Rozdział 13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Po usłyszeniu huku nadal zapłakana medyczka wybiegła z nory. Huki nie ustały nawet na chwilę, wydawało się, jakby każdy kolejny był głośniejszy od poprzedniego. Spojrzała w niebo, a wysoko, ponad drzewami, gdzieś w oddali mniej więcej nad siedliskami dwunożnych nocna ciemność została rozświetlona ogromną ilością barw, rozbłyskujących na niebie i swoim barwnym blaskiem przysłaniając nim gwiazdy ze Srebrnej Skóry. Czarny Nos spłaszczyła uszy, patrząc w górę. Czy to znak od Klanu Gwiazdy? Chcą w ten sposób pokazać, że nie podoba im się, że będę miała niedługo kocięta?! - Te myśli jako pierwsze przyszły jej do głowy. Tkwiąc w nich chciała szybko wrócić do obozu, żeby sprawdzić, czy nikomu tam nic nie jest. Jej uwagę przykuł jednak krzyk dobiegający z drugiej strony Drogi Grzmotu.

-Zajęczy Kroku?! Co ci jest?!

 Medyczka rozpoznała ten głos. Podeszła do pobocza, uważając, aby nie wejść na Drogę Grzmotu; wolała uniknąć spotkania z potworem dwunożnych. Spojrzała na drugą stronę, a między gęsto posadzonymi zaroślami mrocznego, sosnowego lasu zobaczyła parę zielonych oczu, przypatrujących się jej. Po chwili zza krzaków wyszła sporych rozmiarów szylkretowa kotka. Biała część jej futra wydawała się błyszczeć lekko w świetle księżyca, za to pokrywające je brązowe, rude i czarniawe łaty odznaczały się na nim. Medyczka rozpoznała w niej Zachmurzoną Stopę, znała ją - tak samo, jak większość Klanu Cienia - z niedawnych czasów, kiedy byli jednym wielkim Klanem Zjednoczonym. Wojowniczka z innego Klanu spojrzała na krótki moment w górę, na nocne niebo, kiedy jednak po dłuższej chwili odpoczynku od huków rozbrzmiał kolejny z nich szybko przekierowała wzrok z powrotem na Czarny Nos.

-Hej, ty! - Zawołała. Ostrożnie weszła na pobocze, aby po chwili postawić łapy na prawilnej części sczerniałej, twardej ziemi charakteryzujących Drogę Grzmotu. - Jesteś Czarny Nos, prawda? - Ściszyła głos, gdyż była już na tyle blisko, że nie musiała krzyczeć. - Ta medyczka z Klanu Pioruna. Chodź, musisz nam pomóc! Coś stało się z Zajęczym Krokiem.

-Jasne, idę. - Kocica nie chciała zadawać więcej pytań. Niepewnie przekroczyła pas sczerniałej ziemi, aby po chwili znaleźć się już po drugiej stronie. - Co się stało?

-Ten huk i te błyski... nie wiem, o co tu chodzi, ale kiedy było najgłośniej coś stało się z Zajęczym Krokiem! - Wyjaśniła pośpiesznie szylkreta, wyraźnie spanikowana. - Ziołowa Skóra była tu z nami, ale poszła poszukać ziół. Dobrze, że byłaś niedaleko, bo nie wiem, czy dałabym radę ją znaleźć! Błagam cię, pomóż jakoś!

-Spokojnie. Pomogę na tyle, na ile mogę. - Odparła Czarny Nos

 Podeszła do leżącej na ziemi szarej kocicy. Starała się udawać spokojną, mimo to nie potrafiła się skupić. Nawet, kiedy już przykucnęła przy kocicy i zaczęła ją badać nie myślała o tym, co robi. Jedyne myśli, które kłębiły się w jej głowie to te dotyczące kociąt. Co powinna z nimi zrobić? Czy Klan Gwiazdy będzie na nią zły, mimo tego, że sama ich nie chciała? Czy jej Klan to zaakceptuje? Czy nadal będzie mogła być medyczką? - W głowie w kółko miała te pytania. - Czy będą tak samo złe, jak ich ojciec? - Zastanawiała się, mając jednocześnie nadzieję, że wcale tak nie będzie, że te maluchy, o ile w ogóle przeżyją wyrosną na dobre, lojalne koty. 

-Czarny Nosie? I co z nią?

 Medyczka spojrzała na zadającą pytanie szylkretę. Strzepnęła lekko ogonem w odpowiedzi, nic jednak nie powiedziała. Sprawdziła oddech nieprzytomnej wojowniczki z Klanu Cienia. Nie oddychała. Przez chwilę zastygła w bezruchu, patrząc na ciało z przerażeniem. Widziała śmierć już niezliczoną ilość razy i zawsze radziła sobie z tym. Sam fakt umierania także nie był dla niej nigdy straszny. Tym razem jednak było inaczej. To i tak był dla niej trudny dzień, nadal była roztrzęsiona wiadomością o kociętach, a kiełkująca w jej głowie myśl o tym, że jeśli rozbłyskujące różnymi barwami niebo było znakiem wysłanym przez Klan Gwiazdy z powodu jej kociąt, to ta śmierć jest jej winą nie pomagały jej zachować spokoju. Z jej ciemnożółtych oczu ponownie pociekły łzy. Ze smutkiem spojrzała na Zachmurzoną Stopę, nadal milcząc. Chciała coś powiedzieć, ale słowa wydawały się utknąć głęboko w jej gardle. Wstała w milczeniu, nie odrywając wzroku od ciała szarej kocicy. Szylkreta również nie odezwała się, jednak po jej reakcji było widać, że wie, co się stało. Przykucnęła do ciała przygnębiona. Czarny Nos przyglądała się temu, kiedy zza krzaków wyszła Ziołowa Skóra. Widząc medyczkę z Klanu Pioruna od razu do niej podeszła. Spojrzała krótko na Zachmurzoną Stopę, wojowniczka nawet na nie nie spojrzała, kiedy jasnoszara kocica otarła się o bok pyska Czarnego Nosa.

-Co się tu stało? - Spytała, patrząc na partnerkę.

-Kiedy... te wybuchy się zaczęły... - Medyczka Klanu Pioruna w końcu wydusiła z siebie jakieś słowa. - Ja byłam... byłam akurat w okolicy. Zachmurzona Stopa mnie zauważyła i powiedziała, że coś dzieje się z Zajęczym Krokiem, a ciebie nie ma w pobliżu, przyszłam pomóc, ale Zajęczy Krok była... była już...

-Martwa... - Ziołowa Skóra dokończyła zdanie za nią, patrząc na ciało. Mocniej otarła się o partnerkę.

-Musimy zabrać ją do obozu. - Zachmurzona Stopa odezwała się pierwszy raz odkąd zjawiła się medyczka z jej Klanu, nie oderwała jednak wzroku od ciała. - Och, Gruszkowy Ogon się pewnie załamie. W końcu to wasza matka. Biedactwa.

-Nic nam nie będzie. - Zapewniła Ziołowa Skóra, ton jej głosu mówił jednak co innego. - Jej śmierć jest tragedią dla całego klanu. Powinniśmy wracać, żeby zobaczyć, czy nikomu innemu nic nie jest. Czarny Nosie, pójdziesz do swojego obozu, czy cię odprowadzić?

-Pójdę sama. - Odparła krótko. - Przykro... przykro mi, że umarła.

-Nie słusznie. To nie twoja wina. Teraz odpoczywa z przodkami na Srebrnej Skórze. - Odparła jasnoszara medyczka. Posłała partnerce jeszcze jedno krótkie spojrzenie, aby po chwili podnieść ciało i ruszyć głębiej w las. - Do zobaczenia w połowie księżyca, Czarny Nosie.

 Miodoworuda medyczka jeszcze przez chwilę patrzyła na znikające w głębi sosnowego lasu kotki, po chwili odwróciła się i z powrotem przekroczyła Drogę Grzmotu. Szła w stronę obozu ścieżką, którą znała na pamięć, nie musiała myśleć o drodze, co sprawiło, że prawie całkowicie pochłonęła się w rozmyślaniach, w których teraz nie były obecne tylko kocięta, ale i Zajęczy Krok, o której śmierć medyczka się obwiniała. Czy skoro Klan Gwiazdy zesłał to coś na niebie i zabiło to jednego kota, to na pewno zginęło ich więcej. - Uświadomiła sobie. - A co, jeśli komuś w moim Klanie coś się stało?! Nie wierzę, że koty ucierpiały przeze mnie. I przez te kocięta. Nie była jakoś bardzo daleko od obozu, kiedy zatrzymała się i spojrzała w niebo, na której błyszczały gwiazdy Srebrnej Skóry, już nie przysłonione przez błyski barwnego światła. W oddali co jakiś czas nadal można było usłyszeć huki, jednak nie były one tak głośne, ani tak częste jak wcześniej. Wydawało się, że już wszystko się uspokoiło.

--------------- --------------- ---------------

Nie spodziewaliście się rozdziału tak szybko, co? :)

Chociaż i tak trochę mi nie wyszło, bo według tępa pisania, jakie sobie zaplanowałam na początku ten rozdział miał pojawić się 31 GRUDNIA.
No cóż, trochę nie wyszło
.



I zanim pojawią się na ten temat jakieś komentarze, wiem, że to mało realistyczne, że koty przez tak długi czas nigdy nie widziały, ani nie słyszały fajerwerków, jednak jako, że w oryginalnej serii nie jest o nich nic nawet wspomniane, to myślę, że i tak nie jest tak źle uznać, że pierwszy raz pojawiły się one w wojowniczym świecie tak dużej ilości, że koty w końcu zwróciły na nie większą uwagę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro