Rozdział 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Wszędzie panował chaos. Koty klanu ostrza krzątały się po obozie w te i we w te. Czarny Nos obserwowała wszystko przez wyjście z jaskini służącej za legowisko medyków i jej więzienie. Kojot na chwilę gdzieś zniknął, była więc pozostawiona samopas, jednak wolała nie ryzykować próbą ucieczki. Wszystkie zebrane w obozie pod przywództwem Strzały, która - mimo tego, że nie była zastępczynią, dowodziła pod nieobecność Ostrego Zęba -  stresowały się bitwą z klanami, która wiedzieli, że nadchodzi. Sam przywódca, czy raczej dyktator klanu ostrza wyszedł z obozu, bo nie chciał zginąć w bitwie. Planował on zabić Szyszkową Gwiazdę, kiedy ta będzie sama, domyślając się, że przywódczyni będzie go szukać poza obozem.
 Medyczka znała sporą część planów klanu ostrza związanych z walką, przez co martwiła się o swoich pobratymców. Mimo to oczekiwała ich ataku, miała nadzieję, że dzięki temu w końcu się uwolni. Zwłaszcza, że Kojot codziennie przypominał jej o jego rzekomych kociętach. Nie będę miała żadnych kociąt. - Powtarzała sobie uporczywie w głowie. Było to jednocześnie jej przekonanie, jak i błaganie Klanu Gwiazdy, aby się ono spełniło. - Nie miałam objawów ciąży i nie będę miała.
 Kojot wrócił do legowiska razem z Kolcem. Razem usiedli przy wyjściu, w milczeniu obserwując resztę swoich pobratymców. Więźniarka wycofała się i przestała patrzeć na to, co działo się na polanie obozu, nie chciała, aby pilnujący ją wojownicy pomyśleli, że ma ona zamiar uciekać.

-Są tu! - Dało się usłyszeć należący do Odbicia donośny krzyk. - Do ataku, klanie ostrza!

-Idę im pomóc. - Oznajmił pośpiesznie kocur i wybiegł z legowiska. - Pilnuj jej.

-Jestem starszy, Kolcu. - Prychnął szary kocur. - Wiem, co mam robić.

-Tylko mówię. - Biały kocur wybiegł z legowiska.

  Kojot przestał stać już w wejściu. Wszedł do legowiska, skrywając się w nim, jednak nawet na ułamek sekundy nie spuścił oka z Czarnego Nosa.

-Nikt cię tu nie znajdzie, a jeśli spróbują cię uwolnić, zginą. W ostateczności zginiesz ty. - Zagroził.

-Ty zginiesz! - Do jaskini z impetem wbiegła szara kocica. Od razu rzuciła się na Kojota, powalając go.

 Czarny Nos przez chwilę w szoku patrzyła na walkę i na to, jak napastniczka z całej siły wbija pazury w barki wojownika, a w jej niebieskich oczach błyszczała furia.

-Ziołowa Skóra! - Medyczka widząc ją była szczęśliwa jak nigdy.

 Momentalnie do legowiska medyków weszły kolejne koty, wśród nich byli między innymi przerażona Przepołowiona Łapa, a także Długi Płomień i Sosnowa Igła. Płomiennorudy kocur podszedł do medyczki, podczas, gdy wojownik klanu pioruna pilnował wejście, jednocześnie mając oko na z całych sił trzymającą Kojota przy ziemi Ziołową Skórę. Uczennica widocznie przytłoczona sytuacją podążyła za Długim Płomieniem.

-Nic ci nie jest, Czarny Nosie? - Spytał zastępca Brunatnej Gwiazdy.

-Nie...chyba...chyba nie. - Medyczka spojrzała na niego lekko zmieszana. Patrzyła na swoją partnerkę, która coraz bardziej przyciskała pazury do brzucha Kojota.

-Zostaw mnie, ty sterto pcheł!

 Wojownik z klanu ostrza w końcu zdołał zepchnąć z siebie swoją przeciwniczkę. Zanim jednak inny zdążyli zareagować i pomóc jej w walce ta podniosła się z ziemi i zadała kolejny cios, z całej siły uderzając go w głowę. Ten upadł na ziemię.

-Lisie serce. - Medyczka spojrzała na jego ciało z nienawiścią. - Niech zgnije w Mrocznej Puszczy. - Po tych słowach jak gdyby nigdy nic podeszła do Czarnego Nosa. Z całej siły wtuliła się w jej długą, miodoworudą, pręgowaną sierść. - Dobrze cię znowu widzieć. Kiedy Mrok...Mroczne Pióro powiedziała, że żyjesz, chwilowo nie chciałam jej wierzyć, ale końcowo wiedziałam, że mówiła prawdę. Musiałam cię uratować.

-Dziękuję, że po mnie wróciliście. - Odparła miodoworuda kocica niby do wszystkich, jednak słowa te były skierowane głównie do jej ukochanej, w którą nadal się wtulała. Po chwili tak cicho, jak tylko mogła wyszeptała: - Kocham cię, Ziołowa Skóro.

-Ja ciebie też, Czarny Nosie. - Mruknęła druga z medyczek równie cicho.

-No dobrze, przywitacie się później. - Zawołał Sosnowa Igła, patrząc na nie. - Wy dwie i Przepołowiona Łapa tu zostańcie i w razie czego zajmijcie się rannymi. My idziemy walczyć.  

 Dwóch wojowników wybiegło z legowiska, aby rzucić się w wir walki. Teraz w jaskini zostały tylko trzy kotki. Naszykowały one zioła, aby móc uratować ranne koty.

-Księżycowy Blask jest na polanie i w razie czego zaprowadzi rannych do nas. - Oznajmiła pośpiesznie jasnoszara medyczka z klanu cienia. - My zostajemy tu.

-(*)-(*)-(*)-(*)-

Czarny Nos wybiegła z legowiska medyków, ruszając prosto do leżącego na ziemii Berberysowej Łapy. Uczeń został mocno ranny, a Księżycowy Blask była przy innych rannych i nie mogła mu chwilowo pomóc. Miodoworuda medyczka od razu po dostaniu się do ucznia sprawdziła jego oddech. Był stabilny, jednak kocur pozostawał nieprzytomny. Pośpiesznie chwyciła go i ruszyła do legowiska medyków, gdzie czekała na nich Ziołowa Skóra z przygotowanymi do użycia opatrunkami.
Nagle, coś uderzyło kocicę w tył głowy. Upadła na ziemię, przygnieciona przez napastnika. Uporczywie próbowała wyrwać się z jego uścisku, jednak na marne. Dopiero po chwili udało jej się obrócić na grzbiet, do pozycji, z której łatwiej było wyprowadzić atak tylnymi łapami. W tym momencie ujrzała swojego napastnika.

-Nie myśli, że dam ci przeżyć! - Kocur o rudym futrze, a także o masywnych, umięśnionych łapach przygniatał ją do ziemii.

-Zostaw mnie, Lisie! - Odsyknęła medyczka, nadal próbując się wyrwać.

-Nigdy. - Prychnął wojownik, mocniej zatapiając pazury w jej skórze.

Czarny Nos musiała myśleć szybko. Szukała sposobu, jak się uwolnić z silnego uścisku. Lis był od niej trochę mniejszy, jednak dużo silniejszy. Na szczęście ich walkę przerwał okrzyk Szyszkowej Gwiazdy, która z Upiornym Sercem u boku oraz ciałem ogromnego, smoliście czarnego kocura na grzbiecie wbiegła do obozu.

-Ostry Ząb nie żyje! - Ogłosiła przywódczyni klanu pioruna, odkładając ciało na ziemii. - Klan ostrza przegrał!

 Lis spojrzał w jej kierunku. Medyczka wykorzystała chwilę jego nieuwagi i zadała mu mocny cios w bok pyska. Ten puścił ją, a kocica wstała, gotowa do dalszej walki, zamiast tego jej wróg uciekł, tak samo, jak kilka jego pobratymców.

-Wynoście się stąd teraz! - Syknęła Brunatna Gwiazda do pozostałych w obozie klanu cienia kotów, których przywódca poległ. - Nie macie przywódcy, ani zastępcy. Przegraliście, a klany wygrały. Wynocha!

 Czarny Nos zignorowała oddalające się z obozu poległe koty. Wzięła Berberysową Łapę i zaniosła go do legowiska medyków, gdzie Ziołowa Skóra zaczęła opatrywać jego rany. Przywódcy czterech klanów dyskutowali ze sobą, więc kocice miały czas, aby mu pomóc. Przepołowiona Łapa również służyła im pomocom, podając zioła, gdy ją o to poprosiły, było jednak po niej widać, że martwiła się stanem brata.

-Wygląda na to, że sobie z nim poradzisz, Ziołowa Skóro. - Mruknęła w końcu miodoworuda kocica, nadal jednak razem z partnerką opatrując rany Berberysowej Łapy. Futra jej i szarej medyczki z klanu cienia ocierały się o siebie. - Zostawię go pod twoją opieką, kiedy my pójdziemy, w końcu to i tak kot z klanu cienia. Inni mają już opatrzone rany.

-No tak, ty nie wiesz. - Mruknęła cicho Przepołowiona Łapa. - Ja, Migocząca Łapa, Berberysowa Łapa, Zapiaszczona Skóra, Wiewiórek, Słoneczka i Wilczka zostajemy w klanie pioruna.

 Medyczka przez chwilę patrzyła na nią zszokowana. Spodziewała się, że najmłodsze dzieci jasnorudej karmicielki pozostaną w klanie pioruna, w końcu nigdy nawet nie były w sosnowym lesie, ale była przekonana, że zarówno ich matka jak i starsze rodzeństwo wrócą do swojego klanu. Oczywiście nie przeszkadzało jej to, że będą mieli dodatkowych członków w klanie. W końcu im więcej członków, tym silniejszy klan, zwłaszcza w przypadku klanu pioruna, który według historii, które kocica usłyszała jako kociak jakiś czas temu - kiedy Patykowa Gwiazda dopiero co rozpoczął zarządzanie klanem - prawie wymarł.

-Och, nie spodziewałam się tego. - Odpowiedziała w końcu. - W takim razie przetransportuję go potem do nas. Nie ma na szczęście innych nieprzytomnych kotów. Tylko...tylko martwi. - Mówiąc to oczy medyczki błysnęły smutno. Wiedziała, że wśród zmarłych była Kameleonowy Język, która opiekowała się nią i jej rodzeństwem, kiedy Jelenia Jaskinia umarła przy porodzie oraz Krwawa Pieśń, z którym nigdy nie była blisko, ale jednak był jej ojcem.

-Przepołowiona Łapo! - Dało się dosłyszeć wołanie Zapiaszczonej Skóry, skierowane do córki. - Chodź!

 Uczennica wyszła z legowiska, jeszcze raz spoglądając na brata. Teraz dwie medyczki zostały w nim tylko z nieprzytomnym uczniem, gdyż reszta rannych, nawet tych, którym polecone było odpoczywać chcieli jeszcze pożegnać się z kotami, z którymi tworzyli wspólny klan przez kilka księżyców.
 Ziołowa Skóra mocniej przybliżyła się do partnerki i czule otarła się o nią.

-Nawet nie wiesz, jak mnie nastraszyłaś, kiedy zniknęłaś. - Szepnęła jej do ucha. - Myślałam, że zobaczymy się dopiero w Klanie Gwiazdy.

-Ale nic mi nie jest. - Mruknęła Czarny Nos.

-I dobrze. Mam nadzieję, że za bardzo cię tu nie męczyli.

 Kocica przekierowała wzrok na swoje pokryte długim, miodoworudym futrem łapy, na których widniały białe oznaczenia. Nie czuła się w stanie mówić o tym, co zrobił i co chciał zrobić ponownie Kojot. Słowa nie były w stanie przejść jej przez gardło, jakby tam ugrzęzły. Nie ma sensu jej mówić. - Powiedziała sobie w głowie. - Nie wiem, czy będę miała kocięta i raczej nie będę ich miała.

-Nie było aż tak źle. - Odpowiedziała zmieszana, dosyć cichym głosem. - Dbali o mnie na tyle, żebym nie umarła, bo wiedzieli, że straciliby medyczkę.

-Chociaż tyle dobrze, że cię nie zabili. - Szara kocica położyła ogon na barku Czarnego Nosa. - Kocham cię, nie wytrzymałabym bez ciebie.

-Ja bez ciebie też. - Medyczka klanu pioruna westchnęła ciężko. - Kocham cię całym sercem, ale... wiesz, będziemy musiały przyzwyczaić się do życia bez siebie. Jesteśmy z innych klanów, które się teraz rozdzielają. Klan pioruna potrzebuje mnie, a ciebie potrzebuje klan cienia. Żadna z nas nie ma uczniów, którzy mogliby przejąć nasze obowiązki.

-Racja, ale... nawet, jak będziemy w innych klanach, to będę cię kochać. Nigdy o tobie nie zapomnę. No i będziemy spotykać się dwa razy w księżycu, na zgromadzeniach i spotkaniach medyków, a może nawet częściej. Jesteśmy medyczkami, a do tego dwoma kotkami, jeśli spotykałybyśmy się potajemnie, to nawet, gdyby ktoś to odkrył mogłybyśmy powiedzieć, że omawiamy ważną wiadomość od Klanu Gwiazdy, lub cokolwiek innego. W końcu medyków nie dotyczą spory między klanami.

-Tak, ale to nie to samo. Zawsze wiedziałam, że nie będę mogła mieć rodziny i wydawało mi się, że to żaden problem, bo nawet, kiedy już się zakocham, to będę w stanie o tym nie myśleć. - Miauknęła pod nosem miodoworuda kocica, nie odsuwając się od partnerki nawet o długość ogona myszy.

-Jesteśmy tylko kotami. - Stwierdziła Ziołowa Skóra. - Takimi, jak nasi pobratymcy. Tak samo mamy emocje i tak samo mamy prawo do zakochania się. Ja jako kociak i uczennica byłam przekonana, że nigdy się nie zakocham, bo tak nie wolno, ale teraz widzę, że to nic złego. Moje serce należy do ciebie, ale to nie znaczy, że zabrakło w nim miejsca dla mojego klanu.

 Czarny Nos skinęła głową na znak zgody. Ona akurat nie była zbyt zadowolona ze swoim uczuć i ukrywania ich, ale nie miała zamiaru zrezygnować z miłości do medyczki z klanu cienia.

-Nie mam pojęcia, kto wymyślił zasadę, aby medycy nie mogli mieć rodzin, ale na pewno ten kot niezbyt znał się na miłości. - Odparła. - A teraz chodźmy. Nasze klany pewnie na nas czekają.

 Kocice ruszyły do wyjścia z legowiska. Kocica z klanu pioruna wzięła na grzbiet nieprzytomnego ucznia, chcąc zanieść go do obozu i tam udzielić mu większej pomocy. Oby pozostały tam jakiekolwiek zioła. - Westchnęła. - Jak nie, to trudno będzie coś znaleźć w tym śniegu.
 Idąc splotła swój ogon z ogonem Ziołowej Skóry, szybko jednak przestały robić to, po przekroczeniu wyjścia z jaskini. Nasze klany nie mogą o nas wiedzieć. - Przyznała niechętnie w myślach. - Tak samo, jak nie mogą wiedzieć o tym, co stało się ze mną i Kojotem. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro