☆*: .。.🍃 ─ Rozdział 01
Perspektywa: Limonkowa Łapa
- Limonkowa Łapo! Chodź, bo się spóźnisz.
- Już idę - wymamrotała wołana kotka, cała zaspana. Półprzytomnie podniosła się na cztery łapy i poczłapała do wyjścia z legowiska uczniów.
Na swoje nieszczęście, po drodze potknęła się o odnogę korzenia jakiegoś krzaka. Zaklęła pod nosem, wstała i otrzepała się z ziemi po czym podreptała dalej.
Dobrze, że nikt nie widział tego upadku - pomyślała jeszcze. A przynajmniej taką miała nadzieję, bo gdy rozglądnęła się dookoła, nikogo poza nią nie było w tej części obozu.
Pewnie wszyscy poszli teraz na polowanie albo na patrole, uznała. W końcu był już świt, czyli pora, w której Klany budziły się już do życia.
Gdy dotarła już na miejsce, czyli na skraj lasu, gdzie czekali na nią Słowikowy Potok i Zimowe Tchnienie, przywitała się z nimi szybko i razem wyruszyli na graniczny patrol. Zimowe Tchnienie jak zwykle był cicho, ale Słowikowy Potok najwyraźniej nie miała zamiaru milczeć.
- Piękny ten poranek, prawda? Jak wam się dzisiaj spało? Mi świetnie!
Limonkowa Łapa ziewnęła. Poza lekkim odrętwieniem kończyn po krótkim śnie, czuła się już w pełni rozespana i gotowa do pełnienia swoich uczniowskich obowiązków.
- Ja późno poszłam spać - wyznała. - Dlatego dzisiaj trochę zaspałam.
Słowikowy Potok liznęła ją w siostrzanym geście po głowie. Była od niej starsza o jakieś pięć księżyców - podczas gdy Limonkowa Łapa niedawno zaczęła swoje szkolenie na wojowniczkę, Słowikowy Potok była nią już od kilku księżyców. Obserwujący ich z boku Zimowe Tchnienie nadal milczał.
Limonkowa Łapa nigdy nie była przydzielona do tego samego patrolu granicznego bądź polowania co Zimowe Tchnienie. Właściwie, to mało co widywała tego kocura - zawsze dziwnie uciekał od reszty klanowiczów i chyba nie lubił wśród nich przebywać.
Zimowe Tchnienie miał dość dziwny charakter. Właściwie, to niewiele kotów wiedziało o nim coś więcej niż to, że jest dziwnie zamknięty w sobie i woli przebywać sam.
Do jasnorudego ucha Limonkowej Łapy dotarł szelest liści. Zatrzymała się i wyostrzyła swoje zmysły. Jej towarzysze chyba także coś wyczuli, ponieważ także przystanęli.
Aha! Do jej bystrego, jasnozielonego spojrzenia dotarł widok wiewiorki, która swobodnie zbierała ze ściółki leśnej orzechy. Napięła mięśnie i rzuciła Słowikowemu Potokowi oraz Zimowemu Tchnieniu Spojrzenie mówiące ta wiewiórka jest moja.
Przybrała pozycję myśliwską i lekkim krokiem powoli zbliżała się ku ofierze. Gdy w końcu wiewiórką zorientowała się o bliskiej obecności napastnika, było już za późno. Po chwili Limonkowa Łapa trzymała już ją w pysku. Rzuciła triumfalne Spojrzenie siostrze.
Całe polowanie przebiegło dość swobodnie - Słowikowy Potok złapała dwie myszy a Zimowe Tchnienie kukułkę i sikorkę. Według całego Klanu Pioruna nikt nie mógł równać się z tym wojownikiem w kwestii polowania na ptaki.
Gdy wrócili, słońce było już w połowie drogi do najwyższego punktu na niebie.
Wszyscy się rozeszli a Limonkowa Łapa skierowała się ku legowisku medyka, by odwiedzić swojego mentora.
- Cisowe Tchnienie? - zapytała trochę bardziej podekscytowanym tonem niż brzmiał jej naturalny głos, wtykając pysk pomiędzy dwa pnie drzew, które wyznaczały początek legowska medyka.
- Limonkowa Łapo? To ty? - usłyszała medyka, który odwrócił się do kotki na jej słowa. - Przyszłaś do Slonecznego Horyzontu, jak mniemam? W takim razie wejdź.
Pnącza, które w dziwny sposób okalały dwa pnie robiąc z tego połączenia nieco taką antresolę, rozsunęły się, gdy uczennica pognała do środka.
Słoneczny Horyzont, gdy tylko usłyszał kroki kotki (dało się je rozpoznać z nawet dalekiej odległości, uwierzcie mi, jej kroki są łatwo rozpoznawalne) podniósł trochę głowę znad swojego posłania i natychmiast się skrzywił. Wrócił do poprzedniej pozycji.
- Cześć, Słoneczny Horyzoncie! Poprawia ci się? - rzuciła z nadzieją Limonkowa Łapa.
Słoneczny Horyzont, mentor kotki, który podczas treningu z nią spadł z wysokości i dość solidnie się "połamał". Od tego czasu kocur musiał dużo odpoczywać i zażywać odpowiednie zioła od medyka. Limonkowa Łapa od tamtej pory była szkolona nieregularnie przez różne koty, ale zazwyczaj po prostu kilku wojownikow zabierało ją ze sobą na polowanie bądź patrole - tak jak dzisiaj.
- Witaj, Limonkowa Łapo - miauknął. - Według Cisowego Tchnienia jest ze mną coraz lepiej i...
- Jego łapa zrasta się dość szybko - wszedł mu w słowo medyk. - Myślę, że za księżyc, pół powinien wrócić do szkolenia cię dalej, Limonkowa Łapo.
Kotka pokiwała głową, całkiem usatysfakcjonowana z odpowiedzi, którą dostała.
- A przyniosłaś chociaż do jedzenia? - spytał z nadzieją Słoneczny Horyzont, mierząc ze swojej pozycji kotkę wzrokiem.
Limonkowa Łapa poczuła, jak pieką ją wąsy. Jaka ona głupia, nawet o tym nie pomyślała!
- Nie... Ale zaraz to zrobię! - zawołała szybko przez ramię, nim mentor zdołał coś powiedzieć. Wolała uniknąć jego narzekań, które - szczerze mówiąc - zdarzały się nieczęsto. Słoneczny Horyzont był kocurem, który z reguły raczej był optymistą.
Podeszła do sterty zwierzyny, gdzie napotkała dwie inne uczennice. Zatrzymała się wpół kroku.
No nie - pomyślała. Tylko nie one.
- O, hej, Limonkowa Łapo! - zawołała do kotki jedna z nich. Była cała biała, jedynym kolorem, który odznaczał się na jej sierści była ostra żółć, której barwy były jej jadowite oczy. Limonkowa Łapa nigdy jej nie lubiła - i z wzajemnością. Jej głos był wyjątkowo sztucznie miły. Zanim uczennica zdoła szybko się wycofać, druga przywołała ją ogonem.
Limonkowa Łapa z niechęcią podeszła, ale nie do niej, tylko do sterty. Podniosła pulchną wiewiórkę i z nią w pysku zawróciła do Słonecznego Horyzontu.
Ale dwie uczennice nie odpuściły. Przyjaciółka tej białej, dla odmiany o brązowych barwach, zagrodziła jej drogę. Limonkowa Łapa próbowała ją ominąć, ale ta tylko syknęła z niesmakiem.
- Hej, Ośnieżona Łapo, Puchata Łapo, zostawcie Limonkową Łapę! - rozległo się wołanie nieopodal nich.
Puchata Łapa - ta brązowa, przyjaciółka białej, Ośnieżonej Łapy, syknęła z niezadowolenia ale przepuściła Limonkową Łapę.
- Zostaw ją, Puchata Łapo - warknęła cicho Ośnieżona Łapa. - Niech idzie zanieść jedzenie swojemu mentorowi. - Po tych słowach oddaliła się a Puchata Łapa podążyła za nią (najprawdopodobniej do legowiska uczniów).
Limonkowa Łapa posłała przelotnie wdzięczne spojrzenie młodemu wojownikowi, z którego pomocą odgoniła Ośnieżoną Łapę i Puchatą Łapę. Po tym skierowała się do poprzedniego miejsca, gdzie była, ale się zawahała. Powróciła do sterty zwierzyny i zabrała z niej jeszcze sikorkę i mysz - głupio byłoby wrócić bez niczego dla siebie i medyka.
________________________
Rozdział taki trochę krótki, ale musiałam zrobić takie zakończenie dla kolejnego rozdziału XD
Jak Wam się podobają te akapity? (: XD
Poza tym bardzo przepraszam za taką długą nieobecność dalszej treści!!! Czekałam tylko na ostatnie designy od totti!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro