Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Czarny Nos wraz z Ziołową Skórą stała za Arnoldem, Brunatną Gwiazdą oraz Szyszkową Gwiazdą, a także ich zastępcami - Długim Płomieniem i Zacienionym Okiem. Medyczka bacznie rozglądała się po zebranych dookoła siódemki przybyszów. Nie czuła się w tej sytuacji zbyt komfortowo, w końcu była w obozie obcego, potencjalnie wrogiego klanu, którego sam przywódca zabił dwóch jej pobratymców, co prawda kocica słyszała wyjaśnienie jego przewinień, ale nie przekonywało ją to. Rozumiała, dlaczego tak zrobił i współczuła mu, jednak nadal miała do niego ogromną niechęć, która na dodatek utwierdzała ją w przekonaniu, że Tygrysia Gwiazda nie zgodzi się im pomóc, choćby sam Klan Gwiazdy mu kazał.

-Widzisz, nasze klanu mają ogromny problem. - Brunatna Gwiazda pośpiesznie streściła przywódcy klanu wiatru to, co się u nich działo. Nie zapomniała dokładnie opisać wszystkiego, co zrobił Ostra Gwiazda. - On zagraża także wam, przecież ci groził. Razem go pokonamy, i nasze klany, i twój są mocno wychudzone, ale poradzimy sobie, tylko potrzebna nam pomoc.

-Tygrysia Gwiazdo, zrób to dla nich. - Czarny Nos patrzyła jak Arnold robi krok w przód, stając praktycznie pysk w pysk ze swoim następcą. - Prosiłem cię o to i tyle razy ci tłumaczyłem, dlaczego tak mi na tym zależy. Wiesz, co jej obiecałem, za czasów, gdy i ja byłem przywódcą tego zacnego klanu. Tego pokoju z klanem pioruna powinniśmy dotrzymać, zwłaszcza, że przecież my też mamy z niego spore korzyści.

-Odpuść sobie tą mowę, Amarantowa Gwiazdo. - Ku zdziwieniu medyczki Tygrysia Gwiazda uśmiechnął się lekko. Nie wyglądał na chętnego do walki. - Nawet bez niej miałem zamiar się zgodzić. - Spojrzał prosto w morsko niebieskie oczy Szyszkowej Gwiazdy. - Wiecie, dlaczego ich zabiłem i gdybym znów musiał wybierać, nie wiem, czy nie postąpiłbym podobnie. Uległem mu ze strachu. Mimo to, pragnę wszystko wam wynagrodzić. Zarówno klan pioruna, jak i klan cienia będzie u nas mile widziany. Wy możecie już tutaj zostać, lub od razu iść po resztę waszych klanów. Pomożemy wam, chociaż nie sądzę, że pokonamy Ostrą Gwiazdę.

 Wyglądało na to, że nikt nie zgłosi się na ochotnika, aby pójść po resztę kotów z klanów zjednoczonych. I tak będę musiała tam iść i wziąć zioła. - Westchnęła kocica.

-To ja po nich pójdę. - Miauknęła Czarny Nos i od razu ruszyła do wyjścia z obozu klanu wiatru.

 Medyczka samotnie szła przez terytoria klanu wiatru. Wszechobecne tu wrzosy mimo pory nagich drzew miały dosyć mocny zapach, który przytłumiał większość innych zapachów. Jak oni tu wytrzymują? - Zastanawiała się medyczka, idąc dalej. Zwróciła wzrok ku górze, w stronę nieba, na którym prawie w ogóle nie było widać zakrytego przez ogromne, ciemne chmury słońca.

-Chyba zbiera się na kolejne opady śniegu, ale pewnie nadejdą dopiero za kolejne kilka dni. - Westchnęła pod nosem.

 Idąc przez wrzosowiska przy okazji rozglądała się za zwierzyną. Była doskonale świadoma tego, jak bardzo brakuje im pożywienia. Teraz do tego martwiła się o Ziołową Skórę, która kilka dni temu skarżyła się na złe samopoczucie i brak siły, wywołane najpewniej głosem. Czarny Nos nigdy nie przestałaby przeżywać żałoby gdyby jej partnerka umarła. Kochała ją całym sercem i miała gdzieś kodeks. Z resztą, to, że darzyła medyczkę klanu cienia przecież nie znaczyło, że mniej kochała swój klan. Nadal była gotowa oddać za niego życie. A w kwestii kociąt, tutaj nie było żadnego ryzyka.
 Medyczka była już niedaleko początków siedlisk dwunożnych, kiedy w pobliskich krzakach usłyszała szmer. Odruchowo zjeżyła futro i obróciła się w ich stronę.

-Kto tam jest? - Prychnęła. Wyraźnie czuła zapach kilku kotów. - Odezwijcie się.

 Nie usłyszała odpowiedzi, chciała podejść krok bliżej, aby zobaczyć kryjące się w krzakach koty, kiedy w końcu rozpoznała jeden z zapachów. Jeszcze mocniej zjeżyła futro, teraz do tego wyciągnęła pazury.

-Ostra Gwiazda! - Syknęła wściekle. - Wiem, że tam jesteś.

 Zza krzaków wyszedł postawny, czarny kocur o długim futrze, a zaraz za nim trzy kotki, jedna z nich, najmniejsza, ciemnoszara kotka stała o krok za resztą, co jakiś czas niepewnie spoglądając na czarną kocicę, której prawie całą prawą, tylną łapę pokrywała ogromna, biała plama, a także krystalicznie białą kocicę z czarną plamą na uchu.

-Czego chcesz? - Spytała poddenerwowana medyczka.

-Ciebie. - Kocur spojrzał na nią wyzywająco. - Chodź z nami, Czarny Nosie, będziesz po stronie wygranych.

-I miałabym ci zaufać? Nie jestem mysim móżdżkiem.

-Możesz nie mieć wyboru. - Warknęła jedna z kocic.

-Bitwo, ale... - Stojąca z tyłu kotka pierwszy raz się odezwała.

-Ty, Mroku siedź cicho. - Odparła czarna kocica.

-Ty też bądź cicho, Stopo. - Mruknął chłodnym głosem Ostra Gwiazda. - Czarny Nosie, to ostatnia szansa. Chodź z nami.

 Miodoworuda kocica spojrzała na niego swoimi lekko błyszczącymi ze strachu ciemnożółtymi oczami, jej futro pozostawało zjeżone.

-Nigdy nie zdradzę mojego klanu. - Odparła pewnie. - A już na pewno nie dla ciebie.

-Sama tego chciałaś. - Miauknął stoicko spokojnym głosem przywódca klanu ostrza, po czym strzepnął ogonem w stronę trójki poddanych mu kocic. - Bitwo, Stopo, Mroku, wiecie, co z nią zrobić.

 Czarny Nos spojrzała na wojowniczki. Pazury Stopy oraz Bitwy były wysunięte, jedynie idąca wyraźnie nie chętnie za nimi Mrok miała je schowane. 
 Medyczka nie zdążyła nic powiedzieć, spora, biała kocica skoczyła na nią i powaliła. Czarny Nos obroniła się, kopiąc ją w brzuch tylną łapą z całej siły. Z sykiem wstała.

-Nie zapominaj, że nas jest więcej! - Prychnęła Bitwa gniewnie. - Lepiej się poddaj, kociaczku.

 Bitwa i Stopa zaatakowały jednocześnie. Były wyszkolone idealnie i kiedy jedna przytrzymywała medyczkę przy ziemi, druga pazurami raniła jej grzbiet.

-Mroku, chodź, trzymaj się planu! - Czarna kocica zawołała ciemnoszarą pobratymczynię. - Może to czas, żebyś zabiła swojego pierwszego kota.

-Ale...

-Po prostu tu podejdź!

 Medyczka spojrzała na skutecznie przytrzymującą ją przy ziemi kocicę. Naprawdę chcieli ją zabić? Muszę coś zrobić! - Uświadomiła sobie w panice.
 Zaczęła wiercić się możliwie jak najmocniej, próbując wydostać się z uścisku napastniczki, w końcu jej się to udało, pobiegła przed siebie, chcąc uciec, wiedziała, że ta walka jest i tak już przegrana. Wrogie jej koty miały przewagę liczebną. Z tyłu słyszała zbliżające się koty innych kotów. Gonili ją. Przyśpieszyła jeszcze bardziej, jednak nic to nie dało, po chwili na grzbiecie poczuła pazury jednego kota, za to łapa drugiego mocno uderzyła ją w głowę. Znów upadła na ziemię. Przez chwilę poczuła się bardzo słabo. Kręciło się jej w głowie, widocznie musiała uderzyć się w nią po upadku. Czuła na ciele ogromny ból, a do jej nosa dostał się zapach krwi. Jej krwi.
 Po jakimś czasie nie miała już pojęcia, ile czasu minęło. Dwie wojowniczki dokładnie pilnowały, aby nie wstawała, z resztą i tak nie miała, jak próbować. Zrobiły jej spore rany, a medyczka nadal powoli traciła krew. Oczy same jej się przymykały. Klan Gwiazdy na mnie czeka. - Westchnęła w duszy smętnie, pewna, że zaraz zginie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro