Rozdział 9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rankiem Różę obudził deszcz, powinna się do tego przyzwyczaić w porze spadających liści. Leżąca obok niej mała, szylkretowa koteczka po chwili również się obudziła. Kotki zjadły jeszcze kawałek powoli psującego się jastrzębia, resztki ponownie zostawiając na kolejny posiłek.

-Pójdziemy do klanu? - Pisnęła Akacyjka, patrząc samotniczce prosto w granatowe oczy. - Tęsknie za mamą.

-Wiem maluchu. - Mruknęła do niej czarna kotka. - ale nie mogę odprowadzić cię do twojego domu.

-Dlaczego? - Dopytywała uporczywie szylkretka, z tęsknotom w głosie. 

-Słuchaj, ja jestem samotniczką, a ty jesteś z klanu. - Zaczęła jej tłumaczyć Róża, ta mała istotka nie przejawiała agresji, wręcz przeciwnie, wydawała się bardzo lubić samotniczkę, która ją uratowała. Róży naprawdę trudno było wyobrazić, że ten kociaczek może w przyszłości stać się mordercą. - Koty z klanów zabijają samotników takich jak ja, przekonałam się o tym, jak byłam młodsza, niż ty jesteś teraz. Nie mogę cię tam odprowadzić, mimo wszystko nie chcę ginąć, ale nie mogę też puścić cię tam samej, bo może ci się coś stać, a tego bym nie chciała.

-Ale...

Koteczka nie dokończyła, w oddali dało się usłyszeć czyjeś zbliżające się kroki, a do nozdrzy samotniczki doszedł zapach klanowców.

-Chowaj się! - Powiedziała od razu do Akacyjki ze stanowczością w głosie, sama wczołgała się pod ten krzak, pod którym miała już zwyczaj się chować, koteczka jednak nie robiła tego.

Akacyjka patrzyła tylko przed siebie, po chwili zza osłony drzew i krzaków wyszedł patrol kotów, wśród nich szylkretowa kotka, wyraźnie zmartwiona, ogromny, smoliście czarny kocur o złocistych oczach i długim futrze, a także i Żabia Łapa oraz jasnoszara, pręgowana kotka, wzrostem podobna do niego. Szylkreta podbiegła do Akacyjki i zetknęła się z nią nosami.

-Córeczko, jesteś! - Miauknęła uradowana. - Już myślałam, że cię nigdy nie znajdę!

-Mama! - Pisnęła koteczka równie radosna jak jej matka, skoczyła figlarnie ze szczęścia, a jej przemoczona od nadal padającego deszczu słonecznoruda sierść błysnęła lekko. - Tęskniłam za tobą!

-Dlaczego uciekłaś?! - Powiedziała już z większą surowością kocica. - Gdzie byłaś przez ten czas? Myślałam, że jastrząb cię porwał Akacyjko! - Wojowniczka spojrzała na grzbiet córki. - Jesteś ranna, kto ci to zrobił? Ktoś cię zaatakował? Lis? Borsuk? Samotnik? Ktoś z innego klanu? Nie boli cię ta rana? Dlaczego jest opatrzona? Sama ją opatrzyłaś? Nie boli cię? Nie ma zakażenia?

Zalana masą pytań od kocicy koteczka wydawała się być zmieszana. Róża dokładnie obserwowała rozmowę z ukrycia, dziękując za deszcz, który ukrywał jej zapach. Modliła się, by słonecznoruda klanowa koteczka jej nie wydawała.

-Samotniczka. - Odparła krótko Akacyjka, najwidoczniej nie mając pojęcia co powiedzieć. - Ona mieszka w krzakach, i mnie znalazła...

-Zaatakowała cię!? - Wojowniczka nie dała córce dokończyć. - Zabiję ją!

Róża zaczęła się bardzo bać, już odwracała się by uciec, kiedy została zauważona, większa od niej kocica skoczyła na nią i powaliła nie ziemię, drapiąc ją gdzie popadnie.

-Stop! - Pisnęła przerażona koteczka, ciągnąc lekko ogon matki. - Nie dałaś mi dokończyć! Ona mnie uratowała!

Szylkretowa kocica natychmiast puściła Różę i stanęła spokojnie przed nią.

-Uratowałaś moją córkę! - Gniew kocicy wydawał się nigdy nie istnieć, była teraz pełna wdzięczności, jednak Róża nadal się jej bała. - Jesteś bohaterką! 

- Racja, jest. - Mruknął ciepło smoliście czarny kocur podchodząc bliżej, na widok ogromnego wojownika Róża zjeżyła lekko sierść. On jednak wydawał się to ignorować. - Jednak to nadal samotniczka na naszym terenie Szylkretowa Roso. Co z nią robimy?

- Zabierzmy ją do obozu! - Odezwał się w końcu Żabia Łapa, jego brązowe oczy błysnęły porozumiewawczo. - Patykowa Gwiazda o tym zadecyduje.

-To będzie dobre rozwiązanie Żabia Łapo. - Przyznał kocur i ogonem dał Róży znak, by szli za nimi. Przestraszona kotka wykonała jego polecenie, zrównując krokiem z przyjacielem oraz drugą szarą kotką.

Samotniczka rzuciła uczniowi zmartwione spojrzenie. Ufała Żabiej Łapie, ale bała się reszty tych klanowców i nie chciała iść do ich obozu, w którym mogło być mnóstwo chcących ją zabić, brutalnych kotów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro