~37~
Odstawiłem dziewczynę a po chwili już wracałem z Yuriko i Garakim do siedziby Yukimury.
-I jak?
-Był nadajnik.- Westchnąłem siadając obok Kacchana.- Już się tym zajęliśmy. Nie jesteś zagrożony, ale bądź uważny na wszelki wypadek.
-Cholera jasna!- Warknął brunet.
-Nie panikuj. Chikayo usunęła dane lokalizacji, a wstawiła jakieś byle jakie i to do tego do McDonalda. Małe szanse, że odkryją.
-Midoriya, zbyt spokojny się kurwa ostatnio stałeś.- Zaczął chodzić nerwowo po całym pomieszczeniu.- Masz na głowie wielką organizacje, przypomnę ci kurwa że nielegalną. A z twoim podejściem nie zdziwię się jeżeli za chwilę do drzwi mi kurwa skarbówka zapuka!
-Yukimura nie krzycz tak.- Powiedział Katsuki.- Co się stało, to tego kurwa nie zmienisz. Nie nasza jebana wina, że zostaliśmy zaatakowani. Ona kurwa do nich nie podeszła i się nie przedstawiła. Nie mam jebanego pojęcia skąd wiedzieli kim jesteśmy ale kurwa się stało.
-To ona kurwa się nie pilnowała na jednej z misji. Jestem tego święcie przekonany. A Midoriya się zachowuje jakby ktoś w sklepie wydał o dziesięć jenów za dużo w reszcie. Do cholery jasnej! Tylko ja to traktuje poważnie?!
-Kurwa każdy się tym przejął. Ale ty zamiast pomyśleć o tym, że twoja narzeczona prawie się wykrwawiła martwisz się o pierdolonych więźniów których możesz katować. Nie interesuje cię to, że gdyby nie ja. Ona by tam kurwa nie przeżyła. Ewentualnie by ją zamknęli i chuja byś o tym wiedział.
I zamilkł. Nie wiedział co powiedzieć.
-Izuku. Zabierz mnie stąd bo zaraz coś rozpierdolę.
-Idziemy.- Mruknąłem teleportując nas do domu.
-Tato, to ty?!- Zawołał chłopiec podbiegając.- Mama? Już jesteś? Czemu tak szybko?
-Musiałem zmienić plany. To źle, że wróciłem?- Zapytał z cichym śmiechem.
-Tak, bo zepsułeś mi i tacie niespodziankę.- Mruknął niezadowolony.
-Ah... To przepraszam.- Westchnął cicho.
Szczerość tego dziecka, czasami na prawdę dobija.
-Idę do mojego pokoju, nie będę podglądał.- Prychnął, czochrając po włosach chłopca i udał się na górę.
-Rin, nie tak bezpośrednio...
-Przepraszam, ale taka prawda. Już wszystko prawie zrobiłem, bo długo cię nie było... Chodź zobacz!
-Już, już...
Rzeczywiście, chłopiec zrobił na prawdę dużo. Pomogłem mu dokończyć, a już po chwili wchodziliśmy do sypialni gdzie na łóżku leżał Kacchan. Zaczęliśmy mu śpiewać sto lat, podchodząc z tortem a on zdmuchnął świeczki.
-Mamo! Pomyślałeś życzenie?
-Oczywiście, że tak Rin. - Zaśmiał się cicho.- Jesteście niesamowici.
-Większość ja zrobiłem, bo tata wyszedł. Nie chciał mi powiedzieć dlaczego i na ile więc robiłem ile mogłem.
-Tata musiał do mnie szybko przyjść, nie wiń go.- Zaśmiał się, mówiąc ściszonym tonem.- Ale w takim wypadku... To ty Rin jesteś niesamowity.
-Dziękuję!- Zawołał przytulając blondyna, gdy ja odstawiałem tort na szafkę.
-Kochanie miałem w planach zapro...
-Nie zapraszaj nikogo.- Przerwał mi.- Nie chcę.
-Dlaczego?
-Nie mam ochoty się z kimkolwiek widzieć...- Mruknął.- Z chęcią spędzę czas tylko z wami.
-A bo tata chciał zaprosić babcie, wujka Kirishime... A jutro ciocię Yuriko, wujka Yukimure i wujka Bloodiego.
-Zawsze możemy przesunąć to o dzień.- Zaśmiałem się siadając obok mojej Omegi i go obejmując.- Dziś jest Katsukiego święto.
-A chciałem zobaczyć babcie i wujka Kirishime...- Zaczął insynuować brunet robiąc szczenięce oczka.
-Nie. Rin, nawet nie próbuj nas namawiać.- Rozkazałem mu a on tylko kiwnął głową.
-Słoneczko, jutro ich zobaczysz.- Zaśmiał się Kacchan.- Która jest w ogóle godzina?
-Po szesnastej.
-To mam pomysł. Pójdziemy może na spacer razem, a później ty Rin zajmiesz się sobą u siebie w pokoju... A ja spędzę trochę czasu sam na sam z Kacchanem.
-No dobra...- Powiedział nieprzekonany chłopczyk.
Już po kolejnych dwudziestu minutach byliśmy w lesie. Chłopiec biegał w postaci wilka pomiędzy drzwiami, nie odstępując nas. Ciągle przebiegał obok i pilnował czy nie oddalamy się za bardzo od niego. A gdy tak się stawało to zaraz znajdował się obok nas.
-Deku...
-Tak kochanie?
-Spędzimy dziś noc razem?- Zapytał cicho nie patrząc na mnie.
-Oczywiście.- Zaśmiałem się cicho.- Zawsze jestem chętny do zajmowania się tobą.
-Obejrzymy jakiś film?
-Już nawet horror wybrałem.
-A...
-Chipsy ostre, czekoladę oraz coca-colę też kupiłem.- Wyprzedziłem go.
-Kiedy? Nie widziałem w szafce.
-Bo schowałem w inne miejsce. Zawsze gdy ci się ruja zaczyna to wszystkie miejsca ze słodyczami pustoszeją. Musiałem znaleźć inną kryjówkę na to.
-Aha? Pff.- Mruknął obrażony.
-Ruja wypada ci na za dwa dni, dobrze pamiętam?
-Ta...
-Oj Kacchan nie brzmisz przekonywująco.
-Wypada mi na za dwa dni to prawda.- Powiedział pewnie, jednak po chwili opuścił głowę.- Izuku... Spędzisz ze mną ruję?
-Tak jak zawszę nie odstąpię cię na krok i nie tknę.
-Ale ja chcę kurwa spędzić ją z tobą inaczej niż zawsze...
-To znaczy...
-Nie zabezpieczymy się?- Powiedział wstydliwie a ja zrobiłem szerokie oczy.
-Kacchan... Oczywiście że tak!- Zawołałem radośnie, łapiąc go w pasie, podnosząc i obracając się z nim dookoła.- Boże jestem taki szczęśliwy! Szczeniaczka będziemy mieć!
-Izuku spokojnie!- Zawołał się śmiejąc z mojej reakcji.
-Ale ty nawet nie wiesz jaką radość mi sprawiasz! Będziemy mieć dziecko!
-Jedno już mamy, nie zapominaj.- Skarcił mnie w momencie gdy odstawiałem go na ziemię.
-Ja wiem.- Powiedziałem z uśmiechem.- Ale chodzi mi, że będziemy mieć potomka z naszymi genami! Już nie mogę się doczekać!
-Ale nie mówmy na razie nic Rinowi. Jak będę w ciąży zaawansowanej, to dopiero mu powiemy. Zrozumiano?
-Dlaczego nie chcesz teraz?
-Bo kurwa się boję, że znów nie doniosę... Nie chcę by jeszcze on był oswojony z myślą, że będzie miał rodzeństwo a co do czego potem mu do cholery tłumaczyć, dlaczego owego rodzeństwa nie będzie miał.
-Dobrze, rozumiem. - Westchnąłem. Zapomniałem, że w dalszym ciągu będzie w ryzyku poronienia.
Znów będę musiał pilnować go jak oczka w głowie. No i będziemy musieli się przeprowadzić do większego domu... Więc tym razem postaram się o dom parterowy. Bardziej skryty...
Zaplanuję miejsce i wygląd, oraz ześlę to robotnikom z grupy podwładnych.
-Rin! Chodź tu!- Zawołał Kacchan widząc jak czarnowłosy zaraz wybiegnie na ulicę.
Sam osobiście od razu teleportowałem się i stanąłem przed nim, tak iż rozpędzony szczeniak wpadł prosto na mnie i upadł na tyłek.
-Rin do cholery!- Krzyknął wystraszony Kacchan, przybiegając do nas od razu.- Co ty sobie kurwa wyobrażasz!? Auto mogło cię potrącić! Ty rozumiesz, że mogła ci się krzywda stać?!- Zaczął krzyczeć, patrząc na chłopca, który już zaczynał płakać.- Nie widziałeś ulicy?! Na autostradę prawie wbiegłeś! Nie dość, że by ci kurwa krzywdę zrobili to w dodatku zabrali od nas! Chcesz tego?
-N-Nie.- Wyszlochał cicho.- Przepraszam... Nie chciałem...
-Idziemy do domu. Nie mam już nastroju na nic.- Syknął odwracając się i odchodząc.
Sam wziąłem chłopca na rękę, bo ten był roztrzęsiony. Kacchan na prawdę z rzadkością na niego unosił głos. Jednak teraz było inaczej. Był wściekły na chłopca i wcale mu się nie dziwię. Bał się o niego.
Szliśmy w nie za dużym odstępie od mojego narzeczonego. Chciałem dać mu chwilę by ochłonął, co Oczywiście poskutkowało. Gdy tylko wchodziliśmy do domu, to już w nim nie buzowało. Wręcz był w miarę spokojny jak na niego.
-Rin. Masz iść się umyć i do łóżka. Masz szlaban.
-A-Ale mamo!
-Nie. Masz przemyśleć to co zrobiłeś.- Syknął.- Z resztą i tak jest dziewiętnasta już. Marsz do łazienki a potem i łóżka.
-Dobrze...- Mruknął cicho idąc na górę.
-Nie jesteś dla niego za ostry?- Zapytałem gdy zobaczyłem, że chłopiec znikł na piętrze.
-Nie uwierzę, że nie wiedział iż tam jest autostrada. Za dużo razy tamtędy chodziliśmy. On zna te lasy na pamięć kurwa.
-Ja wiem... Ale może się zamyślił? Kochanie to tylko dziecko.
-Nie próbuj nawet podważyć mojego słowa. Bo zaraz do niego dołączysz.
-Dobrze, ale jutro zachowuj się podług niego już normalnie.
-Yhm.- Mruknął idąc na górę.- Idę do pokoju.
-Zaraz do ciebie dołączę kochanie.
-Nie mam ochoty na nic. Midoriya.- Syknął.
-Ale co ja ci zrobiłem?- Jęknąłem beznamiętnie siadając na kanapie o załamując ręce.
Zawsze gdy jest na mnie wściekły to zwraca się do mnie jedynie po nazwisku. Ale to zawsze.
A teraz jest wściekły na mnie bez najmniejszej podstawy. Chciałem by był wesoły w swoje urodziny a co do czego wyszły okropnie. On nie ma humoru i wyżywa się na każdym. Został zaatakowany przez osoby z którymi niegdyś współpracował a teraz nasz syn prawie wpadł pod auto. Lepiej być nie mogło.
Z głośnym westchnięciem wyjąłem z kryjówki słodycze i udałem się na górę. W pokoju naszym Kacchana nie było, do łazienki też nie schodził, więc odłożyłem słodkości na łóżko i cofnąłem się pod drzwi pokoju Rina no i przypadkiem podsłuchałem.
-Przepraszam...- Westchnął cicho.- Nie mam kompletnie nastroju dziś i się na tobie wyrzyłem.
-J-ja Przepraszam.- Usłyszałem cichy szloch dziecka.- Za-zamysliłem się... M-mamo, to prawda, że będę mieć brata albo siostrę?- Zapytał cicho a ja szerzej otworzyłem oczy.
Jebany mały podsłuchiwał.
-Nie obiecam Ci tego. Kiedyś już prawie miałem dziecko wiesz? Byłem w ciąży...
-Dlaczego nie ma dzidzi?
-Bo gdy jest się w ciąży trzeba bardzo uważać wiesz? Miałem o tyle pecha, że spadłem ze schodów i dziecko... G-go nie ma.- Zająkał się, po głosie od razu zauważyłem, że zaczął płakać.- Wtedy nie byłem gotowy na bycie rodzicem i cieszyłem się. Wiesz? Ale niedługo po tym znaleźliśmy ciebie. A raczej sam się znalazłeś... Po miesiącu jak z nami byłeś, strasznie zaczęła mnie boleć strata tamtego dziecka ale Izuku o tym nie wie... I lepiej niech tak zostanie. Dobrze?
-Nie powiem nic Tacie.- Zarzekł się a ja przez szparę w drzwiach widziałem jak mały Omega wtulił się w blondyna.- A dlaczego teraz możesz nie mieć dzidziusia?
-Bo moje ciało jest tak jakby... Lekko zepsute. Jak będę w ciąży, będę musiał baaardzo uważać bo najmniejszy stres może spowodować, że nie będzie dzidziusia.
-Tata o tym wie?
-O tym już tata wie.- Przyznał.- I tata bardzo nie może się doczekać małego wilczka w rodzinie. A ty chciałbyś rodzeństwo?
-Tak! Chciałbym braciszka! Z którym mógłbym się bawić!
-Nie mogę ci obiecać braciszka.- Zaśmiał się cicho.- A jak będzie siostrzyczka?
-To będę ją chronić!
-Ja myślę. Ale na początku dziecko będzie za małe by się bawić i wtedy będziesz mógł jedynie dużo mówić do maluszka i dawać dużo miłości. Ale posiadanie małego dziecka w domu równa się też z tym, że będzie dużo płakać i ja z tatą będziemy musieli dawać dziecku więcej uwagi.
-Wtedy przestaniecie mnie kochać..?
-Oczywiście, że nie.- Zarzekł się. - Będziemy cię kochać tak samo jak maluszka ale będziesz musiał podzielić się. Takie małe dziecko potrzebuję ciągłej uwagi.
-Rozumiem. A mam pytanie...
-Tak?
-Kiedy tata przestanie podsłuchiwać i stać za drzwiami i przyjdzie tu do nas?
-Rin zabiję cię kiedyś za te wydawanie mnie.- Westchnąłem wchodząc do pomieszczenia.
-Jak długo tam stałeś i ile słyszałeś?
-Chyba wszystko.- Przyznałem.- Nie było cię w pokoju i wiedziałem, że zastam cię tu ale nie chciałem przeszkadzać.
-Rin idź już spać. Muszę porozmawiać z Midoriyą.
-Nie będziecie się kłócić prawda..?
-Kto tak Powiedział? Muszę tylko porozmawiać.
-Powiedziałeś po nazwisku do taty. Zawsze to robisz jak jesteś na niego zły.
-Jestem zły bo kurwa podsłuchiwał.- Syknął patrząc na mnie.- Ale ty się w to nie mieszaj Rin i teraz idź spać. A ja kulturalnie nauczę pokory Midoriyę.- Warknął wstając.
-Tato uciekaj.- Szepnął chłopiec.
-Wiesz kochanie...
-Porozmawiać. Sam na sam.- Syknął łapiąc mnie za rękę i ciągnąc do salonu.
-Powodzenia Tato...
-Rin to twoja wina wydałeś mnie.- Powiedziałem zanim znikłem za drzwiami z Katsukim.
-Dobrze, że kurwa Powiedział! Na chuj podsłuchujesz do kurwy nędzy?!
-Kacchan ale-
-Man dość! Mam tego wszystkiego kurwa dość. Wychodzę.
-Co?!
-Wychodzi. A kurwa to!
-Jeżeli znajdą cię to poślą za kratki!
-W chuju to mam! Mam kurwa tego wszystkiego dość! Tego ukrywania się! Nie chciałem być na liście poszukiwanych! Chciałem żyć normalnie! Mam dość nie rozumiesz tego do cholery!? Walczyłem dziś z swoim dawnym kolegą i mentorem z praktyk! Poznali mnie od razu jestem do cholery pewny! Nie jesteśmy bezpieczni Midoriya. Nikt kurwa nie jest bezpieczny. To tylko kwestia czasu jak nas znajdą! Yuriko miała do cholery nadajnik i gdybym nie JA to by nas tu nie było! Rina posłali by do domu dziecka a nas wszystkich jak leci do Tartarusa!
-Kacchan-
-Nie Kacchan'uj mi tu cholerna Alfo! Wysiadam z tego cyrku. Mam dość. Powiedz Rinowi, że go kocham.- Fuknął na mnie po czym poszedł zakładać buty.
-Nigdzie nie idziesz Katsuki!- Warknąłem.
-Bo co? Uziemisz mnie tak jak te pierdolone dwa lata temu gdy mnie porwałeś i nie dałeś wyboru? Skąd wiedziałeś w ogóle, że chcę z tobą być?
-Co..?
-Kurwa to! Nie chcę z tobą być Midoriya. Mam dość. Po tym całym czasie spędzonym razem dalej mnie kontoroujesz i pilnujesz co robię i z kim. O czym mówię. Nigdy nie zainteresowałeś się tym czy chce z tobą być. Ty innego wyboru mi nie dałeś.
Z zaszklonymi oczami obserwowałem jak zakłada kurtkę i łapie za klamkę.
-Nie kochasz mnie..?
-Dokładnie Midoriya.
-To po cholerę mówiłeś mi to wszystko?!- Krzyknąłem załamany.- Jeszcze dziś mówiłeś mi o dziecku!
-Dajże mi kurwa spokój.- Syknął wychodząc i trzaskając drzwiami.
Upadłem na kolana nie powstrzymując już łez.
Po co było to wszystko..? Oznaczenie, dzieci...
-Tato... Co się stało? Gdzie jest mama..?
-Mama poszedł.- Szepnąłem.- Zostawił nas...
-Mama nas już nie kocha?- Zapytał z łzami w oczach przytulając się do mnie.
-Mama ciebie kocha... Ale mnie nienawidzi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro