~18~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

(Dwudziesty dziewiąty września, poniedziałek)
[Izuku]

Wymknąłem się z domu już o piątej rano, tak by nie obudzić Kacchana. Wczoraj ledwie żywy był.
Sam wybieram się teraz na zwiady do jego byłej szkoły. W końcu atak na UA zaplanowaliśmy na dwudziestego października, atakujemy całą ligą i wybranymi przez Dabiego mało znaczącymi przestępcami. Tomura razem ze mną zbiera wszelkie informacje, w końcu to on ma dwóch szpiegów w tej szkole a co ciekawsze z klasy 1A wydziału bohaterskiego. Więc w sumie to oni pracują za niego.

Jednak plan opracowałem prosty. Początkowo wchodzimy niezauważeni i porywamy kolejno uczniów. A gdy tylko nas zauważą przystępujemy do ataku. Kurogiri ma zająć się teleportacją uczestników zajścia razem z porwanymi. Toga ma wkraść się w szeregi wroga udając jednego z uczniów... Jeżeli dojdzie do konfrontacji Kurogiri zsyła do nas tamtych łebków którzy pójdą na straty a ja, Shigaraki i Dabi razem z nimi. Znaczy ja też biorę udział w porwaniach razem z Himiko, Mr. Compres'em, Twice'm, Kurogiri'm.
Na pewno jak się kapną, że porywamy licealistów, zobaczą kto to robi, to będzie nas atakować najwyższej klasy bohaterowie.

Tylko się zastanawiam czy Kacchanowi o tym powiedzieć czy nie. Niby już wie, że coś planujemy ale nie wie, kiedy i jak.

Ale pierw muszę zająć się planami a co ważniejsze zamordowanie tego gówniarza który go zgwałcił.
Zapewnię mu złoty tydzień. Gwałcony maszynami... Bity... Głodzony... Na koniec zamordowany najbrutalniejszą metodą...

Ale mi go szkoda... Tak, że aż wcale.

-Pora do roboty...

-Roboty?- Usłyszałem za sobą znajomy głos. - Co tam króliczku?

-Nie mów tak nawet do mnie.

-A to nie nazywałeś się Fire Bunny? Ognisty Króliczek.

-Chuj cię boli. Racja?

-A co zmieniasz pseudonim?

-Od dwudziestego października każdy mnie pozna jako Deku. - Zaśmiałem się. - tamto coś sami sobie wymyślili.

-W końcu mój mały podopieczny ma normalny nick. Chyba fikołka ze szczęścia jebne. - Prychnął siadając obok mnie na skraju dachu drapacza chmur. - Jak tam twój dzieciak?

-O Katsukim mówisz?

-No związałeś się z szesnastolatkiem. To jeszcze dziecko.

-Nie każdy jest tak stary jak ty.

-Jestem w pełni młodości. Tylko sześć lat starszy od ciebie gnomie.

-Odezwał się.

-Na co czekasz? Ładny widok do rozmyśleń wybrałeś...

-Atak na UA.

-Słyszałem. Może wpadnę gdy nie dasz sobie rady.

-Nie wierzysz we mnie?

-Szczerze?... Nie. Trenowałem cię. Znam cię i twoje możliwości... Jak zaatakują was, całą swoją siłą to nie dasz rady.

-Przynajmniej szczery.

-Jak zawsze króliczku.

-Zajebie cię kiedyś i odbiorę moc.

-Został ci ostatni slot na dar. Prawda? A może trening na poszerzenie możliwości?

-Trening? Dobrze oboje wiemy, że laboratoryjnie jedynie damy radę.

-Nieeee. Co Ty pierdolisz. Jeszcze jeden slot ci dokleimy.

-Morderczy trening?

-Tak.

-Co za to chcesz?

-Poznać twojego chłoptasia.

-Ma ruje. Dziś cię nie wpuszczę.

-To jutro. Zapewne jest w połowie albo mu się kończy, skoro tu siedzisz.

-Ta...

-To zawitam do ciebie wieczorem jakoś.

-Yhm...

-Dowidzenia króliczku.

-Siema Bloody.

[Katsuki]

-Mgh... Deku... - Warknąłem cicho, sprawdzając na ślepo ręką, czy mój Alfa jest na łóżku.

Chcę do niego a on na zwiadach... Chcę się przytulić...

Podniosłem się z trudem na łokciach i spojrzałem na zegarek. Jest czternasta... Leki mi puszczą za jakieś półgodziny już do końca. Teraz ledwo siedzę a co tu dalej...
Wygramoliłem się spod kołdry, zjadłem zestaw tabletek, popiłem wodą i zabrałem, ze sobą tę podrubke telefonu. Od razu zobaczyłem wiadomości od Izuku.

9:32 Dekuś <3;
Kochanie wstałeś?
Jak się czujesz?
9:56
Śpisz jeszczs chyba, co?
10:58
Wrócę późno. Pewnie około dwudziestej trzeciej.
13:26
Obraziłeś się słonko?
Proszę odezwij się
13:42
Coś się stało?
13:53
zaraz przyjdę sprawdzić co się dzieje.
13:58
Kacchan?

14:03 Ja;
Dopiero wstałem.

14:03 Dekuś <3;
NIE STRASZ MNIE TAK, WŁAŚNIE MIAŁEM DO CIEBIE WRACAĆ.

14:04 Ja;
Jeszcze żyję.


Nie zdążyłem nic dopisać, bo zaczął do mnie dzwonić.

-Dek...

-Kacchan! Jak się czujesz??

-Dobrze...

-Nie boli cię nic?

-Nie...

-Na pewno?

-Tak... Chciałbym cię tylko przytulić...

-Niestety nie mogę wrócić szybciej.

-A co robisz?

-Pomagam Yukimurze w torturach...

-Kogo męczycie? Chętnie bym po patrzył jeśli mogę. - Mruknąłem cicho.

-Interesują cię tortury? Zapraszam, nauczę cię od podstaw. - Nagle usłyszałem głos tego wampira.- Tak młody, nie ma cię na głośniku. Ale ma na tyle głośny telefon a ja dobry słuch... SPIERDALAJ. - Usłyszałem warkot Deku, który przerwał wypowiedź Yukimury.

-Ja z chęcią!- Zawołałem. - Skoro mam i tak nie zostać bohaterem to chociaż kogoś pomęczę.

-Dziś nie powinieneś. Masz drugi dzień rui.

-Leki wziąłem i będę obok ciebie. - Prychnąłem, podchodząc do szafy.- Ja na twoim miejscu bym się cieszył że mój partner się interesuje...

-Ugh. Zaraz będę po ciebie. - Westchnął. - Daj mi pięć minut.

-Akurat się ubiorę.

[Izuku]

-Akurat się ubiorę. - po tym zdaniu się rozłączył.

-Ani słowa o tym, że tego kurwę męczymy. Pokażemy mu kogoś innego.

-Klient mój pan. - Zaśmiał się. - Ruje ma, tak? To pomęczymy Alfy... Tak czy siak, wyczują choćby delikatny jego zapach. A niektórzy są tu od kilku lat.

-Co ty planujesz?

-Przedstawię mu moich najstarszych "podopiecznych".

-Będę przy tym.

-Oczywiście.

-Dobra, idę po niego. - Westchnąłem teleportując się.

Jak pojawiłem się w pokoju od razu wyczułem delikatną woń mojego Omegi i zobaczyłem jego nagie plecy. Stał tyłem do mnie i przebierał koszulkę, jednak nim ją założył zdołałem go objąć w pasie i schować nos w jego szyi.

-Ślicznie pachniesz...

-Deku?

-Musisz tam iść..?

-Deku, chcę.

-A nie możemy zaczekać aż ruja ci się skończy?

-Nie.

-W środę mamy gościa.

-Kogo? - Spytał obracając się w moją stronę.

-Mój kuzyn. On nauczył mnie wszystkiego i chce cię poznać.

-Alfa?

-Dokładnie. O sześć lat starszy ode mnie.

-Ja pierdole. Nie znasz nikogo w moim wieku?

-Niestety nie. Starsi znajomi bardziej się opłacają...

-Obrazić się mam? - Prychnął, robiąc nadąsaną minkę.

-Starsi znajomi... Ty jesteś moim chłopakiem, przyszłą matką moich dzieci.

-Niech Ci będzie. - Syknął na mnie.

A ja go tylko pocałowałem w usta.

-Ubieraj się i znikamy.

-Mhm... - Mruknął zakładając koszulkę i moją czarną zasuwaną bluzę.- Znikamy.

-Dobrze. - Westchnąłem obejmując go. Zanurzyłem nos w jego włoskach a on schował twarz w mojej klatce piersiowej. Po chwili okrążył nas zielony dym i zniknęliśmy.

Pojawiliśmy się w czarno granatowym pomieszczeniu. Dosłownie przed celą w której siedzi tamta kurwa.

-No już. Bez takich czułości w mojej umieralni. - Prychnął Yukimura stawając obok nas. - Brałeś leki?

-Ta, a co? - Zapytał oschle blondyn odsuwając się ode mnie.

-I tak mocno czuć ruje. Będzie twój zapach podniecał więźniów a co za tym idzie... Wkurwiał, bo cię nie tkną.

-Mi to pasuje. - Zaśmiał się, a ja krzywo na niego spojrzałem. - No co? Nie tkną mnie.

-Będą chcieli.

-Mogą chcieć.- Prychnął brunet rozkładając dłonie. - Zaprowadzę cię do dłużników. Oni są najniżej ustawieni rangą tutaj.

-Najniżej?

-Ta, nie muszę się wysilać. Oni trzęsą gaciami gdy tylko mnie widzą.

-A to kto jest najwyżej w twoim rankingu?

-Goście specjalni tak zwani. Każdy kogo przyślą mi wysoko postawieni.

-Mhm...

-Oprowadzę cię. Cały... Że tak powiem Zakład. Jest w chuj ogromny.

-Domyślam się. - Mruknął rozglądając się. Zaczął nas Yukimura powadzić do sal z Alfami gangów które robiły nam niegdyś pod górę. - Pokój 1852... Myślisz, że stwierdziłem iż to jest mała piwniczka?

-W sumie. Dwa tysiące pomieszczeń nie jest jeszcze tak dużo.

-TA KURWA I CO JESZCZE?

-Nic. - Prychnął. - Chcesz dziś kogoś pomęczyć?

-Tak.

-Chcę być przy tym. - Zaznaczyłem a Kacchan prychnął.

-Aż tak mi nie ufasz?

-Masz ruję. Nie pozwolę by ktoś cię tknął. Jesteś mój.- Warknąłem obejmując go mocno. - Zrobię nadgodziny w nocy byle byś był bezpieczny.

-Nic mi się nie stanie.- Westchnął.

-Wolę pilnować.

-Zachowujesz się jak ojciec, albo starszy braciszek. Chłopie! Daj luzu, przecież to twój partner nie gówniarz, który rady nie da z niczym.

-Chuj mnie to obchodzi. - Warknąłem wściekły wręcz. - Ma gorączkę. Będę go kurwa pilnować i tyle w temacie. Rozumiesz?

Po kilku sekundach poczułem jak Kacchan lekko drży. Ewidentnie próbował to powstrzymać, jednak moje ostre feromony, powodowały u niego strach.

-Kurwa Deku daj se siana. - Syknął na mnie, wyrywając się z mojego uścisku. - Nie jestem kurwa niepełnosprawny.

-Ostry... Lubię go i kupuje na praktyki! Wychowam go i będzie torturował z przyjemnością. - Zaczął się śmiać Akamura, obejmując go ramieniem.- Przypilnuje tego małego diabła.

-Puść go. - Syknąłem tracąc resztki cierpliwości, natychmiast złapałem go za nadgarstek i pociągnąłem do siebie.

-Deku.

-Jesteś mój do cholery jasnej. Nikt nie ma prawa cię tknąć. W szczególności gdy masz ruję.

-Deku.- Warknął niepewnie. - Co ci siada na łeb? Mam tylko gorączkę. Drugi kurwa dzień.

-Tu są Alfy siedzące w celach od lat. Wyczują cię i będą chcie...

-Chcieli zgwałcić. Kurwa wiem.

-Nie pozwolę na to. Nie obchodzi mnie nic.

-Uspokój się chłopie. Będziesz chodził z nami a Katsuki będzie tu z dwie godziny?

Jednak się nie odezwałem. Zanurzyłem nos w jego włosach by się uspokoić. Kacchan przytulił mnie delikatnie, chyba rozumiejąc w końcu o co mi chodzi.

To źle że się o niego boję? Raz już go frajer zgwałcił, ma ruje i nie jest oznaczony. Boję się kurwa o niego.

-Już spokojny?

-Mhm...

-Idioto, wiem że chcesz dla mnie dobrze, ale ogarnij dupe.

-Jesteś mój.

-Tak, tak. Spokój kurwa.- Syknął na mnie.- Idziemy?

-Zapraszam.

Zaprowadził nas Akamura do celi z trzydziestoletnim Alfą ćpunem. Wisiał jednemu z klientów kupę kasy, przez ćpuństwo, a że my tego dealera dobrze znamy to co.

-Ćpun, jest tu tydzień dopiero. Ma długi na dziesięć tysięcy dolarów, kurwa nie wiem jakim cudem tego dokonał... I jakim cudem jeszcze się nie zaćpał. - Zaczął czarnowłosy, jak weszliśmy do pomieszczenia i za lustrem weneckim stanęliśmy. Był za nim zielonowłosy Alfa, przykuty do siedzenia. Wyglądał jak żywy trup. - Skazał go dealer na dziesięć lat tortur... Jeżeli nie przekręci się przy okazji.

-Wygląda jakby za pięć minut miał padnąć. - Skwitował blondyn.

-Martretuję go na razie prądem i brakiem snu.

-Jaki ma dar?

-Przekonania... Jeżeli spojrzy ci głęboko w oczy, zrobisz wszystko dla niego.

-Mhm... Mogę tam wejść?

-Kacchan... - Zmrużyłem oczy a blondyn się zaśmiał.

-No co? Chcę zobaczyć czy kontaktuję.

-Zaraz go zgarnę spowrotem wrazie w. - Zaśmiał się czarnowłosy.

-Nie dałeś mu środku na usunięcie daru?

-Drogo sprzedajesz to cholerstwo. - Westchnął siadając na białym fotelu przy klawiaturze. - On jest w sali gdzie nie ma styczności z ludźmi. Specjalnie nie dostaje tych środków bo szkoda mi hajsu.

-Yhm... Kacchan?! - Nawet nie zauważyłem kiedy a blondyn wszedł tam.

-O! Zaczyna się! Głośnik aż odpalę.

-Mhhh... Omega, młody, ładny... Z rują...- Wysyczał podnosząc wzrok i mierząc nim Kacchana.

Jednak blondyn nijak, nie zareagował na jego słowa.

-Nie jesteś oznaczony... Co robisz sam w tak niebezpiecznym miejscu..?

-Tortutuję ludzi. Ty jesteś właśnie na mym ostrzu.

-A może pierw się zabawimy? Spójrz mi w oczy rybko.

-Zaraz ci je wydłubię. Znam twój dar.

-Tak sądzisz?

-Yhm... Dar przekonania.

-Doinformowany... Chodź zaspokoję cię.

-Zaraz go Zamo... - Zacząłem, ale przerwałem słysząc Kacchana.

-Mam Alfę, podziękuje ale nie dotkniesz mnie frajerze swoimi brudnymi łapami.

-Widzę, że chyba nie potrafi, zwykły cienias musi być. Ja lepiej to zrobię.

-Uwierz. Jest zajebisty... Nie sięgniesz mu do pięt.

-A jednak w rui tkwisz. Frajer jakiś  nie znający się na rzeczy.

-Ta... Jeszcze raz coś takiego powiesz, jestem pewien, że już nie wyjdziesz z tego pokoju.

-Czemu to niby?

-Bo ten "cienias" jest za tą szybą. - Prychnął wskazując w naszą stronę. - Raczej kojarzysz go...

-To znaczy?

-Fire Bunny.

-Japierdole...- Jęknął opuszczając głowę.

-Pft.- Prychnął po czym zaczął się śmiać. - Yukimura! Dawaj ten prąd! Nudny on jest.

Kacchan zaczął się śmiać jak psychopata i kierować się w naszym kierunku.

-Moja krew! - Zawołał Yukimura, jak tylko ten do nas dotarł.

-Wolałbym własnoręcznie to robić. Powiedz, wszędzie zajmuje się tym technologia?

-Przeważnie. Trudno o zaufanych ludzi, którzy by się tym zajęli.

-Mhm.

-Kacchan?

-Czemu tak się na mnie patrzysz? To źle, że nie truję ci dupy o zostanie bohaterem a za to, chcę się, zająć czymś przydatnym?

-To dobrze.- Mruknąłem podchodząc i przytulając go. - Ale, nie spodziewałem się, że tak szybko ci się uda. Dumny jestem.

-Mhm...

Przez kolejną godzinę Kacchan chodził po różnych pokojach i poznawał mechanikę każdej z cel. Męczył kilka osób swoją samą obecnością. Jeden, piętnastoletni dłużnik, prosił wręcz o to by on wyszedł.

-Kacchan, odstawię cię do domu.

-Ale że kurwa już?

-Tsa młody. Muszę iść na zwiady. Z resztą Midoriya by cię samego tu nie zostawił.

-Aha.

-Chodź idziemy. - Mruknąłem łapiąc go za dłoń.

-Zapraszam na kursy. Jedyne co to dajcie wcześniej znać. Zrobię z ciebie idealnego egzekutora. - Zdołał powiedzieć i zniknęliśmy w dymie.

-I znowu siedzieć sam. - Warknął cicho podchodząc do łóżka. Rzucił na nie bluzę i odwrócił w moją stronę. - Wiesz, że mam już dość takiego życia?

-Kochanie, postaram się to zmienić...

-Chuj mnie to. Mam po prostu tego dość. Tobie dziś nawet nie pasowało to, że zająłem się czymś w miarę użytecznym.

-To nie tak. - Westchnąłem obejmując go.

-A niby kurwa jak?

-Po prostu... Podoba mi się w tobie twoja niewinność.

-Niewinność?

-Tak... Od torturowania ludzie często potem zachowują się jak psychopaci.

-I co? Sądzisz, że taki się stanę?

-Boję się tego. Nie mówię, że tak będzie. Obawiam się, że może.

-Yhym.

-Nie obrażaj się.

-O której wrócisz?

-Około dwunastej.

-Północ?

-Tak.

-To idź. - Mruknął wyswobodzając się z mojego uścisku.- I wróć, będę czekać.

-Nie musisz.

-Zaczekam.

I wróciłem do pracy.

Jednak jak wróciłem to zastałem  śpiącego na siedząco w łóżku Kacchana. Na kolanach miał szkicownik z ołówkiem. Podszedłem do niego zabrałem zeszyt i spojrzałem co tam chciał stworzyć.
I z tego co zobaczyłem to była moja podobizna... Nie dokończył twarzy, jeszcze. Więc zamknąłem go i odłożyłem na bok. Blondynka delikatnie poprawiłem tak, by leżał i przykryłem kołdrą.
Sam zawróciłem do łazienki by się umyć z krwi, a jak wyszłem spod prysznica w samych bokserkach, bo za ciepło mi było. Akurat zauważyłem, że Kacchan znów siedzi, z tym że tym razem mnie obserwował.

-Przysnąłem.

-Przysnąłeś. - Przyznałem siadając obok niego.

-Która godzina?

-Pięć po północy. Śpiący jesteś.

-Posiedzę z tobą. O której jutro musisz iść?

-O szóstej zaczynam.

-O której będziesz?

-Późno.

-Tak jak dziś?

-Niestety mniej więcej tak... Chociaż nie. Przecież jutro mamy gości. A raczej dziś...

-O której?

-O osiemnastej pewnie. Między osiemnastą a dziewiętnastą. Inni z ligi mają misję więc...

-A Urasraka?

-Co z nią?

-Przestałeś jej pilnować.

-A coś nie tak jest?

-Ostatnio przyłapałem ją jak nasłuchiwała pod naszymi drzwiami. Jak się spytałem o co jej chodzi to stwierdziła, że pukała ale zero reakcji.

-Sądzisz, że może być na zwiadach?

-Nie wiem. Może mi się wydawało. Ale nie ufam tej osobie.

-Osobie..?

-Urasraka jest za mało odważna a do ciebie się wypinała. -  Syknął cicho. - Może jest zjebana ale raczej nie dziwka... A bynajmniej kilka godzin wcześniej gdy się tak panicznie bała, by nagle cię nie usiłowała poderwać.

-Czyli sugerujesz, że ktoś się pod nią podszywa?

-Yhm...

-Zajmę się tym. A teraz słonko chodźmy spać...

-Jak coś z nią związanego zobaczę to ci powiem. - powiedział, po czym się we mnie wtulił.

-Dobranoc kochanie moje.

-Dobranoc... Zuku...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro