Rozdział 30

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Księżyce mijały. Żabi Sus już od dawna wiedział o tym, że nigdy nie będą mieli kociąt. Różane Ucho nawet próbowała się z tym pogodzić, co nawet trochę się udało. Jej partner spał jak zabity, podczas gdy ona niedawno się obudziła. Różane Ucho jako zastępczyni specjalnie nie wybierała siebie i partnera na patrol, wolała polować tylko z nim, lub w pojedynkę. Była późna pora nagich drzew, a klan musiał się z czegoś wyżywić, zwłaszcza, że Kameleonowy Język spodziewała się kolejnego miotu kociąt.

-Szkoda ci go budzić? - Różane Ucho odwróciła się i ujrzała Akacjową Gałązkę, była ona obecnie najmłodszą z wojowników. 

-Dam mu jeszcze trochę pospać, zobaczę jak mają się kocięta Wilczej Przepaści. - Stwierdziła czarna kocica.

-Serio lubisz kociaki! - Szylkreta zaśmiała się ciepło. - Szkoda, że nie możesz mieć swoich własnych.

Różane Ucho nic nie odpowiedziała, pochyliła lekko głowę i wyszła z legowiska wojowników, kierując się do żłobka. Nie musiała tam nawet wchodzić, już przed żłobkiem na jej ogon skoczył rudy, pręgowany kociak.

-Hej Lisku! - Przywitała go ciepło, podnosząc przy tym. - Przyszłam zobaczyć jak się macie.

-Jest super! - Miauknął kocurek. - Ja i Borsuczek niedługo zostaniemy uczniami!

-Chciałbym być najlepszym uczniem w historii! - Dodał łaciaty kocur, powalając przy okazji brata.

-Ja chciałabym w ogóle móc zostać uczennicą. - Ze żłobka wyjrzała lekko trzeci kociak Wilczej Przepaści, pręgowana koteczka. Przez ślepotę nie mogła zostać wojowniczką.

-Nie martw się Zacienko, kiedyś też będziesz uczennicą. - Wojowniczka polizała koteczkę między uszami na pocieszenie.

-Nie kłam. - Odparła niepasującym do tak młodego kota chłodnym tonem. - Nie jestem już mała, wiem, że to nie prawda.

Czarnej kocicy było naprawdę szkoda koteczki, dobrze orientowała się w terenie obozu, może mogłaby nauczyć się chociaż podstaw walki, żeby nie trzeba było jej bronić. Albo otrzymać imię jak kiedyś Hiacyntowe Marzenie.

-Hej, Różane Ucho! - Z legowiska wojowników w końcu wyszedł szary wojownik, od razu podszedł do partnerki i otarł się o nią pyskiem. 

-Witaj, Żabi Susie. - Na jego gest kocica odpowiedziała mu mruczeniem.

-Ohyda. - Mruknął pod nosem Lisek.

-Zobaczymy co powiesz, kiedy ty się zakochasz szkrabie. - Zaśmiał się szary kocur.

-Idziemy na polowanie? - Zaproponowała w końcu Różane Ucho. - Jest sporo śniegu, ale może coś złapiemy. 

-Jasne. - Kocur od razu odwrócił się i skierował w stronę wyjścia z obozu. Kocica szła u jego boku. - Chodźmy w okolice Drogi Grzmotu, ostatnio patrol wyczuł tam samotnika, a jakiś wyliniały włóczęga, wyjadający zwierzynę to ostatnie czego nam trzeba. Zwłaszcza jak okaże się być tak podstępny jak ci, którzy zaatakowali nas kilka księżycy temu.

-Brzmisz jak Patykowa Gwiazda! - Wojowniczka zaśmiała się i trzepnęła partnera w ucho.

Koty wyruszyły na polowanie, nieopodal Drogi Grzmotu usłyszeli dwa głosy, nie znali ich, jeden z pewnością należał do kociaka. Od razu  schowali się w krzakach.

-Klanowcy! - Krzyknęła jedna z nich - Uciekaj!

Kiedy mniejsza z kotek, w wieku co najwyżej dopiero mianowanego ucznia odbiegła Żabi Sus odbiegł za nią. Różane Ucho nie chciała patrzeć na to, co się dzieje.

Słyszała kłótnie partnera z nieznajomymi, musiała więc wyjść z ukrycia. Stanęła obok partnera i zobaczyła dwie podobne do siebie kocice. Starsza z nich była brązowa, miała różnorakie czarne i rude plamy, kocicy wydawało się, że ją zna, ale nie miała pojęcia skąd. Mniejsza z nich wyglądała prawie tak samo jak starsza, z tym, że na jej futrze były tylko rude plamki.

-Żabi Susie, co się dzieje? - Zapytała w końcu. -  Samotnicy atakują?!

-Nie atakujemy. - Broniła się starsza samotniczka. - On chciał zaatakować moją córkę!

-To niemożliwe samotniczko, wojownicy nie atakują bez powodu. - Odpowiedziała zastępczyni, chciała się wydawać groźna i niewzruszona, jednak tak naprawdę było jej szkoda samotniczek.

-Mama mówi prawdę. - Pisnęła młodsza z nich, jej morsko niebieskie oczy były pełne strachu - On mnie chwycił za kark i chciał zabrać.

Biedna malutka. - Pomyślała wojowniczka.

-Na pewno nie chciał ci nic zrobić malutka. - Próbowała wytłumaczyć czarna kocica. - Nie to jest teraz najważniejsze, kim jesteście i co robicie na naszym terenie?

-Jestem Lawenda, a to moja córka Szyszka. - Zaczęła samotniczka. - Mieszkamy nieopodal w opuszczonej lisiej norze, ale proszę nie wyganiajcie nas, nam też jest trudno.

Lawenda... Lawenda. - To imię odbiło się echem w głowie Różanego Ucha, była jeszcze bardziej pewna, że ją zna.

-Dobrze, ja jestem Różane Ucho zastępczyni przywódcy, a to Żabi Sus, jesteśmy z klanu pioruna. - Rzekła kocica. -  Rozumiem jak wam trudno, ale nie możemy tego zignorować, zaprowadzimy was to naszego przywódcy on zadecyduje co w wami zrobić.

Poszli do obozu, gdzie Żabi Sus powiadomił przywódcę o przybyszach. Różane Ucho pożałowała tej decyzji gdy tylko Patykowa Gwiazda zaczął krzyczeć na biedne samotniczki. To nie był już ten sam przywódca, który kiedyś przyjął Różę do klanu i uczynił Różaną Łapą, potem Różanym Uchem i swoją zastępczynią. Na rozkaz przywódcy zaprowadziła samotniczki do legowiska więźniów, jednak było jej ich szkoda. Po odprowadzeniu ich od razu poszła do Patykowej Gwiazdy.

-Czy naprawdę musimy je tak traktować? - Spytała go z lekkim wyrzutem. - Są nieszkodliwe.

-Są bardzo szkodliwe! - Wściekł się od razu przywódca. - To samotniczki, jakieś sterty pcheł, na pewno już planują jak wymordować nasz klan! Tej małej użyją jako przynętę, to kociak, wszyscy jej zaufają, a w tym czasie ta stara zacznie zabijać innych! Jej córka pewnie zabije kocięta, albo ukradnie zwierzynę! To samotniczki, nie można im ufać!

-Ale spójrz tylko na nie! - Upierała się dalej zastępczyni. - Są niedożywione, takie chude, a ta starsza wygląda na chorą. Musimy zrobić coś więcej niż tylko je tu trzymać!

-Nic nie zrobimy! - Syknął szary, pręgowany kocur. - Wiesz, że cię kocham Różane Ucho. I uwierz, że robię to tylko dla dobra klanu. Dla twojego dobra ukochana! Zostań moją partnerką, będziemy mieli kocięta, które wychowamy na wojowników. Będziemy szczęśliwi!

-Pomyślę o tym. - Mruknęła niepewnie kocica. - Powinnam chyba już iść.

Oddaliła się szybko. Oczywiście nie miała zamiaru o tym myśleć, nigdy by się na to nie zgodziła. W końcu miała już partnera, a do tego przywódca klanu był od niej o ponad pięćdziesiąt księżycy starszy! Z resztą nawet, gdyby pominąć dwa pierwsze powody miał wcześniej partnerkę, a po jej śmierci zdaniem Różanego Ucha stał się świrem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro