Rozdział 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Róża złapała mysz, wskoczyła na jeden ze stosów siana i podała ją leżącej w legowisku Palmie. Ćwierć księżyca temu starsza kocica zachorowała do takiego stopnia, że nie miała siły polować. Z resztą nawet gdyby je miała, Róża nie pozwoliłaby jej na to, skoro sama mogła polować i dla niej, i dla siebie. W końcu czarna, łaciata kotka miała już siedem księżyców. Życie w stodole układało się świetnie, nie było to może to samo co nora, dzielona z rodziną, ale było przytulnie, a Palma okazała się być bardzo miła. Nawet agresywne szczekanie psów przestało przeszkadzać Róży, a dwunożni, którzy tu mieszkali bardzo polubili nową lokatorkę stodoły, chociaż samotniczka była w stosunku do nich nie ufna. Palma rozumiała niektóre słowa dwunożnych i z jej tłumaczenia wynikło, że mieszkający tu partnerzy i ich ludzkie kocie nazywają Różę Migotką. Dwunożni nie byli zły, przez ponad trzy księżyce, podczas których Róża tu mieszkała nauczyli się, by nie podchodzić i dać jej tyle przestrzeni, ile zawsze dawali Palmie. 

Przez ten czas kotka urosła, nadal była zbyt mała jak na swój wiek, jednak nie martwiła się tym, w końcu nigdy nie musiała z nikim walczyć i nigdy nie będzie musiała. Życie w stodole było beztroskie i przyjemne, tłuste, pyszne myszy były tu tak liczne, że praktycznie same wpadały w łapy.

-Jak się dzisiaj czujesz Palmo? - Zapytała czarna samotniczka, ogonem trącając lekko bark brązowej staruszki. - Może jak zjesz będzie lepiej.

-Jest dobrze. - Ochrypły głos staruszki przeczył sam sobie. - Słońce chyba już zachodzi, może wyjdziemy zobaczyć zachód?

-Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł. - Odparła Róża. - Może lepiej, żebyś odpoczęła?

-Bzdury! - Syknęła dla żartu brązowa kocica, wstając chwiejnie na łapy, chcąc okazać, że ma jeszcze dużo siły. - No już, idziemy ty futrzaku! Po słońce nam ucieknie!

-Już idę. - Miauknęła niechętnie kotka, nadal nie będąc przekonana odnośnie tego pomysłu.

Brązowa kocica podeszła do niskiego daszku jednego z budynków, by nim wejść na dach stodoły, jak zawsze to robiła. Róża zmierzyła odległość konieczną do przeskoczenia. A co, jeśli Palma nie da rady? - Zmartwiła się. - Nie możemy tędy iść!

Widziała jak brązowa staruszka szykuje się do skoku, aby ją powstrzymać Róża skoczyła na dach zanim ona zdołała wyskoczyć, uniemożliwiając jej ten manewr.

-Głupi z ciebie futrzak Różo! - Palma zaśmiała się, chwiała się lekko na nogach, wyraz jej pyska wskazywał, że sama nie jest pewna swoich sił. - Miałam zamiar tam wskoczyć!

-Lepiej tędy dzisiaj nie idźmy! - Odparła czarna kotka, zeskoczyła z niskiego dachu budynku i stanęła pysk w pysk z drugą kotką, wlepiła wzrok w jej pozbawione sił oczy. Ogarnęło ją współczucie i ogromna troska o swoją przyjaciółkę, a tak naprawdę i przybraną matkę, w końcu to ona nauczyła ją polowania i podstaw walki. - Może pójdziemy tylnym przejściem, obok budy. Psy będą spały.

-To dobry pomysł. - Odparła Palma i otarła się o bok Róży, zamruczała krótko i zaczęła iść w stronę budy. W połowie drogi przysiadła, wpatrzona była w cudowne, nocne niebo, na którym pojawiła się Srebrna Skóra, a razem z nią księżyc, rzucający lekką poświatę na farmę. - Na zachód już nie zdążymy. - Mruknęła ze zrezygnowaniem, po czym westchnęła. - Ale możemy jeszcze popatrzeć na tą cudowną noc.

-Mhm. - Róża nie była pewna co odpowiedzieć, po prostu szła dalej, zaraz obok brązowej, starej kocicy.

Palma szła przodem, tuż przed przekroczeniem budy, w której spały psy zwolniła. Czarna samotniczka zrobiła to samo, wiedziała, że psy śpią, jednak miała świadomość, że na noc ich łańcuchy są odpinane.

Wtedy rozległo się brzęczenie. Staruszka idąc potknęła się o leżący na ziemi łańcuch, powodując zderzenie dwóch część materiału dwunożnych, a to wywołało brzęczenie.

Z budy doszło je warczenie. Zaledwie po czasu jednego, lub dwóch uderzeń serca oba ogromne, brązowe psy wyszły z budy szczekając wściekle. Obnażyły kły w wściekłym warczeniu, a ich puste oczy były pełne chęci ataku.

-Uciekaj! - Wrzasnęła w przerażeniu Palma, sama rzucając się do ucieczki, w stronę wyjścia z farmy.

Róża chciała jej pomóc, podparła bok brązowej kocicy, aby biegły razem, nawet gdyby psy miały złapać je obie. Wtedy jednak Palma udrapnęła czarną kotkę, odpychając ją kawałek.

-Nie pomagaj mi! - Syknęła z przekonaniem. - Uciekaj! Nieważne co byś usłyszała, nie zatrzymuj się i nie oddalaj nawet na chwilę.

Znajome, kiedyś wypowiedziane przez jej matkę słowa zabrzęczały echem w głowie Róży, która oszołomiona patrzyła w nieruchomą, co dziwne spokojną staruszkę i będące coraz bliżej nich psy.

-Biegnij! - Warknęła po raz ostatni Palma, znów popychając Różę. - No już!

Samotniczka wiedziała, że nie przekona przyjaciółki, żeby przyjęła pomoc. Musiała biec. Sama. "Nieważne co byś usłyszała, nie zatrzymuj się i nie odwracaj nawet na chwilę" dwukrotnie słyszane przez samotniczka w przeciągu życia słowa znów zabrzęczały w jej głowie. Jej matka powiedziała je przed śmiercią. Czy Palma też umrze?

Kotka szybko otrzymała odpowiedź na swoje pytanie. Będąc przy wyjściu z podwórza farmy usłyszała okrzyk spowodowany rozdzieraniem gardła, drapanie wielkich pazurów i kolejne, brzmiące triumfalnie warknięcia psów. Wbrew zakazu odwróciła się na chwilę. Dwa ogromne stworzenia biegły w jej stronę, zostawiając za sobą rozerwane na strzępy ciało bezbronnej staruszki. Pysk jednego z agresorów był zakrwawiony.

Róża z łzami w oczach rzuciła się do dalszej ucieczki. W jej oczach były łzy. Biegła przed siebie, zapominając, że wkroczyła na tereny klanów. Adrenalina nie pozwalała jej czuć zmęczenia. Nie zorientowała się nawet, kiedy minęła brzeg rzeki, a po chwili znajdując się na terenie nieznanego klanu.

Dopiero wtedy poziom adrenaliny spadł na tyle, by się zatrzymała. Po tak długim biegu dostała sporej zadyszki. Rozejrzała się panicznie po pobliskim terenie, spodziewając się ogromnych, ostrych kłów i rządnych zemsty oczach, należących do psów za każdym rogiem. Było jednak spokojnie.

Palma nie żyje. - Kotka dopiero teraz sobie to uświadomiła, z jej granatowych oczy ciekły łzy. - A co gdybym nie chciała iść inną drogą?! Ona by przeżyła! Jej śmierć to moja wina! - Smutek kotki przerodził się w istną rozpacz, zmieszaną z paskudnie silnym poczuciem winy. - A co jeśli śmierć rodziców to też moja wina?! 

Czy to znaczy, że jestem mordercą? - Zadała przepełnione żalem, smutkiem, poczuciem winy, współczuciem i wieloma innymi emocjami na raz pytanie samej sobie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro