Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zawsze myślała, że demony istnieją tylko w książkach i filmach. Były dla Everly Monroe czymś fikcyjnym, tak samo, jak postacie z bajek. Nienamacalne. Niecielesne. Nieprawdziwe. Zamknięte pod łóżkami wyobraźni. Nie mogły cię dotknąć, ani przestraszyć.

Co jeśli koszmary jednak się urzeczywistnią?

Choroba była jej największym przekleństwem. Mąciła zmysły. Zacierała pamięć. Niszczyła świadomość. Odbierała resztki godności.

Gdy wysiadała z ambulansu pod starym, obskurnym szpitalem, zbudowanym z brunatnej cegły, od razu zrozumiała, że nie jest to zwykłe miejsce. Puszysty, gęsty śnieg przysłaniał mgiełką dach, a zegar na jednej z wież wybijał właśnie dwunastą w nocy - godzinę nieczystych duchów. To ich czas na wyjście z szaf i straszenie.

W którym, normalnym miejscu, prowadzono przyjęcia o tak nieludzkiej porze? Samo zadanie tego jednego, prostego pytania nasuwało wnioski. W Nox Hill materializowały się demony w ludzkich postaciach. Everly miała się o tym przekonać na własnej skórze.

Zapięta w biały kaftan bezpieczeństwa, nie mogła nawet odgarnąć z oczu mokrej grzywki. Popychana w niezbyt przyjemny sposób, szła do przodu z lekkim ociąganiem. Ślady stóp w śniegu od razu zostawały przykryte nowym puchem. Po chwili przekraczała próg, a wnętrze wydawało jej się paskudne. Jakby wchodziła do jamy potwora żywiącego się duszami. W powietrzu unosił się zapach zgnilizny i swąd palonych ciał. Była to przestrzeń, gdzie egzorcysta miałby ręce pełne roboty.

Została wepchnięta do niewielkiego pomieszczenia bez mebli, ozdób naściennych oraz okien. Mimo to, czuła na sobie czyjeś spojrzenie. Przez moment była pewna, że to zbłąkana dusza jednej, ze zmarłych w tym miejscu, osób przygląda jej się z zafascynowaniem. Ale wtedy usłyszała lekkie stukanie, które dochodziło z sufitu. Zmarszczyła brwi i podniosła głowę do góry.

Dwa zielone ślepia wpatrywały się w Everly pomiędzy kratkami otworu szybu wentylacyjnego. Przez moment serce zabiło głośniej i miała wrażenie, że dźwięk ten rozszedł się echem po pustym pokoju. Dopiero, kiedy ludzka twarz wychyliła się bardziej, zrozumiała, że to człowiek. Tylko co on tam, do cholery, robił?

Uśmiechał się w dziwny sposób. Nie potrafiła tego określić, ale było to coś pomiędzy radością, a szaleństwem. Zacisnął palce na metalu, kiedy do pomieszczenia wszedł personel, aby ją przygotować do przyjęcia. Widziała kątem oka, jak obserwuje jej nagie ciało, ale nie mierziło to jej. Przeszła w życiu gorsze rzeczy. W Nox Hill miała zresztą sięgnąć samego piekła.

Ubrała się w prostą, białą piżamę. Zerwali z jej włosów gumkę, rozpuszczając je. Głośno płakała, gdy jednej z pielęgniarzy sięgnął po nożyczki, a drugi trzymał ją ciasno, bo zaczęła się wyrywać. Włosy, które sięgały do pasa, teraz ledwie dotykały łopatek. Kiedy zauważyła rude pukle na zgrzybiałej podłodze, kopnęła jednego z mężczyzn. Nie była pewna, czy to przez przypadek, a może specjalnie, ale drasnął ją ostrzem w szyję. Nie zauważyła, kiedy inna osoba zaczęła coś wstrzykiwać w jej ramię. Minęło raptem kilka sekund, gdy zaczęła widzieć potrójnie. Wszystko zlewało się ze sobą, kolory mieszały, a dziwne otępienie przyćmiło umysł. Odrzuciła głowę do tyłu, bo to nie było przyjemne uczucie. Słodka agonia rozlewała się po każdym organie ciała. Tak bardzo chciała krzyczeć, ale utraciła zdolność do panowania nad własnymi odruchami.

Ostatnim, co zobaczyła, były dwa szmaragdy świecące w ciemności. Stały się one jej oazą spokoju, ciepłem w chłodne dni, ukojeniem na ból i pocieszeniem.

Wtedy jeszcze Everly nie miała pojęcia, że zakocha się w demonie, który został zamknięty razem z jej duszą w klatce bez wyjścia. Pochłonie ją w całości. Wyciśnie każdą kroplę dobroci.

A potem, bez zawahania się, zostawi ją, obdartą z każdego skrawka uczuć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro