1. Forgetting

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ciemność. Ogarniała mnie ze wszystkich stron. Nie mogłam się poruszyć. Nie mogłam nic zrobić. Wypełniała mnie pustka, która była nie do zniesienia. Chciałam się obudzić z tego koszmarnego snu, ale nie mogłam. 

Potem zaczęłam spadać i oślepiło mnie jaskrawe światło.

Obudziłam się w pomieszczeniu o białych ścianach. W powietrzu unosił się drażniący zapach środków odkażających.

Jęknęłam.Miałam wrażenie, że w mojej głowie pracuje stado krasnoludków,które bez wytchnienia walą kilofami w podstawę mojej czaszki. Usta wyschły mi na wiór.

Chciałam przekręcić głowę na bok, aby dokładniej przyjrzeć się miejscu, w którym się znajdowałam, ale nie byłam w stanie. Kark był sztywny jak kij od szczotki.

Spojrzałam po sobie. Byłam przykryta białą pościelą. Z moich rąk odchodziły dziwne rurki. Zlekceważyłam łupiący ból w czaszce i skupiłam się na dźwiękach. Usłyszałam równe jak bicie serca, pikanie aparatury, która najwidoczniej była przypięta do mojego ciała.

Znajdowałam się w szpitalu. Tylko dlaczego? Próbowałam sobie przypomnieć, ale w mojej obolałej głowie była zupełna pustka. Westchnęłam cicho, lekko zirytowana.

Do pokoju wszedł mężczyzna ubrany w biały kitel. Był w średnim wieku, a jego brązowe włosy przyprószone były siwizną. Uśmiechnął się do mnie ciepło. Podszedł do mojego łóżka i zaczął sprawdzać kartę pacjenta.

– Dzień dobry. Nazywam się doktor Williams. Jak się pani czuje? – Złożył podpis i spojrzał na mnie.

– Boli mnie głowa – wychrypiałam. Miałam nadzieję, że mnie zrozumiał. Język stanął mi kołkiem i odmówił posłuszeństwa.

– To typowe przy tego typu obrażeniach głowy. Proszę się nie martwić. Pielęgniarki podadzą pani leki, prześpi się pani i będzie jutro dużo lepiej.

Chciałam się uśmiechnąć, ale nie wyszło.

– Panie doktorze, co się ze mną stało? – spytałam wolno i bardzo cicho

– Miała pani poważny wypadek samochodowy – odparł lekarz i zaczął sprawdzać aparaturę. – Trafiła pani do nas z ciężkim urazem głowy. Miała pani dużo szczęścia. Ludzie zwykle nie wychodzą cało z takich wypadków.

– Kiedy to się stało? – Nie mogłam w to uwierzyć. Przecież pamiętałabym, że kierowałam samochodem  i że doszło do wypadku.

– Miesiąc temu. Była pani w śpiączce. Nie zatrzymała się pani na czerwonym świetle i wjechała w ciężarówkę.

O Boże... Co ja najlepszego narobiłam? Jak mogłam zignorować sygnalizację świetlną? I dlaczego, na litość boską, niczego nie pamiętam?

Poczułam, jak adrenalina zaczyna skakać mi niewiarygodnie wysoko. Pykanie aparatury stało się szybsze.

– Proszę się uspokoić. To w tej chwili nic nie da. Większość ludzi w pani sytuacji nie pamięta całego zdarzenia. Policja pani wszystko wyjaśni, gdy pani poczuje się lepiej, a teraz proszę odpoczywać.

Wzięłam głęboki wdech. Doktor Williams ma rację. Jak będę panikować, to będzie jeszcze gorzej.

Zignorowałam ból głowy i pokiwałam głową.

– Chciałaby pani, abyśmy powiadomili kogoś z rodziny? Próbowaliśmy nawiązać kontakt, ale bez skutku – spytał, gdy pykanie aparatury zwolniło,a ja się uspokoiłam.

– Nie, nie przypominam sobie nikogo bliskiego – powiedziałam ku własnemu zaskoczeniu. Dziwne. Przecież powinnam pamiętać.

– Hmmm. – Lekarz zamyślił się i zerknął jeszcze raz w kartkę pacjenta.Nie znalazł chyba tego, czego szukał, bo spojrzał na mnie badawczo. – Może mi pani podać swoje nazwisko?

Otworzyłam usta, aby wypowiedzieć swoje dane, ale słowa zawisły w powietrzu. W moim umyśle, tam gdzie powinnam przechowywać informacje takie jak moje dane osobowe, ziała czarna dziura. Jakby ktoś wziął ogromną gumkę i wszystko dokładnie wymazał. Nie było nic.

–Ja...ja ... nie wiem. – wyjąkałam w końcu. Byłam zawstydzona i przerażona.

No bo kto normalny zapomina, jak się nazywa?

Doktor Williams zmarszczył brwi.

– Wychodzi na to że doznała pani amnezji – powiedział po chwili.

– Jakiej amnezji? – spytałam przerażona.– Co się ze mną stało? Dlaczego ja nic nie pamiętam?

– Najwidoczniej uraz głowy był na tyle poważny, ze uszkodził część mózgu, która odpowiada za zapisywanie i przetwarzanie wspomnień. – Wytłumaczył cierpliwie. – Pamięć można małymi kroczkami odzyskać. Przyjdzie do pani później neurolog i wszystko pani wytłumaczy.

Do oczu napłynęły mi łzy. Nie, nie, nie. To niemożliwe

– Proszę się uspokoić – powiedział jeszcze raz. – Zaraz dostanie pani leki, prześpi się i jutro nie będzie tak źle.

– Nie chcę żadnych lekarstw.

Chciałam, aby ten koszmar wreszcie się skończył. Chciałam się obudzić i żyć tak jak przed wypadkiem. Jakkolwiek wyglądało moje życie przed nim. Bo tego oczywiście też nie pamiętałam.

Drzwi otworzyły się i w pomieszczeniu pojawił się ktoś jeszcze. Lekarz dał znak temu komuś, aby nic nie mówił. Ten ktoś okazał się pielęgniarką, również w średnim wieku. Miałam ochotę zacząć wrzeszczeć, aby wszyscy zostawili mnie w spokoju, ale wtedy wzięliby mnie za wariatkę. Milczałam, gdy pielęgniarka wstrzykiwała mi płyn. Po chwili moje ciało ogarnęło przyjemne ciepło. Rozluźniłam się i odpłynęłam w niebyt.

Od tamtego momentu upłynęły prawie dwa tygodnie. Lekarz neurolog, który okazał się miłym facetem przed sześćdziesiątką, wytłumaczył mi, na czym polega moja przypadłość. Miałam amnezję afektywną. Dlatego nie pamiętałam ani wydarzeń sprzed wypadku, ani swojej tożsamości. Lekarz powiedział mi również, że mam duże szanse odzyskać całą pamięć lub przynajmniej jej część metodą małych kroczków. Powiedział też, że dużą pomocą może okazać się rodzina lub bliscy przyjaciele. Jednak nikt się ze mną nie kontaktował, a ja oczywiście nie wiedziałam, czy mam kogoś bliskiego.

Sytuacja nie wydawała mi się tak dramatyczna, jak tydzień temu, ale mimo to ciągle ciężko było zaakceptować czarną dziurę, która zajmowała teraz miejsce moich wspomnień.

Wyszłam ze szpitala parę dni przed świętami Bożego Narodzenia. 

Stałam przed wejściem i czekałam na taksówkę, którą zamówiła mi miła pielęgniarka.

Podarowała mi również duży ciepły sweter i spodnie, bo ubrania, które miałam na sobie w dniu wypadku były w strzępach. Pomimo takiego ubioru szczękałam zębami.

Była idealna zimowa pogoda. Ulice przykrywał miękki puch, a promienie słoneczne przebijały się przez grubą warstwę chmur .

Termometr z pewnością wskazywał kilka stopni poniżej zera.

Taksówka podjechała, a ja z ulgą wsunęłam się do ciepłego wnętrza.

– Dzień dobry, gdzie dziś jedziemy? – spytał taksówkarz. Był w dobrym humorze.

– Dzień dobry. Komisariat Policji – odpowiedziałam grzecznie i zapięłam pasy.

– Oho, czyżby grubsza sprawa? – Zaśmiał się i włączył licznik nabijający kilometry. Ruszył z podjazdu, a mnie serce podeszło do gardła. No tak. Może nic nie pamiętałam, ale podświadomie wiedziałam, że odtąd podróże samochodami nie będą dla mnie niczym przyjemnym.

– Można tak powiedzieć – odpowiedziałam zdawkowo i spojrzałam w okno. Taksówkarz zauważył, że nie jestem skora do rozmowy i dał mi spokój.

Tak naprawdę jechałam tam z dwóch powodów. Po pierwsze chciałam się dowiedzieć, co się rzeczywiście wydarzyło. W końcu po upływie czasu powinni coś wiedzieć. Policja pojawiała się wielokrotnie w szpitalu, ale nie chciałam ich widzieć. Nie czułam się jeszcze gotowa. Lekarze przychylili się do mojej prośby. Skończyło się na tym, że dostałam dokument informujący, że w najbliższym czasie mam się stawić na komendzie w celu złożenia zeznać i tyle. Żadnego aresztowania ani nic. Było to dla mnie dziwne, bo w końcu spowodowałam wypadek.

Drugi powód brzmiał następująco:  nie wiedziałam, gdzie indziej mogłabym pojechać. Nie pamiętałam, gdzie mieszkałam do tej pory ani co robiłam. W szpitalu dowiedziałam się, że nazywam się Liliana Warren i  studiowałam w Coventry University.

Wszystko to było mi obce nawet moje własne imię. Najgorsze uczucie świata.

Taksówkarz podjechał na parking komendy i powiedział cenę, którą życzył sobie za kurs. Zapłaciłam mu. Nie wiedziałam, jak się odwdzięczę tej pielęgniarce. Zrobiła dla mnie bardzo dużo. Obiecałam sobie,że jak tylko wygrzebię się z tego czarnego dołu, to oddam jej wszystko z nawiązką.

Wyszłam na chłodne powietrze. Zadrżałam i w susach dobiegłam do drzwi wejściowych. Z ulgą przywitałam ciepłe powietrze i podeszłam do punktu informacyjnego. Pokazałam policjantce dokument. Postukała coś na klawiaturze komputera i poprosiła, abym chwilę poczekała. – Usiadłam na krześle i zaczęłam przeglądać ulotki informujące o oszustach, dopalaczach i porwaniach.

–Panna Warren?

Podniosłam głowę. Stał przede mną wysoki policjant około czterdziestki .

– Tak, to ja. Dzień dobry.

– Dzień dobry. Proszę za mną. – Wstałam i ruszyłam za nim ciągiem korytarzy. Zastanawiałam się, czy specjalnie tak skonstruowano wszystkie pomieszczenia, aby uciekinierowi lub złodziejowi ciężko było się wydostać.

Policjant otworzył drzwi do małego pomieszczenia i przepuścił mnie w drzwiach. Zamknął drzwi i usiadł za biurkiem.

– Proszę usiąść. – Wskazał krzesło naprzeciwko niego. Usiadłam i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Pokój był malutki. Właściwie znajdowało się  w nim tylko biurko i mała szafka.

– Chcieliśmy przesłuchać panią w szpitalu, ale lekarze nie wyrazili zgody. – Zaczął.– 
Kiwnęłam potwierdzająco głową.

– Proszę mi powiedzieć co się wydarzyło – poprosiłam.

Wstał od biurka i podszedł do szafki. Wyciągnął z niej biały segregator i z powrotem zajął miejsce za biurkiem. Zdziwiłam się, że krzesło wytrzymuje pod naporem jego siły. Był naprawdę potężnie zbudowanym człowiekiem.

– Trzynastego  listopada o godzinie szesnastej pięćdziesiąt pięć  wracała pani z pracy. Jechała pani białym fordem berlingo. – Podniósł wzrok, jakby chciał, abym potwierdziła jego słowa, ale ja tylko wzruszyłam ramionami. Nic mi to nie mówiło. – Pracowała pani dorywczo, ucząc gry na pianinie. Czasami pomagała pani w szkółce niedzielnej. – Zerknął na kartkę papieru, na której miał zapisane notatki. 

– Jak doszło do wypadku? – zapytałam, chcąc dowiedzieć się tego, na czym zależało mi najbardziej.

– Jechała pani główną ulicą i przejeżdżając przez skrzyżowanie na czerwonym świetle uderzyła pani w ciężarówkę. Doszło do zderzenia czołowobocznego. Wyglądało to groźnie, ale na szczęście nic poważnego się pani nie stało. 

Spojrzał na mnie, najwidoczniej, chcąc zobaczyć moją reakcję. Słyszałam to w szpitalu, ale za każdym razem ta wersja była dla mnie absurdalna. Nic nie pamiętałam, ale mogłam przysiąc, że nie jestem piratem drogowym. Samobójstwa też nie chciałam popełnić.

– Nie mam pojęcia, jak do tego doszło. – powiedziałam szczerze. 

– Proszę poczekać. – Policjant zajrzał do akt. – Była pani nieprzytomna dlatego przeprowadziliśmy dokładne badania wraku. Wie pani, co się okazało? Że ktoś przeciął w pani samochodzie przewody hamulcowe. Dlatego nie zatrzymała się pani na światłach.

W pokoju zapanowała cisza. Słyszałam tylko swój świszczący oddech. Zakręciło się mi w głowie i poczułam, że zaraz zemdleję.

– Wszystko w porządku? Przyniosę pani wody.

Kiwnęłam głową, a on wyszedł.

Powiedzenie, że sparaliżowało mnie, było lekkim niedopowiedzeniem. Kto chciałby zrobić mi coś takiego? Próbowałam sobie usilnie przypomnieć, co się wydarzyło, ale dziura w mojej pamięci nadal była czarna i nieprzenikniona. W dodatku zakręciło mi się w głowie jeszcze bardziej.

– Proszę.– Postawił przede mną wodę. Pociągnęłam solidny łyk. Woda była zimna i orzeźwiająca. Wzięłam głęboki wdech i świat przestał się powoli kręcić jak ogromny bąk.

– Już lepiej? Możemy kontynuować? – Policjant spytał po chwili ciszy.

Kiwnęłam potwierdzająco.

– Pańska amnezja wiele komplikuje. Tak naprawdę nie mamy żadnych śladów. Większość ludzi uważa panią za miłą i nieskłonną do konfliktów osobę.

Większość? Cóż tyle najwidoczniej nie wystarczyło.

– Nie miała pani też najlepszej przyjaciółki. Z nikim nie utrzymywała pani bliższych kontaktów. – Otworzył szufladę i wyciągnął czarną skrzynkę wielkości pudełka po butach. – W dniu wypadku nie miała pani przy sobie torebki. Jedynie prawo jazdy, klucze do mieszkania, komórkę i pieniądze. – Otworzył pudełko i wyjął wszystkie rzeczy. Spojrzałam na nie. Widziałam je pierwszy raz na oczy.

– Niestety nie możemy oddać pani prawa jazdy ani dowodu rejestracyjnego.Natomiast reszta rzeczy jest do pani dyspozycji. Przebadaliśmy dokładnie pani telefon. Był zupełnie pusty. Żadnych SMS-ów, połączeń czy zdjęć. Nic.

Powoli trawiłam jego słowa. Nie mogłam zaprzeczyć ani potwierdzić jego słów. Nie wiedziałam, czy tuż przed wypadkiem kupiłam nowy telefon, czy regularnie kasowałam wszelkie ślady użytkowania. Ale gdyby tak było to czy policja nie jest zdolna przywrócić wszystkich danych?

Westchnęłam cicho.

– Nie chcę na panią naciskać, ale gdyby pani sobie cokolwiek przypomniała, czyjeś twarze czy rozmowy proszę do mnie niezwłocznie zadzwonić lub wstawić się na komendzie. – Podał mi wizytówkę. Widniało na niej nazwisko: John Smith i następujący numer telefonu: 6782956278.

–Tutaj ma pani adres do swojego mieszkania. Możemy zawieść panią do domu lub zadzwonić po taksówkę. – Spojrzał na mnie uważnie, wręczając mi karteczkę z informacją o moim miejscu zamieszkania.

– Dziękuję za pomoc, ale wezmę taksówkę – odpowiedziałam słabo.

Wydarzenia dzisiejszego dnia bardzo mnie przytłoczyły. Jedyne, o czym marzyłam to wziąć lekarstwa i położyć się w swoim łóżku.

– W porządku. – Komisarz Smith wykręcił jakiś numer na aparacie telefonicznym.

– Podstawcie tu taksówkę. Tak teraz dzięki. – Rozłączył się i skierował do mnie – Proszę być pod stałym kontaktem. Nie chcę budzić niepokoju, ale niczego nie możemy być pewni. Ta sama osoba może znowu usiłować panią zabić.

Ostatnie słowa zmroziły mnie.

Wystarczyła chwila, a moje życie zmieniło się diametralnie. Czułam, że zdecydowanie na gorzej.

– Dziękuję i oczywiście cały czas będę w kontakcie. – Zaczęłam zbierać swój mały dobytek do obszernych kieszeń swetra.

– Odprowadzę panią. – Policjant podniósł się z krzesła. Również wstałam i powędrowałam za nim wśród korytarzy do wyjścia

Pożegnałam się z nim i wyszłam na zewnątrz.

Jeżeli wcześniej było zimno, to teraz było lodowato. Wydychane powietrze zamieniało się białe obłoczki pary. Na szczęście nie musiałam czekać długo. Taksówka podjechała i już po chwili mknęłam nieznanymi mi ulicami miasteczka. Było już ciemno , ale wystawy sklepowe i latarnie uliczne wszystko oświetlały. Ludzie po ciężkim dniu z pracy wracali do domu, żyjąc własnym życiem. Nie zdając sobie sprawy, że są kontrolowani na każdym kroku. Na myśl przyszła mi jedna z interpretacji ludzkiego życia. Nie pamiętam, kto ani gdzie to powiedział, ale jego słowa były prawdziwe. 

Ludzka egzystencja przypomina labirynt. Człowiek jest bezradny wobec systemu. Jako machinę można rozumieć władzę, biurokrację... Indywidualność ginie w tłumie szarości, a jednostce jest przyporządkowany numer... Dowodu, prawa jazdy, a nawet miejsca w kolejce do urzędu. Wszystko jest pod kontrolą. Nie ma chwili prywatności... Monitoring jest wszędzie. Na ulicy, w sklepie, przebieralni... Nic się nie ukryje. Oni wiedzą wszystko. Mają swoje akta. A przeciętny człowiek zdaje się tego nie widzieć... Pamięć... Ona jest ulotna jak sen, który ginie w momencie przebudzenia. W jednej chwili bywa na wyciągnięcie ręki, aby później zginąć bezpowrotnie. Tak samo jak z pamięcią. Bo czy pamiętamy kolor oczu, włosów osoby, która odeszła od nas na zawsze. Nie... Zapominamy. Nasze wspomnienia  stają się mniej wyraziste i w efekcie nie pamiętamy już gestów, tonu głosu czy śmiechu osoby, która była dla nas ważna. Takie życie... Wszystko przemija w odmętach czasu...

Moje rozmyślania przerwało zatrzymanie się taksówki. Znajdowaliśmy się już na miejscu.

Podziękowałam taksówkarzowi i zapłaciłam za taryfę.

Rozejrzałam się wokół.

Mieszkałam na zabytkowej ulicy. Kilka przecznic od uniwersytetu, na który uczęszczałam. Skłamałam taksówkarzowi, że nie jestem stąd, a on opowiedział mi o Coventry kilka ciekawych rzeczy

Było tu całkiem ładnie, ale głowa dawała mi się we znaki, więc postanowiłam zrobić dokładną rewizję później. Wspięłam się po schodach bloku na drugie piętro. Drzwi otworzyłam kluczem, który dał mi komisarz Smith.

Weszłam do środka i natychmiast zaryglowałam się na cztery spusty. Ściągnęłam z siebie ubranie, zostając w samych spodniach i podkoszulku i jak w transie powędrowałam do pokoju naprzeciw wejścia. Pokój ku mojej uldze okazał się kuchnią połączonym z małym salonikiem, wzięłam szklankę z kredensu i nalałam sobie wody z kranu. Z kieszeni swetra wyciągnęłam tabletki i połknęłam je natychmiast. Nie zwracałam uwagi na otoczenie. Stwierdziłam, że pomyślę o tym jutro, gdy głowa nie będzie mnie boleć, a umysł oczyści się z ciężkich myśli. Padłam na małą kanapę, która znajdowała się naprzeciw telewizora i natychmiast zasnęłam.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro