Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Róża wierciła się po jaskini. Jej mama i tata jeszcze spali, tak samo siostra, ale ona nie mogła już dłużej wysiedzieć w miejscu! Wygramoliła się z nory, zrobiła kilka małych, ostrożnych kroków. Jej małe łapki zrobiły się wilgotne od będącej wcześniej na trawie rosy. Po chwili poczuła jak ktoś ciągnie ją za ogon, coś wciągnęło ją  z powrotem do domu. W pierwszym odruchu wystraszyła się, jednak po chwili zorientowała się, że to na szczęście tylko jej siostra.

Gdy Borówka już puściła jej ogon, Róża odwróciła się do reszty. Jej ojciec gromił ją gniewnym wzrokiem.

-Różo, nie możesz być takim mysim móżdżkiem! - Syknął do niej, chociaż tak naprawdę w jego głosie nie wybrzmiewał gniew, a troska. - Nie możesz sama wychodzić z nory, to bardzo niebezpieczne, klanowcy mogliby cię znaleźć i zaatakować! A gdyby cię zabili! Albo znaleźli nasz dom i zabili nas wszystkich! Już nigdy bym was nie zobaczył!

-Przepraszam tato. - Pisnęła ze skruchą koteczka, otarła się o ojca, a ten liznął ją w ucho. - Nawet jakby nas zabili to jako duch bym cię znalazła, więc nie musisz się martwić.

-Nie znalazłabyś. - Zaczął mówić Gawronie Skrzydło, ogonem nakazując Róży oraz stojącej obok Borówce, aby usiadły, tak samo jak on. - Widzicie kochane, ja byłem medykiem. Od zawsze wierzę w Klan Gwiazdy, czyli grupę naszych zmarłych przodków. Po śmierci przyjęliby mnie tam, jednak Łąka, ani żadna z was nie urodziła się w tej wierze, a obiecałem waszej matce, że nie opowiem wam o Klanie Gwiazdy. Samotnicy, zwłaszcza niewierzący nie idą do Klanu Gwiazdy. Po śmierci ja zostanę sam, a wy będziecie błąkać się po nieznanych mi i komukolwiek miejscach.

Kocur wyglądał na przygnębionego mówiąc o tym, jego smutny nastrój udzielił się też Róży, która wstała, otarła się o ojca i liznęła jego łapę. Nie odezwała się jednak. Po chwili ciszy Borówka i Gawronie Skrzydło po prostu wyszli z nory i ruszyli polować. Pewnie niedługo wrócą. - Pomyślała czarna, łaciata koteczka i spojrzała na swoją matkę. Łąka nadal spała, więc samotniczka postanowiła jej nie budzić, mimo to bardzo chciała się bawić. Powstrzymała się od ponownej próby ucieczki i w spokoju leżała czekając, aż jej mama się obudzi.

Już o wysokim słońcu Gawronie Skrzydło wrócił do domu, Borówki nadal nie było, co martwiło wszystkich, w końcu zwykle wracała przed ojcem.

Róża siedziała niespokojna w koncie nory, jej matka krążyła po ich domu zmartwiona, a dawny medyk ze stoickim spokojem próbował uspokoić partnerkę.

-Będzie dobrze Łąko. - Mówił. - Borówka na pewno już za chwilę wróci i pewnie przyniesie tyle zwierzyny, ile nie widzieliśmy od dobrych kilku sezonów! 

-A jeśli nie!? - Szylkreta nie przestawała krążyć po norze, nie uspokajając się nawet na chwilę. - A co jeśli ci parszywi klanowcy ją zabili?! A jeśli trzymają ją jako zakładnika!? Oh Gawronie Skrzydło, co my zrobimy, bez naszej córeczki?!

Róża nic nie mówiła, szlochała cicho, nie podzielała w pełni zmartwień mamy, jednak nieobecność siostry ją martwiła. Chciała spojrzeć w niebo, ale nad sobą widziała tylko górną część nory, wejście prawie w całości przysłaniał ciemnoszary kocur, minimalizując dopływ światła i dodając norce jeszcze mroczniejszego i pustszego klimatu. A co, jeśli naprawdę coś jej się stało?! - Zmartwiła się koteczka. - Co ja bez niej zrobię.

Ten stan trwał przesz długi czas. W końcu zapadł zmrok. Borówka nadal nie wróciła. 

Przez całe zamieszanie Róża od powrotu ojca i początku zmartwień matki nic nie jadła, ale była zbyt zmartwiona, by myśleć o jedzeniu. Właściwie, myślała w tym momencie tylko o siostrze. 

Spojrzała na swoich rodziców. Oboje płakali, Gawronie Skrzydło chciał jej poszukać, ale niefortunnie, gdy wpadł na ten pomysł był moment, w którym panowało zbyt duże ryzyko natknięcia się na patrol. Dwoje dorosłych kotów leżało więc wtuleni w siebie. Róża podeszła do nich, wtuliła się w ich futra i próbowała zasnąć, ale nie mogła. 

Była w niej wcześniej minimalna, nieodkryta, wywołana głownie opowieściami ojca wiara w Klan Gwiazdy, która teraz sprawiała, że koteczka modliła się bezgłośnie.

-Proszę, niech  Borówka wróci cała i zdrowa! - Błagała w duchu, nie wiedząc nawet, czy ci, do których mówi ją słyszą...i czy w ogóle istnieją. Mimo to dalej wypowiadała w myślach prośby. - Nie dam rady bez niej! Pomóżcie jej wrócić do domu, uratujcie ją przed klanowcami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro