Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 W żłobku Krwawa Pieśń położył syna na mech. Zabliźniona Skóra akurat kończyła badanie pozostałych kociąt. Zaciekawiony tym Miodek zapomniał na chwilę o głodzie i podszedł do niej.

-Zabliźniona Skóro? - Miauknął swoim kocięcym głosikiem, dokładnie przyglądając się swojemu rodzeństwu. - A kiedy oni otworzą oczy?

-Daj im trochę czasu, Miodku. - Odparła przyjaźnie medyczka. - To kwestia najwyżej kilku dni. Wiesz, zanim kociak otworzy oczy mija trochę czasu.

-To dlaczego ja już je otworzyłem? - Spytał kocurek. 

-Ty, synku, jesteś silniejszy i większy niż inne kocięta, dlatego Klan Gwiazdy wybrał ciebie na przyszłego przywódcę. - Wyjaśnił wojownik synowi. - Wiesz...chyba zawsze będziesz o krok przed innymi kociętami.

 Miodoworudy kociak patrzył, jak Zabliźniona Skóra posyła jego ojcu karcące spojrzenie. Ona myśli, że nie będę przywódcą? - Zastanawiał się kocurek. Nie trwało to jednak długo, ciepły głos Kameleonowego Języka przerwał jego rozmyślania.

-Chodź się najeść, Miodku. - Zawołała.

 Kocurek od razu do niej podszedł, zaczął łapczywie pić jej mleko.

-A dlaczego ty masz mleko, skoro nie masz kociąt? - Dopytywał maluch w przerwach między jedzeniem.

-Spodziewam się kociąt, za jakiś księżyc powinny się urodzić, więc mogę już mieć mleko. - Wyjaśniła karmicielka, liżąc przybranego syna po uszach. - A Zabliźniona Skóra dała mi specjalne zioła, żebym miała trochę więcej i trochę szybciej mleko.

-Rozumiem. - Miodek wrócił do jedzenia.

-A ja też chcę się najeść! - Do jedzącego kocurka podeszła ładna, błękitnawa koteczka, popchnęła go delikatnie, jednak nie na tyle, żeby przerwać mu jedzenie. Sama zaczęła prędko jeść, leżąc obok niego.

-Nie tak szybko, Wężyczko. - Upomniała ją spokojnym głosem szylkreta. - Zakrztusisz się.

 Koteczka posłusznie zwolniła po to, aby po kilku chwilach wstać.

-Mogę pobawić się z Krótkiem w walkę z klanem rzeki? - Zapytała z nadzieją. - Jak chcesz możemy nabrać też Miodka.

 Maluch od razu poderwał się z posłania.

-Tak! Pobawmy się! - Zawołał radośnie.

-Ty zostajesz tutaj, Miodku. - Upomniał go Krwawa Pieśń. - Jesteś jeszcze za mały, żeby się z nimi bawić. 

 Kocurek z żalem spojrzał na swoje łapki. On też chciał się bawić.

-No już, nie smuć się tak. - Ojciec miło polizał syna po głowie, mrucząc przy tym ciepło. - Mój mały Miodowa Gwiazdeczka.

-A możemy mu chociaż opowiedzieć o tej zabawie? - Zaproponował Krótek. - Będzie wiedział na przyszłość co i jak.

-Jasne, ja muszę iść, Różane Ucho wybrała mnie na patrol zamiast Wilczej Przepaści. - Odparł wojownik.

-A co z nią? - Spytała lekko zdziwiona Żółte Futro. - Rozchorowała się?

-Nie, ale jeszcze trochę i będzie wam tu ciasno. - Kocur zaśmiał się przez chwilę. - Spodziewa się kociąt, jeszcze nie przenosi się do żłobka, ale chciała poczekać w obozie na Sosnową Igłę.

-Są wspaniałymi partnerami. - Zauważyła szylkreta. - Fakt, Sosnowa Igła bywa...nadpobudliwy, ale będzie wspaniałym ojcem.

-Racja, ich kocięta pewnie będą silnymi wojownikami. - Krwawa Pieśń po raz ostatni przysunął do siebie syna za pomocą ogona, przytulił go, po czym wstał i wyszedł. - Zajrzę do was później, jeszcze przed ceremonią!

 Miodek patrzył spokojnie, jak jego ojciec znika w wyjście za żłobka, po czym odwrócił się do przybranej matki.

-Jaka ceremonia? - Dopytał.

-Ceremonia na wojowniczkę Akacjowej Łapy. - Wytłumaczyła mu cierpliwie Kameleonowy Język. - Widzisz, kiedy uczeń jest już dostatecznie wyszkolony, zostaje wojownikiem, wtedy przywódca zwołuje zebranie klanu, nadaje mu nowe imię, a wojownik potem odbywa całonocne, ciche czuwanie. Potem już oficjalnie jest wojownikiem. Każdy z was nim kiedyś zostanie, jeśli Klan Gwiazdy pozwoli.

-I jeśli będziecie tego chcieli! - Dodała prędko starsza z karmicielek. - Zawsze możecie też zostać medykami. Zabliźniona Skóra nie jest już młoda, a jedyna uczennica, jaką miała zmarła przed ukończeniem szkolenia, ucieszyłaby się z nowego ucznia.

-A co robi medyk?

-Siedzi w swoim legowisku, układa zioła, nie może mieć rodziny i się nudzi. - Parsknęła Wężyczka. - Gorszej i bardziej bezużytecznej ścieżki w życiu wybrać się nie da!

-Wężyczko! - Kameleonowy Język nagle podniosła głos, Miodek wzdrygnął się lekko mimo tego, że nie na niego krzyczała. - Musisz mieć więcej szacunku do medyków, gdyby nie oni klany by wyginęły.

-Jasne, przepraszam.

-A opowiecie mi w końcu o tej zabawie? - Poprosił kocurek.

-Siadaj. - Krótek strzepnął ogonem.

 Miodek posłusznie wysłuchał całej osobiście, potem chwilę bawili się kulką mchu. Kocurek jednak bardzo szybko się zmęczył, zaledwie po kilku chwilach opadł na ziemię wykończony.

-Nie powinieneś był aż tak wariować. - Zwróciła mu uwagę szylkretowa karmicielka. - Idź się prześpij, jeśli położysz się teraz zdążysz jeszcze zobaczyć wieczorną ceremonię na wojowniczkę Akacjowej Łapy.

-Dobrze. - Kocurek ziewnął przeciągle, po czym zwinął się w kłębek obok jego rodzeństwa, żadne z nich nadal nie otworzyło oczu. - To był fajny dzień, ale chciałbym być już wojownikiem. - Mruknął, patrząc na przybraną matkę. - Mógłbym nim być, tylko musiałbym potrenować walkę jak w opowieści Krótka.

-Na pewno kiedyś będziesz wspaniałym wojownikiem, ale jak na razie śpij. - Kameleonowy Język otuliła adoptowanego syna ogonem, po kilku chwilach schyliła się i szepnęła mu do ucha: - Jutro poznasz kogoś ważnego.

 Maluch skinął tylko sennie głową, nie miał miły zastanawiać się, o kogo chodzi jego ukochanej, przybranej mamie. Wcisnął główkę między łapy, aby po kilku chwilach zasnąć. Jedyną myślą, jaką miał wtedy w głowie było czekanie, aż jego rodzeństwo otworzy oczy. Oby już niedługo. - Prosił cicho w myślach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro