Rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Nadeszła noc. Miodek spał spokojnie w swoim posłaniu, kawałek od Kameleonowego Języka. Wyjątkowo nie miał ochoty się w nią wtulać, była bardzo późna pora nowych liści co sprawiało, że nawet noce były ciepłe, a przez swoje długie, gęste futerko wtulając się dodatkowo w przybraną matkę maluchowi było zbyt gorąco.
 Nagle kocurek poczuł, jak ktoś szturcha go w bok. Otworzył oczy i przekręcił się na drugą stronę. Zobaczył brązowego kocurka w jaśniejsze łatki, a także o krótkim futrze, patrzącego na niego jasnożółtymi oczami.

-Jastrząbek! - Miodoworudy kocurek od razu poderwał się na łapki, widząc, że jego brat wreszcie otworzył oczy. - Już myślałem, że nigdy nie otworzycie oczu! Czarnusia też nie śpi?! - Dopiero po chwili uspokoił się i wyciszył. Spojrzał na inne koty. Jego krzyki nikogo nie obudziły. Odziwo. - Musimy być cicho.

-Jeszcze śpi. - Odparł brązowy maluch półszeptem. - To...to nasz dom?

-Jest super, prawda?

-Bardzo przytulny.

-Ale jest coś jeszcze lepszego, chodź. - Miodek strzepnął ogonem, aby brat poszedł za nim. 

 Bracia powoli, tak cicho, jak tylko umieli wychylili się ze żłobka. Jedynym kotem obecnym na polanie obozu była Akacjowa Gałązka. Wojowniczka zauważyła ich i rzuciła im pytające spojrzenie.

-Dlaczego ona nic nie powie? - Spytał Jastrząbek.

-Nie może. - Wyjaśnił drugi z braci. - Dzisiaj mianowali ją wojowniczką, każdy nowy wojownik musi odbyć w ciszy czuwanie przez całą noc.

-Ciekawie. A gdzie właściwie idziemy?

-Widzisz tamtą skałę? - Miodek wskazał ogonem na Wysoki Głaz. - Kiedyś będę przywódcą całego naszego klanu i będę nim rządzić, dlatego dzisiaj nasz obecny przywódca, Patykowa Gwiazda pozwolił mi tam wejść. Trzeba się trochę wspiąć, bo jesteśmy za mali, żeby po prostu tam wskoczyć, jak się tam wdrapywałem złamałem końcówkę pazura, ale teraz wymyślimy coś, żeby tak nie było. Widok z góry jest piękny, więc warto.

-Możemy spróbować. - Zgodził się Jastrząbek.

-Spadniecie! - Rozmawiając kociaki nie zauważyły, jak podeszła do nich Akacjowa Gałązka. - Wracajcie do żłobka, ale to już. Coś może wam się stać.

-Ale przecież ty nie możesz mówić! - Zdziwiony Miodek spojrzał na wojowniczkę. - Masz czuwanie.

-To sytuacja wyjątkowa, więc się nie liczy. - Odpowiedziała mu szylkreta. - A teraz do żłobka, już! I spać. Żaden z was nie ma wychodzić do rana. Jasne?

-Ale nie możesz nam rozkazywać. - Rudy kocurek spojrzał na nią. - Przecież będę przywódcą klanu!

-Słuchaj, Miodku. - Zaczęła młoda wojowniczka. - Może i będziesz przywódcą, ale na razie jesteś tylko kociakiem, więc jeszcze musisz się mnie słuchać. Po prostu idź grzecznie spać, to jutro będziesz miał więcej siły na zabawę.

-No niech będzie. - Mruknął w końcu maluch. - Chodź, Jastrząbku!

-(*)-(*)-(*)-(*)-

 Minęło ponad pół księżyca, pewnego słonecznego dnia, kiedy było już po wysokim słońcu kocięta mogły bawić się w trójkę. Zaledwie dzień po nocnej próbie wspinaczki na Wysoki Głaz Czarnusia także otworzyła swoje żółte oczy. Teraz rodzeństwo mogło bawić się z resztą kociąt.

-Ja, Wężowa Gwiazda, przywódczyni klanu pioruna, wybieram ciebie, Krótki Kle na zastępcę! - Zawołała donośnie Wężyczka.

-Już mówiłem, że nie chcę nazywać się Krótki Kieł. - Narzekał Krótek. - Z resztą, nie możesz decydować za mnie, jestem starszy. Chcę być Krótką Pręgą, a najlepiej Krótką Gwiazdą.

-Ale nie możesz być przywódcą, ja już zajęłam tą rolę!

-Jestem starszy. - Spierał się brązowy, pręgowany kocurek.

-To ja będę przywódcą! - Wtrącił Miodek. - Ja, Miodowa Gwiazda wybieram sobie Czarny Liść na zastępczynię!

-Ale ja nie chcę być zastępczynią. - Pisnęła Czarnusia. - Wolę coś spokojniejszego.

-To kim chcesz być? - Spytał Jastrząbek. - Każdy chce być zastępcą!

-Ja nie. - Mruknęła krótko miodoworuda koteczka. - Wybierz kogoś innego, Miodku!

-W takim razie na zastępcę wybieram Jastrzębiego Pazura! - Oznajmił kociak. - Krótka Pręgo, a ty kim chcesz być, może najstarszym wojownikiem?

-Mam lepszy plan. - Odezwał się najstarszy spośród kociąt. - Pamiętacie opowieść starszyzny o grupie samotników, która nas atakowała? Właściwie, to ja i Wężyczka to przeżyliśmy, więc możemy być złymi samotnikami, wiemy, jak oni atakują, a wy możecie bronić klanu.

-Okej! - Zawołał Jastrząbek. - Gotowi?

 Czarnusia nagle oddaliła się od reszty kociąt, pobiegła w stronę żłobka.

-Ona chyba nie chce się z nami bawić. - Mruknął zawiedziony Miodek. - No trudno, będzie dwóch na dwojga. Do ataku, klanie pioruna!

-Do ataku, samotnicy! - Zawołał Krótek.

 Rozpoczęła się udawana bitwa kociąt. Miodek od razu skoczył na błękitno szarą koteczkę, szarpał się z nią przez dłuższą chwilę. Ta przygniotła go na chwilę do ziemi, po jakimś czasie kocurkowi  udało się wyrwać i teraz to on przygniótł do ziemi Wężyczkę, trzymając ją w niepewnym uścisku. Pyszczkiem dotknął jej szyi.

-Zabiłem cię! - Powiedział dumny z wygranej w zabawie. - Teraz został nam tylko jeden samotnik. Dalej, Jastrzębi Pazurze! Przegoń go z klanu pioruna!

-Nie uda ci się! - Krótek z delikatnością przygniótł młodszego kocurka do ziemi. Jednocześnie bardzo starał się, żeby przypadkiem go nie zranić.

-Pomocy, Miodowa Gwiazdo! - Zawołał Jastrząbek.

-Już idę!

 Miodek pobiegł w stronę brata, skoczył na Krótka i zaczął się z nim mocować. W tym czasie brązowy, łaciaty kocurek wstał z ziemi i uderzył starszego kociaka od tyłu, ten udał, że upada na ziemię.

-Wygraliście. - Mruknął zadowolony. - Brawo, maluchy.

-Ej, nie nazywaj nas tak! - Odezwał się oburzony Miodek. - Nie jesteśmy maluchami, jestem prawie taki duży, jak ty!

-Nie jesteś. - Krótek zachichotał przyjaźnie. - Ale niedługo pewnie i tak mi dorównasz. Niech będzie, mogę przestać was tak nazywać.

-Już po walce? - Czarnusia wychyliła się ze żłobka, przyglądając się reszcie kociąt.

-Tak. - Miauknął do niej Miodek. - Wygraliśmy.

-Okej! - Koteczka podbiegła do nich z liśćmi i mchem w pysku.

-Co robisz? - Spytał zaintrygowany, miodoworudy kocurek, przyglądając się siostrze.

-Jestem medyczką. - Wyjaśniła, przykładając do grzbietu najstarszego brata liście. - Leczę wasze rany po bitwie specjalnymi ziołami, żeby nie wdało się zakażenie, i żebyście się nie wykrwawili.

-Chyba nie będziesz bawić się w medyka! - Zaśmiał się Jastrząbek. - To nudne i bezsensowne! Lepiej być wojownikiem jak my! Zostaw te liście, to pokażemy ci walkę!

-To wcale nie jest bezsensowne. - Kłóciła się Czarnusia, nadal jednak zachowując spokój. - Bez medyka klan by umarł.

-Ale zobacz, gdyby wojownicy nie polowali, medycy nie mieliby jedzenia. - Nadal przekonywał ją brązowy kocurek. - A gdyby nie było medyków nic by się nie stało.

-Jesteś taki pewien? - Prychnęła koteczka.

-Tak, jesteśmy pewni. - Zamiast Jastrząbka odezwała się Wężyczka.

-No dobrze, wymienię wam kiedy przydaje się medyk. - Czarnusia rzuciła błękitno szarej kotce poddenerwowane spojrzenie. Położyła liście na ziemię, aby móc mówić wyraźniej. - Jeśli ktoś będzie miał zielony kaszel, to pomoże mu medyk. Medyk jest przy porodzie, każdym chorym kocie, przywódcy, kiedy traci życie. Musi cały czas myśleć o znakach od Klanu Gwiazdy, jak jakiś kot będzie miał zakażoną ranę to też medyk mu pomaga, kiedy będzie miał złamaną łapę też, a nawet kiedy...

-No niech ci będzie, medycy są minimalnie nie bezsensowni. - Mruknął Jastrząbek. - Ale to coś, co każdy mógłby umieć.

-Nieprawda! Medycy są wyjątkowi!

-Przykro mi Czarnusiu, ale w zabawie to i tak niepotrzebne. - Zauważył Miodek. - Nie mamy prawdziwych ran. A ja muszę trenować bycie przywódcą w bitwie! Teraz moglibyśmy już bawić się w kolejną walkę, gdyby nie te opatrywanie ran!

-A co za przywódca poprowadziłby klan na kolejną bitwę bez opatrzenia ran po poprzedniej? - Zripostowała miodoworuda koteczka.

 Maluch nie wiedział, co ma jej odpowiedzieć, po prostu milczał przez chwilę, pozbawiony jakichkolwiek sensownych argumentów. Z resztą nie chciał kłócić się z siostrą.

-No właśnie, nie masz już odpowiedzi. - Czarnusia wypięła się dumna, że wygrała sprzeczkę. - A teraz siadać na ogony, a ja opatrzę wam rany!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro