~24~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

[Izuku]

(Dziewiąty października, wtorek)

-Nghhm... Mhhh...- Obudziłem się czując co najmniej dziwnie, a gdy podniosłem kołdrę do góry, od razu dowiedziałem się dlaczego.- Ka-Kacchan?!

-Ostrzegałem... Trzy jebane dni czekałem.- Usłyszałem jego cichy głos, po czym zaczął lizać mnie po członku.

-Oj nie, nie.- Mruknąłem podnosząc się i przewracając go na plecy. Od razu zauważyłem, że nie ma na sobie nic, oprócz mojej koszulki.- A masz lubrykant i prezerwatywy?

-Mhm wiem, że są w szufladzie więc możemy się pieprzyć.- Szepnął a ja z uśmiechem wychyliłem się do szafki nocnej i wyjąłem potrzebne mi rzeczy. Od razu na dłoń nalałem substancji i dłonią zacząłem sunąć po jego tyłku, słuchając jego cichych pomruków.

-Ahh...- Cichy jęk wydobył się z jego ust gdy włożyłem w niego od razu dwa palce. Zacząłem od razu wykonywać naprzemienne ruchy.

-Po oznaczeniu twój organizm zaczął się do mnie dostosowywać jeszcze bardziej...

-C-co?

-Jesteś bardziej elastyczny, rozciąganie praktycznie jest nie potrzebne...- Mruknąłem, dodając i trzeci palec słysząc jego cichy pisk.

-Ah! Przestań... 

-Co? Przecież...- Wyjąłem z niego palce, a on bardzo delikatnie się podniósł i mnie popchnął. Poddałem się jego zamiarom  obserwując to jak siada na mnie okrakiem i zaczął się o mnie ocierać.

-Mhhhm...

-Zamierzasz ty tym razem być na górze?

-Mhm...- Mruknął podnosząc się i powoli nabijając się na mnie.- A-Ah! O kurwa ah...

-Boli?

-Shut up!- Warknął szybko robiąc ruch, bym w ułamku sekundy znalazł się w całości w nim.

Zobaczyłem od razu jak znieruchomiał a oczy mu się zrobiły duże i załzawione.

-Katsuki...

-Ci-cicho...- Zająkał się, podnosząc się delikatnie do góry i w dół znów mając podobną reakcje. Nagle nachylił się nade mną i pocałował.

-Mghm... Ahmm...- Zaczął mi jęczeć w usta w momencie, gdy położyłem dłonie na jego tyłku i zacząłem sam podnosić go i opuszczać powoli.- Haa... Ah! 

Szybko jednym ruchem zamieniłem nasze pozycje. 
Teraz ja górowałem nad wypiętym w moją stronę blondynem.

-Deku! 

-Czujesz się dobrze?

-Zajebiście.- Szepnął cicho, gdy ja przyśpieszyłem ruchy. Zacząłem robić na jego ciele ślady, oczywiście pomijając te opuchnięte miejsca.

Cały czas Kacchan głośno jęczał, a zaczął jeszcze głośniej gdy chwyciłem go za ręce i pociągnąłem w moją stronę jednocześnie dociskając w momencie w którym on i ja doszliśmy razem, jednocześnie. Puściłem go powoli i z niego wyszedłem. Blondyn położył się na łóżku i cicho sapał.

-Moje kochanie...- Szepnąłem głaszcząc go po głowie. 

On odwrócił się na plecy i mnie obserwował.

-Chcesz jeszcze?

-Chcę ale...

-To dobrze, bo ja też.- Powiedział z delikatnym uśmiechem podnosząc się. Pocałował mnie delikatnie.- Sięgaj gumki... i kontynuujmy.

Przy piątym razie Kacchan już był za bardzo wycieńczony by kontynuować. Z resztą ja sam także, nie miałem już do tego sił i gdy blondynek zasnął okryłem go kołdrą, a ja sam udałem się do łazienki. Wziąłem szybki prysznic, po czym poszedłem zrobić nam jedzenie. W salonie dopadły mnie trzy dobermany, które na mój widok zaczęły się kręcić i rzucać, a to do mnie, a to do drzwi prowadzących na podwórze.

-Już dzieciaki, wypuszczam was.- Zaśmiałem się wypuszczając psy, które na dworze od razu zaczęły się ganiać. Ja wróciłem do środka, zrobiłem sobie kawy, zabrałem laptopa i dopiero wyszedłem przed dom. Jest całkiem ciepło więc zacznę pracować na dworze. Sięgnąłem z kieszeni paczkę papierosów, wyjąłem z niego jednego i odpaliłem przy pomocy jednej z mocy.

Jeszcze jedenaście dni. A ja jestem w połowie roboty. Normalnie miałbym ją już skończoną z tydzień temu. Muszę dziś plany dokończyć tak by chociaż osiemdziesiąt procent było wykonane.

Zagłębiłem się w każdy szczegół, wyliczyłem każdemu kogo mają porwać w jakiej kolejności. Zostało mi jeszcze dodać kiedy i gdzie ale na to muszę czekać. Zostało mi jeszcze ustalić plan awaryjny wrazie jakby nauczyciele zauważyli i kogoś dopadli. Wcześniej już miałem wytyczone oddziały, miejsce "składu" porwanych...

-Dobra już z górki.- Mruknąłem odpalając papierosa.

-Palisz?- Usłyszałem za sobą Katsukiego.

-Gdy muszę się skoncentrować albo rozwiać myśli. Ty kiedyś paliłeś?

-Nigdy. Nawet od ciebie nie wyczułem.

-Rzadko palę i zawsze później myje ręce i zęby jak tylko wejdę do domu. Nie lubie smaku fajek, ale mnie uspokajają. Chcesz spróbować?

-Może kiedyś, teraz nie chcę.- Mruknął siadając mi na kolanach.- Skończyłeś?

-Jak na razie chyba tak. A która w ogóle godzina?

-Siedemnasta. Spałem jakieś pięć godzin chyba... Pracowałeś przez ten czas?

-Tak. Mniej więcej większość zrobiona. Chcesz coś porobić?

-Poszedłbym do sklepu po składniki i zrobił sushi.

-To zaraz skoczę i ci przyniosę...

-Chciałbym z tobą pójść się przejść. Daleko tu coś jest?

-Z kilometr drogi jest mały sklepik.

-Pójdziemy? Założę czapkę, maseczkę i bluzę. Tak by nikt nie rozpoznał.

-Dobrze. W sumie i tak tam prawie nikogo nie ma.

-To ja idę się ubrać.- Powiedział z uśmiechem.- A kurwa nawet ręce mnie bolą przez ciebie, więc chwilę zaczekasz.- Prychnął po czym udał się do środka.

Ja sam z cichym śmiechem zebrałem swoje rzeczy i wróciłem do środka. Odłożyłem je na miejsce a później sam poszedłem się ogarnąć.

Półgodziny później wyszliśmy. Kacchan miał na sobie czarną czapkę jak i maseczkę no i tak jak zazwyczaj dresy.
Ja w sumie miałem na sobie także czarną maseczkę i kaptur bordowej bluzy na sobie.
Szliśmy w spokoju, trzymałem moje blondynka za rękę. Rozmawialiśmy dosłownie o głupotach nim dostałem powiadomienie z wiadomością od Tomury, który wkurwiony dopytywał się kiedy dostanie plany ataku na UA.

-Coś nie tak?

-Shigaraki ma problem...- Westchnąłem odpisując mu.- Czeka za planami, tyle że jakby nie mam jak ich dokończyć. Toga, Twice oraz Spiner nie oddali jeszcze mi raportów, a mają czas do jutra.

-Aha, to powiedz mu by się pierdolił albo ich pogonił.- Prychnął.- Z resztą po co te plany? Aż takie ważne?

-Trochę owszem. Ale nie zatruwaj sobie tym głowy.

-Yhm.- Mruknął odwracając głowę.

-Nie daleko jest ten sklep. Co chciałbyś konkretnie kupić?

-Wszystko co potrzebne do sushi i jeszcze czekoladę i żelki.

-Na słodycze wzięła cię ochota? Mamy chyba w domu...

-Nie mamy bo zjadłem. Miałem napad na cukier.- Westchnął cicho.

-Od kiedy aż tak lubisz słodkie? Myślałem, że wolisz ostre.

-Nie wiem. Mam okropną ochotę na słodkie. A raczej miałem, bo teraz nie aż tak.

-Dobra, to w zapasie może kupię. Co ty na to?

-NIE BO JA TO KURWA ZJEM.- Warknął przez zęby, opuszczając głowę.

-Dobrze, dobrze... To żelki i czekolada. Tak?

-Tak. To ten budynek?

-Dokładnie.

Weszliśmy do środka, tak jak myślałem praktycznie pustego sklepu. Oprócz nas i sprzedawcy były dwie osoby? Szybko całkiem odnaleźliśmy to co potrzebowaliśmy i podeszliśmy do kasy. Na oko dwudziestokilkuletnia Beta, obsłużyła nas.

-Kartą.- Mruknąłem sięgając kawałek plastiku. Przytknąłem go do terminalu i zaszła transakcja.- Dziękuję dowidzenia.

-Dowidzenia, zapraszamy ponownie.- Odpowiedziała nam z uśmiechem.

Wyszliśmy przed sklep i Kacchan się zatrzymał.

-Co tam skarbie?

-Chce chipsy.- Powiedział cicho.- Mam ochotę na chipsy, mogę się cofnąć?

-Dobra, ja zaczekam, tu masz kartę.- Westchnąłem podając mu. On z uśmiechem się do mnie przytulił i poszedł.

Długo na niego nie czekałem, bo po chwili już wrócił z trzema paczkami.

-Obejrzymy dziś coś?- Zapytał.

-Dlatego taki zapas?

-Nie, jedną teraz otwieram. Kurwa nigdy nie schudnę w tym tępie.

-Z czego ty niby chcesz chudnąć?

-Przytyłem jebane dwa kilo.- Warknął na mnie, wkładając do buzi chipsa.- Chcesz?

Wysunął w moją stronę opakowanie i wziąłem kilka.

-Uważaj ostre.

-Domyśliłem się, bo w końcu ty wybierałeś.

-Jedna paczka jest łagodna... A, karty bym Ci nie oddał.- Mruknął sięgając z kieszeni ją i mi podając.

-Nic się nie stało.

[Katsuki]

Już od godziny jesteśmy w domu. Deku siedzi w salonie i rozpatruje raport od Spinera. A ja siedzę w pokoju i czytam książkę, odnośnie męskich Omeg.
A dokładniej ciąży.

Duża senność, napady na słodkie, podwyższony popęd seksualny i nadwyraźne bycie spokojnym.

To cztery główne czynniki charakterystyczne.

Zapierdolę się jeśli będę w ciąży.
Poszedłem do łazienki. Spojrzałem w lustro podnosząc koszulkę.
Brzuch mój nie urósł, ale Przytyłem.
Chociaż przytyć mogłem od tych jebanych słodyczy i ciągłe spanie.

Ale kupiłem test, pod pretekstem kupna chipsów, na szczęście puścił mnie samego.
I Cholernie boję się go wykonać.

-Chuj.- Warknąłem wyciągając z opakowania jeden test z dwóch dostępnych.

-Kacchan? Jesteś w łazience?

KURWA AŻ PODAKOCZYLEM.

-Tak!

-Kochanie idę na razie do bazy, wrócę w przeciągu trzydziestu minut.

-Dobrze!

Kurwa jebany mnie wystraszył.

Dobra robię to cholerstwo...

Po zapoznaniu się, jak to zrobić by nie zjebać, wykonałem te cholerstwo. Teraz czekać najdłuższe pięć minut mojego życia.

Nie ma chuja, nie wychodzę z tej łazienki. Zaczekam sobie tu. Bo to, że go teraz nie ma, nie znaczy, że się nie cofnie za pięć minut bo czegoś zapomni.

On wyjdzie negatywny... Proszę, niech będzie negatywny...

Jeżeli będzie pozytywny... Chyba na siłę poronię. 

Nie mogę sobie wyobrazić tego. Co? teraz będę miał pierwsze co, to myśleć o zabawianiu jakiegoś szczeniaka, pampersach i chuj wie co jeszcze? Jestem za młody kurwa na to!

Odłożyłem biały patyczek na umywalkę a sam usiadłem na podłodze. 
Mam szesnaście lat, nie mogę kurwa mieć dzieci! Nie chcę!

Siedziałem na tej podłodze w swoich myślach około dziesięciu minut, z tego co zauważyłem na zegarze, który ładnie wisi sobie na ścianie. Na drżących nogach wstałem i z wielką gulą w gardle sprawdziłem wynik i...

Padłem na kolana, zanosząc się płaczem

-Kurwa pozytywny...- Szepnąłem nie dowierzając.- A-ale się zabezpieczaliśmy...

Nie powiem o tym Izuku. Będzie chciał bym urodził... On przecież chce mieć dzieci...

A ja chcę poronić...


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro