Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Ładna kocica o długim futrze, której miodoworude futro pokrywały ciemniejsze pręgi siedziała w swoim legowisku, układając zioła. Robiła to w kompletnej ciszy i skupieniu, dokładnie liczyła każdy listek zioła, aby upewnić się, że niczego nie brakuje. Zbliżała się pora nagich drzew, w którą zawsze brakowało ziół, a na dodatek klan ostrza odebrał im tereny, z których mogliby zebrać potencjalne zapasy. 

-Pięć...sześć... - Mówiła cicho do siebie. 

 Po chwili odłożyła w osobne miejsce kilka szarawych, lekko włochatych listków, a bliżej siebie przysunęła niewielkich rozmiarów fioletową roślinę. Ta nawet mimo późnej pory zachowała się w stosunkowo dużej liści. To dobrze. - Pomyślała młoda medyczka. - W tym sezonie na pewno przyda się dużo lawendy...
 Pochłonięta w rozmyślaniach nie usłyszała, jak ktoś wszedł do jaskini, puki nie poczuła na barku dotyku czyjegoś ogona. Od razu domyśliła się kto to. Na jej pysku pojawił się szeroki uśmiech.

-Cześć, Ziołowa Skóro. - Odwróciła się do przyjaciółki. - Właśnie kończę liczyć zioła. Muszę podliczyć jeszcze tylko ile mamy lawendy.

-Wiesz, że nie musisz liczyć każdego listka? - Jasnoszara kocica wydawała się być rozbawiona. - Ślepa nie jesteś, zobaczysz, jak zapasy zaczną się kończyć.

-Zawszę wolę wiedzieć. - Odparła Czarny Nos z troską w głosie. - To będzie trudna pora nagich drzew.

-Pewnie masz rację, ale nie ważne co spotka klany, przejdziemy przez to. - Ziołowa Skóra swoim ogonem dotknęła puchatego ogona Czarnego Nosa, delikatnie je splatając po czym przysiadła obok niej. - Razem. Jak zwykle.

-Jak zwykle. - Miodoworuda kocica mocniej splotła swój ogon z ogonem przyjaciółki. - Ale i tak się martwię.

-Zawsze się martwić. - Ziołowa Skóra przewróciła oczami w geście rozbawienia. - Kiedy przestaniesz?

-Kiedy Klan Gwiazdy mi rozkaże. - Mruknęła również lekko rozbawiona Czarny Nos. - Czyli nie spodziewaj się tego w najbliższym czasie.

-Zaraz specjalnie ich zwołam, żeby powiedzieli ci, że nie masz się martwić.

-Niektórzy z Klanu Gwiazdy nie potrzebowaliby twojego wezwania do uspokajania niektórych w każdej możliwej kwestii.

-Masz na myśli Miodowe Serce, prawda? - Dopytała jasnoszara medyczka. - Znowu miałaś jakiś sen?

-Ten sam, co zawsze. - Miauknęła w odpowiedzi Czarny Nos. Nie chciała o tym rozmawiać, dla niej nie było tu nawet o czym gadać.

-Wiesz, ja uważam, że to, co robi jest...jakby to powiedzieć...nie najlepsze. - Powiedziała Ziołowa Skóra. - Naprawdę, w śnie objawiają ci się duchy twojej najbliższej rodziny, Jelenia Jaskinia, Jastrząbek, a nawet niektórzy z tej dalszej rodziny i ostrzegają cię przed czymś złym, a mu, mimo tego, że jest twoim bratem nie chce się ruszyć i przyjść.

-To...to wcale nie tak. Z resztą co, jeśli oni się mylą i wcale nie stanie się nic złego. - Przekonywała ją medyczka z klanu pioruna. - Z resztą Miodowe Serce taki nie jest, to szlachetny, lojalny kocur. Jeśli nie pojawia się w moich snach, to znaczy, że albo opiekuje się swoimi kociętami, albo czuwa przy Szyszkowym Futrze. Wiesz, że ona potrzebuje go o wiele bardziej, niż ja, po tym jak umarł...

-Nawet nie mów, że tobie nie było przykro. - Ziołowa Skóra weszła jej w słowo. - Wiem, że ty też odczułaś jego śmierć. Gdyby chciał mógłby być przy tobie.

-Nie wymagam tego od niego. Jestem dorosła, dam radę sama.

-Wiem, że dasz po prostu, nie chcę, żeby on cię zranił.

-Nie zrani, to mój brat, dobrze wiesz, że bardzo go kocham.

-Wiem, kogo jeszcze kochasz. - Medyczka z klanu cienia spojrzała na nią wzrokiem, który sprawia, że od razu wiadomo, o co jej chodzi.

-Pewnie dlatego, że codziennie ci to powtarzam. - Ciemnożółte oczy Czarnego Nosa błysnęła radośnie, kiedy spojrzała prosto w oczy przyjaciółki...chociaż nie...nie były tylko przyjaciółkami. - Dzisiaj znowu mogę. Kocham cię, Ziołowa Skóro.

-Ja ciebie też, Czarny Nosie. - Jasnoszara kotka oparła głowę na barku medyczki. - Żałuję, że nie możemy powiedzieć innym o naszym związku. Przeklęty kodeks...

-Nie każdy musi o tym wiedzieć. - Odparła miodoworuda kocica. - Wystarczy, że ja wiem, że cię kocham, więcej mi nie trzeba.

-Mi też, ale...nie lubię się z tym ukrywać. - Wyznała Ziołowa Skóra. - No i zaczynam mieć wrażenie, że Gruszkowy Ogon coś podejrzewa.

-Można mu ufać. Nawet, jak się domyśli, to nikomu nie powie. - Zapewniała ją dawna uczennica Zabliźnionej Skóry, jeszcze w czasach, kiedy jej mentorka żyła. - A teraz lepiej idźmy już spać. Dobranoc.

-Dobranoc.

-(*)-(*)-(*)-(*)-

 Medyczka obudziła się na polanie Czterech Drzew. Przed nią, tuż pod Wielkim Kamieniem stało kilka kotów. Wśród nich rozpoznała Jelenią Jaskinię, która często odwiedzała ją w snach, a także Jastrząbka. Kawałek dalej siedział Orli Puch, kocica nie miała okazji poznać go za życia, jednak dowiedziała się, że był on bratem jej matki, a także jej babcia - Lodowe Spojrzenie. W skrócie, cała gromadka należała do bliższej części jej rodziny.
 Niepewnie podeszła do kotów. 

-Czarny Nosie. - Jelenia Jaskinia odezwała się jako pierwsza. - Jesteś gotowa?

-Gotowa na co? - Spytała kocica. - Zawsze mówisz to samo, a ja nadal nie wiem!

-Nawet Klan Gwiazdy nie jest przekonany. - Odparła zmarła pełnym obaw głosem. - Ale jedno jest pewne, to, co nadchodzi nie będzie łatwe. 

-Na pewno wiecie cokolwiek. - Upierała się wyraźnie sfrustrowana medyczka. - Powiedzcie! Proszę! Jak mam być gotowa, skoro nie wiem, co mnie spotka?

-Gdybym wiedziała cokolwiek więcej, powiedziałabym ci. - Mruknęła Jelenia Jaskinia. - On już na ciebie czeka. On wybrał twoją ścieżkę. Ale pamiętaj, zawsze będziemy kroczyć obok ciebie. Bądź dzielna, córeczko.

-On, czyli kto? - Zapytała Czarny Nos, jednak nie spodziewała się usłyszeć odpowiedzi. Co noc od ponad księżyca pytała o to samo. Co noc ta rozmowa kończyła się w identyczny sposób. 

 Kocica poczuła, jak powoli znika z wizji, jakby rozpływała się w powietrzu i znikała na zawsze. Po chwili obudziła się.

-Znowu to samo. - Prychnęła sama do siebie. - Muszę w końcu poznać odpowiedź.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro