Rozdział 17

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kilka dość krótkich, zimnych i pełnych deszczu, jak na porę opadających liści przystało dni, Żabia Łapa w końcu mógł wrócić do treningów. Dlatego więc tego poranka całkiem szczęśliwa z powrotu do zdrowia przyjaciela Różana Łapa mogła iść z szarym uczniem na trening. Kilka długości lisa przed nimi szli ich mentorzy, rozmawiali ze sobą.

Po niespecjalnie długim marszu grupa kotów dotarła do piaszczystej rozpadliny, którą Różana Łapa widziała już wcześniej na jednym z treningów. Grupa weszła do kotliny, gdy dotarli na niej dno dwójka uczniów usiadła naprzeciwko swoich mentorów.

-Dzisiaj poćwiczymy walkę. - Ogłosił im Patykowa Gwiazda, jak zwykle chłodnym tonem, chociaż tym razem w jego głosie byłą też odrobina ciekawości, najpewniej odnośnie tego, jak poradzą sobie uczniowie. Zwłaszcza jego syn. - Najpierw osobno poćwiczycie ruchy, a potem będziecie ze sobą walczyć.

-Walczyć?! - Ta wiadomość bardzo przestraszyła uczennicę, w jej opinii już tyle kotów poniosło przez nią śmierć, nie chciała skrzywdzić i swojego najlepszego przyjaciela.

-Spokojnie, będziecie mieli schowane pazury i nikomu nic się nie stanie. - Wyjaśniła szybko jej mentorka i zabrała ją na bok, by mogły w spokoju poćwiczyć przed główną walką.

Ćwiczenia nie zajęły zbyt długo, w końcu kotka była gotowa na udawaną walkę z pobratymcem, a przynajmniej próbowała udawać gotową.

-Dobrze, możecie zaczynać. - Mruknął Patykowa Gwiazda, siadając z boku, tuż obok Niebieskie bo Błysku.

Różana Łapa stała jak kołek, mimo wcześniejszych niezbyt udanych i krótkich ćwiczeń z mentorką naprawdę nie miała pojęcia co robić. Przyjaciel skoczył na nią i powalił ją, mając przy tym cały czas schowane pazury. Nie miała pojęcia co zrobić i była przerażona, jakby naprawdę walczyła.

-Kopnij go w brzuch, dzięki temu cię puści! - Podpowiedziała jej mentorka, uważnie obserwując jej ruchy.

Uczennica chciała wykonać polecenie mentorki, jednak coś jej nie pozwoliło. Tak bardzo nie chciała krzywdzić Żabiej Łapy, nawet jeśli miała schowane pazury. W jej głowie już tworzyły się wszystkie najgorsze scenariusze na temat tego, co stanie się, jeśli się obroni. Nie wiedziała, co ma robić. Z jednej strony była przerażona całą walką, nawet ze świadomością, że jest ona sztuczna, czuła się, jakby Żabia Łapa był jej prawdziwym, żądnym krwi przeciwnikiem. Z drugiej zaś strony nawet, gdyby była to prawdziwa walka nie chciała krzywdzić szarego ucznia. Leżała więc po prostu, nie dając żadnego oporu przed lekkimi, sztucznymi ciosami przyjaciela, które jednak jej wydawały się pełne agresji.

-No już, starszy Żabia Łapo! - Krzyknął w końcu przywódca klanu. - Możesz ją zostawić.

Gdy tylko uczeń ją puścił, czarna, łaciata kotka powoli wstała na łapy, trzęsąc się przy tym ze strachu. Patykowa Gwiazda podszedł do niej tak blisko, że gdyby była jego wzrostu, dotykaliby się pyskami. Patrzył na nią z lekkim rozczarowaniem.

-Dlaczego się nie broniłaś? - Spytał chłodno, nie przestając się w nią wpatrywać. - Gdyby to była prawdziwa walka, już dawno byłabyś martwa. Próbujcie jeszcze raz, ale tym razem masz go zaatakować, albo chociaż się bronić! Nie potrzebujemy w klanie kota, który nie jest w stanie użyć pazurów.

-Odpuść jej Patykowa Gwiazdo. - Zasugerowała Niebieski Błysk odważnie. - Jest jeszcze młoda, mogła się wystraszyć, jestem pewna, że w prawdziwych realiach walki świetnie sobie poradzi.

-Masz rację. - Mruknął przywódca. - Trzeba jej prawdziwej, realistycznej walki. - Odwrócił się do swojego syna. - Jeszcze raz, tym razem z wysuniętymi pazurami.

-Co? - Oburzyła się błękitna kocica. - Nie mogą tak walczyć! Komuś stanie się krzywda, przecież jeszcze niedługo oboje siedzieli u medyczki!

-Jeśli mamy odzyskać Słoneczne Skały, każdy musi umieć walczyć, a wprowadzenie realów walki było twoim pomysłem. - Odparł kocur chłodno.

-Ale nie to miałam na myśli! - Kłóciła się dalej mentorka Różanej Łapy.

-Przykro mi tato, ale ja jej nie skrzywdzę. - Postawił się mu Żabia Łapa.

-Moje słowo jest prawem i musicie go słuchać. - Przypomniał buntownikom. - Walczcie jeszcze raz, nikomu nic się nie stanie, jeśli Różana Łapa się obroni. Ona też ma wysunąć pazury.

Uczennica bała się sprzeciwić przywódcy. Wysunęła pazury, czekając na atak przyjaciela, którego teraz tym bardziej się bała.

Żabia Łapa niechętnie skoczył na nią, jego pazury raniły kotkę, chociaż starał się nie wbijać ich w jej skórę. Czarna uczennica pisnęła z przerażenia, jej ból nic nie zmienił, nadal nie chciała krzywdzić przyjaciela. Obróciła głowę, napotykając wściekły wzrok przywódcy klanu przemogła się. Jedną z tylnych łap kopnęła brzuch przyjaciela, nie zrobiła tego mocno, z jego malutkiej rany nie pociekła nawet krew, mimo to kocur udawał, że zraniła go i odskoczył do tyłu, by przywódca dał im spokój. Po kolejnych chwilach łagodnej i w większości nadal sztucznej walki wielki, szary, pręgowany kocur wstał i podszedł do uczniów.

-Starczy. - Mruknął. - Kolejna walka już bez pazurów.

Ta wiadomość bardzo ucieszyła Różaną Łapę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro