~5~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

(Szesnasty września, poniedziałek)
[Katsuki]

Z wczorajszego dnia gówno pamiętam. A dosłownie to tyle, że mama Dekla w łazience dawała mi leki, Deku obok mnie ciągle był a ja nie miałem nawet siły się od niego odsunąć. Dalej pustka. Jedynie od Omegi dowiedziałem się, że Deku powstrzymał się, gdy straciłem panowanie i podstępem podał mi leki usypiające.

No właśnie, podstępem... PRZELIZAŁEM SIĘ Z NIM PO TRZECH DNIACH ZNAJOMOŚCI?!?
Japierdole... Lizałem się z gościem, który mnie porwał... SUPER, nawet go kurwa praktycznie nie znam!

Właśnie leżę w łóżku. Jest coś koło dziesiątej, Deku rano wyszedł, jak to powiedział "Do pracy", a mówiąc "rano" mam na myśli godzinę temu, gdy wstaliśmy.
Tak, oczywiście, znów obudziłem się w jego objęciach i odskoczyłem jak poparzony, wyzywając go.
Jeszcze zanim się teleportował chuj wie gdzie, wspominał, że jego matka będzie na mnie czekać w kuchni... Właśnie muszę iść tam.

Wstałem z miejsca i spojrzałem w lustro. Czarne spodenki i koszulka, która wisi na mnie w cholerę. W którym momencie założyłem jego koszulkę?

~~Gdy zdjąłem przed nim tę naszą.

--Co?! Coś ty kurwa odpoerdalała?!

~~Nie płacz. Mówiłam ci... Zdjęłam koszulkę i zaczęłam go namawiać. On podszedł zawisnął nad nami pocałował i podał leki. Gdy oddałam ci ster, założył nam swoją koszulkę.

--AHA???

Podszedłem do szafy i zabrałem pierwsze lepsze ciuchy i je założyłem. Potem poszedłem do kuchni z cichą nadzieją, że nikogo nie napotkam i moje prośby chyba ktoś wysłuchał, bo w kuchni siedziała tylko zielonowłosa.

-Jak się czujesz?

-Dobrze chyba.- Odparłem siadając do stołu.

-Jesteś głodny może?

-Nie. Jesteśmy sami?

-W domu? Tak, każdy poszedł.

-Aha...

-Pamiętasz może coś z wczoraj?- Zapytała popijając kawę.

-Nie za wiele. Jedynie to, że pani podawała mi jakieś leki i to, że spałem przytulony do Izuku.

-Czyli nie pamiętasz, tego co mi powiedziałeś?

-Nie..? Co mówiłem?

-Przyznałeś mi się, że zostałeś wykorzystany miesiąc temu... Dlatego miałeś bolesny nawrót. Nie chciałeś bym powiedziała tego synowi, ale dlaczego?

-Nikt miał o tym nie wiedzieć...- Westchnąłem cicho, opuszczając głowę.- To było przez moją głupotę. Nie chcę o tym mówić.

-Rozumiem, ale czasem lepiej jest z kimś podzielić się takimi rzeczami.- Uśmiechnęła się delikatnie, a mi się zaczęło to wszystko przypominać na nowo.- Słonko... Nie płacz...

Płaczę..? Nawet nie zauważyłem, że łzy do oczu mi napłynęły... Czemu ja płaczę? Nic się nie dzieje, nie jestem tam. To się nie dzieje na nowo.

Czemu czuję znów ten palący dotyk na mojej skórze?

Po chwili poczułem jak zielonowłosa mnie przytula. Ale nie rejestrowałem zbytnio tego. Moje myśli zalały strzępki wspomnień.

-Nie jesteśmy mate... Chuj i tak cię wykorzystam.

-Co? O czym mówisz?

-Myślisz, że traciłbym czas na jakiegoś chłopa, gdyby nie miałbyć moim przeznaczonym?

-Ale... Agh! Zostaw mnie!

-Zamknij mordę. Nie oznaczę cię, ale odpłacisz mi ten stracony czas...

-Przepraszam...- Wyszeptałem.- Byłem głupi... Przez tę jebaną Omegę siedząca w mojej głowie straciłem czujność.

-O czym mówisz?- Zapytała z troską w głosie.

I nie wiem czemu... poczułem, że mogę jej powiedzieć. A chociaż nakreślić...

-Jakiś czas temu, moja Omega zaczęła mi opowiadać, że chłopak którego poznałem jest moim mate. Uwierzyłem jej, ale on mnie tylko wykorzystał...

-Słoneczko, nie masz za co przepraszać.- Powiedziała łagodnie, głaszcząc mnie po włosach.- Nie jesteś niczemu winny.

-Nie chcę by ktoś to wiedział.- Odezwałem się poważnie.

-Nie powiem nikomu. Sam jak będziesz gotowy to powiesz temu, komu będziesz chciał. A w szczególności Izuku, powinien się dowiedzieć od ciebie.

-Zabije mnie, jak się dowie.

-Czemu tak myślisz?

-A czemu nie? Nie raz mordował. Nawet jak go pierwszy raz zobaczyłem, był ujebany we krwi, co to za problem jeden nastolatek w dodatku Omega, bez daru i to na jego terenie.

-Słuchaj słoneczko. To prawda po części... Izuku jak się o tym dowie, to zamorduje. Ale nie ciebie, tylko tego chłopaka co cię skrzywdził.- Po powiedzeniu tego, wróciła na swoje miejsce, obserwując mnie z troską.- Przez to, aż tak próbujesz trzymać na dystans mojego syna?

-Uprowadził mnie i zamknął w czterech ścianach... To też daje swoje kilka groszy.- Prychnąłem.- Z chęcią dalej bym się szkolił na bohatera i wychodził na świerze powietrze.

-Wiesz, że nawet gdybyś przysiągł na swoje życie, że nic nie powiesz, to i tak, nie możemy cię puścić spowrotem. Po za tym... Bycie bohaterem jest nudne.

-Odkąd pamiętam, chce byc tym "nudnym" bohaterem. Od zawsze chciałem być jak All Might. A teraz wszystkie moje plany idą się jebać, bo moim mate jest złoczyńca wyższego szczebla.- Prychnąłem obrażony.

-Dobrze, że nie powiedziałeś "Chcę być jak Easer Head" bo bym cię wyśmiała.

-Huh? On jest moim wychowawcą.

-Stary Aizawa jest nauczycielem? Aż tak się stoczył... Biedaczek.

-Co masz na myśli?

-Aizawa był moim rywalem a zarazem przyjacielem w czasach licealnych. Z tego co mi wiadomo, on jako jeden dalej miał nadzieje, że się odnajdę, gdy każdy stracił choćby myśl, że jestem cała... Z tego co się dowiedziałam. Nie umiał sobie wybaczyć, że nie zdołał mi pomóc.

-Nie zdołał ci pomóc? Był przy tym?

-Był. On oraz Midnight... Szliśmy do szkoły akurat gdy mój Alfa stwierdził, że mnie "porwie". Pojawił się znikąd i mnie złapał. Aizawa od razu bez zastanowienia ruszył mi na pomoc, ale nie dał rady. Co Omega może zrobić silnemu Alfie?

-Easer Head jest Omegą?- Zdziwiłem się, a zielonowłosa mi potwierdziła.

-Tak. Nie wiedziałeś?

-Myślałem, że jest Betą...

-To źle myślałeś słoneczko. W klasie jako jedyni byliśmy Omegami.- Zaśmiała się.- On wiedział, że osoba która mnie porwała był moim Alfą... On razem z Midnight i moją przyjaciółką z osiedla Mitsuki...

-Chwila, chwila. Jak ta Mitsuki miała na nazwisko?- Wtrąciłem się a kobieta zadumała.

-Szczerze... Nie pamiętam... To było tak dawno... Nawet nie mam z nią wspólnego zdjęcia i ledwie ją pamiętam... Chociaż jakbym się zastanowiła, jesteś do niej podobny.

-A pamiętasz jaki miała status?

-Alfa. To pamiętam.

-Gdybym miał swój telefon... Kurwa.- Syknąłem zamyślając się.

-O co chodzi słoneczko?

-Moja matka ma na imię Mitsuki i jest Alfą. Ojciec Masaru, Beta.

-Na prawdę..? Jesteś synkiem mojej Mitsuki?- Powiedziała ze wzruszeniem i się autentycznie do mnie przykleiła.- Nie mogę w to uwierzyć.

-Wierzysz, że to ta sama osoba?

-Aż w tak duży przypadek to ja nie uwierzę.- Prychnęła.- Opowiesz mi coś o niej?

-Jest wredna i wkurwiająca. Tyle wystarczy?

-To, że wredna. Uwierzę... Ale każda matka denerwuje swoje dzieci.

-Ona nad wyraz.

-A Masaru? Dalej cichy i spokojny?

-Jego też znasz?

-Poznałam go miesiąc przed zniknięciem. Od razu stwierdziłam, że do siebie nie pasują.

-Niby fakt. Ale się uzupełniają...

-Tęsknisz za nimi?

-Pojebało cię? Te akademiki, były moim zbawieniem. Wkurwiała mnie stara, że to aż niewiarygodne. O wszystko problem jebany...

-I tak pewnie się o ciebie martwią.

-Tch. I tak ich nie zobaczę. Chyba, że bohaterowie mnie stąd wyciągną, bo sam nie dam rady wyjść.- Odwróciłem się do niej bokiem, zakładając ręce na siebie.

-Słoneczko... Nie mogę ci powiedzieć, że zobaczysz czy też, że nie. Nie wiem tego...- Westchnęła cicho.- Na pewno chciałbyś zobaczyć i rodzinę jak i znajomych... Rozumiem cię z tym.

-Nie rozumiesz. Ty byłaś świadoma, że cię porwie. Nie wiedziałaś kiedy, ale wiedziałaś, że to nastąpi. Ja tu jestem nie ze swojej woli. Z obcymi ludźmi, którzy magicznie wiedzą nagle więcej niż ludzie których serio znam! To jest pojebane!- Krzyknąłem tracąc panowanie nad emocjami. - Nagle sobie mnie porywacie i w dupie macie, co ja bym chciał. Nawet głupiego zdjęcia z żadnym z nich ze sobą nie mam. Z znajomymi rozstałem się skłócony. A rodziców widziałem ze dwa tygodnie temu. A przepraszam, teraz będą ze trzy.- Wyrzaliłem się wstając z miejsca, a zielonowłosa w zdumieniu mnie obserwowała i słuchała mojego wywodu.

-Katsuki...- Szepnęła, chyba nie wiedząc jak zareagować.

-A daj se siana.- Prychnąłem wychodząc z kuchni.

Pewnie potem będę tego żałować...

Ale chyba kurwa lepiej, jak wyjdę teraz, zamiast jak powiem coś, co będzie trudno odkręcić.

Musze pamiętać, że jestem na ich terenie...

Wróciłem do pokoju Deku. Usiadłem na łóżku i zacząłem myśleć... A raczej rozmyślać o tym jak zachowali się inni gdy zniknąłem.
Pikachu, Landryna, Taśma i... Kirishima.
Z nimi najbliżej trzymałem, ciekawe co oni robią... A co robi Rekin, tym bardziej. Przecież ponoć się mu spodobałem?
Po za tym, bohaterowie i policja znaleźli jakieś ślady? Mają pomysł jak mnie odbić? A może już się poddali?
A moi starsi? Co jak co, mogę ich nie znosić ale Matka zawsze usiłowała mi pomagać... Ojciec z resztą też...

Gdybym wiedział, że mnie porwie, to bym się pożegnał... Albo chociaż, nie obrażał się na Ejiro i Minę. Odwiedził starszych...

Nawet nie zauważyłem kiedy oczy zaszły mi łzami.

Przecież ja nie jestem na wyjeździe. Ja na prawdę już nie wrócę do nich. Już ich nie zobaczę, nie wyzwę...

Wziąłem telefon do ręki i wszedłem w galerię z cichą nadzieją, że może przesłał na niego jakieś moje zdjęcia, ale tam pustka. W numerach też widnieje tylko Deku i jego matka.

-Mam dość. Psychicznie tu jebne chyba.- Szepnąłem sam do siebie ścierając łzy z kącików oczu.

Położyłem się na łóżku przytulony do telefonu z odpaloną galerią. Nawet nie wiem czemu tego ustrojstwa nie rzuciłem w cholerę gdzieś w kąt pokoju.

-Jednak jestem słaby...

[Izuku]

Jest dwunasta. Trzy godziny już obserwuję szkołę UA i przy okazji zbieram informacje od informatorów.
A dopiero zauważyłem, że zostawiłem swój telefon w pokoju. W pokoju, w którym został Kacchan.

-Jestem jebanym idiotą... UGH!- Zdzieliłem się z otwartej dłoni w czoło i teleportowałem się spowrotem do pokoju.

Kacchan śpi na łóżku zwinięty w kulkę i przytula do siebie telefon. Ale nie mój, tylko swój. Jak spojrzałem na biurko, moja własność, grzecznie tam sobie leżała nietykana. Sprawdziłem od razu dane logowania na nim, ale ostatnie było przed moim wyjściem.

Aż dziwne. On nie zauważył go, czy jednak chce tu zostać?

Z resztą, miał rozmawiać z moją mamą. Ona miała wyciągnąć z niego kilka informacji... Nic nie zaszkodzi jak do niej podejdę na dziesięć minut.

Wyszedłem z pokoju i skierowałem się w stronę jej biura. Ale okazało się, że ona siedziała w salonie.

-Oh Izuku, nie jesteś na misji?

-Wróciłem na chwilę. Dowiedziałaś się coś?

-O Katsukim? Niby tak. A co tam?- Zapytała, odkładając książkę, którą właśnie czytała.

-Zostawiłem swój telefon w pokoju, ale nawet go nie ruszył... Zastanawiam się czemu. Może on chce tu zostać?

-Izuś... On tęskni za rodziną i przyjaciółmi. Nie zdążył się nawet pożegnać...

-Pożegnać? Ludzie z klasy go irytowali a do rodziców przychodził najżadziej jak mógł.- Prychnąłem.

-Rozmawiałam z nim. Nie wyglądał jakby, ci ludzie byli mu obojętni... Z resztą. Nawet z łzami w oczach wybiegł do pokoju. Przed tym krzycząc mi w twarz, że nikt nie pomyślał o jego emocjach... Synuś, on tęskni za innymi. Nawet ich zdjęcia nie ma. Prawda?

-To jest fakt... Przecież jego telefon zostawiłem na terenie UA.- Westchnąłem przysiadając na kanapie.- Miał rację. Nie pomyślałem o nim. A raczej o tym co czuje... Ale teraz nie mogę go, tak o puścić do rodzinki i przyjaciół. On nie wróci. Wie jak się nazywam, kim jestem... nie mogę ryzykować.

-Ja ci tylko przekazuję.- Uśmiechnęła się do mnie.- Co z tym zrobisz, to twoja sprawa. Ale... pomyśl o czymś, by go oderwać od tych czterech ścian.

-Dzięki, coś pomyślę.- Wstałem z miejsca i założyłem maskę na buzię i kaptur na głowę.

-Dobrze. Po za tym... Pamiętasz jak ci opowiadałam o mojej przyjaciółce z czasów dzieciństwa?

-Pani Mitsuki, ta tajemnicza kobieta której wcale nie pamiętasz. Pamiętasz tylko wydarzenia związane z nią.

-Tak...-Zachichotała cicho.- Katsuki jest jej synem, jak się nie mylimy.

-Serio?

-Tak. Gdyby były inne okoliczności... Kto wie, może byście się razem wychowywali.

-Ciekawe... Dobra ja znikam. Muszę dokończyć śledztwo.

I zniknąłem ponownie w kłębie dymu.

Zdobędę dla niego jakieś zdjęcia... Prześle mu je na telefon czy wydrukuję...

A gdybym zrobił mu prezent..?

(Sześć godzin później)
[Katsuki]

-Nie śpię od pięciu godzin. Dwie pierwsze spędziłem na treningu na siłowni, kolejne półtora na odpoczywaniu i jedzeniu, a natomiast resztę na bazgraniu na kartkach.
Ewidentnie talentu to ja kurwa nie mam.

Usiłowałem narysować różne rzeczy. Począwszy od jakichś zwierząt i roślinach, kończąc o dziwo na postaciach, które nie wiem czemu przypominali tych debili, przez których nakrzyczałem na panią Inko.

Popierdolone to jest! Mam dość. Nudzi mi się niemiłosiernie samemu. Nie mam co robić, a spać całe dnie nie zamierzam.

Siedzę na łóżku okrążony kartkami, różnokolorowymi długopisami i ołówkami. Dosłownie wszystkim do rysowania co znalazłem na jego biurku. No i w szufladach.
Nie powinien mnie chyba zajebać... kupi sobie kartki i te długopisy. Przepraszam "załatwi" czytaj, podpierdoli z pierwszego lepszego sklepu czy hurtowni.

Na podłodzę obok, leżą pozgniatane kartki na których się wyżyłem bo cos mi nie poszło. Więc sobie posprząta... No dobraz jeżeli mi się znudzi te rysowanie, pewnie sam to ogarnę bo wkurwia mnie bałagan...

Gdy tak rozmyślałem usiłując narysować psopodobne coś, nagle pojawił się ciemnozielony dym, a w nim Deku.
Stał w swoim przebraniu, ale bez maski na twarzy, z rękoma za plecami.

-A ty co się tak czaisz?

-Co tu się stało..?

-Usiłuję zająć sobie czas. A coś nie pasuje?- Zaatakowałem go na wstępie, a on zaprzeczając na moje pytanie, powoli podszedł bliżej.- Nie przyglądaj się tak. Talentu nie mam.

-... Nie o to mi chodzi w sumie...

-A co masz za plecami?- Zapytałem, a on od razu swoją uwagę z kartek przeniósł na mnie.

-Prezent dla ciebie.- Uśmiechnął się, wysuwając przed siebie bukiet niebieskich kwiatów, w których siedział szary pluszowy miś, którego skądś kojarzyłem.

-Niebieskie? Czemu ten kolor?

-Ze względu na symbolikę.

-Jaką? Nie znam się na kwiatkach.- Zapytałem a on z delikatnym uśmiechem mi odpowiedział.

-Niebieskie kwiaty oznaczają zaufanie, zaangażowanie, troskę, wierność i lojalność.

-A pluszak?- Dopytałem przyjmując od niego bukiet i wyjąłem wątłego, nie za dużego misia.

Szary z czarnymi guzikowatymi oczami. Na swoim brzuchu miał dwie kwadratowe łaty z jaśniejszego i ciemniejszego materiału. A no i jedno z jego uszu było naderwane... a raczej wyglądało na przypalone.

-Wiesz...- Mruknął siadając obok mnie, uprzednio odsuwając kartki.- Nie musisz mi wierzyć, ale kiedyś to ty mi go dałeś.

-Ja? Przecież dopiero co cię poznałem.- Prychnąłem nie wierząc mu. Bo bo kurwa, nie znałem go przedtem.

-Poznaliśmy się jedenaście lat temu tak na prawdę i żeby było śmieszniej to widzieliśmy się dwa razy.

-Hę?

-Na placu zabaw. Siedziałem sam nie wiedząc co ze sobą robić. Nikt ze mną nie rozmawiał ani nic... Ty do mnie podszedłeś i dałeś tego pluszaka. Mówiłeś, że obserwowałeś mnie trzeci dzień, jak tak samemu tam siedziałem.

-Kojarzę to. Rzeczywiście komuś dałem pluszaka którego dostałem od matki.

-No i to byłem ja. Wspomniałeś wtedy w tajemnicy, że jak czułeś się samotny to on ci pomagał, dlatego mi go dałeś. No i spytałeś co mi się dzieje. A ja ci wyjaśniłem, że muszę się wyprowadzić za dwa dni.- Uśmiechnął się, spoglądając na swoje dłonie, którymi właśnie się bawił.- Następnego dnia spotkaliśmy się znowu. Bawiliśmy się razem i przypadkiem jakiś chłopak go przypalił. Miał dwie dziury w brzuchu. Ty mi go zabrałeś mówiąc, że jutro przed moim-

-Przed wyjazdem go oddam.- Dokończyłem za niego, obserwując maskotkę.- Męczyłem matkę pół dnia by mi go naprawiła do wieczora. Rano pobiegłem na plac zabaw a ciebie nie było. Czekałem i czekałem... W końcu się nie zjawiłeś a musiałem iść. Więc misia zostawiłem na huśtawce, gdzie się poznaliśmy.

-A ja go tam znalazłem. Zabrałem ze sobą i jakoś tak, dalej go mam. A raczej oddaję go tobie.

-Czemu?- Zapytałem zdziwiony, w końcu odrywając wzrok od prezentu.

-Bo skoro mam już towarzystwo i nie czuję się samotny... Mogę oddać chyba... Z resztą, często nie będzie mnie w domu. Będziesz miał się do kogo przytulić, jak będę akurat na misji.

-Masz mnie za dziecko?

-Pamiętaj. Różnica trzech lat mój słodziaku.

-A spierdalaj.- Syknąłem wstając z łóżka.- Potrzebny wazon by nie uschły za szybko...

-Podejść po niego?

-Możesz.

-Dobrze. Ty się uszykuj, bo wychodzimy.

-Wycho... Co? Gdzie?- Zdziwiłem się i zacząłem go bacznie obserwować.

-Dowiesz się później. Jak pójdziemy- Odparł mi, wychodząc za drzwi.

Jestem tu... czwarty dzień, a już mi na tyle ufa, że gdzieś zabiera czy... Czy już mu się znudziłem?

Jeżeli to pierwsze, to zajebiście.
Jeżeli to drugie, to może mnie odstawić pod szkołę, nie będę marudzić.

Zdołałem odłożyć pluszaka na szafkę nocną i znów obejrzeć bukiet.
Jest uroczy... i wielki. Cały złożony z różnych niebieskich, drobnych kwiatów...

-Podoba się?- Usłyszałem nagle za sobą.

-Nie. Tch. Masz ten cholerny wazon?- Od razu odwróciłem się w jego stronę. Stał przed drzwiami a w dłoni miał nie za duży, przezroczysty wazon.

-Jak widać.

-Nalej do niego wody i przynieś.

-Tak jest Kacchan.

-Nie nazywaj mnie tak.- Fuknąłem, gdy znikał za drzwiami łazienki.

-Dobrze Kacchan.

-Pft.

Po nawet nie minucie wrócił i zabrał ode mnie kwiaty.

-Idziemy?

-Gdzie?

-Chodź a się dowiesz.- Powiedział z uśmiechem, przyciągając mnie do siebie.

-Ejejej! Łapy przy sobie!

-Spokojnie. Musisz być blisko i mnie trzymać.- Powiedział, łapiąc mnie za dłoń.

Nagle wokół nas rozniósł się zielony dym, a przed oczami zrobiło mi się ciemno.

-C-co jest?!

-Zaczekaj... I już.- Powiedział cicho i nagle zobaczyłem wielką polanę otoczoną drzewami z sporym stawem.

-Gdzie my... To dalej Japonia?

-Tak, ale odległe rejony... A nawet już granice.

-Po co my tu?

-A tak jakoś... Widzisz tamten budynek?- Wskazał palcem na dom jednorodzinny, taki nie za duży. Znajdował się blisko stawu.

-No, dom jakiś. Co z nim?

-Do niego się wtedy wyprowadziłem. Chodź.- Złapał mnie za dłoń i zaczął ciągnąć w tamtym kierunku.

Mieliśmy do przejścia jakieś półtora kilometra. Nie narzekając szedłem w wyznaczonym kierunku i obserwowałem wszystko dookoła.

-Podoba ci się tu?

-Jest... Ładnie.- Przyznałem. Było jasno i wszystko dobrze widoczne.

Gdzieś w oddali dostrzegłem jelenie chyba, a dość blisko nas biegały króliki. Które ewidentnie się nas nie bały.

-A co ty na to by pobiegać?

-Pobiegać..? Tak o?

-W wilczych postaciach.- Odparł mi, odwracając się w moją stronę.- No nie sądzę byś kiedykolwiek w mieście miał okazję wybiegać się na takim terenie.

-Na polanie biegałem. Nie na aż tak dużej ale... Dobra, co mi tam kurwa szkodzi.

W jednej chwili zamieniłem się w kremowego wilka, a uśmiechnięty Deku zaraz za mną.
On był dwa razy większy ode mnie i miał zieloną sierść.

Nie wiem czemu, ale pierwszy raz od dawna poczułem się naprawdę wolny...
Od razu rozpędziłem się i pobiegłem gdzieś przed siebie. Deku natychmiast mnie dogonił, ale w sumie mi to nie przeszkadzało.
Na pewno sobie przemyślał, że przecież i tak nie mam jak i dokąd uciec. W sumie w tym momencie nawet tego nie planowałem. Chciałem się nabawić. Niczym małe dziecko wybiegać i wyszaleć.

W pewnym momencie gdy tak biegaliśmy, sam zacząłem zaczepiać Deku i się wygłupiać. Widziałem, że był zadowolony z tego obrotu spraw, ale jakoś... Jakoś kurwa ja też.
Na prawdę w końcu miałem dobry humor. W pewnym momencie, nawet nie zauważyłem w którym dobiegliśmy pod sam staw. Cofałem się do tyłu, patrząc jak Deku biegnie w moją stronę i nagle...

Deku znikł w kłębie dymu.

-Deku..? Deku!- Krzyknąłem podbiegając w tamte miejsce. Zacząłem się rozglądać z myślą, że on jednak chciał się mnie pozbyć.- Izuku! Kurwa gdzie znikłeś?!

Rozglądałem się dookoła i już czułem jak łzy zbierają mi się w oczach. Zostawił mnie tu.
To po co było to wszystko?!

Czemu odkąd dostałem rui jestem taki uczuciowy?! Wszystko mnie rusza kurwa.
Co mnie obchodzi jakaś zasrana Alfa!? Co mnie on obchodzi..?

-Deku? Okej zostawił mnie.- Prychnąłem pod nosem, kierując się w stronę domku.

Łez nie dałem rady jednak powstrzymać, powolutku ściekały mi z oczu. Biegłem w tamtejszą stronę, dalej będąc wilkiem i płacząc.

-Pierdo-Agh!

-Nie wiedziałem, że tak lubisz na mnie wpadać...- Usłyszałem rozbawiony głos pod sobą.

Pode mną leżał Deku. Wbiegłem w niego. On wylądował na plecach, ja na jego brzuchu.

-Kacchan? Twoje oczy...- Nagle przestał się śmiać.- Płakałeś..? Nie, ty dalej...

-Spierdalaj.- Fuknąłem chcąc zejść z niego ale mi nie pozwolił.

-Przepraszam. To był żart...

-Zostaw mnie. Chcę do domu.- Rozkazałem mu niemalże, ale on zaprzeczył.- Nie chcę tu już być.

-Kacchan, przepraszam. To było głupie... Nie sądziłem, że cię zranię...

-Myślałem, że zostawiłeś mnie tu.- Warknąłem na niego.- Samego pośród niczego!

-Kacchan Kochanie...

-Spierdalaj! Chcę do domu. Nie chcę z tobą kurwa rozmawiać. Chcę spać.- Akurat udało mi się z niego zejść i zmieniłem swoją postać. On z resztą też.

-Dobrze...- Szepnął smutno łapiąc mnie za dłoń i przyciągając do siebie. Znów zobaczyłem dym i ciemność. Po chwili pokój.

Bez słowa zabrałem swoje rzeczy i udałem się do łazienki. Wziąłem szybki prysznic. A gdy się myłem usłyszałem tylko jak Deku do mnie mówi, że zaraz wróci. Olałem to. Wyszedłem z łazienki i rzuciłem na łóżko, przy okazji zwalając z szafki misia. Leżał obok mnie, wprost na wysokości mojego wzroku.

Załapałem go w dłoń po chwili, oraz zacząłem oglądać. Tak... to był ten sam pluszak, jestem pewien. Z tyłu na metce był podpisany "Bakugo, Midoriya". Deku podpisywał się przy mnie wtedy... Tego jestem pewien...
Przytuliłem do siebie misia i nawet nie wiem w którym momencie zasnąłem.

[Izuku]

Poszedłem do kuchni po picie. Po drodze spotkałem Tomure który już mi truł dupe o planie napadu na UA. Zajął mi jakieś półgodziny i dopiero potem wróciłem do pokoju, gdzie zastałem śpiącego już Kacchana.
Miałem głupi pomysł i zjebałem. Teraz jest na mnie obrażony...
Podszedłem do niego i klęknąłem przy jego łóżku. Wtedy zauważyłem, że przytula się do pluszaka... Ale nie zwracałem na to aż takiej uwagi, gdy zauważyłem, że ciężko oddycha i cicho sapie. Czoło miał całe rozgrzane a na policzkach miał mocne rumieńce.

-Kacchan? Kurwa...- Syknąłem wyczuwając jego feromony.- Znów nawrót? Jak często to będzie?...

Podszedłem od razu do szafki i wyjąłem z niej leki.
Tylko, żeby mu je podać... Muszę go obudzić. Jeżeli go obudzę, będzie gorzej się czuł...

~~Widzisz? Albo dasz radę się opanować. Albo go obudzisz i będzie się męczył.

--A ty zamiast prawić mi morały, mógłbyś łaskawie nie doprowadzać mnie do stanu, gdzie muszę się powstrzymywać.

~~Myślisz, że ja chcę? Taką mam naturę, ja nie umiem jej powstrzymać.

-Kacchan skarbie...- Odezwałem się cicho, głaszcząc go jedną dłonią po włoskach. W drugiej trzymałem już tabletki.

-Uhm...- Mruknął cicho przez sen.- Hm...

-Podam ci tabletki, połkniesz je. Dobrze kochanie?

-Mhm...- Ponownie mruknął, ja delikatnie go podniosłem i przytrzymałem.

A on jak na zawołanie otworzył buzię. Podałem mu tabletki i od razu też wodę z butelki. Bez problemu je połknął przez sen, po czym także się do mnie przytulił. A dokładniej położył na moich udach, dalej trzymając blisko siebie pluszaka.

Przesiedziałem z nim tak do północy. Cały czas gładziłem jego włosy i wyczekiwałem momentu aż poczuje się lepiej i dopiero wtedy go przełożyłem na łóżku i sam do niego dołączyłem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro