśli rozpoznała w jednym z nich ministra sportu, nijak tego nie skomentowała. Dodała tylko, że zaserwowała im coś do picia, więc nie musimy się tym kłopotać.

Rzeczywiście w sali czekał na nas minister Dębicki i nie jedna, ale dwie panny Andriyko. Tatiana wyglądała na o wiele spokojniejszą, niż kiedy widzieliśmy ją ostatnio. Natomiast siedząca obok Olena przypominała siostrę z naszego pierwszego spotkania sprzed ponad miesiąca. Skulona, niepewna, wystraszona. Na widok naszej trójki jeszcze bardziej zapadła się w fotelu. Tatiana szepnęła jej coś cicho, na co dziewczynka spuściła wzrok.

Na przywitanie Dębicki każdemu z nas podał rękę, Tatiana z nikłym uśmiechem powiedziała „dzień dobry". Olena się nie odezwała. Nie chciałam jej peszyć, więc skupiłam uwagę na pozostałych gościach. W końcu to Dębicki chciał się spotkać, więc oczekiwałam, że to on rozpocznie rozmowę.

– Dziękuję, że zgodziliście się państwo na tak rychłe spotkanie – powiedział minister. – Pani Anastazjo, mam nadzieję, że egzaminy, o których wspomniał mi mecenas Dziurowicz, poszły pani wyśmienicie.

– Dziękuję, ja też mam taką nadzieję – odparłam nieco zbita z tropu, że interesowało go moje życie zawodowe. – Jak widzę, u was też wszystko toczy się w dobrym kierunku – dodałam, zerkając w stronę Oleny.

– Tak. – Dębicki uśmiechnął się. – I to w głównej mierze dzięki pani.

– To nie ja ujawniłam, kto był prawdziwym złodziejem.

Krystian przy okazji próby przekazania policji nagrań z JJClub złożył także zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa kradzieży przez Jarosza. To zgłoszenie funkcjonariusze przyjęli znacznie chętniej, choć tak jak przypuszczałam, nagrania głosowego, na którym Patryk przyznaje się do winy, nie można było użyć jako dowodu. Na szczęście mniej więcej w tym samym czasie policjanci w końcu trafili na trop zaginionej biżuterii. Nie mogli znaleźć jej w żadnym z lombardów, bo Jarosz, za pośrednictwem swojej kuzynki, sprzedawał pojedyncze sztuki online. Początkowo mieli trudności, aby połączyć konta sprzedającego z konkretną osobą. I pewnie wciąż by tego nie zrobili, gdyby nie zeznania Krystiana. Na ich podstawie prokurator wydał nakaz przeszukania mieszkania Jarosza i JJClub. W tym pierwszym znaleziono część skradzionej biżuterii oraz klucz do piwniczki, którym Patryk dostał się do domu. W klubie natomiast, który zgodnie z naszymi przypuszczeniami został zamknięty, zabezpieczono komputer. A na nim podobno znaleziono dowody na sprzedaż tych świecidełek oraz oczywiście nagrania, które w międzyczasie trafiły już do sieci. A tak przynajmniej twierdził kolega Ksawerego, który przekazał mu te informacje w dyskrecji.

Tak więc policja nie miała już wątpliwości, kto stał za włamaniem i kradzieżą u Jezierskich. Co więcej, spodziewaliśmy się, że Jaroszowi zostaną postawione także zarzuty związane z nielegalną działalność JJClub – w końcu dowody na to znaleziono na jego laptopie. I niestety miałam obawy, że to jego obarczą całą winą, a Teresa jakoś się z tego wywinie. Ale zanim obie te sprawy trafią na wokandę, pewnie trzeba będzie jeszcze trochę poczekać. Polski wymiar sprawiedliwości należał do tych raczej opieszałych.

Prokuratura zwlekała nie tylko z oficjalnym postawieniem zarzutów Patrykowi i Teresie, ale także z wycofaniem aktu oskarżenia przeciwko Tatianie. Mimo że dowody jednoznacznie wskazywały na Jarosza, prokurator Rogalska chyba nadal miała podejrzenia, że Andriyko mogła być z nim w zmowie. Faktycznie, ukrywanie się działało na niekorzyść dziewczyny, ale w świetle obecnych ustaleń jej proces był bezzasadny. Wciąż liczyliśmy na to, że Rogalska wycofa akt przed rozpoczęciem przewodu sądowego. A jeśli z jakiegoś powodu postanowi podtrzymać oskarżenie lub zmienić zarzuty, zrobimy wszystko, aby doprowadzić do uniewinnienia. Mieliśmy na to twarde dowody. Nawet Krystian zgodził się zeznawać, jeśli zaszłaby taka potrzeba. Tak więc inny wyrok absolutnie nie miał prawa bytu.

– Ya chciala dzienkować – oznajmiła Tatiana drżącym głosem. – Ya ne pidu do v'yaznytsi. Dzienki tobi. Ty pomoc, khocha ya ne chciala.

Spojrzała na mnie z taki przejęciem, że nie miałam wątpliwości co do szczerości tych podziękowań. Dla mnie Tatiana wciąż była zagubioną dziewczyną w obcym kraju, która chcąc pomóc rodzinie, podjęła kilka niewłaściwych decyzji. Miała szczęście, że trafiła najpierw na Jerzego Jezierskiego, który uwierzył w jej niewinność i przyprowadził do naszej kancelarii, a potem na Dębickiego, który, sądząc po ich złączonych dłoniach, miał zamiar się nią teraz zaopiekować. Ciekawe, ile było dziewczyn w podobnej sytuacji, które nie mogły liczyć na żadne wsparcie. Dobrze, że mogłam pomóc chociaż tej jednej.

– Cieszę się, że mogłam pomóc. I że teraz jesteście już bezpieczne. Obie – odparłam, posyłając serdeczny uśmiech najpierw Tatianie, a potem Olenie.

– Tak, kiedy tylko dostaliśmy od was wiadomość, że pojawią się oficjalne oskarżenia przeciwko Teresie i Patrykowi, skontaktowaliśmy się z Nataszą – wyjaśnił Dębicki. – Bez zwłoki oddała Olenę pod naszą opiekę. Oczywiście jej też jesteśmy niezwykle wdzięczni za pomoc. Olena wciąż to wszystko bardzo przeżywa, ale mamy nadzieję, że wkrótce dojdzie do siebie.

Zerknęłam na dziewczynę, która wydawała się czuć jeszcze bardziej nieswojo. Może nie podobało się jej, że o niej mówimy. A może nie przekonała się jeszcze do Dębickiego. W sumie nic dziwnego, że była zagubiona i przytłoczona. Miała zaledwie trzynaście lat, a w ciągu ostatnich miesięcy została zmuszona do życia w obcym kraju, przez tygodnie ukrywała się przed światem, a teraz zamieszkała z dużo starszym partnerem swojej siostry. Jak na okoliczności i tak zdawała się trzymać całkiem nieźle.

– My też kontaktowaliśmy się z Nataszą – oznajmił Ksawery. – Mieliśmy nadzieję, że w razie konieczności będzie zeznawać w procesie Tatiany. Niestety odmówiła. Ale liczymy na to, że niczyje zeznania nie będą potrzebne.

Rzeczywiście Bielik kategorycznie odmówiła angażowania się w dalszy ciąg tej sprawy. Stwierdziła nawet, że totalnie odcina się od Tatiany i jej problemów. Ten miesiąc, który spędziła na ukrywaniu się z Oleną, wykończył ją psychicznie i chciała się od tego wszystkiego zdystansować. Podobno rozważała nawet powrót w rodzinne strony. A przynajmniej tak twierdziła Dominika.

Galus wyraźnie wzięła sobie do serca naszą ostatnią rozmowę, bo przestała bombardować Ksawerego telefonami. Zadzwoniła tylko raz, aby podziękować za zakończone sukcesem poszukiwania Nataszy, kiedy ta wróciła do swojego mieszkania. Dominika przysłała też do CRSB kosz prezentowy z notką, w której jeszcze raz nam dziękowała i życzyła wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia. Początkowo mnie ten gest zirytował, ale ostatecznie uznałam go za gałązkę oliwną i znak, że naprawdę ma zamiar zniknąć z naszego życia. Raz na zawsze.

– My też mamy nadzieję, że obejdzie się bez procesu – stwierdził Dębicki. – Tatiana i Olena naprawdę wiele przeszły. Choć tego jednego los mógłby im oszczędzić.

Było widać jak na dłoni, że facetowi zależało na tych dziewczynach. Zresztą musiało działać to w obie strony, bo Tatiana wydawała się zapatrzona w Dębickiego nie mniej niż on w nią. Olena może w tej chwili nie doceniała starań pana ministra, ale pewnie z czasem dostrzeże, że jej siostra po paśmie trudność w końcu zyskała szansę na szczęście. Obie na nie zasługiwały.

– Oby tylko ten sam los nie oszczędził Jezierskiej i Jarosza – rzuciłam z przekąsem.

– Co do Patryka, to wszystko w rękach organów ścigania – stwierdził Dębicki. – Ale jeśli chodzi o Teresę, to mam zamiar przypilnować, aby poniosła konsekwencje swoich haniebnych czynów. Dziś złożyłem wniosek o uchylenie jej immunitetu. Pracuję też nad wnioskiem o wotum nieufności. Brakuje mi kilkunastu podpisów, ale liczę na to, że na dniach zbiorę odpowiednią liczbę.

– Tak, wiemy – odparł Ksawery. – Wszystkie media o tym huczą. To bardzo odważny krok z pana strony. Wystąpić przeciwko posłance i równocześnie ministrowi z własnej partii.

– Cóż, startując do Sejmu, wierzyłem idealistycznie, że ludzie zajmują się polityką, bo, tak jak ja, są patriotami i chcą jak najlepiej dla naszego kraju – odparł Dębicki z żałością w głosie. – Teraz już wiem, że w większości przypadków nie ma to nic wspólnego z dobrem ojczyzny i obywateli, ale zaspokajaniem własnych chorych ambicji. A ja nie chcę być jedną z tych osób, która w imię fałszywej partyjnej solidarności przymyka oczy na te wszystkie przekręty. Ktoś musi w końcu przerwać ten kręg obłudy. Opozycja jest chętna do współpracy, ale uznałem, że jeśli inicjatywa wyjdzie ode mnie, przekaz będzie dobitniejszy.

Mógł mieć rację. Gdyby to opozycja domagała się usunięcia Teresy z rządu, na pewno uznano by to za kolejną przepychankę między stronami politycznymi i nie odbiłoby się to aż tak dużym echem. Kiedy jednak w grę wchodziły wewnątrzpartyjne porachunki, temat stawał się naprawdę gorący. I dawał sygnał, że w obozie rządzącym istnieją rozłamy, które go osłabiają. Takie rozwiązanie mogło mieć jednak przykre skutki dla samego Dębickiego.

– I nie boi się pan, że ten bunt będzie kosztował pana stanowisko? – Nie powstrzymałam ciekawości.

– Jestem pewien, że tak właśnie będzie. – Minister wydawał się niewzruszony. – Nie ma to jednak dla mnie żadnego znaczenia, bo i tak nie zamierzam startować na najbliższych wyborach.

Ta wiadomość nieco mnie zaskoczyła. Choć, jeśli się nad tym zastanowić, potrafiłam zrozumieć tę decyzję. Dębicki wiele ryzykował, jawnie występując przeciwko Jezierskiej. W dodatku, jeśli miał zamiar na poważnie związać się z Tatianą, narażał się na niewybredne komentarze. Nic dziwnego, że wolał zniknąć z przestrzeni publicznej. Ale z drugiej strony, jeśli go zabraknie, to czy w Sejmie zostanie ktoś, komu faktycznie będzie zależało na kraju i obywatelach?

– Hm – odezwał się niespodziewanie Dziurowicz. – Uważam, że to byłaby wielka strata dla naszej sceny politycznej. Może pomyślałby pan o założeniu własnej partii?

Mecenas zdawał się mówić naprawdę poważnie. Czyżby wyraził chęć wstąpienia do takiej partii? Na emeryturze będzie miał sporo wolnego czasu, więc nic nie stałoby na przeszkodzie, aby spożytkował go na politykę.

W odpowiedzi Dębicki zaśmiał się nerwowo.

– Nie, raczej nie. A na pewno nie teraz. Nie zdążyłbym do najbliższych wyborów zebrać wokół siebie zaufanych ludzi, którzy podzielaliby moją wizję demokratycznej Polski. Poza tym zaproponowano mi stanowisko prezesa w PZPS. Obecny pod koniec roku rezygnuje z pełnienia funkcji. Uznałem, że po tych sejmowych i ministerialnych przygodach czas wrócić niejako do korzeni. Po ośmiu latach doszedłem do wniosku, że siatkówka interesuje mnie bardziej niż polityka. Poza tym chciałbym też bardziej skupić się na życiu osobistym.

Mocniej ścisnął dłoń Tatiany, która posłała mu szeroki uśmiech. Wyglądało na to, że Dębicki już podjął decyzję i nie zamierzał jej zmieniać. A Dziurowicz nie próbował ponownie namawiać go do stworzenia nowego ugrupowania. Chyba jednak nie był zainteresowany dołączeniem do takowego.

– Mam tylko nadzieję, że do końca kadencji uda mi się zrobić, co w mojej mocy, aby Teresa poniosła konsekwencje swoich działań – dodał minister. – Wiadomo, nie ona jedna ma coś za uszami, ale mnie też próbowała zagrozić, więc traktuję tę sprawę osobiście. I w dodatku wciągnęła w to niewinne dziewczyny. – Spojrzał czule na Tatianę. – Muszę dopilnować, aby odpowiedziała za krzywdy, które wyrządziła.

Dębicki wydawał się naprawdę zaangażowany i zdeterminowany, aby doprowadzić tę sprawę do szczęśliwego finału. Cieszyłam się, że Tatiana miała u swojego boku kogoś, kto o nią zadba i zawalczy. Niewątpliwie wydarzenia ostatnich miesięcy pozostawią w niej traumę, ale dzięki wsparciu ministra miała szansę na to, aby się z nią uporać i zacząć kolejny rozdział życia z czystą kartą.

– My też trzymamy kciuki, aby zarówno sprawa kradzieży, jak i skandalu z nagraniami zakończyła się sprawiedliwe – zapewniłam z uśmiechem.

Wymieniliśmy jeszcze kilka zdań, głównie dotyczących linii obrony w razie, gdyby akt przeciwko Tatianie jednak nie został wycofany. Na szczęście ani Andriyko, ani Dębicki nie mieli wątpliwości, że zrobimy wszystko, aby ewentualny proces zakończył się satysfakcjonującym nas wszystkich uniewinniającym wyrokiem.

Przy pożegnaniu usłyszałam kolejne słowa wylewnych podziękowań. Nawet Olena posłała mi niemrawy uśmiech i szepnęła niepewnie „dyakuyu". A na sam koniec Dębicki dodał coś, co zupełnie mnie zaskoczyło.

– Pani Anastazjo, co prawda nie zamierzam zadzierać z prawem, ale gdybym potrzebował obrońcy, będę mógł na panią liczyć, prawda?

– Och – wyrwało mi się, bo wyglądało na to, że mówił całkiem poważnie. – Oczywiście, choć w najbliższym czasie mogę być niedostępna. Już niebawem czeka mnie urlop macierzyński.

Minister zerknął dyskretnie na mój brzuch, który wciąż nie zdradzał oznak ciąży. Chyba będę się musiała przyzwyczaić do tego typu spojrzeń, bo pewnie już wkrótce zacznę się zaokrąglać.

– W takim razie postaram się do czasu pani powrotu nie wpakować w żadne kłopoty – zaśmiał się. – I oczywiście gratulacje.

– Dziękujemy – odparł Ksawery, obejmując mnie w pasie.

Choć ani podczas poprzedniego spotkania, ani teraz nie zdradzaliśmy łączącej nas relacji, Dębicki nie wydawał się zaskoczony, że to nasze wspólne dziecko. Czyżbyśmy byli jedną z tych par, co do których wystarczy, że tylko siedzą obok siebie, a od razu wiadomo, że są razem?

Po wymianie ostatnich uprzejmości minister zapewnił, że sami trafią do wyjścia, więc kiedy opuścili salę konferencyjną, nasza trójka z powrotem opadła na wcześniej zajmowane krzesła. Wzrokiem odprowadziłam ich widoczne przez przeszklone drzwi sylwetki. Miałam szczerą nadzieję, że już więcej nie będą potrzebowali pomocy prawnika i nie zawitają do naszej kancelarii. Życzyłam im jak najlepiej.

– Wiem, że rzadko wam to mówię – zaczął niespodziewanie lekko zmieszany Dziurowicz, więc Ksawery i ja spojrzeliśmy na niego z zaciekawieniem – ale dobra robota, dzieciaki.

W pierwszej chwili totalnie mnie zatkało. I to wcale nie z powodu samej pochwały, ale tych „dzieciaków". Nigdy wcześniej się tak do nas nie zwracał. I nigdy też nie chwalił nas w duecie.

– Dzięki, tato, ale nie wiem, czy przyczynienie się do ujawnienia politycznego seks skandalu to powód do dumy – stwierdził Ksawery.

– Rzeczywiście to dyskusyjna kwestia – odparł mecenas. – Nie ulega jednak wątpliwości, że wasza determinacja i umiejętność efektywnej współpracy przynoszą wymierne korzyści. Doprowadziliście do wyjaśnienia kolejnej sprawy. A nawet dwóch. Udowodniliście, że nie jestem wam do niczego potrzebny. Razem sami świetnie dajecie sobie radę. Mogę w spokoju przejść na emeryturę.

– To nieprawda – zaprotestowałam szybko. – Oczywiście, że jest pan nam potrzebny!

– Czyżby, panno Pestko? – Dziurowicz uniósł brew. – Nawet nie kiwnąłem w tej sprawie palcem. Wszystko ustaliłaś i załatwiłaś sama. Z pomocą Ksawerego oczywiście, ale z prawnego punktu widzenia to była twoja samodzielna praca. Nie jesteś już aplikantką, nie potrzebujesz mojej aprobaty. Od teraz mogę co najwyżej służyć radą. Choć nie sądzę, abyś potrzebowała jej zbyt często.

Cholera, znów do oczu cisnęły mi się łzy wzruszenia. Czy można jakoś wyłączyć te nieszczęsne hormony?

– Dziękuję za te trzy lata – odparłam łamiącym się głosem. – Wiele się nauczyłam, ale na pewno nie raz zgłoszę się po radę.

– A ja zawsze przyjmę cię z otwartymi ramionami. – Uśmiechnął się ciepło. – No, ale póki co starczy tych sentymentów. Muszę zachować trochę tolerancji dla ckliwości na płacz Eli, kiedy w końcu dowie się o wnuku – dodał z westchnieniem. – O, właśnie, lepiej się zbierajmy. Piętnaście minut temu przysłała mi wiadomość z pytaniem, kiedy będziemy, bo kolacja już czeka. Co za niecierpliwa kobieta.

– A jeszcze nawet nie wie, że czeka ją niespodzianka – zauważył ze śmiechem Ksawery.

Też zaśmiałam się cicho, po czym chwyciłam wyciągniętą w moją stronę dłoń narzeczonego.

– Gotowa przekazać mamie dobrą wiadomość? – spytał, patrząc na mnie z czułością.

Odwzajemniłam spojrzenie i odparłam pewnie:

– Gotowa.

Byłam przekonana, że czeka nas wieczór pełen wzruszeń.  

****************************** 

Hej :) Tym rozdziałem domknęliśmy wątek kryminalno-prawny. Został nam już tylko ślub, na który zapraszam za tydzień ;)

Dziękuję za komentarze i gwiazdki. 

Do napisania :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro