Rozdział 31

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Różane Ucho siedziała samotnie na środku obozu, jedząc wróbla. Spojrzała na puste legowisko więźniów, starsza z samotniczek, Lawenda umarła jakiś czas temu, a Szyszka właśnie odwiedzała jej grób razem z jednym uczniem. Wojowniczka była dumna z tego, jak radzi sobie mała szylkreta, mimo tego, jak bardzo nienawidził jej przywódca oraz Wężowa Łapa wiele innych kotów ją lubiło. Zwłaszcza Zacienka, która nadal pozostawała kociakiem. Nagle do obozu wbiegł Miodowa Łapa, tylko po co? Przecież miał zaprowadzić Szyszkę na grób jej matki! 

Rozmyślania kotki miały szybko zostać przerwane, uczeń podbiegł prosto do niej.

-Różane Ucho! - Był zdyszany, mimo tego, że miał dobrą kondycję. Musiał naprawdę szybko biec. - Zaatakowali nas samotnicy! Szyszka tam została! Musimy biec!

W tym momencie pochodzenie kotki już naprawdę się nie liczyło, trzeba było ją ratować, zanim ją zabiją! Zastępczyni rozejrzała się, gotowa zawołać pierwsze koty jakie zauważyła.

-Upiorne Serce! Wężowa Łapo! Płowa Łapo! - Koty od razu do niej podbiegły. - Samotnicy zaatakowali, musimy iść! Szybko!

Przywołane przez nią koty nie zadawały pytań, pognali tam, gdzie prowadził ich Miodowa Łapa, rzeczywiście spotkali grupę samotników. Od razu zaatakowali, a po chwili dołączyła do nich także pstrokata koteczka. Udało im się ich przegonić. Dopiero kiedy wszystko się uspokoiło Różane Ucho rozejrzała się po kotach. Na ziemi leżał martwy Żabi Sus. Od razu do niego podbiegła i trąciła nosem z nadzieją, że się obudzi. On jednak nie wstawał.

-Żabi Susie! - Zawołała smutno. - Nie zostawiaj mnie.

Z jej oczu pociekły łzy, kolejny kot poległ. 

To moja wina! - Pomyślała sobie. - Gdybym szybciej przybiegła może bym go uratowała! 

Podniosła jego ciało i ruszyła do obozu, inni szli za nią. 

Po powrocie położyła ciało partnera na środku obozu. Od razu przysiadła przy nim do czuwania, nie chciała czekać, aż starszyzna przygotuje jego ciało, żeby klan mógł się z nim pożegnać.

Czuwała przy nim całą noc, dłużej nawet niż Patykowa Gwiazda. Rano podeszła do niej Brzozowe Futro.

-Czas, żeby go pochować. - Mruknęła starsza. - Kaczy Dziób i reszta już czekają.

-Jeszcze chwilę, proszę. - Kocica skierowała wzrok swoich ciemnoniebieskich oczu na Brzozowe Futro. - Nie zdążyłam się pożegnać.

-Żegnasz się z nim pół dnia i całą noc! - Odparła biała kocica. - Daj nam go w końcu pochować.

-No dobrze, już. - Wstała i odeszła na krok od ciała partnera, dając starszej go zabrać. Patrzyła, jak wynoszą go z obozu.

***(-)***(-)***

Życie bez Żabiego Susa było okropne. To partner zaawsze próbował pocieszyć kotkę w każdy jej gorszy dzień, a teraz nie było go już tak długo. Czas nie leczy ran - Kocica była tego pewna. - pomaga tylko w ukryciu bólu. Potrafiła jednak chociaż trochę udawać, że już się nie obwinia. Przez ten czas, zwłaszcza od śmierci Lawendy bardzo polubiła małą Szyszkę, wiedziała, że sama nie będzie miała swoich kociąt, co chyba sprawiło, że łatwiej przywiązywała się do cudzych szkrabów.

Teraz jednak nie był czas na użalanie się, a ona dobrze zdawała sobie z tego sprawę. Teraz już nie tylko ona wiedziała, że Ostry Ząb jest zdrajcą, jednak rozpowszechnienie tej informacji nie było jej zasługą. Zadbała o to Szyszka. Niestety z powodu jego obsesji, przywódca nie słuchał samotniczki i skazał na śmierć głodową. Nikt kto lubił kotkę oczywiście nie był z tego zadowolony, a zastępczyni wiedziała, że musi działać i jakoś ją uratować. Chciała wykorzystać do tego uczucia przywódcy względem niej, miała już nawet plan.

-Witaj, Patykowa Gwiazdo. - Powitała go z wymuszoną radością po wejściu do jego legowiska. - Co powiesz na spacer? Omówilibyśmy karę, jaką wymierzyłeś Szyszce.

-Już mówiłem, zasłużyła na to. - Burknął przywódca.

-Tak, wiem. - Odpowiedziała mu, oczywiście kłamała, nie zgadzała się z nim, ale musiała sprawiać pozory, jakby było inaczej. - Ale zanim zdechnie - Specjalnie użyła tak niemiłego określania. - minie sporo czasu, a w tym czasie będziemy osłabieni o co najmniej jednego wojownika. Może porozmawiamy o naszych uczuciach...

Nie podobało jej się granie w zauroczoną w przywódcy, ale musiała chwilę poudawać.

-No dobrze, chodźmy więc od razu. - Odparł Patykowa Gwiazda i wstał.

Koty wyszły z obozu idąc ramię w ramię, aby lepiej udawać Różane Ucho przybliżyła się do przywódcy, tak, że ocierała się o jego futro gdy szli. Mruczała przy tym tak sympatycznie na ile mogła. Nie mogła pozwolić, aby spodziewał się tego, co się stanie. Według propozycji kocicy poszli do Słonecznych Skał, gdzie usiedli. To był idealny moment na rozpoczęcie jej planu.

-Pozwól mi się upewnić. - Zaczęła mówić kocica. - Chcesz zabić tą samotniczkę?

-Oczywiście, że tak! - Miauknął od razu Patykowa Gwiazda. - I nic nie jest w stanie zmienić mojego zdania. Ale ty się ze mną zgadzasz, prawda kochana? Jesteś mądrzejsza niż oni, wiesz czemu to robię, moja słodka.

Od jego przesadnie miłych słów kocicy aż robiło się niedobrze. To nie był ten sam kocur, który przyjął go do klanu, chociaż nawet wtedy nie był już w pełni normalny. Gdy jednak zaczęła się jego obsesja jego zastępczyni zaczęła go szczerze nienawidzić. To był ten moment, ostatni raz, kiedy miała mu słodzić nieprawdziwymi słówkami.

-Oczywiście, Patykowa Gwiazda. - Otarła się o niego i krótko mruknęła. - Jesteś wspaniałym przywódcą, robisz dla klanu tak wiele. - W ułamku sekundy wyraz jej pyska z miłego i pełnego udawanej przyjaźni zmienił się na wrogi. - Teraz moja kolej, żeby zrobić coś dla dobra klanu. Już nikogo nigdy nie skrzywdzisz.

Wojowniczka nie dała swojemu przywódcy nawet zareagować, od razu skoczyła na niego, mimo ich dużej różnicy rozmiarów element zaskoczenia i starość kocura, która u niego była o wiele bardziej widoczna, niż u jego siostry sprawiły, że to Różane Ucho miała przewagę. Szybko dostała się prosto do jego szyi i zadała śmiertelny cios. Dopiero, kiedy upewniła się, że Patykowa Gwiazda nie żyje puściła jego ciało. 

Postanowiła już wcześniej, że klanowi powie, że zabiły go lisy. Doszła jednak do nieprzyjemnego wniosku. Jeśli sama nie będę miała żadnych ran to mi nie uwierzą. - Uświadomiła sobie, ale już wiedziała, co ma zrobić.

Swoje nadal wysunięte pazury wbiła w swoją własną skórę, tworząc rany. Zrobiła kilka takich mocnych zadrapań, podniosła ciało przywódcy i ruszyła do obozu.

Patykowa Gwiazda nie żyje! - Ogłosiła gdy przybyła do obozu, mimo tego, że starała się to ukryć wiedziała, że w jej głosie jest cień satysfakcji. - Napadły nas lisy, walczył dzielnie i poświęcił to życie, by uratować moje. Klan Gwiazdy powita go z radością, a my będziemy pamiętać go jako wspaniałego przywódcę klanu pioruna. Starszyzna przygotuje go do czuwania, jak przystało na tradycję. Księżyc już wzszedł, więc dopiero jutro rano wraz z Zabliźnioną Skórą wyruszę do Księżycowego Kamienia. 

Po wytłumaczeniu wszystkiego od razu podeszła do Ostrego Zęba, pilnującego Szyszki. Spojrzała na niego triumfalnie, miała ochotę powiedzieć mu "To ja wygrałam, nie możesz mnie już terroryzować! Twoje dni w klanie są policzone!" Zamiast tego wybrała jednak łagodniejszą wersję.

-Skoro nie mamy przywódcy. - Zaczęła. - Powinien, chociaż teraz panować pokój, jej karę odłożymy na później, a teraz możesz iść czuwać przy Patykowej Gwieździe.

Gdy tylko odszedł podeszła do wyraźnie przestraszonej Szyszki.

-Nie martw się niczym, teraz już będzie dobrze. A ja upewnię się, że zdrajca - Spojrzała na chwilę na Ostrego Zęba. - zostanie ukarany.

-Cieszę się Różane Ucho. - Odpowiedziała samotniczka. - Będziesz wspaniałą przywódczynią.

Przez głowę nowej, chociaż jeszcze nie oficjalnie przywódczyni przeszła duma z tej młodej jeszcze kotki. Była taka odważna.

Wojowniczka wiedziała, że aby zachować pozory powinna czuwać przy przywódcy. Od razu więc przysiadła przy nim, jednak nie dzieliła z nim języków. Po prostu siedziała, starając się wyglądać na smutną.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro