~38~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

[Katsuki]

Minęło dwadzieścia minut odkąd opuściłem dom i rodzinę.

Czy jestem zadowolony z podjętych działań?

Jestem załamany.

Skuliłem się pod jednym z drzew i zacząłem płakać. Ja nie chcę ich zostawiać. Ja chce tam wrócić i wtulić się w Izuku... A co ja kurwa zrobiłem?! Przytaknąłem, że go nie kocham. Gdzie ja go cholernie kocham...

Pierdolić moją impulsywność. Wydarłem się na niego bo mam dość jego kontrolowania mnie. Fakt, że podsłuchiwał nawet moją rozmowę z dzieckiem te wszystkie odczucia jeszcze tylko podminował.

To fakt Deku jest cholernie zaborczy i cholernie zazdrosny. Dalej mam mu za złe, że mnie wtedy porwał, że nie dał mi wyboru ale tak na prawdę nie żałuję. Kocham go. Kurwa tak cholernie żałuje tych wszystkich wypowiedzianych słów.

A teraz? Teraz nie mam nawet gdzie iść. Mam za dwa dni ruję i brak dachu nad głową a osoby które kocham zostawiłem.

Już nie mam nikogo i niczego.

Z łzami w oczach zacząłem iść przed siebie przez las. Ten sam las w którym dziś nakrzyczałem na Rina i oznajmiłem Deku, że chcę z nim dziecko.

-Straciłem wszystko...- Szepnąłem sam do siebie.

Nawet nie zauważyłem, że wyszłem na autostradę a gdy spostrzegłem to słyszałem tylko pisk w uszach i czułem cholerny ból przeszywający moje ciało na wylot.

[Izuku]

-Tato chodźmy szukać mamy!

-Mama nas zostawił Rin.

-Nie wierzę w to! Idę szukać mamy!- Krzyknął przemieniając się w demona i wylatując przez okno.

-Rin!- Wydarłem się wybiegając za nim. Przemieniłem się w wilka i ile sił w nogach usiłowałem go doganiać.

Rin ma trzy razy lepiej rozwinięte zmysły niż zwykły wilk, dzięki temu byłem pewny, że wie gdzie zmierza.

Jednak gdy przelatywaliśmy przez las i Usłyszałem syreny karetek i policji miałem złe przeczucia.

~~Omega zagrożona.- Powiedział mi głos w głowie. Szybko teleportowałem się w miejsce zdarzenia i stanąłem z boku nasuwając maskę na twarz a to co zobaczyłem...

-Wybiegł mi przed maskę, był roztrzęsiony i wydawał się jakby komuś uciekał. Nie zdążyłem zachamować!- Usłyszałem głos jakiegoś faceta który o Ironio rozmawiał z Aizawą.

-Uciekał?

-Tak wyglądał.

-Może uciekał porywaczowi..

-A co mu jest? On żyje?!

-Właśnie przenoszą go do karetki. Jego stan jest krytyczny.

-Kacchan!- Wydarłem się teleportując do leżącego na noszach blondyna.- Japierdole kochanie, co ty zrobiłeś!?- Krzyknąłem czując łzy spływające mi po policzkach.

On wyglądał jak trup. Ręce i brzuch miał obandarzowane tak samo jak głowę, prawą nogę i lewą rękę usztywniona a na twarzy miał maskę z tlenem podawanym ręcznie. A do dłoni doczepioną kroplówkę.

Od razu poczułem jak policjanci mnie łapią jednak wtedy moje ciało stanęło w zielonym ogniu.

-Mama!- Krzyknął chłopczyk podlatując do nas.- Mamo obudź się!

-Odsuńcie się od niego!- Fuknął Aizawa niwelując moją moc.

-To moja Omega!- Fuknąłem.

-To moja Mama!

-A on ledwo żyję. Zostawicie go albo zginie do cholery!

-Zabieram go!

-Nie pozwolę.- Fuknął chcąc mnie zaatakować jednak wtedy Rin się na niego rzucił z pazurami.

Jednocześnie ja podniosłem na ręce blondyna, dziękując Bogu, że wszyscy bali się do mnie podejść.

-Tato!- Zawołał. A gdy zobaczyłem jak Aizawa go skrępował bandażami a jednocześnie zdezaktywował jego moc wryło mnie.

Jak mam uratować dziecko i ledwo żywego przeznaczonego?!

-Puść go. To niczemu niewinne dziecko.- Fuknąłem.

-Zostaw mojego ucznia. Prawdopodobnie to od ciebie uciekał.

-Zostaw naszego syna.

-Te dziecko ma z siedem lat. Bakugo zaginął ponad dwa lata temu. Wiem, że to nie jest wasz syn.

-Jeżeli nie puścisz mojego syna, to spalę Katsukiego na twoich oczach.- Zagroziłem jednocześnie podpalając swoją dłoń.

-Nie zrobisz tego.

-Zamierzasz ryzykować jego życiem?- Zapytałem.- Pozwól mojemu synowi podejść do nas.

Aizawę wryło. Nie wiedział co zrobić a ja chciałem ten efekt. Jednak niech szybciej się kurwa zastanawia bo Katsukiemu zaraz może się coś stać. Kroplówki jeszcze mu nie odłączyłem a maskę miał na twarzy. Czułem, że żyje. A jego oddech powodował parę na masce.

-Puść mojego syna.

-Tch.- Syknął wypuszczając Rina który od razu podbiegł do mnie i kurczowo chwycił moją nogę.- Mam cię jak na tacy Deku. Nie uciekniesz teraz.

-Zakład?- Spytałem, czując jak Rin nacisnął na guzik na moim pasku.

-Zaraz będę miał tu wsparcie a ty masz zniwelowaną moc. W dodatku chcesz uprowadzić ledwie żywego nastolatka mając przy sobie dziecko, które sam sobie rękę uciąć, że też uprowadziłeś.

-W tym momencie powinni ci rękę uciąć. - Prychnąłem. Licząc w myślach do dwudziestu.

-Odłuż Katsukiego i pozwól mu uratować życie.

-Żeby potem trafił do więzienia? Za to, że nic do cholery nie zrobił?- Zaśmiałem się unosząc jedną z brwi.

-Żeby mógł wrócić do rodziny i przyjaciół.

-Myślisz, że po tych dwóch latach spędzonych ze mną i oznaczeniem na szyi będzie chciał?

-Uciekał od ciebie więc to logiczne.

-Nie uciekał.- Prychnąłem. - Dobra, zawijam się stąd. Miło było, ale mam swojego partnera do uratowania, bo przez tamtego cholernego kierowcę zaraz zginie na moich rękach.

-Nie ruszaj się bo cię zastrzelę.- Syknął i teraz dopiero zauważyłem, że celuje do mnie z broni.

-Brać go.- Prychnąłem i w tym samym momencie z koron drzew ruszyła moją pomoc. Najwyżej ustawieni przestępcy z o ironio Bloodym na czele.

Piątka moich zaufanych obrońców otoczyło nas wystawiając kły. Każdy był w formie wilka.

Bloody ubrany w biały garnitur z Białą maską Oni na twarzy podszedł do mnie.

-Znikamy stąd Króliczku. On zaraz skona jak nie oddasz go w ręce lekarza.

-Dlatego was wezwałem.- Powiedziałem odchodząc w las.

Pięć wilków z warkotem cofało się chroniąc nasze plecy. A gdy Usłyszałem krzyk Endevora teleportowałem się do siebie a każdy z moich pracowników pochłonął fioletowy dym sługusa Shigarakiego który z resztą stanął na czele wilków.

Szybko podałem blondyna Garakiemu który razem z swoim pomocnikiem zajęli się moim Omegą jednocześnie wyganiając mnie z gabinetu.

Oparłem się o ścianę i z sunąłem na podłogę załamując ręce.

-Kurwa Izuku co się tam odjebało?! Co się stało Katsukiemu?!

-Wybiegł z domu mówiąc, że nie chcę już ze mną być. Rin wyleciał go szukać a ja zaraz za nim... Potrąciło go duże auto...- Szepnąłem rozpłakując się.- On może nie przeżyć!- Warknąłem podnosząc wzrok.- A jeszcze dziś zdołał mi powiedzieć, że chcę ze mną mieć dziecko tylko po to by godzinę później powiedzieć, że mnie nie kocha do cholery!

-Wiesz. On więcej mówi niż rzeczywiście myśli.- Prychnął mój kuzyn.

-Mama może umrzeć?- Załkał Rin.- Nie chcę by mama umarł!

-Wiesz co mały? Lekarze próbują co mogą by uleczyć Katsukiego.

-Midoriya!- Usłyszeliśmy nagle krzyk Yuriko która prędko szła do nas.- Słyszałam co się stało.

-Wiesz co Rin? Idź może z Yuriko, ja muszę porozmawiać z Króliczkiem.

-Ale ja chcę do mamy.

-Zaraz wrócicie.

-Dobrze...-Szepnął udając się z ciotką.

-Co chcesz mi powiedzieć? Że jestem chujowym Alfą czy jeszcze gorszym złoczyńcą?

-Nie...- Westchnął siadając obok mnie.- Jak Bakugo się wybudzi... Zachowuj się jakby rozmowa waszą nie istniała. Wtedy przekonasz się czy on mówił to z powagą i na prawdę, czy w emocjach. Jestem pewien, że ten gówniarz w nerwach ci to wszystko powiedział a tak naprawdę w cholere żałował

-Tak myślisz?

-Tak. Skoro sam mówisz, że chciał z tobą dziecko, to coś oznacza. Tak?

-Masz chyba rację...

///Cztery dni później\\\
(Dwudziesty czwarty kwietnia. Niedziela)

Kacchan jest w śpiączce farmakologicznej. Dziś prawdopodobnie się wybudzi. Od czterech dni Rin mieszka u Yuriko bo ja sam nie byłem w stanie się nim zająć. Ciągle siedziałem u Katsukiego i pilnowałem go jak oka w głowie.

Na szczęście zdołali go posklejać do kupy. Zostały mu siniaki i zadrapania. Ma w gipsie lewą rękę oraz prawą nogę a na karku kołnierz ortopedyczny.

Okazało się, że miał lekki wstrząs mózgu, połamane cztery żebra, rękę oraz nogę a w dodatku dziurę w brzuchu, którą zszyli.

Ciągle jest podtlenem by mógł łatwiej oddychać a także pod kroplówką.

-Zu...zu...- Usłyszałem cichy szept. Od razu spojrzałem na blondyna a jego oczy skanowały mnie dokładnie.

-Obudziłeś się...

-Izuku... Czemu... Czemu cię nie widzę..?- Szepnął mrugając kilkukrotnie i dopiero teraz zauważyłem różową barwę jego tęczówek.

-J-Jak to?

-Widzę zarys... Cienie... Co się stało...?- Mówił cichutko zachrypnięty głosem.

-Potrąciło cię auto. Idę po doktorka.

-Zostań..- Szepnął błagalnie a jego oczy się zaszkliły.- Nie chcę być sam. Kocham cię. Przepraszam... Tak Cholernie kocham...

-Też cię kocham Kacchan.- Powiedziałem z łzami w oczach, całując wierzch jego dłoni.- Nigdy cię nie zostawię, ale muszę wezwać lekarza. Nie wiem czemu nie widzisz.

-Boję się Izuku.- Powiedział z bólem w głosie.

-Zaraz wszystko się wyjaśni. Będzie dobrze skarbie tak? Zaufaj mi dobrze?

-Yhm...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro