Wieczór z Jeffem 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Parkuję przed średniej wielkości budynkiem i ruszam do wynajmowanej części domu, w którym są cztery mieszkania. Dwa duże pokoje z łazienką i kuchnią w zupełności mi wystarczają. Nie mam ani faceta, ani dzieci, jedynie co, to kupę miauczącego futra, kręcącą się wiecznie pod nogami.

Po przekręceniu zamka w drzwiach, na progu wita mnie Star. Dostałam ją jako malutkiego kociaka od poprzedniej lokatorki. Wyprowadzała się, a nie miała co zrobić z puszysta kulką, więc przygarnęłam ją do siebie. Jej szare futerko czasem mieni się niczym tysiące gwiazd, stąd też jej imię.

Jesteś na pewno głodna- przemawiam do futrzaka i biorę ją na ręce, kierując się do kuchni, po drodze zrzucając swoje szpilki.

Wyciągam jej przysmak , czyli rybną konserwę i nakładam do miseczki, po czym sama biorę się za zjedzenie czegoś.

Z kanapką w ręku ruszam do sypialni i wyciągam moją walizkę jako bagaż podręczny.  Otwieram szafę na oścież i przeglądam zawartość wieszaków w poszukiwaniu jakiejś niegrzecznej sukienki. To nie ja wychodzę za mąż i nie zostawiam faceta w domu, więc mogę zaszaleć z ubraniem.

Sięgam po jedną z tych sukienek, na którą namówiła mnie Em. Srebrna, cekinowa, bez pleców i ciągnąca się do samej ziemi z rozcięciem do połowy uda. Wybieram szpilki na niebotycznych obcasach, które idealnie pasuję do kiecki, a z szuflady obok wyciągam moją ekskluzywną koronkową bieliznę. Wszystko pakuję  starannie do walizki i chowam jeszcze zwykle ubranie na powrót. Spoglądam na zegarek, który wskazuje już dwudziestą i nastawiam budzik na szóstą rano, po czym ruszam pod prysznic.

Po godzinie spędzonej w łazience, jestem wydepilowana w strategicznych miejscach. To, że nikogo nie mam, nie znaczy, że mam mieć wszędzie busz. Normalnie chodzę na zabiegi, ale przez Em i jej szalony pomysł z wyjazdem, nie zdążyłam, więc pozostało mi tylko domowe spa.

Wciągam na siebie moją jedwabną piżamę i ruszam do łóżka, gdzie jeszcze przeglądam notatki  z pracy. Właśnie kończę, kiedy odzywa się dzwonek do drzwi. Jeżeli to Jeff, to go uduszę. Jest moim sąsiadem i przyjacielem, który wpada często w piątkowe wieczory z własnym jedzeniem, żeby pooglądać wspólnie filmy. Zapomniałam go uprzedzić, że jutro wyjeżdżam.

Ześlizguję się z łóżka i ruszam do drzwi, przy których oczywiście już stoi Star i miauczy. Ten kot jest niemożliwy, poza tym uwielbia tego wielkiego faceta.

- Cześć- otwieram drzwi na oścież i patrzę na Jeffa, który ma chińskie żarcie na wynos.

- Um, cześć, seksowna piżamka.

- Wchodź, ale nie mydl mi tutaj oczu- wciągam go do środka, a kotka już łasi się do jego nóg.

- Cześć, kochanie- rudzielec bierze kotkę na ręce, która od razu zaczyna mruczeć.

- To przez to, że zawsze ją karmisz.

- Kochanie, ona wie, że ją kocham, tak samo jak jej właścicielkę.

- Dobra, poddaje się. Nikt nie oprze się twojemu urokowi osobistemu.

- Wiadomo, poza tym ten mój seksowny tyłek robi swoje.

- Jeff- rzucam w niego poduszką.- Idziemy do mnie do sypialni?

- Oczywiście, bo zostaję na noc.

- Ok. Tylko jutro lecę do Vegas, Em ma wieczór panieński, zapomniałam ci powiedzieć. Przepraszam.

- To może zjemy i przyjdę za tydzień- robi niepewną minę.

- Wyśpię się w samolocie, a teraz zabieraj swój seksowny tyłek do mojego łóżka i dawaj to jedzenie.

Wślizguję się pod cienki koc, włączam jakieś kino akcji, które oboje uwielbiamy. Patrzę na Jeffa, który rozbiera się do bokserek i siada koło mnie pod kocem, po czym podaje nam jedzenie. Oczywiście Star już leży między nami i czeka na jakiś kawałek mięsa od jej guru, czyli na pewno nie ode mnie.

W trakcie filmu moje powieki stają się ciężkie, więc poddaje się i zwyczajnie odpływam.

- Jezu, Abby wyłącz to cholerstwo- słyszę marudzenia przyjaciela.

- Już- sięgam po telefon i wciskam drzemkę, po czym na wpółprzytomna próbuję wyswobodzić się z objęć Jeffa.

- Kruszynko, nie ruszaj się, tak mi wygodnie.

- Jeff, muszę wstać, bo nie zdążę na samolot.- Wyswobadzam się z jego ramion i ruszam do łazienki, na otrzeźwiający prysznic.

Po doprowadzeniu sie do porządku wchodzę do sypialni i patrzę na śpiącego Jeffa, a obok niego na moim miejscu leży Star. Ten kociak, wszędzie się wciśnie. Wciągam na siebie wygodna sukienkę oraz sandały na płaskiej podeszwie i ruszam zjeść lekkie śniadanie.

Odzywa się moja komórka i widzę, że dzwoni Em.

- Tak?

- Wstałaś już?

- Dawno, za chwilę wychodzę i jadę na lotnisko.

- Upewniam się, bo macie być wszystkie, a ten wieczór ma być niezapomniany.

- Na pewno taki będzie, ale jeżeli zaraz nie wyjdę, to nie dojadę na czas- rozłączam się i nie daje jej dojść do słowa, bo gadałaby jeszcze z pięć minut. Czasem zastanawiam się jak Gary z nią wytrzymuje, ale skoro pobierają się, to chyba wie na co się piszę.

Robię krótką notkę dla przyjaciela, którą przyklejam na lodówkę i ruszam do sypialni po mój bagaż. Jeff wciąż śpi, więc składam na jego czole całusa, głaszcze kotkę i wychodzę, zamykając za sobą drzwi. Rudzielec ma zapasowe klucze do mojego mieszkania i zawsze kiedy mnie nie ma, zajmuje się futrzakiem.

Po kilkunastominutowej jeździe w porannym słońcu, zostawiam auto na terminowym parkingu i ruszam do hali odlotów. Idę wolnym krokiem przed siebie i w niewielkim tłumie dostrzegam Em, Jo i jej duży brzuszek, oraz  Tinę.

- Cześć dziewczyny - witam się z nim.- Jo, a tobie wolno latać?

- Lekarz powiedział, że najwyżej urodzę w samolocie- wzrusza ramionami, jakby to była normalna rzecz.

- A gdzie Rose?- Rozglądam się, ale nigdzie jej nie widzę.

- Zaraz tu będzie... O tam jest. - Podążam wzrokiem we skazanym kierunku i widzę śliczną blondyneczkę biegnącą w naszym kierunku.

- Zaspałam- sapie.- Carl nie dał mi pospać- wzdycha.

- Taa, pewnie chciał cię oznaczyć, żeby żaden facet na ciebie nie spojrzał.- Tina jak zwykle wysnuwa swoje wnioski, a my parskamy śmiechem.

- Dobra- Em klaska w ręce.- Lecimy się zabawić, więc nie wydzwaniać do facetów, dadzą sobie radę.

Wszystkie przytakują, tylko nie ja, bo jako jedyna jestem sama. Oczywiście mam Jeffa, ale on jest tylko przyjacielem nie chłopakiem. Chociaż kiedy pierwszy raz go zobaczyłam, o mało nie spadły mi majtki z wrażenia. A teraz jest jedynym facetem w moim życiu i wiem, że mnie nie skrzywdzi. Jest niczym miś, chociaż wygląda jak bóg seksu.

- Abby idziemy.- Jo, ciągnie mnie za rękę w stronę odprawy.

- Mam nadzieję, że nie urodzisz w samolocie.

- Spokojnie, mogę latać- właśnie  przechodzimy przez bramki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro