Rozdział 15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Czarny Nos porządkowała właśnie zioła. Przerwał jej to głos Zacienionego Oka.

-Czarny Nosie, masz chwilę? - Spytała stojąca za nią niewidoma kocica.

-Jasne.

 Medyczka odwróciła się do niej, nadal siedząc na swoim posłaniu strzepnięciem ogona wskazała pobratymczyni posłanie obok, na którym ta usiadła. Miodoworuda kocica ogon miała owinięty wokół łap, starając się zakryć swój brzuch. Minęło pół księżyca odkąd dowiedziała się o kociętach i zaczęła powoli zamartwiać się, że ktoś zobaczy, że jej brzuch jest opuchnięty, nawet teraz, kiedy w teorii nie miała się czym przejmować, w końcu zastępczyni i tak jej nie widziała, to wolała trzymać tak ogon, jakby ktoś nagle wszedł do legowiska.

-Coś ci dolega? - Spytała Czarny Nos, patrząc na wojowniczkę uważnie. Nadal była bardzo wychudzona, ale w przypadku Zacienionego Oka nie było to nic dziwnego, zawsze byłą dużo chudsza od innych kotów z klanu pioruna. - Wczoraj zbierałam zioła, więc na pewno będę mogła ci pomóc.

-Pomożesz  jeśli pomożesz mi pogadać z Szyszkową Gwiazdą. - Wąsy niewidomej drgnęły rozbawione. - Z Krótkim Ogonem staramy się o kocięta, a jak tylko Szyszkowa Gwiazda dowiedziała się, że mogę być w ciąży stwierdziła, żebym od razu przeniosła się do żłobka.

 Więcej kociąt? - Pomyślała kocica. - Kiedy te wszystkie maluchy dorosną klan pioruna będzie naprawdę silny, ale zanim to się stanie wojownicy będą mieli łapy pełne roboty, żeby polować dla takiej gromadki i ich matek.

-Martwi się o ciebie. - Zauważyła Czarny Nos. - A jesteś chociaż pewna, że będziesz miała kocięta?

-Nie, dlatego przychodzę. Ale mam nadzieję, że tak. Już od dawna chciałam mieć kocięta, ale bałam się przez tą całą sprawę z klanem ostrza i Ostrą Gwiazdą. Chociaż szczerze teraz nie wiem, czy powinnam je mieć. - Wyznała. - Szyszkowa Gwiazda mnie potrzebuje, w końcu jestem jej zastępczynią, a ze żłobka za dużo jej nie pomogę.

 Czarny Nos uśmiechnęła się lekko, zdawała sobie sprawę, że relacja przywódczyni i jej zastępczyni, a dokładnie uczucia Zacienionego Oka wobec szylkrety są dosyć skomplikowane. Medyczka domyśliła się tego już dawno temu.

-Na pewno da radę. - Zapewniła, po czym przystąpiła do badania. - Skoro tak chciałaś kociąt, to dobrze, jeśli będziesz je miała. Na pewno się cieszysz.

-Każda kotka na moim miejscu by cię cieszyła! Słyszałam też opowieści kotek, które miały młode, podobno najlepszą częścią ciąży jest czucie ruchów kociąt. - Mruknęła radośnie ciemnoruda wojowniczka, jej ślepe oczy błysnęły lekko. - Z resztą myśl o kociętach naprawdę poprawia mi humor, nie jestem nawet pewna, czy będę je miała, a już je kocham.  Myślisz, że każda przyszła matka tak ma?

 Jeśli tak, to nie nadam się na matkę. - Stwierdziła w myślach Czarny Nos. Ona tak naprawdę nie czuła nic wobec kociąt rosnących od jakiegoś czasu w jej brzuchu. Nie kochała ich, ale też nie nienawidziła, chociaż wolałaby, aby ich nie było. - Będę szczęśliwa, kiedy nie wyrosną na kogoś tak okropnego, jak ich ojciec. O ile w ogóle przeżyją! Nie będę chciała rezygnować dla nich z życia medyczki... a jeśli będę musiała? Co wtedy? - Medyczka dała pochłonąć się kłębiących się w jej głowie rozmyślaniom.

-Czarny Nosie? - Z refleksji wyrwał ją głos Zacienionego Oka. - Więc? Co myślisz?

-Co...? - Kocica spojrzała na nią, starając sobie przypomnieć, o co chwilę temu pytała wojowniczka. - Mhm... - Odparła krótko. - Zapewne.

-Wszystko dobrze? - Przenikliwe spojrzenie ślepych oczu zastępczyni wylądowało na Czarnym Nosie.

 Kocica poczuła nagłe ukłucie w brzuchu. Już je znała, kocięta się poruszyły. Wzdrygnęła się, czując to. Nienawidziła tego uczucia i nie rozumiała, jak jakakolwiek karmicielka mogła opisywać je jako przyjemne. Nawet kiedy chwilowy ból minął, nie odpowiedziała nic. Powinna po prostu powiedzieć, że wszystko jest idealnie, ale nie mogła nic z siebie wydusić. W milczeniu przekierowała wzrok z kocicy na swoje łapy.

-Czyli nie. - Mruknęła po chwili Zacienione Oko. - Co się stało?

-Nic. - Wydusiła z siebie w końcu medyczka.

-Mnie tak łatwo nie oszukasz. - Odparła kocica, jej pysk miał ten sam radosny wyraz, co przez cały czas, jednak oczy błysnęły tajemniczo. - Wiesz, że możesz mi powiedzieć, prawda? Możesz mi zaufać w końcu...

-Przyjaźniłyśmy się. Pamiętam. - Dokończyła za nią. - Ale nie możesz o tym wiedzieć. I... i tak nie pomożesz.

-Nie przyjaźniłyśmy tylko przyjaźnimy. Nikt nie powiedział, że to się skończyło.

-Upływ czasu powiedział. 

-Przesadzasz, nasza relacja się mocno  zmieniła, może nawet osłabiła, ale nadal jesteś dla mnie ważna. No i nadal jestem ci wdzięczna za to, co chciałaś zrobić, jak byłyśmy jeszcze kociętami. Może nie rozwiążę wszystkich twoich problemów, ale wysłuchanie cię to chyba też pewien rodzaj pomocy. A teraz mów. Jak tego nie zrobisz i tak sama się prędzej czy później dowie.

 A może to czas, żeby ktoś się dowiedział? - Zapytała samą siebie medyczka. Czuła ogromne ukłucie zmartwienia na myśl wygadania swojego sekretu, ale coś podpowiadało jej, aby w końcu komuś powiedziała. A skoro Ziołowej Skóry tu nie było... Zacienione Oko mogła być odpowiednią kocicą, żeby podzielić się z nią taką obawą.

-Niech będzie. - Czarny Nos westchnęła ciężko. Mocniej owinęła ogon wokół łap. - Ale nikomu nigdy o tym nie mów, jasne? Ja... - Zaczęła niepewnie, urwała wypowiedź, chcąc dobrze ubrać to w słowa. Po chwili milczenia zdała sobie sprawę, że powiedzenie tego wprost będzie chyba najlepszą opcją. - Spodziewam się kociąt. Wiem, nie powinnam ich mieć i nie chcę ich, ale nie miałam wyboru. Ich ojciec... on jest, znaczy był, okropny. Kiedy byłam w klanie ostrza jako więzień... nie miałam wyboru, on zdecydował co się stanie, a ja nie miałam jak się postawić. Nie mam teraz pojęcia, co zrobić. - Jej głos zaczął lekko się łamać, kiedy mówiła. - Boję się tego, co się stanie. Boję się, że umrę przy porodzie i klan pioruna zostanie bez medyka. Boję się, że będę musiała zostawić dla nich życie medyczki, albo że zostanę za to wszystko wygnana z klanu.

 Zacienione Oko przez dłuższą chwilę po prostu wpatrywała się w nią w milczeniu, w końcu jednak poruszyła swoim długim ogonem i położyła jego końcówkę na barku Czarnego Nosa w ramach pocieszenia. Posłała jej lekki uśmiech, był wyraźnie wymuszony.

-Przykro mi. - Mruknęła cicho wojowniczka. - Za wszystko, co cię spotkało. Kiedy planujesz powiedzieć klanowi?

-Nigdy! - Odpowiedziała gwałtownie medyczka. - Oni... nie mogą wiedzieć!

-Będą musieli. Nie wszyscy są ślepi jak ja. W końcu zobaczą, że masz okrągły brzuch i połączą fakty. Muszą wiedzieć. A... a te kocięta... mówiłaś, że ich nie chcesz, wymyślimy coś, żebyś nie musiała porzucać dla nich życia medyczki.

-My...?

-My. Pomogę ci. I mam już pomysł, co z tym wszystkim zrobić. Mogłabym pomóc ci w opiece nad nimi, kiedy już się urodzą. - Zaproponowała. - Jesteś w ciąży dłużej, niż ja, ale to nic. Jeśli na początku brakowałoby mi mleka Mknący Wiatr pomogłaby je wykarmić.

-Zrobiłabyś to?

-Jasne. A teraz, idziemy. 

 Zastępczyni wstała z miejsca i ruszyła żwawo do wyjścia z jaskini.

-Gdzie?

-Do Szyszkowej Gwiazdy. Jeśli klan ma się dowiedzieć, to warto zacząć od powiedzenia jej, na pewno cię zrozumie i pomoże w całej tej sytuacji.

-Za wcześnie na to. Jeśli już musimy im mówić... nie teraz.

-Niech będzie. A jest może ktoś inny, kto powinien wiedzieć?

-Ziołowa Skóra. - Miauknęła Czarny Nos. - Ja... kocham ją. O tym też nikomu nie mów. Powinna wiedzieć.

-Więc czekaj na mnie. W nocy pójdziemy do obozu klanu cienia i jej powiemy. Wiesz, jak tam trafić?

-Byłam w ich obozie tylko dwa razy w życiu, ale raczej tam trafimy. A teraz lepiej idź. Musisz w końcu przekazać Szyszkowej Gwieździe, że naprawdę spodziewasz się kociąt.

-Mam nadzieję, że nie będzie się o mnie za bardzo martwiła. Pamiętam, jak ona rodziła... bałam się, że ją wtedy stracę, a teraz, ona pewnie będzie martwiła się o mnie i moje kocięta.

-Pewnie tak, ale to znaczy, że jej zależy. - Czarny Nos patrzyła, jak kocica wychodzi z legowiska. - Dziękuję, Zacienione Oko.

 Po tej rozmowie na pysku medyczki pojawił się lekki uśmiech. Nie martwcie się, maluchy. - Nie powiedziała tego na głos, chociaż czuła się, jakby faktycznie zwracała się do kogoś stojącego obok niej. - Znalazłam kogoś, kto będzie was chciał. Kto da wam dobre życie.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro