Rozdział 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kiedy tylko medyczka klanu pioruna przekroczyła wejście do obozu, idąc na samym końcu trzyosobowej grupy podeszła do niej Mknący Wiatr. Na krótkim, brązowym futrze młodej wojowniczki widać było jeszcze dosyć świeże, chociaż oczywiście opatrzone rany, które miała po bitwie, mimo to wyglądała o wiele lepiej. Jeden dzień - zwłaszcza dzień pory nagich drzew - rzecz jasna nie wystarczy, aby cały  wykarmić dostatecznie cały klan tak, żeby nikt nie był wychudzony, jednak kości niedawno głodujących kotów nie były już aż tak widoczne pod ich skórą.

-Czarny Nosie, Berberysowa Łapa się obudził. - Oznajmiła wojowniczka spokojnie. - Z resztą przebudził się już w nocy, ale nic mu nie było, więc nie chciałam przeszkadzać w czuwaniu. Jest jeszcze jedna sprawa, ale to powiem ci w twoim legowisku, kiedy będziesz miała chwilę.

-Dobrze, Mknący Wietrze. - Odparła Czarny Nos. Cieszyła się, że uczeń się obudził, z resztą wiedziała, że to była kwestia dosyć krótkiego w tym wypadku czasu, ponieważ jego rany nie były wcale aż tak poważne. - Skoro Berberysowa Łapa wstał, to chcę sprawdzić jak się ma, od razu możesz iść ze mną i porozmawiamy u mnie, jak chciałaś.

 Brązowa wojowniczka w odpowiedzi skinęła głową, po czym obie kotki ruszyły w stronę jaskini medyczki. Czarny Nos jako pierwsza weszła do środka, a jej oczom od razu ukazał się Berberysowa Łapa, jedzący mysz na swoim posłaniu.

-Witaj, Czarny Nosie. - Odezwał się, kiedy zobaczył medyczkę. - Jadłaś już?

-Jeszcze nie, ale dokończ tą mysz sam, musisz być najedzony i pełen sił, żeby wyzdrowieć. Od jutra możesz już wrócić do swoich obowiązków jako uczeń, ale to nie znaczy, że będziesz w pełni zdrowy. Rany będę goiły ci się jeszcze kilka dni.

-Jasne. - Odparł uczeń i wrócił do posiłku, co jakiś czas spoglądając na Mknący Wiatr.

-No dobrze, Mknący Wietrze. - Zaczęła mówić Czarny Nos, w międzyczasie przygotowując zioła dla Berberysowej Łapy. - Co chciałaś mi powiedzieć?

 Mknący Wiatr przysiadła naprzeciwko jej, wyglądała na podekscytowaną, a może też trochę przestraszoną.

-Chyba spodziewam się kociąt. - Oznajmiła z uśmiechem. - Podejrzewałam to już jakiś czas, ale ostatnio brzuch mi trochę urósł i to na pewno nie od tego, że mamy więcej jedzenia.

-Skoro tak twierdzisz, to kładź się na posłanie. - Medyczka strzepnęła ogonem w stronę pustego posłania. - Zrobię ci badanie.

 Brązowa kocica położyła się na posłaniu, a medyczka podeszła do niej, przy okazji podając rannemu Berberysowej Łapie trochę ziół, które miały go wzmocnić. Następnie przystąpiła do badania, polegającego głównie na lekkim ugniataniu brzucha ciężarnej - lub nie - kotki. W legowisku panowała kompletna cisza, a do głowy Czarnego Nosa napłynęły myśli związane z jej własną sytuacją. Ale ja nie będę matką! - Tym sposobem starała się jak zwykle odepchnąć od siebie wszystkie związane z tym obawy, jednak stawało się to coraz trudniejsze.

-Miałaś rację. - Mruknęła po chwili, nadal pogrążona w zamyśleniach. - Spodziewasz się kociąt, Mknący Wietrze.

-To wspaniała wiadomość! - Ucieszyła się wojowniczka. Wydawała się nie zauważać lub ignorować u medyczki widoczne po jej minie i intensywne rozmyślania. - Niech Klan Gwiazdy nad nimi czuwa i oby były zdrowe!

 Po tych słowach kotka wyszła z legowiska. Czarny Nos patrzyła, jak odchodzi. Bez słowa odwróciła się do magazynu ziół i zaczęła przeglądać je, sprawdzając przy tym które nadają się jeszcze do użycia, a które zwiędły pod nieobecność kotów klanu pioruna. Jednocześnie dała pochłonąć się rozmyślaniom. Nie będę miała kociąt. - Ponownie powtórzyła to sobie w głowie, chociaż sama już nie wiedziała, czy jest to jej marna próba przekonania do tego samej siebie, czy niema modlitwa do Klanu Gwiazdy. - Nigdy nie będę ich miała, a tym bardziej nie z Kojotem, przecież kocham Ziołową Skórę.
Minęło kilka długich chwil. Obok medyczki utworzone było wiele stert ziół, poukładanych w dwóch rzędach. Trzecią grupę tworzyła kupka ususzonych, czy przegniłych, nie zdatnych już do użycia ziół. Była ona największa ze wszystkich. Jeden rząd, o nie wiele większy od drugiego tworzyły wszelkie rośliny, które były już mocno wysuszone, jednak nadal zdatne do użycia. Z kolei trzeci - najmniejszy - tworzyły zioła w najlepszym stanie, te które prawie w ogóle nie uszkodziły się przez cały ten czas.
Przy okazji układania ziół miodoworuda, pręgowana kocica nie przestawała rozmyślać o całej tej sprawie. Nie mogła oprzeć się myśli, że jednak doczeka się kociąt, co jednak wcale nie było dla niej radością. Jeśli będę je miała, muszę mieć plan, co z nimi zrobić. - Zdała sobie sprawę. - Chcę być medyczką, nie mogę ich wychować, kiedy mój klan mnie potrzebuje, zwłaszcza, że nie mam nawet ucznia, który by mnie zastąpił. Obym jednak ich nie miała.

-Czarny Nosie? - Medyczka usłyszała głos Berberysowej Łapy. Odwróciła się do niego.

-Tak?

-Mogę już dzisiaj spać znowu w legowisku uczniów? - Spytał z nadzieją w głosie. - Nie obraź się, ale nie lubię tu być.

-Możesz. - Mruknęła w odpowiedzi kocica. Jednocześnie zaczęła myć swoje długie futro o miodoworudej barwie, w które wplątało się kilka uschniętych liści. - Tylko odpoczywaj. Dzisiaj nie wychodź z legowiska. Jutro możesz zapolować, czy iść na patrol, ale nie przepracowuj się.

-Dzięki, Czarny Nosie! - Kocur wstał z miejsca i już miał iść do wyjścia z jaskini medyków, kiedy w przejściu okazała się stosunkowo drobna szylkretowa kocica o krótkim futrze.

-Witaj, Szyszkowa Gwiazdo. - Medyczka skłoniła na chwilę głowę przed przywódczynią jako wyraz szacunku. Wiedziała, że Szyszkowa Gwiazda nie lubiła, kiedy ktoś traktował to jak to nazwała "zbyt wyjątkowo" jednak zasady szacunku wobec teoretycznie wyżej postawionych członków klanu tak nakazywał. - Potrzebujesz czegoś?

-Nie, ale mam szybkie pytanie. - Brązowa kocica krótko spojrzała na uczniu, posyłając mu lekko tajemniczy uśmiech. Czarny Nos szybko podłapała jej wzrok. Domyśliła się, że szylkreta ma dla kocura dobrą nowinę. - Wiem, że Berberysowa Łapa został mocno ranny w bitwie, ale chyba pozwolisz mu odbyć czuwanie?

-Czuwanie?! - Zanim medyczka zdążyła cokolwiek odpowiedzieć Berberysowa Łapa skierował wzrok na Szyszkową Gwiazdę. - Zostanę wojownikiem?! W końcu!

-Nie ma przeciwskazań, tylko niech jutro szczególnie zadba o wyspanie się. - Oznajmiła kocica.

-No, to Berberysowa Łapo, idź powiedzieć swojemu rodzeństwu, ja zamienię kilka słów z Czarnym Nosem i zaraz zwołam zebranie. - Mruknęła pstrokata kocica.

 Uczeń praktycznie wybiegł z legowiska, kierując się na pokrytą cienką warstwą śniegu polanę. W tym czasie Szyszkowa Gwiazda przysiadła naprzeciw medyczki. Chociaż jeszcze przed chwilą wyraz jej pyska pokazywał tylko radość, teraz wydawała się być trochę zmieszana, a może i przestraszona. Mimo to po jej postawie można było zauważyć, że starała się opanować nerwy.

-Coś się stało? - Dopytała Czarny Nos. Humor przywódczyni lekko jej się udzielił i teraz sama poczuła delikatnie uczucie niepokoju.

-Nie... po prostu. - Zaczęła kocica. - Przepowiednia. Chyba. - Mruknęła. - Jeszcze nie zdążyłam porozmawiać o tym z Zacienionym Okiem, a chciałam zamienić też słowo z tobą, no bo w końcu jesteś tu ekspertką od Klanu Gwiazdy. Tylko nie zrozum mnie źle. Widziałam już dużo przepowiedni, to trochę dziwne, ale pierwszy sen z Klanem Gwiazdy miałam już wtedy, kiedy byłam tu więźniem, więc to nie powinno być dla mnie nic dziwnego, ale ten sen był inny. Po pierwsze, nie odwiedził mnie Miodowe Serce. Odkąd... - Urwała głos tak, jakby nadal przez gardło nie mogła przejść jej wiadomość o śmierci partnera. - Odkąd go tu nie ma prawie zawsze on mnie odwiedzał, a jeśli nie on, to albo Mleczyk i Płomyczek, albo moja matka. Teraz to nie był żaden z nich. Nie znam kota, który mnie odwiedził i trochę mnie to martwi.

-A jak wyglądał? - Spytała zaintrygowana medyczka. Słuchając tego, co mówiła jej przywódczyni na chwilę zapomniała o związanych z możliwością posiadania kociąt zmartwieniami. - Może ja go kojarzę, albo o nim słyszałam.

-Był ogromny i miał długie, szare futro. - Opisała go po krótce. - Wyglądał trochę podobnie do Patykowej Gwiazdy, ale jego futro było mniej splątane i miał bardzo krótkie łapy. No i ciemniejsze futro.

-Może do Cedrowa Gwiazda. Ojciec Patykowej Gwiazdy. - Zasugerowała miodoworuda kocica po chwili zastanowienia. - Co ci powiedział?

-"Są trzy koty. Dwa w pogoni, jeden w ucieczce, tylko oni mogą zatrzymać to, co sami zaczną. Pierwszy promień rzeki ci ich wskaże." - Zacytowała przywódczyni. - Nie wiem, o co w tym chodzi. Nawet, kiedy dostawałam przepowiednię były jaśniejsze.

-Też nie jestem pewna, o co w tym chodzi. - Przyznała Czarny Nos, patrząc na swoje łapy. - Pomyślę o tym i powiem ci, kiedy do czegoś dojdę. Ale nie martw się, dobrze, Szyszkowa Gwiazdo? Musimy zaufać Klanowi Gwiazdy, oni wiedzą, jaką ścieżką nas prowadzić.

 Przywódczyni w odpowiedzi skinęła tylko głową. Następnie podniosła się z ziemi i ruszyła do wyjścia z legowiska medyczki stosunkowo wolnym krokiem. Miodoworuda kocica ruszyła za nią. Wiedziała, że zaraz rozpocznie się zebranie całego klanu i chociaż nie musiała na nim być lubiła patrzeć, jak uczniowie dostają swoje nowe imiona wojowników. Dała pochłonąć się temu, co działo się tu i teraz. Czuła się, jakby całkowicie zapomniała o zmartwieniach związanych z Kojotem, chociaż wiedziała, że obawy zaraz powrócą.

--------------- --------------- ---------------

A no witam, witam :)

Tak, ja żyję i w końcu coś wstawiłam i to nawet coś dłuższego, niż 700 słów, bo na początku wyglądało, że ten rozdział będzie tyle miał.

 Od razu mam kilka spraw; po pierwsze, chciałam przeprosić was za tak długą nieaktywność - czy raczej po prostu nie wstawianie rozdziałów, bo aktywna w miarę byłam - szczerze mówiąc, to mogłabym wymienić wam powody, dlaczego tak się stało, chociażby brak weny, czy motywacji, ale gdybym miała się wam tu teraz tłumaczyć, to z samej tej dopiski wyszłoby mi dobre 500-600 słów, więc zatrzymajmy się na tym, że tak po prostu wyszło. Stało się i tyle, już się nie odstanie mogę tylko obiecać wam, że postaram się być bardziej aktywna w kwestii rozdziałów, nie mówię, że na 100% będę, ale postaram się.
 No dobrze, moje małe tłumaczenia mamy już za sobą, teraz ogłoszenia parafialne dotyczące samej książki. Wiem, wiem zaraz zanudzicie się tymi rozdziałami, gdzie nic się nie dzieje, ale akcja tej książki będzie toczyła się powoli. Na szczęście już niedługo zacznie być ciekawie i prawdopodobnie pojawi się też kilka niespodziewanych śmierci. I tak, wiem, że ta książka to NIEWOLA Czarnego Nosa, a tutaj podczas, gdy Czarny Nos w niewoli już dawno nie jest, a akcja do końca się wcale nie zbliża. No cóż, nie miałam słowa, które określałoby to, co się tu działo, a akurat w jej niewoli przeżyła to, co najmocniej wpłynęło na dalszy ciąg akcji.

To chyba wszystko, co chciałam wam powiedzieć. Nie wiem, o której to czytacie, więc po prostu życzę wam miłej/miłego ranka/dnia/wieczoru/nocy :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro