Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

          Futra zgromadzonych przenikał chłód późnej pory. Zziębnięte koty przylegały do siebie, by bliskość pozwoliła im ogrzać się nawzajem. Ciepła Pora Zielonych Liści powoli odchodziła w niepamięć.

Ród zgromadził się dookoła wysokiego głazu, rosnącego do nieba na wysokość trzech susów. Panowała cisza; nikt nie śmiał wypowiedzieć ani słowa i przerwać Święty Rytuał. Nawet ptaki przerwały swój conocny trel, w oczekiwaniu na nadchodzący sąd.

Głaz Opatrzności był smukłą, gładką skałą, wyślizganą przez pokolenia. Szeroka na trzy kroki u góry, a z każdym krokiem w dół, nieco szersza. Mimo że kotlina otoczona była jedynie wyjałowioną ziemią, blask księżyca skupiał się wyłącznie na lśniącym w mroku głazie.

Gdy chmury przysłoniły księżyc, ciemność ogarnęła obóz. Jednak obłok szybko został przegnany przez chłodny wiatr. Blask Rodu Władzy Księża znów oświetlił kotlinę, więc koty mogły dostrzec pewną zmianę — na Głazie Opatrzności pojawiła się ciemna sylwetka.

Ledwie odcinała się ona na tle nocnego nieba, więc i wyraz twarzy kota nie był widoczny. Jedynie najstarsi, którzy pamiętali ostatni sąd zabójcy, mogli wyobrazić sobie nieruchomy, prawie martwy, jakby wyrzeźbiony w chłodnej skale, zabliźniony pysk.

— Zebraliśmy się tu, by osądzić zdrajcę! — zwykle ciepły i łagodny głos Brunatnej Gwiazdy teraz grzmiał niby piorun w czasie burzy. Jego zielone ślepia wodziły wzrokiem za nikłą sylwetką srebrnej kotki, która wsunęła się do kotliny i przysiadła na tyłach zgromadzonych. Przez chwilę wpatrywała się błękitnym spojrzeniem w oczy Ojca, ale po chwili opuściła głowę. — Z niezwykłym żalem muszę wyznać imię mordercy Bryzowego Marzenia... Granatowy Piorunie... podejdź.

Chłodne mrowienie przebiegło po grzbiecie Mroźnej Jutrzenki. Widziała niedowierzanie w oczach swojej Rodziny, które było widoczne i w jej ślepiach. Pobratymcy wymieniali zdumione, złowrogie spojrzenia, zachowując milczenie... Wzrokiem szukała ukochanej, ciemno-pręgowanej sylwetki, ale nie mogła jej dostrzec.

Dojrzała Naznaczonego, dopiero gdy rozstąpiła się droga do głazu. Skryty w mroku na tyłach, teraz uniósł dumnie głowę i powoli, krocząc dostojnie, doszedł do centrum zgromadzenia. W jego oczach kotka widziała tak ogromny żal...

— Przecież on jest niewinny, widzę to w jego oczach... On nigdy by nic złego nie zrobił, jest zbyt łagodny i troskliwy! — chciała uświadomić to pobratymcom. Chciała krzyknąć do Brunatnej Gwiazdy, że w oczach ukochanego kocura widzi chęć zażegnania niesprawiedliwości. I już kotka widziała oczami wyobraźni, jak złowrogie oblicze Ojca łagodnieje... Przyznaje się do błędu, otula Naznaczonego puchatym ogonem i zaprasza go, by opowiedział, co stało się naprawdę...

Ale to był tylko sen... Zabliźniony pysk Brunatnej Gwiazdy zaciśnięty jak wąska szczelina, a oczy zwężone w ciasne szparki. Rozpacz, która ogarnęła młodą wojowniczkę, nie znała granic. Chciała wyrwać się z jej piersi z głośnym wrzaskiem, ale kotka zachowała ciszę.

— Granatowy Piorunie, zostałeś oskarżony o morderstwo swojej Siostry. Miała przed sobą całe życie, a ty... Zakończyłeś je... Dlaczego? — Ojciec próbował ją ukryć, ale nuta smutku brzmiała w tym złowrogim głosie.

Naznaczony milczał. Wzrok utkwił w Brunatnej Gwieździe, z dumą unosząc pysk do światła. W jego oczach lśniły gwiazdy, a księżyc oświetlił ciemne futro kocura tak, że Mroźna Jutrzenka westchnęła bezgłośnie z zachwytu nad pięknem przyszłego Ojca.

— Nic nie powiesz? — spytał zdruzgotany przywódca, ale Granatowy Piorun milczał. W ostatnim akcie desperacji Brunatna Gwiazda spojrzał błagalnie w pomarańczowe oczy. Cisza... Uniósł więc pysk z ledwie niedostrzegalnym grymasem bólu, a jego głos poniósł się echem. — Zatem mocą nadaną mi przez Przepiórczą Gwiazdę wzywam Ród Władzy Księżyca, by swą wielką moc użyczył wysłannikowi gwiazd między żywymi, by wykonał wyrok... Skazuję cię, Granatowy Piorunie na karę śmierci!

Mroźna Jutrzenka wzdrygnęła się. Do oczu zaczęły jej napływać słone łzy. Prawie zalały jej pysk, gdy ciszę dookoła przerwały dudniące uderzenia łap Rodu; koty z mocą uderzały w ziemię, a z ich gardeł wydobywały się z początku ciche i niezrozumiałe słowa, ale z każdą chwilą stawały się silniejsze i wyraźniejsze:

— Śmierć! Śmierć! Śmierć!.. — z łoskotem, ale rytmicznie niosły się po okolicy. Ptaki, siedzące na gałęziach kilku sosen, teraz wzbiły się w powietrze, skrzecząc głośno i łopocząc skrzydłami, niczym w konwulsjach.

Gradowe Ślepia zbliżył się do okręgu. Wcześniej ukryty był w cieniu, ale gdy stanął nieopodal Głazu Opatrzności, wszyscy mogli przyjrzeć się mu dokładnie. A zaszła w nim doprawdy duża zmiana — zawsze zmierzwione, szaro pręgowane, nieco granatowe futro teraz lśniło lekko, jakimś niesamowitym blaskiem. Unosiło się nieco, falując na chłodnym wietrze. Do tej pory bardzo jasne, szarawe ślepia kocura były zamknięte, ale teraz, gdy je otworzył, zebranych przeszedł dreszcz. Nie miały one wcale barwy bladoniebieskiego błękitu. Przybrały kolor szafiru lśniącego gwiezdnym światłem.

Usłyszała głośne westchnięcie młodego kota — zapewne Żołędziej Łapy i stłumiony syk, gdy Oszroniona Szarotka trzepnęła syna po uszach. Zobaczyła też Świszczącą Taflę, który czarnym ogonem trzepnął nerwowo w przestrachu, że nieprofesjonalne zachowanie jego wnuka przerwie sąd. Łaciaty kocur zwykle spędzał czas na marudzeniu nad swoim losem, przyprawiającej o ból głowy funkcji jego brata, Gradowych Ślepi i jak nieudolny jest właśnie Żołędzia Łapa, jego wnuk, a zarazem jedyny na chwilę obecną adept. Jednak w rzeczywistości kochał całym sercem tego łaciatego, nieco dziecinnego kocurka, a rozłąki z bratem z pewnością by nie przeżył... Dlatego też każda sytuacja, dzięki której mógł być dumny ze swych najbliższych, sprawiała, że robił się bardzo nerwowy.

Jasna wojowniczka nie mogła już dłużej odwracać wzroku od Granatowego Pioruna, który z dumnie uniesioną głową czekał na śmierć. Lojalność wobec ukochanego Naznaczonego walczyła ze wpajanymi jej od zawsze zasadami, gdy koty dookoła nie przerywała swej intonacji. Widzący powoli zbliżał się do osądzanego, którego sierść na karku stanęła dęba. Przez chwilę w jego oczach Brunatna Gwiazda mógł spostrzec nutę przerażenia, ale po chwili zniknęła, zastąpiona przez obojętność.

Gradowe Ślepia powoli zbliżał się do osądzonego. Światło zalśniło na wysuniętych pazurach kocura. Przez chwilę Mroźna Jutrzenka nabrała nadziei — Widzący był co prawda wzrostu Naznaczonego, jednak siłą z pewnością mu nie dorównywał; nie było możliwości, że uda mu się pokonać w walce wyćwiczonego wojownika. Kotka na sądzie nigdy nie była, nie wiedziała więc, jak bardzo się myli...

Gradowe Ślepia wyciągnął łapę. Wojowniczka poczuła lodowate ciarki, przebiegające jej po grzbiecie, gdy księżyc zalśnił na ostrych, wysuniętych pazurach kocura.

— Uciekaj! — chciała krzyknąć, ale Granatowy Piorun zastygł, jakby łapy odmówiły mu posłuszeństwa. Pomarańczowe oczy lśniły przerażeniem, mieszającym się z dumą.

Kotka czekała na najgorsze. Zaraz Widzący przeora ostrymi pazurami po gardle jej ukochanego, a on osunie się na ziemię martwy... Ale nic takiego się nie wydarzyło. Kocur objął łapą kark skazańca, po czym przyłożył czoło do jego skroni. Przez chwilę oczy miał zamknięte, a gdy znów je otworzył, nie dojrzała w nich nic żywego.

Lodowate szpony strachu ogarnęły Mroźną Jutrzenkę. Gradowe Ślepia zdawał się wysysać życie z Naznaczonego... Widziała, jak z jego gardła zaczęła sączyć się czerwona para, wznosząca się wraz z wiatrem w górę, do nieba. Pomarańczowe oczy zaszły mgłą, powoli uciekało z nich życie.

Coś złapało kotkę za serce. Zgniatało je, sprawiało, że zaraz pęknie na miliony kawałków. Oddech jej przyśpieszył... Nie, zaparło jej dech, nie mogła oddychać! Świat wokół zniknął, było tylko przerażenie... Poczuła się, jakby ktoś wrzucił ją do lodowatej wody, gdy rozległ się okrzyk:

— NIE! — znów mogła złapać oddech, zobaczyła, że czerwona mgła wydobywająca się z gardła Granatowego Pioruna rozwiała się w nocnym mroku, kocur bierze gwałtowny, desperacki oddech, do oczu znów powraca życie, a on cofa się o krok, drżąc z przerażenia.

Ale czyj to okrzyk? Świat znów się pojawił, ale koty dookoła, które dotąd wrogo krzyczały „śmierć! śmierć!", milczały. Dopiero po chwili wojowniczka uświadomiła sobie, że wszystkie oczy zwrócone są na nią. Na kotkę, której krzyk odbijał się wciąż echem w kotlinie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro