₊˚⊹ prologue ₊˚⊹

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

🖤
.
.
.

Drobna kotka szła wśród drzew ostrożnie stawiając kroki. Jej cętkowana, gładka sierść lśniła lekko od wilgoci, a lodowate powietrze wdzierało się do płuc. Każdy jej krok był wyważony i precyzyjny, jakby każde źdźbło trawy i każdy kamień mogły zdradzić jej obecność. Jej złote oczy lśniły w półmroku, gdy melancholijnie spoglądała na otaczający ją krajobraz. Znała rozciągające się przed nią ponure, deszczowe góry otulone gęstymi lasami i wysokie, ciemne szczyty majaczące w oddali jak własną łapę, lecz dziś wydawały się jej obce i odległe, jakby straciły swój dawny blask. Kiedy opuszczała obóz, miała wrażenie, że coś lub ktoś ją obserwuje. Świadomość tego uczucia sprawiała, że rozglądała się od czasu do czasu za siebie. Jakaś część podświadomości szeptała jej, że to nie są
tylko fantazje. Jednak postanowiła zignorować te niepokojące myśli. Teraz to nie miało znaczenia. Nic nie miało znaczenia. Była przywódczynią, a jej klan rozpadał się na jej oczach . . .
Tak bardzo kochała swój klan. Każdego kota. Wypłowiałe Poroże, Jasnego Pioruna, Krętakiego Strumienia i... Ptasią Gawędę... Na myśl o zmarłej kotce ścisnęło się jej gardło. Zginęła raptem kilka uderzeń serca temu, a ona nawet się z nią nie pożegnała. Nie miała czasu... Musiała dotrzeć do celu, zanim mrok ją dopadnie, a co gorsza, jej klan . . .
Przeskoczyła przez strumień, który stanowił granicę między klanami, następnie spojrzała w głąb terenu jej wroga. Nie dojrzała tam ani jednej żywej duszy, więc szybko zbiegła kamienną ścieżką, aż dotarła do podnóża jednej z gór. Zanim ruszyła dalej przystanęła i spojrzała w niebo nad sobą. Nad jej głową rozbłysła błyskawica, jasna i ostra, która na jedno uderzenie serca przerwała spokój i rozświetliła ponury krajobraz. Kotka poczuła jak deszcz, który nieustannie padał, nabiera na sile i spływa po niej, następnie rozbijając się o ziemię.
Otrząsnęła się z zimnej wody i przyspieszyła. Ścieżka, która wyłaniała się przed nią wśród mgły była cienista porośnięta mchem i śliskimi kamieniami. Prowadziła na sam szczyt gdzie było już widać jedną z wierzb przechylającą się od silnych podmuchów wiatru. To właśnie tam zmierzała – na spotkanie z Klanem Gwiazd . . .
Kotka stąpała teraz ostrożniej i wolniej, wspinając się coraz wyżej. Pamiętała, jak jeszcze jako uczennica ześlizgnęła się tutaj raniąc sobie bark. Od tamtej pory zawsze była czujna podczas deszczowych wspinaczek. Szła w ciszy, a dźwięk deszczu uderzającego o liście i kamienne podłoże tworzył melancholijną, przytłumioną melodię, którą zakłócał tylko szum wiatru w koronach drzew.
Z każdym krokiem czuła, że jej serce otacza mrok, a ona powoli zatraca się w nim, nie mogąc złapać oddechu. Nie mogła pozbyć się też uczucia, że to wszystko było jej winą . . .
Od poprzedniej bitwy w samym środku obozu upłynęła zaledwie chwila, ale kotka  wiedziała już teraz, że przyniesie to więcej szkód, niż można sobie wyobrazić. Dobrze wiedziała, że nić, która trzymała ich klan w ryzach, tego dnia pękła i wszystko co trzymało ich przy życiu się posypało. Jedno po drugim koty zaczną upadać, aż w końcu rozpętało się piekło . . .
Wstrząsnęła się, starając otrząsnąć z ponurych myśli. Nie mogła pozwolić sobie na słabość. Nie teraz... Musiała być silna i ostatkiem swoich sił uratować swój klan.
W końcu, po dłuższej wspinaczce, dotarła do jaskini w skałach na samym szczycie. Znajdowała się ona wśród ciemnych, poskręcanych drzew o czarnych pniach, które wyglądały jak pokręcone, złowrogie cienie. Ich korony zasłaniały niebo, pogrążając las w jeszcze głębszym mroku. Przywódczynie ogarnął jeszcze większy niepokój. Głębia jaskini mogła odkryć coś nieznanego i mrocznego, czego mogła nie chcieć wiedzieć. Lecz musiała dowiedzieć się, co czeka jej klan. Jej złote oczy iskrzyły się w ciemności, gdy patrzyła w głąb wejścia do ciemności. Krople wody spadały i rozbijały się na jej futrze. Mgła unosiła się nisko, snując się po ziemi, wypełniając powietrze zimnym oddechem. W oddali słychać było odległe grzmoty, jakby same góry ubolewały nad stratą i cierpieniem klanu.
Kotka mrugnęła, by otrzepać krople wody z rzęs. Nie było już odwrotu. Ruszyła w ciemność, czując jedynie bicie swojego własnego serca, które rozbrzmiewało w jej uszach jak grzmoty zapraszające do odkrycia przeznaczenia. Przecisnęła się przez wysokie, szczerzące głazy i dotarła do ogromnej jaskini, którą również znała na pamięć. Była olbrzymia, a jej nierówne ściany pokryte grubą warstwą zielonego mchu wydawały się połyskiwać w półmroku. Z sufitu, wysoko ponad ich głowami, ściekały krople wody spadając cicho na kamienie. Pośrodku jaskini, w sercu tego ponurego miejsca stał ogromny kryształ o lodowo-niebieskiej barwie. Tworzył on subtelne światło, które rozświetlało wnętrze groty chłodnym blaskiem. To miejsce... nie ważne, ile razy tutaj przychodziła, zawsze robiło na niej wrażenie, aż traciła dech w piersi. Tym razem jednak nie czuła podekscytowania na swojej skórze, lecz grozę i przerażenie. Pierwszy raz od niezliczonych księżyców przyszła tutaj błagać Klan Gwiazd o litość i pomoc dla jej klanu. Postawiła krok w stronę kamienia i przyłożyła nos do lodowate powiechszni, modląc się w duchu, że Klan Gwiazd znajdzie jakieś rozwiązanie . . .
Kiedy otworzyła oczy, poczuła miękkie, chłodne płatki kwiatów pod swoim ciałem. Znajdowała się na kwiecistej polanie otulonej delikatnymi promieniami słońca. Było tu pełno kolorowych roślin, które poruszały się lekko pod wpływem delikatnego wiatru. Kotka wstała, rozprostowując łapy, czuła się, jakby leżała w tej pozycji przez księżyce albo nawet wieki. Kiedy rozejrzała się po polanie, dostrzegła przed sobą znajomą sylwetkę. Niedaleko niej, na niewielkim głazie, stała czarna kocica, której gładkie, czarne, iskrzące futro lśniło w świetle, jakby samo słońce chciało podkreślić jej obecność. Morska Tafla... Kotka aż westchnęła na jej widok, wracając myślami do krwawej bitwy...
Pysk dostojnej i wysokiej kotki był zwrócony w niebo, lecz po ułamku chwili odwróciła się w jej stronę, wbijając w nią swoje okrągłe, lodowate niebieskie oczy. Przerażająco przypominające Księżycowy Kamień lub lód na zamarzniętym jeziorze. Jej oczy ukazywały tyle bólu i smutku, aż kotka poczuła dreszcz przechodzący przez jej ciało, od samych uszu aż po końcuszek ogona. Chciała wyszeptać w jej stronę „przepraszam", lecz słowa uwięzły jej w gardle. Morska Tafla drgnęła niespodziewanie, jakby wstrząśnięta, i zeskoczyła z głazu, ruszając biegiem w stronę lasu.
— Nie! — wrzasnęła za nią przywódczyni. — Czekaj! — i rzuciła się za nią w pogoń, przemykając między drzewami, z każdym susem śledząc czarny, chudy ogon, aż ten w końcu zniknął między cienistymi konarami. Kotka westchnęła i zatrzymała się z poślizgiem w nieznanym jej miejscu. Znalazła się na kolejnej polanie otoczonej ogromnymi drzewami i krzakami. Kotki już nie było; zostało tylko echo jej obecności i cierpienia, które unosiło się w powietrzu i przyduszało swoją intensywnością. To tak przerażało, że koty tak bardzo cierpiały przez jeden głupi błąd. Przez jej błąd . . .
— Spadająca Gwiazdo! — nagle ktoś krzyknął w oddali, a kotka podskoczyła, poznając nowoprzybyłą, którą darzyła ogromnym uczuciem. Z cienia drzew wyłoniła się Lśniący Księżyc, jej zmarła partnerka. Spadająca Gwiazda podbiegła do niej, mrucząc głośno. Kiedy dotarła do szaro-pręgowanej, puchatej wojowniczki, otarła swój pysk o jej.
— Och, tak dobrze cię widzieć — miauknęła, czując ulgę, której nie czuła od dawna.
— Ciebie też — odpowiedziała kotka, wbijając w nią swoje jasno błękitne oczy iskrzące miłością. Nagle jednak ten blask zgasł, a spojrzenie przygasło. Kotka zauważając tę zmianę, posmutniała równie szybko.
— Nawet gdy czasy są takie ciężkie — dodała szeptem, tonem pełnym rezygnacji, a jej słowa zawisły w powietrzu.
— Co mam zrobić? — sapnęła Spadająca Gwiazda. — Jak to wszystko naprawić!? — wbiła pazury w ziemię, wściekła na wszystko wokół. Partnerka wciąż patrzyła na nią ze smutkiem i współczuciem, jej spojrzenie przepełnione było ciepłem i zrozumieniem, które trudno było wyrazić słowami.
— Już nic nie możesz zrobić, kochanie — ton jej głosu sprawił, że serce kotki rozpadło się na kawałki. Klan upadał, a ona, jako jego przywódczyni, nie mogła nic na to poradzić. Każdy kot, nawet ci najbardziej niewinni, jeden po drugim, ginęli w tej bezlitosnej grze losu nie zdjąć sobie nawet z tego sprawy.
— Ale... Ale ja muszę — wyszeptała czując jak łzy napływają jej do oczu.
— Ciii — szepnęła Księżyc, przytulając się do niej bokiem. — Ty już nic nie musisz. Będzie kot, który to naprawi.
— Ale to moja wina — wbiła wzrok w swoje łapy. — Zniszczyłam mój klan... Iskrzący Księżyc pokręciła głową.
— Pamiętasz, jakie życie ci dałam? — spytała, uśmiechając się lekko. — Żebyś opiekowała się każdym kotem z twego klanu, żebyś na każdego patrzyła jak na swojego kociaka i walczyła o nich jak matka. Robiłaś to przez wiele księżyców. W każdej bitwie, w każdej porze spadających liści. Zawsze — podkreśliła.
— Ale...
— To nie ma znaczenia, co było kiedyś — przerwała jej — klan ci wybaczył dzięki twojej służbie. A to, co jest teraz, to zbieg zdarzeń. Nie możesz się obwiniać o każdy ból, każdy upadek i każdą śmierć. Spadająca Gwiazda wzdrygnęła się i znów spojrzała na partnerkę.
— Tak bardzo za tobą tęsknię. Potrzebuję cię tam.
— Nie przejmuj się. Niedługo się zobaczymy i będziemy razem leżeć, oglądając gwiazdy — znów się uśmiechnęła, lecz jej uśmiech wydawał się otulony smutkiem. Spadająca Gwiazda odwzajemniła jej uśmiech równie smutno co ona.
— A teraz wracaj i pamiętaj, że cię kocham!
— Ja ciebie też — miauknęła i zaplotła z nią swój ogon, czując jeszcze przez chwilę jej ciepło. Później jednak Księżyc zniknęła, jakby rozpływając się w powietrzu, zostawiając ją tutaj pustą i nieruchomą. Tylko jej zapach przypominał o jej obecności, a Spadająca Gwiazda znów była sama w łapach, trzymając cały ciężar swego klanu. Wstała i ociężale ruszyła do domu, gdzie czekały na nią wstrząśnięte koty, czekając z nadzieją na jej powrót. Kiedy szła do miejsca, skąd przyszła, niespodziewanie niebo zaczęło szeptać. Echo różnych głosów, kotów Klanu Gwiazd niosło do niej cichą, przerażającą melodię, która zdawała się przepełniać całe otoczenie tego magicznego miejsca umarłych. Każdy głos splatał się z pozostałymi i gubił się w tłumie, tworząc niepokojący, niezrozumiały dźwięk. Wszystko zadrżało pod łapami, kiedy kotka zaczęła rozumieć poszczególne wyrazy...

... Gdy głosy przeszłości szeptem ostrzegają.
Przez błędy wielu, jeden cierpi.

Słowa ukuły ją niczym piorun.

Przez zbiegi losu ból się wzmaga,
Jedna dusza zginęła, a z nią nadzieja.

Kotka sapnęła z bezsilnością.

Cień tamtej śmierci nie odszedł na zawsze,
Tkwił w sercach wielu kotów jak cierń,
A teraz się uwalnia.

Ból ogarnął jej ciało aż po kości.

W końcu po latach ścieżki splątane spotkały się po drodze
i rozwikłać się nie dadzą.

Głosy przyspieszyły, mieszając się ze sobą.

Cierpienie będzie trwać.
Każdy krok, każdy błąd, tworzyć będzie mroczny wzór.

Kotka musiała wyostrzyć słuch, by rozumieć kolejne zdania.

Złośliwe nici przeznaczenia oplatają was niczym mroczne chmury.
A wy pogrążycie się w wiecznym mroku . . .

Nastała głucha cisza.
Kotka podskoczyła zaskoczona niemal się przewracając na śliskich kamieniach. Znajdowała się z powrotem w jaskini przed Księżycowym Kamieniem.

Jednak w tej ciemności iskra się tli,

Głos był teraz ledwo słyszalny, noszony przez jednego kota.

Kot spowity tragedią, samotny w bólu.
To on zdoła ocalić was od zguby.
Jeśli tylko pokona tragedię, która go więzi, i jego serce będzie silniejsze od przeszłości.
Klany zostaną ocalone, a cień zniknie w blasku.

Kotka mrugnęła zaskoczona, zastanawiając się, o kogo może chodzić.

Lecz jeśli ugnie się pod mrokiem...
Każdy błąd i umylny krok wróci z większą siłą
i rozleje się jak krew na śniegu.

Przed oczami kotki mignęły pazury. Chwilę potem została brutalnie przygnieciona przez silniejszą od siebie postać. Zaskoczona ledwo łapała oddech próbując tylnymi łapami odepchnąć napastnika. Ten jednak skutecznie okręcił ją między łapami i trzymał groźno między pazurami. Spadająca Gwiazda przerażona spojrzała w oczy kota, którego znała lepiej niż nie jeden zakamarek jej terytoria. Znała i kochała, jak własnego kociaka. Te same oczy, na które patrzyła nie jeden raz podasz wspólnych polować, petrolów czy dzielenia się językami patrzyły na nią teraz z furią której Spadająca Gwiazda nigdy nie widziała u żadnej z żywych istot.
Przełknęła ślinę tracąc siłę przy każdej próbie wyzwolenia się z uścisku. Wiedziała że to już koniec.
— Oh klanie gwiazd — szepnęła w myślach — Klanie gwiazd. Opiekuj się moim klanem — w tym samym momencie zęby mordercy złapały ją za szyję wysysając z niej jej ostatnie życia. Przerażające było to, że oprawca wcale się nie spieszył. Cieszył się każdym jej jęknięciem i łzą w oczach, podczas gdy Spadająca Gwiazda umierała powoli w cierpieniu, widząc przed sobą sylwetkę Iskrzącego Księżyca.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro