*_ 𝚁𝚘𝚣𝚍𝚣𝚒𝚊ł 𝟷 _*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Śnieg chrupał pod łapami Migoczącej Sadzawki, gdy ta skradała się za zdobyczą.

Gdy była wystarczająco blisko, zwinnie skoczyła na mysz, jednak ta uciekła, bo wojowniczka zaszurała ogonem po śniegu.

- Mysie łajno! - zaklęła kotka pod nosem, gniewnie płożąc uszy po głowie.

Już miała się odwrócić i wracać do obozu, ale nagle odwróciła się.

- Co ty robisz? Czemu chcesz wracać? - zapytała samą siebie z gniewem - jest pora nagich drzew, starszyzna choruje - zresztą nie tylko oni - zwierzyny na stosie jest bardzo mało, a ty odpuszczasz sobie polowania!?

Zamachnęła się ogonem ze złością, po czym przysiadła do pozycji łowieckiej i zaczęła rozglądać się za kolejną potencjalną zdobyczą.

Dopiero gdy udało jej się złapać nornicę i wiewiórkę, wróciła po skalnej ścieżce do obozu.

Gdy tylko przekroczyła próg, spadł pierwszy lodowaty płatek śniegu. Za nim podążyły kolejne, powoli zasypując ścieżkę, las i trawę.

Otrząsnęła się z zimna i podążyła do legowiska starszych.

Z boku siedziała Rysia Cętka, kaszląc i trzęsąc się z zimna.

- Wszystko dobrze? - Zapytała Migocząca Sadzawka starszą.

Cętkowana kocica nie odpowiedziała.

- Przyprowadzę Nasionowe Futro - mruknęła, oddalając się w stronę legowiska medyka.

Chwilę później medyk już był w legowisku starszych i podawał odpowiednie zioła starszej.

- Migocząca Sadzawko, weź jakiegoś ucznia, znajdź miejsce bez śniegu i zbierzcie mech - mruknął kocur po chwili.

- Dobrze - odparła kotka.

Wzięła ze sobą Biedronkową Łapę i zeszli po kamiennej ścieżce na dół do lasu. Przestał padać śnieg, pod wpływem niemrawych promieni słońca pory nagich drzew zaczął się powoli roztapiać, tworząc zimne kałuże.

Po chwili dotarli do miejsca, gdzie często koty z Klanu Koniczyny zbierały mech.

- Biedronkowa Łapo, idź zbierz mech z tamtego drzewa - poleciła wojowniczka, ogonem wskazując duże, stare drzewo obficie porośnięte mchem.

Rudy uczeń radosnym krokiem podążył do drzewa.

Ja się tu jeszcze rozejrzę - pomyślała Migocząca Sadzawka.

Nagle usłyszała ciężkie kroki kota.

Zjeżyła sierść na karku i położyła uszy po głowie; kot śmierdział Klanem Słonecznika.

Powoli zbliżyła się do kota, ostrożnie stawiając łapę za łapą. 

- Czego chcesz? - warknął nieznajomy, wynurzając się zza bezlistnego krzaka.

To był smukły, wysoki, lecz umięśniony kocur. Miał szare futro w odznaczające się czarne pręgi.

- Czego chcę? - zapytała ironicznie kotka - raczej czego ty chcesz. To nasze terytorium!

Kocur popatrzył na nią jakby była mysim móżdżkiem.

- Jesteś mysim móżdżkiem - zakpił - nie czujesz, że przekroczyłaś granicę zapachową Klanu Słonecznika?

Kotka skuliła się z zażenowania. Dopiero teraz poczuła smród Klanu Słonecznika, zbyt mocny aby pochodził od tylko jednego kota.

- F-faktycznie - przyznała, spuszczając głowę - Biedronkowa Łapo, chodź! Chyba zebrałeś już wystarczającą ilość mchu.

Nie było potrzeby wołać ucznia. od jakiegoś czasu siedział kilka długości ogona dalej i z rozbawieniem słuchał rozmowy dwóch kotów.

Kotka, zobaczywszy go, z trudem ukryła lekki gniew. Wzięła zebrany mech w pysk i oboje wrócili do obozu.

Przez całą drogę poduszki łap aż piekły ją z zażenowania. Jak mogłaś przeoczyć granicę zapachową? - pytała samą siebie.

Biedronkowa Łapa nic nie mówił, ale rzucał rozbawiony wzrok w stronę Migoczącej Sadzawki. 


----Od autorki------------------------

właśnie dostałam nagły przypływ weny :D so kolejny rozdział będzie niedługo.

(wcale to nie tak, że ostatnie wydarzenie w tym rozdziale napisałam tylko po to, aby pokazać iż Migocząca nie jest Mary Sue... no cóż)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro