Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Czarny Nos otworzyła lekko oczy. Nadal miała mroczki przed oczami i czuła się okropnie, nadal była ledwo przytomna. Czuła dotyk czyjegoś futra, a tego widziała, że są w iglastym lesie. Domyśliła się, że ktoś - ktoś z patrolu, który ją znalazł i poranił - niesie ją nie wiadomo gdzie.
 Medyczka słyszała dookoła czyjeś głosy, ale były stłumione, jakby odległe. Nie zdążyła rozpoznać żadnego z nich, kiedy znów zamknęła oczy wyczerpana.

-(*)-(*)-(*)-(*)-

 Kiedy medyczka znów się obudziła nie była już na środku lasu, a wewnątrz niewielkiej jaskini na posłaniu z mchu. Czuła się już lepiej, ale przynajmniej nie miała już mroczków przed oczami, mimo to nadal czuła się okropnie. Rozejrzała się po jaskini. Zaraz przy wyjściu siedziały dwa koty, na oko mniej więcej w wieku ucznia. Czarny Nos zatrzymała na nich wzrok swoich ciemnożółtych oczu. Oba koty były białe, chociaż jeden z nich był większy, a także jego uszy miały ciemnoszarą barwę. Siedząca obok niego kotka miała także lekko krótsze futro, niż on, mimo to wyglądali bardzo podobnie.

-Co...co to za miejsce? - Mruknęła osłabionym głosem kocica. 

 Biała kotka siedząca przy wyjście najeżyła futro i omal nie podskoczyła ze zdziwienia, słysząc głos medyczki. Odwróciła się od niej z wysuniętymi pazurami.

-Kolcu! Obudziła się! - Zawołała głośno, a drugi kot również spojrzał na Czarny Nos.

-Spokojnie, Sadzo. - Mruknął kocur, widocznie zwany Kolcem. - Musimy powiedzieć o tym Ostrej Gwieździe. Chodź!

 Oba koty wyszły z jaskini, nie odpowiadając na pytanie medyczki. Ta przez chwilę patrzyła oszołomiona jak odchodzą. Ostra Gwiazda tu przyjdzie... - Zaczęła panikować, jednak nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Jeśli bycie medyczką czegoś ją nauczyło, to tego, że nawet, kiedy w środku czujesz multum emocji trzeba się opanować i udawać spokojną.
 Aby odciągnąć myśli od zbliżającego się przybycia znienawidzonego przez wielu, czarnego kocura o długim futrze rozejrzała się dokładniej po tym miejscu. Niedaleko było miejsce pełne różnych liści, chociaż większość wyglądała na uschnięte, tak samo marnie wyglądał bluszcz, w które niektóre z ziół były zawinięte. To legowiska medyka w klanie cienia! - Uświadomiła sobie. - Tylko po co ja tu jestem.
 Chciała wstać i wyjrzeć z legowiska, lub chociaż przeszukać je dokładniej, puki jest to sama, jednak nie miała na to siły. Obejrzała pośpiesznie swoje ciało, aby ocenić rany, większość z nich była bardzo prowizorycznie opatrzona pajęczynami. Chyba nie chcieli, żebym umarła. - Zdała sobie sprawę. - Ale...dlaczego?
 Nie miała zbyt dużo czasu na rozmyślania. Do legowiska wszedł ogromny, smoliście czarny kocur z charakterystycznym dla niego, szyderczym błyskiem w oku. Jego długie futro było ładnie ułożone. U jego boków szła dwójka kotów, którzy wcześniej pilnowali uprowadzonej kocicy.

-Witaj. - Mruknął płytko przywódca klanu ostrza. - I co, podoba ci się twój nowy dom?

-Nowy dom?! Co ty bredzisz! - Czarny Nos nie czuła się najlepiej, ale przypływ adrenaliny związany z pojawieniem się Ostrej Gwiazdy trochę ją ożywił. - Nie mam zamiaru tu zostać ani chwili.

-Obawiam się, że możesz nie mieć wyboru. - Odparł kocur. - A teraz, chyba musimy omówić kilka spraw. Sami.

 Strzepnął lekko ogonem, a uczniowie od razu wyszli z legowiska pośpiesznym krokiem. Byli mu w pełni podporządkowani. 

-No to teraz kilka słów wstępu. - Dawny wojownik klanu pioruna usiadł przed Czarnym Nosem. - Po pierwsze, tutaj koty karzemy przemocą, bo to działa najlepiej, więc radzę ci się słuchać. Po drugie, jesteś od teraz naszą medyczką i więźniem równocześnie, więc musisz być nam w pełni podległa, nie wolno ci stąd wychodzić, jedynym wyjątkiem są wyprawy po zioła w towarzystwie wojowników. Zrozumiano?!

-Nie możesz mnie tu więzić! - Syknęła Czarny Nos. - Prędzej czy później ucieknę, zobaczysz!

 Kocur zmierzył ją wzrokiem, a na jego pysku pojawił się prześmiewczy uśmiech.

-Po trzecie, jeśli spróbujesz uciec, zostaniesz zabita. - Mruknął. - Po czwarte, w tym klanie tylko i wyłącznie najznamienitsze koty, czyli ja, Strzała, kiedy tylko ją na to namówię i mała Śmierć mogą mieć prawdziwe wojownicze imiona. Ty nie zaliczasz się do tego grona, dlatego od dzisiaj nazywasz się Czarna. Jeśli usłyszę, że używasz starego imienia zostaniesz właściwie ukarana. - Kocur pokazowo wyciągnął swoje długie, zakrzywione pazury. To wszystko, zgadzasz się?

-Ale przecież...

-Zgadzasz się?! - Powtórzył o wiele bardziej surowym tonem kocur, mocno sugerując, że jedyna słuszna odpowiedź na to pytanie została już wybrana.

 Medyczka niechętnie skinęła głową. W ciszy patrzyła, jak przywódca klanu ostrza...wygląda na to, że teraz także jej przywódca wychodzi wolnym krokiem z legowiska. Przez chwilę była tu sama. Nie mogła już ukrywać swoich uczuć, z jej oczu pociekły łzy, jednak kiedy tylko usłyszała czyjeś kroki, zbliżające się do legowiska pyskiem odwróciła się do ściany, nadal wolała, żeby inni nie widzieli jej paniki, tak na wszelki wypadek.
 Poczuła, jak ktoś szturchnął ją w bark. Niechętnie odwróciła się w stronę nieznajomego. Ujrzała przed sobą szarego kocura z długim pyskiem i sporymi, brązowymi oczami. Posłał jej krzywy uśmiech, który jednak szybko zniknął z jego pyska.

-Witaj, Czarna. - Mruknął. - Przyszedłem z polecenia Ostrej Gwiazdy, mam pilnować, żebyś nie próbowała uciec. - Przewrócił oczami. - Jakby groźba śmierci nie wystarczyła, żebyś siedziała na ogonie.

 Miodoworuda kocica nic nie odpowiedziała. Nie miała ani siły, ani ochoty na rozmowę z tym kotem.

-Przyzwyczaisz się do siedzenia tu. - Jego głos nie był wredny, ale miły również nie. Z drugiej strony nie był to niewyrażający emocji ton głosu, to było coś pomiędzy. - A tak przy okazji, nazywam się Kojot.

-Kojot? - Medyczka spojrzała na niego, nigdy nie słyszała, by ktoś użył tego słowa. - Co to znaczy?

-Szczerze mówiąc...to nie wiem. - Wojownik wzruszył ramionami. - Byłem kiedyś pieszczochem, dwunożni mnie tak nazwali. Gdyby nie Ostra Gwiazda nadal bym tam siedział i byłbym nikim więcej, niż nic nie wartym piecuchem, zupełnie zależnym od dwunożnych.

-Jak można mieć imię, którego znaczenia się nie zna?

-Przyzwyczaiłem się do niego, a Ostra Gwiazda stwierdził, że powinienem je zostawić. - Wyjaśnił. - Dobra, koniec tej rozmowy. Tak naprawdę w ogóle nie powinienem się do ciebie odzywać.

 Po tych słowach szary kocur odwrócił się i usiadł przy wyjściu z legowiska. Medyczka patrzyła na niego przez chwilę, nie chciała mieć kontaktu z tutejszymi kotami, ale rozmowa przynajmniej pomogła jej się trochę uspokoić. I tak będę musiała jakoś uciec, nie poddam się. - Obiecała sobie. - Może właśnie to miał na myśli Klan Gwiazdy?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro