Rozdział 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Kotki ruszyły do wyjścia z obozu. Szły po pokrytej śniegiem ziemi najciszej, jak mogły. Stres Czarnego Nosa przyćmiewała dziwna radość, którą odczuwała przez to, że pierwszy raz od jakiegoś czasu mogła wyjść z legowiska medyka klanu ostrza, które było jednocześnie jej więzieniem. Cieszyła się, że chociaż przez tą krótką chwilę nie musiała tam przebywać, z tym miejscem nie miała zbyt dobrych skojarzeń.
 Kiedy tylko przekroczyły wyjście z obozu skierowały się w krzaki, w których ukryły się jeszcze na kilka chwil. Chciały mieć pewność, że nikt nie będzie próbował iść za dwoma uciekinierkami.

-Czysto. - Mruknęła medyczka, jednocześnie nie przestając nasłuchiwać za odgłosami innych kotów, które mogłyby się tu zjawić. - Możecie iść.

-Nie chcesz iść z nami? - Upewniła się Mrok, patrząc na nią przenikliwym wzrokiem dużych, jasno, wręcz bladoniebieskich oczu.

-Nie lepiej, jak zostanę?

-Może i będzie łatwiej uciec mi i Śmierci we dwie, ale lepiej, żebyś nie zostawała w niewoli. - Odparła wojownika, nadal uporczywie ją przekonując. - Wiesz, że Ostry Ząb pewnie się na tobie zemści za naszą ucieczkę. A Kojot...on znowu może "to" zrobić...

-Możesz mieć rację. - Westchnęła ciężko medyczka. Przestała już nasłuchiwać, była pewna, że nikt ich nie złapie. - Pójdę z wami. 

-Dobrze. - Mruknęła, nadal mówiąc cicho kocica. - I jeszcze jedno, tak... myślałam o tym i wiesz co? Nie martw się tą sprawą z Kojotem, doszło do tego raz, nie musi to znaczyć, że będziesz od razu w ciąży.

-W ciąży?! - Śmierć spojrzała na nią zszokowana. - Mówiłaś, że oni się tylko bawili!

-Wiesz...to była taka "specjalna zabawa". - Objaśniła szybko wyraźnie zmieszana wojowniczka, jednocześnie kilkukrotnie przejeżdżając językiem po główce koteczki. - A teraz lepiej chodźmy, zanim patrol wróci. Wolę ich nie spotkać. Czarny Nosie, na razie ja poprowadzę, bo znam te tereny lepiej, ale kiedy tylko dojdziemy do Czterech Drzew ty obejmiesz prowadzenie, dobrze?

-Dobrze. - Medyczka skinęła głową. - Ruszajmy.

Czarny Nos wstała z miejsca i wyszła zza krzaków, zaraz po niej to samo zrobiła Mrok, w pysku z delikatnością trzymająca za jej krótkie, brązowe futerko małą Śmierć.
 Trójka kotek ruszyła przez ośnieżony niewielką warstwą białego puchu las. Miodoworuda kocica już po kilku chwilach nie miała pojęcia, gdzie są. Poruszanie się w mroku sosnowego lasu nie stawiłoby dla niej problemu, gdyby lepiej znała te tereny, jednak w sytuacji, w której obecnie się znajdowała nie mogła odnaleźć się w gęstwinie drzew i krzewów.

-Może damy radę upolować coś po drodze, jak już będziemy na terenach klanu wiatru. - Zasugerowała. - Jeśli zaniesiemy coś klanom na pewno się ucieszą, a jeśli my będziemy bardzo głodne, same możemy zrobić postój i się najeść.

-Dobry plan, ale tak jak mówisz, dopiero w klanie wiatru. Jak na razie lepiej się nie zatrzymujmy, bo ktoś może nas tu znaleźć.

 Medyczka nie udzieliła już dalszej odpowiedzi. Skinęła tylko głową i w milczeniu szła dalej, wlekąc się na długość królika za towarzyszką. Rozmyślała jednocześnie o całej tej sytuacji. Mrok ma rację. - Stwierdziła, chociaż sama nie umiała obiektywnie ocenić, czy była tego tak pewna dlatego, że ma na to racjonalne argumenty, czy dlatego, że sama chce w to wierzyć. - Na pewno nie jestem w ciąży. Klan Gwiazdy nigdy nie dałby kociąt kotce, która nie tylko nie chciała nawet się o nie starać, a do tego jest medyczką!
 Po jakimś czasie doszli do miejsca, gdzie iglaste drzewa - głównie sosny, a także gdzieniegdzie świerki - oraz krzewy rosły chociaż trochę mniej gęsto, tutaj wędrówka była o wiele łatwiejsza, idąc trzymały żwawe tempo, kiedy nagle ciemnoszara kocica zatrzymała się i stanęła jak wryta. Zaczęła uważnie nasłuchiwać jakichkolwiek odgłosów.

-Ktoś tu jest. - Wyszeptała ledwo słyszalnym, przepełnionym przejęciem głosem.

 Medyczka nie zdążyła jej odpowiedzieć, kiedy jakby znikąd wyszedł patrol, składający się z czterech kotów. Na jego czele stała Strzała, która wrogim wzrokiem wpatrywała się w uciekinierki, zaraz na nią stała kocica, której szare futro było na tyle jasne, że przypominało biel, Czarny Nos kojarzyła ją i pamiętała, że nazywa się ona Odbicie. Zaraz obok niej stanął płomiennorudy kocur, którego jasne oczy wydawały się być matowe i bez wyrazu, najmniejszą spośród patrolu była ciemnoszara kotka, której sierść pokrywały niechlujne, ciemniejsze pręgi, ona z kolei wyglądała na przestraszoną, a wzrostem przypominała co najwyżej uczennicę.

-Co tu robicie? - Syknęła zdenerwowana Strzała. - Jakim prawem uciekacie z obozu i do tego porywacie kociaka?! Jak ja was zaraz podrapię, to popamiętacie to sobie! A ty, Mroku?! Nie masz do mnie nawet trochę szacunku? - Wojowniczka podeszła do córki i wpatrywała się prosto w jej oczy, ciemnoszara kocica odwzajemniła jej spojrzenie.

-Mroku, uciekaj! - Zawołała Czarny Nos, kiedy tylko zobaczyła, że intensywnie, wręcz krwiście ruda kocica wyciąga pazury, szykując się do ataku. - Wiecie, co macie powiedzieć klanom!

 Wojowniczka odwróciła się i szybko pobiegła głębiej w las, po chwili znikając za gęstwiną drzew.

-Co wyście zrobiły! - Prychnęła Strzała. - Ona...ona uciekła, ze Śmiercią! Zabiję cię za to!

 Kocica rzuciła się na medyczkę, przygniatając ją do ziemi. W międzyczasie Odbicie odbiegła od grupy, chcąc widocznie znaleźć uciekającą od nich Mrok.
 Czarny Nos nawet nie broniła się przed atakami Strzały, wiedziała, że nie ma to sensu. Wojowniczka i tak by jej nie zabiła, bo wtedy klan ostrza nie miałby medyczki, z drugiej strony, gdyby teraz chciała uciec, ktoś z patrolu by ją złapał, a gdyby walczyła, tak, jak na dzikiego kota przestało, to przeciwników i tak było więcej, a jej obrona mogłaby ich tylko bardziej rozzłościć. Była praktycznie bezbronna.
 Szybko poczuła okropne osłabienie, a jej rany bolały jak nigdy. Wiedziała, że prawdopodobnie znowu straci przytomność, jednak nadal nie przestawała przyjmować na siebie wszystkich ataków. Klanie Gwiazdy, daj mi siłę, żebym dała radę po powrocie tam. - W głowie wygłosiła niemą modlitwę, wiedząc, co ją czeka.

--------------- --------------- ---------------

 Witam :)

Piszę tą informację tylko po to, aby poinformować was, że chyba zrobi mi się z tego superedycja...
No ale mówi się trudno i pisze się dalej, kolejny rozdział prawdopodobnie pojawi się dopiero po świętach, z resztą sami wiecie, jak to jest z tymi wszystkimi przygotowaniami. Mimo to postaram się napisać chociaż kilka słów jutro, a może nawet po jutrze uda mi się coś ogarnąć :)

Jedno jest pewne, uwierzcie, że wydaje mi się, że warto poczekać na kolejne rozdziały, wiecie, Czarny Nos nie może długo żyć w niewiedzy, a Kojot jeszcze nie skończył jej dręczyć...

Przy okazji, jestem ciekawa, co myślicie o "przemyceniu" do tej serii trochę poważniejszych tematów, którym w tym przypadku jest gwałt.


Jeśli ktoś czyta to zaraz po wstawieniu (kiedy to piszę jest 2:06) to gratulacje, albo też najlepiej myśli ci się w późniejszych godzinach, więc robisz losowe rzeczy tak, jak ja, albo miewasz problemy z zasypianiem...czyli w sumie też tak jak ja :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro