Rozdział 16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Od dawna była już noc. Dwie kotki szły przed siebie. Futro medyczki jeżyło się lekko, a ona sama czuła coraz większe ukłucie stresu w brzuchu. W końcu jak miała powiedzieć partnerce o... o wszystkim, co ją spotkało. O Kojocie, o kociętach, o tym, co będzie dalej. Miodoworuda kocica przystanęła na chwilę.

-Idziesz? - Zacienione Oko odwróciła się do Czarnego Nosa. Mimo tego, że medyczka wiedziała, że wojowniczka jej nie widzi czuła się tak, jakby ta uważnie na nią patrzyła i doskonale widziała jej stres i zmartwienia.

-Idę, idę. - Odparła Czarny Nos. - Po prostu... martwię się.

-Czym? Jesteś z Ziołową Skórą, prawda? Kocha cię, zrozumie.

-A jeśli nie?

-To jej wyjaśnisz.

-A jeśli nie będzie chciała słuchać?

-To ja jej wyjaśnię.

Czarny Nos i Zacienione Oko szły po tym przez jakiś czas w kompletnym milczeniu, doszły w końcu do Drogi Grzmotu. Medyczka patrzyła, jak niewidoma wojowniczka zatrzymuje się przy poboczu i przez chwilę nasłuchuje uważnie za dźwiękiem potworów.

-Możemy iść. - Zapewniła medyczka. - Jest bezpiecznie, nie ma Potworów, mamy czas, żeby przejść.

-Na razie nie - odparła wojowniczka - ale słyszę kilka z nich. Są jeszcze daleko, ale lepiej poczekajmy, aż przebiegną. W nocy Potwory biegną szybciej, wolę nie ryzykować.

Czarny Nos wytężyła słuch. Dopiero po chwili faktycznie słyszała złowrogi warkot, który musiał należeć do blaszanych monstrum. Przez chwilę była zaskoczona tym, że Zacienione Oko tak szybko usłyszała dźwięk, jednak przypomniała sobie, że słuch i węch niewidomej są bardzo dobrze. Lepsze, niż u znacznej większości kotów.

-Jest bezpiecznie. - Mruknęła w końcu ciemnoruda kocica, chwilę po tym, kiedy przed kocicami przemknęły z głośnym hukiem dwa ogromne Potwory. - Chodźmy.

Po przejściu przez śmierdzący pas sczerniałej ziemi stworzonej przez dwunożnych kocice znalazły się na terenie sosnowego lasu, należącego do klanu cienia. Medyczka spojrzała na wojowniczkę, która instynktownie zjeżyła lekko futro.

-Teraz ty prowadzisz do ich obozu. - Mruknęła niewidoma, po czym westchnęła z niezadowoleniem. - W tym lesie zapachy o wiele bardziej się ze sobą mieszają... - zauważyła.

 Rzeczywiście tak było, do tego dało się wyczuć woń stęchlizny, jednak Czarny Nos ignorowała to. Szła po prostu przed siebie w kierunku, w którym - jak jej się wydawało - miał znajdować się obóz klanu cienia. 
 Medyczka czuła, jak z każdym krokiem ucisk mieszanki stresu i strachu, jaki czuła zwiększał niewyobrażalnie. Przybliżała się przecież nie tylko do samej siedziby innego klanu, ale i do Ziołowej Skóry, a co za tym idzie do rozmowy. W jej głowie powstawały powoli różne scenariusze tego, co może się stać. A jeśli się nie uda? A... a jeśli już nie będzie chciała ze mną być? A co, jak przez to wszystko będzie chciała zostawić dla mnie swój klan i przejść do klanu pioruna?! - Rozmyślała. - Nie pozwolę jej na to! Ale... potrzebuję jej... z tym, że klan cienia potrzebuje jej w ich lesie.

-Chyba jesteśmy, prawda? - Spytała Zacienione Oko, zatrzymawszy się na chwilę. Niepewnie wpatrywała się ślepym spojrzeniem w krzaki, służące za barierę obozu. - Czuję jeżyny, a krzaki z nich są podobno barierą do ich obozu, a do tego zapachy kotów tu się łączą i mieszają. No i da się usłyszeć szmery. Pewnie nie wszyscy jeszcze śpią.

-Raczej większość tak, to pewnie kilka wartowników, pilnujących obóz. - Odparła medyczka. - Jedyny problem jest taki, że do legowiska Ziołowej Skóry nie dostaniemy się, jeśli nie wejdziemy na polanę...

-W takim razie, po prostu tam wejdziemy i... - Wojowniczka urwała wypowiedź. Między zaroślami możliwy do usłyszenia był jakiś szmer. - Kto tu jest?

 Czarny Nos chciała coś szybko powiedzieć, kiedy ktoś skoczył na Zacienione Oko od boku i powalił ją, ta jednak zanim miodoworuda kocica zdążyła jakkolwiek zareagować z chęcią udzielenia jej pomocy odepchnęła napastnika i teraz to ona przygniatała go mocno do ziemi.

-Puszczaj! - Wojownik z klanu cienia prychnął, po czym zastępczyni od razu go puściła.

-Gruszkowy Ogon, to ty. Nie skupiłam się na rozpoznaniu zapachu... przepraszam. Nie poznałam cię. - Mruknęła.

-Nie szkodzi. Sam też was przez chwilę nie poznałem. Już się bałem, że samotnicy atakują obóz! Ale na szczęście by nie wygrali. Odkąd wróciliśmy do siebie Brunatna Gwiazda zarządziła dodatkowy nocny patrol, patrolujący wokół obozu. - Spojrzał na Czarny Nos. - Swoją drogą, cześć. 

-Cześć, Gruszkowy Ogonie.

-Nie wiem, po co przyszłyście. - Kontynuował kocur. - Ale nie przeszłybyście niezauważone. Jeśli mogę jakoś pomóc, to mówcie, skoro i tak was znalazłem.

  Medyczka zawahała się lekko. Przekierowała wzrok na swoje łapy nie będąc do końca pewna, co chce powiedzieć. Co prawda medyków nie obowiązywały między klanowe granice, ale głupio było jej powiedzieć, że przyszła tu do Ziołowej Skóry, w końcu potrzebowałaby także dobrego uzasadnienia, a żadne nie przychodziło jej do głowy.

-Mamy mały problem w klanie pioruna. - Mruknęła po chwili milczenia Zacienione Oko. - Przez te wszystkie kłopoty z klanem ostrza zioła, które Czarny Nos miała w zapasach wyschły, a jedno jest akurat bardzo potrzebne. U nas nie ma go wystarczająco dużo, więc liczyłyśmy na to, że może Ziołowa Skóra użyczy nam go trochę, albo podzieli się innym sposobem leczenia. Tylko nie zdradzaj tego innym kotom poza Ziołową Skórą.

-Oj...przykro mi. - Oczy kocura błysnęły z lekkim zmartwieniem, kiedy patrzył na kotki. - Nikt nie umarł z tej choroby? Zapiaszczona Skóra i jej kocięta mają się dobrze? - W pewnym momencie jego wzrok wylądował na niewidomej. - A macie w ogóle tam zwierzynę? Jesteś wychudzona.

-O mnie się nie martw, ja zawsze byłam chudsza, niż inne koty. - Odparła szybko ciemnoruda kocia. - A co do reszty, to nikt nie zmarł przez chorobę, a Zapiaszczona Skóra z rodziną mają się bardzo dobrze w klanie pioruna, chociaż widać po niej, że tęskni trochę za klanem cienia.

 Czarny Nos słuchała rozmowy kotów w ciszy; i tak nie wiedziała, co powiedzieć. Trochę cieszyło ją to, jak wygląda sytuacja, miała dzięki temu czas, żeby pozbierać myśli. Chociaż było tak tylko w teorii, tak naprawdę z każdą chwilą martwiła się tylko bardziej.

-Niech przyjdzie nas kiedyś odwiedzić. Mam jej sporo do opowiedzenia. Wiecie, pewnego razu... - Kocur urwał nagle wypowiedź, odruchowo zakrywając pysk ogonem, po chwili znów go opuścił. - Przepraszam, pewnie się wam śpieszy. Pójdę po Ziołową Skórę.

 Medyczka przez chwilę spojrzała na niego z paniką, nadal jednak nic nie powiedziała, a kiedy kocur zniknął między posępnymi, lekko spowitymi mgłą zaroślami patrzyła tylko przed siebie. Teraz jej stres naprawdę był ogromny, większy, niż kiedykolwiek. Czuła się, jakby zaraz miała z tego wszystkie zemdleć. Z tego stanu otrząsnęła się po chwili, kiedy poczuła szturchnięcie. Odwróciła powoli pysk w stronę Zacienionego Oka.

-Wiem, że się stresujesz. - Mruknęła wojowniczka. - Ale... jestem obok. Nie będę się mieszać, ale w razie czego pomogę. No i, jeśli rozmowa nie wyjdzie, to nie przejmuj się. Nie znam Ziołowej Skóry aż tak dobrze, ale zgaduję, że zachowa się inaczej niż... niż niektóre koty i prędzej, czy później cię wysłucha i zrozumie.

-"Niektóre koty" czyli kto?

-Czy to ważne?

-Raczej... raczej trochę poczekamy na Gruszkowego Ogona. - Miauknęła kocica ściszonym głosem. Czuła, że jej długie, miodoworude, pręgowane futro jeży się ze stresu. - No a słuchanie o tym może pomoże mi nie myśleć o... o wszystkim.

 Zielone oczy ciemnorudej kocicy błysnęły lekko, widać po niej było, że nie chce po tym rozmawiać, jednak nie odmówiła. Westchnęła tylko przeciągle.

-Lisia Kita. - Mruknęła w końcu, kierując wzrok na swoje łapy. Czarny Nos nie była pewna, po co kocica zawsze przekierowuje wzrok, skoro i tak nie widzi, ale nie zamierzała o to pytać. Starała się w pełni skupić na jej słowach, udając, że jej własne problemy nie istnieją. - Zgaduję, że mówił ci już o tym, jaka to nielojalna wobec klanu pioruna jestem. Chyba wszystkim o tym powiedział po naszej kłótni, przez to... to trochę tak, jakby cały klan uważał mnie teraz za odrzutka bardziej, niż wcześniej. No... prawie cały. Szyszkowa Gwiazda bardzo mnie wspiera. - Na wspomnienie o szylkrecie niewidoma uśmiechnęła się lekko. - No, ale chodzi o to, że to wszystko dlatego, że chciałam odejść do klanu wiatru. 

 Czarny Nos chciała jej coś odpowiedzieć, jednak zdała sobie sprawę, że pochłonięta w swoich rozmyślaniach nie wysłuchała tak naprawdę większości historii. Jak widać jej plan nie pomógł, a stres nadal zjadał ją od środka. Chciała powiedzieć coś jeszcze, poprosić o radę, lub kontynuację historii, jednak nie zdążyła. Zza gęstych krzaków i zarośli dobiegł do niej dźwięk szelestu, a po chwili naprzeciw nich znalazła się Ziołowa Skóra. W pysku trzymała sporo kępek liści, które położyła na ziemię. Strzepnęła lekko ogonem, a Gruszkowy Ogon odszedł z powrotem w stronę obozu.
 Teraz nadszedł moment kulminacyjny. Cała zabrana w medyczce frustracja wydawała się osiągnąć szczyt. Nie była w stanie podnieść wzroku na partnerkę, wpatrywała się w ziemię bez słowa.

-Czarny Nosie? - Szara kocica musiała zauważyć jej stres. - Gruszkowy Ogon mówił mi, że w waszym klanie panuje jakaś choroba. - Kontynuowała. - Nie przejmuj się tym, pomogę wam, jasne? 

-Nie o to tu chodzi, nie ma żadnej choroby. - Odpowiedziała pośpiesznie Zacienione Oko, jej głos o dziwo brzmiał dosyć pewnie. Swoim długim ogonem lekko szturchnęła bark medyczki z klanu pioruna. - Powiedz jej.

-Ja... - Zaczęła miodoworuda kocica. Przepełniona stresem czuła, jakby słowa utknęły jej głęboko w gardle. - Spodziewam... spodziewam się kociąt, już... od jakiegoś czasu. - Wydusiła z siebie. - To... długa historia... wiesz, kiedy...

 Nie dokończyła wypowiedzi, gdyż przerwał jej długi syk.

-Jak to kociąt?! - Ziołowa Skóra spojrzała na nią wściekle. Czarny Nos podniosła na nią wzrok z żalem. - Zdradziłaś mnie?! Dlaczego?! Nasza miłość miała przetrwać, mimo granic! Dlaczego mi to zrobiłaś?!

-Ziołowa Skóro... ale... to nie tak! - Miauknęła w odpowiedzi kocica, nie wiedziała, co mogła powiedzieć, żeby ją uspokoić.

-Nie tak?! To dlaczego jesteś w ciąży!

-Mogę... mogę to wyjaśnić...

-Nic nie wyjaśnisz! - Było widać po medyczce klanu cienia, że poczuła się naprawdę zraniona, jednak jej oczy nadal błyszczały wściekle. - Zdradziłaś mnie! Kocham cię, Czarny Nosie! Jak mogłaś?! Jesteś nielojalna! Wężowy język... - Prychnęła.

 W tym momencie Zacienione Oko zrobiła krok do przodu. Stanęła z szarą kocicą praktycznie pysk w pysk, jej ogon drgał lekko w emocjach. Jej oczy, po których wyrazie zwykle idealnie dało się rozpoznać jej emocje teraz wydawały się dziwne, Czarny Nos patrzyła na to, nie wiedząc do końca, co zrobić. 

-Spodziewałam się po tobie więcej, Ziołowa Skóro! - Syknęła w odpowiedzi zastępczyni. - Nie dałaś jej nawet tego wyjaśnić!

-Zdradziła mnie! Tu... tu nie ma co wyjaśniać! 

-Nie zdradziła! - Krzyknęła wojowniczka. - Nigdy by cię nie zdradziła! Czarny Nos cię kocha, nawet dla mnie to oczywiste! Myślisz, że chciała tych kociąt?! Myślisz, że sama by się na nie zdecydowała?! Lepiej się teraz zamknij i daj jej wszystko wyjaśnić, albo od razu wracaj do siebie jeść padlinę.

-Już mówiłam. Nie ma co wyjaśniać. 

-Słuchaj, jesteś na nią zła, ale Czarny Nos nic nie zrobiła! - Kontynuowała kocica. - Po prostu uspokój się na chwilę i daj jej dokończyć!

 Miodoworuda kocica spojrzała partnerce w oczy, nie mówiąc nic. Widać było, że szara kocica waha się trochę po usłyszeniu słów Zacienionego Oka, po chwili jednak przysiadła na ziemi, owinęła ogon wokół łap, patrząc nadal trochę poddenerwowanym, pełnym żalu wzrokiem na Czarny Nos.

-Mów... - Mruknęła, jednak z niechęcią wyraźnie rozbrzmiewającą w jej głosie.

 Czarny Nos nadal nie była do końca przekonana. Stresowała się, ale to nie była nowość. 

-Wtedy, kiedy... kiedy byłam więziona w klanie ostrza... - Zaczęła. Jej głos łamał się lekko, kiedy opowiadała o wszystkim partnerce. Widziała, że na pysku Ziołowej Skóry nadal widniała złość, jednak stopniowo przestawała być to złość na drugą z medyczek. - No i... wtedy się dowiedziałam, że będę miała kocięta.

-Kojot zrobił coś takiego?! - Prychnięcie medyczki klanu cienia było głośne i pełne złości. - Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że go zabiłam! Należało mu się za to, co ci zrobił! Ale... dlaczego nie powiedziałaś wcześniej? Miałaś okazję tej nocy, kiedy się dowiedziałaś.

-Ja... te huki. Myślałam, że to znak od Klanu Gwiazdy! No i... Zajęczy Krok zginęła. Nie chciałam... nie mogłam dokładać ci problemów zaraz po tym, jak straciłaś matkę.

-Pomoc tobie to nie problem. A ja dobrze radzę sobie ze stratą. Mogłaś mi powiedzieć.

-Najważniejsze, że teraz już wiesz. - Wtrąciła Zacienione Oko do rozmowy kocic.

 Ziołowa Skóra skinęła głową.

-Dobrze, że wiem. - Mruknęła i spojrzała na Czarny Nos. - Wiesz już, co zrobisz z małymi? Twój klan o nich wie? Kto się nimi zajmie? Nie masz ucznia, nikt... nikt cię nie zastąpi jako medyczka, kiedy będziesz je wychowywać. Mogę spróbować być medyczką obu klanów na raz, jeśli to pomoże.

-Nie trzeba. - Odparła medyczka z klanu pioruna. Jej futro było już trochę mniej zjeżone i nie stresowała się. Nie tak, jak wcześniej. - Już wiem, co z nimi zrobię. - Posłała krótkie spojrzenie Zacienionemu Oku, po czym znów odwróciła wzrok do partnerki. - Zacienione Oko będzie się nimi zajmować, ona też spodziewa się kociąt. Ja nadal będę medyczką. A jakby brakowało jej mleka, to inne karmicielki na pewno pomogą. 

-Kiedy już im powiesz. - Powiedziała niewidoma.

-Mówienie klanowi będzie trudniejsze, niż mówienie jednej kotce...

-A Zacienione Oko? Jej już powiedziałaś.

-Ja domyśliłam się sama. - Zastępczyni strzepnęła ogonem. - Klan też się w końcu domyśli, nie są głupi. Ale to nie znaczy, że musisz im od razu mówić. Zaczniemy od Szyszkowej Gwiazdy. Ona na pewno pomoże, niemożliwe, żeby tego nie zrobiła.

 Czarny Nos zachichotała pod nosem. Słuchając Zacienionego Oka, mówiącej o przywódczyni klanu pioruna czuła się jak wszystkie koty - chociaż było ich raczej niewiele, właściwie, to był to tylko Gruszkowy Ogon - które słuchały, jak ona sama mówi o Ziołowej Skórze.

-Reszcie klanu w zasadzie nie trzeba tego ogłaszać. - Kontynuowała ciemnoruda kocica. - Jeśli zapytają, lepiej powiedzieć im prawdę, ale jeśli tego nie zrobią, nie musisz tego mówić. Co ty na to?

-Brzmi dobrze. - Odparła medyczka.

 Ziołowa Skóra podeszła do niej i otarła się o bok miodoworudej kocicy.

-Powinnam już wracać do mojego klanu. - Mruknęła. - Wy też powinnyście już iść. - Spojrzała w oczy Czarnego Nosa. - Jakbyś miała jakieś problemy z ciążą, lub chciała porozmawiać, to przyjdź. I... przepraszam, że nie chciałam cię słuchać.

 Medyczka klanu pioruna uśmiechnęła się lekko i zamruczała krótko.

-Nie przepraszaj. Nie szkodzi. - Odpowiedziała jej ze spokojem. - Niedługo się znowu zobaczymy, za kilka dni spotkanie medyków.

 Ziołowa Skóra skinęła lekko głową w ramach odpowiedzi. Dwie kocice należące do klanu pioruna odwróciły się i ruszyły w stronę Drogi Grzmotu, po której drugiej stronie znajdowały się ich tereny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro